Wypowiadając się na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, zanim przybył tam Trump, Tom Bossert oświadczył, że Turcja "powinna brać pod uwagę potencjalną eskalację", wkraczając do Syrii.
USA wyrażały już zaniepokojenie rozpoczętą w sobotę ofensywą sił tureckich przeciwko kurdyjskiej milicji YPG (Ludowe Jednostki Samoobrony) kontrolującej Afrin w północno-zachodniej Syrii. YPG jest w sojuszu z siłami USA w walce przeciwko Państwu Islamskiemu (IS). Associated Press pisze, że wypowiedź Bosserta jest "najbardziej bezpośrednim jak dotąd wezwaniem Turcji do wycofania się" z Syrii.
Turcja zapowiada nasilenie operacji przeciwko YPG także w innych rejonach wzdłuż granicy. Ankara postrzega YPG jako syryjskie ramię zdelegalizowanej w Turcji Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), która zarówno przez tureckie, jak i amerykańskie władze uważana jest za ugrupowanie terrorystyczne. Jednak YPG kieruje arabsko-kurdyjską koalicją o nazwie Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), która była dotychczas głównym sojusznikiem koalicji pod wodzą USA w wojnie z dżihadystami z Państwa Islamskiego w Syrii.
Żołnierze amerykańscy współdziałają z SDF w różnych rejonach Syrii, by zapobiec odrodzeniu się Państwa Islamskiego, ale nie ma ich w rejonie Afrinu.
Bossert przestrzegł przed fatalnymi konsekwencjami ewentualnego starcia wojsk tureckich "z siłami, na których wszyscy polegamy, by pokonać IS, zwłaszcza jeśli w regionie będą doradcy USA".
Przyznał, że uzasadnione są obawy Turcji o jej bezpieczeństwo w związku z obecnością sił syryjskich Kurdów wzdłuż granicy, ale oświadczył, że istotniejsza od tych obaw jest "strategiczna potrzeba" stabilnej Syrii.
"W żadnym razie nie krytykuję tureckiej decyzji, ale modlę się, by (strona turecka) okazała więcej długofalowej, strategicznej cierpliwości" - powiedział.
W środę prezydent Donald Trump w rozmowie telefonicznej z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem wezwał Ankarę do ograniczenia operacji wojskowych w Syrii i uniknięcia ryzyka konfliktu z wojskami USA.
Skomentuj artykuł