Izrael: zacięta walka o głosy wyborców

Izrael: zacięta walka o głosy wyborców
(fot. PAP/EPA/JIM HOLLANDER)

Na ostatniej prostej kampanii wyborczej przed wtorkowymi wyborami do izraelskiego Knesetu partie prześcigają się w formułowaniu oskarżeń pod adresem przeciwników, starając się na wszystkich frontach zaprezentować swoich liderów z jak najlepszej strony.

Mimo, iż do wyborów parlamentarnych pozostało zaledwie kilkadziesiąt godzin, to walka medialna o głosy wyborców trwa do ostatniej chwili. Miejsce ponętnych modelek na ulicznych plakatach, które można spotkać niemal na każdym większym skrzyżowaniu ulic, zajęli liderzy największych partii. Plakatami z wizerunkiem Netanjahu oblepiony jest nieomal cały Izrael.

"9 lat niczego - nie udało ci się? - Idź do domu!", "Z Bibinet (Bibi+Benett) na wieczność pozostaniemy uwięzieni z Palestyńczykami" - nawołują z ulicznych transparentów przeciwnicy obecnego koalicyjnego rządu Beniamina Netanjahu (Bibi) i Naftali Bennettem z Żydowskiego Domu.

"Albo my, albo oni. Jedynie Likud - jedynie Netanjahu" - odpowiada im partia rządząca, a premier obiecuje "Silne państwo". "Albo my, albo on" - przestrzegają główni liderzy opozycyjnego Bloku Syjonistycznego Isaac Herzog i Cipi Livni, którzy prowadzą w przedwyborczych sondażach i mają największe szanse na objęcie władzy po wyborach.

Pretendująca do trzeciego miejsca w najbliższych wyborach partia Jest Przyszłość przekonuje, że jest "jedyną partią troszcząca się o klasę średnią". "Walczymy o państwo" - zapewniają jej liderzy.

Z kolei koalicyjny Żydowski Dom ogłasza z wiszących billboardów, że przestaje przepraszać za miłość do Izraela, a Zjednoczona Lista Arabska kontratakuje: "Zjednoczona Lista Arabska - Twoją odpowiedzią na rasizm".

Z plakatów wyborczych padają także obietnice dla Izraelczyków. Lider prawicowej nacjonalistycznej partii Nasz Dom Izrael Awigdor Lieberman nawołuje do ostrej rozprawy z terrorystami, obiecując rządy twardej ręki: "Do rzeczy Lieberman", "Syjonistyczny Unia dokona zmian", "Wielka żydowska ojczyzna kontra lewica" - głoszą zwolennicy narodowego, żydowskiego porozumienia, a Zjednoczony Judaizm Tory przestrzega: "Pokoleniowy wybór albo wieczne problemy".

"Orientalni głosują na orientalnych" - oświadcza partia Szas. Na przedwyborczych wiecach często zobaczyć można transparenty z napisem: "Kampanie wyborcze zajmują się oczernianiem. Chcemy odpowiedzi w ważnych kwestiach".

Polityków można zobaczyć nie tylko na ulicznych plakatach, w telewizji czy w internecie. Jednym z popularnych miejsc, w którym można było spotkać w ostatnich dniach czołowych polityków są bazary (szuki). Na szuk "Mahane Jehuda" w Jerozolimie wybrał się sam premier Netanjahu, z kolei w Tel Awiwie można było spotkać liderów lewicowego Bloku Syjonistycznego: Herzoga i Livni.

Dużą popularnością wśród polityków cieszą się w wyborach także redakcje gazet izraelskich. W tym roku uwagę polityków zwrócił również gejowski bar "Evita" w Tel Awiwie. Jeśli w poprzednich wyborach większość partii wysłała przedstawicieli na spotkania z czołowymi reprezentantami mniejszości seksualnych, tym razem, politycy wiodących świeckich partii zdecydowali się na udział w imprezach społeczności gejowskich.

Walcząc o głosy gejów, lesbijek, biseksualnych i transpłciowych wyborców Miri Regew z Likudu po raz pierwszy udzieliła wywiadu drag queen. Społeczność gejowską odwiedzili m.in. Liwni, Jair Lapid (Jest Przyszłość). Obecny minister obrony Mosze Jaalon publicznie wyraził poparcie dla małżeństw homoseksualnych, a nawet Netanjahu po raz pierwszy wysłał do członków społeczności gejowskiej pozdrowienia i zaapelował o ich poparcie. Do zalotów nie przyłączyli się politycy ortodoksyjnych partii.

Założycielowi nowej ortodoksyjnej partii Razem, Eli Jiszaiowi, do tej pory pamięta się w Izraelu wypowiedź: "homoseksualizm to oczywista choroba". Na jednym z ostatnich wieców ultraortodoksyjnej społeczności w Bnei Braku, głównym hasłem dziesiątków tysięcy zgromadzonych osób było: "Kto nie głosuje - oddaje głosy szatanowi". Wystąpienie lidera aszkenazyjskiej ultraprawosławnej społeczności Litwaków, 101-letniego rabina Arona Lejba było w jidysz i trwało 50 sekund. "W waszych rękach jest uświęcenie Szem albo jego bluźnierstwo" - powiedział rabin, zdobywając tym gromki aplauz.

Tuż przed wtorkowymi wyborami politycy wielu partii będą na ostatnich wiecach przekonywać wyborców do oddania na nich właśnie swojego głosu. W niedzielę na jednym z największych placów Tel Awiwu kończący kampanię wiec wyborczy będzie miał prawicowy Likud i Żydowski Dom.

Walcząc o głosy wyborców partie nie ograniczają się jedynie do wieców i spotkań z wyborcami. Jak podała gazeta "Haarec", w bieżącej kampanii partie przeznaczyły na reklamę w internecie setki milionów szekli. W wydatkach przewodzi partia Jest Przyszłość, która zwiększyła przeznaczony budżet do 512 mln szekli (ok. 133 mln USD), drugie miejsce przypadło Blokowi Syjonistycznemu - 333 mln szekli (ok. 83 mln USD).

Jest Przyszłość przewodzi również w wydatkach przeznaczonych na wyborcze filmy wideo. Na ten cel partia wydała 350 mln szekli (ok. 87 mln USD), Blok Syjonistyczny - 97 mln szekli ( ok. 24 mln USD), a Likud - 77 mln szekli (ok. 19 mln USD).

Największe zainteresowanie wzbudził spot wyborczy premiera Netanjahu zatytułowany "Bibisiter", w którym przekonuje swoich rodaków, że w tych wyborach zadecydują o tym, kto zaopiekuje się ich dziećmi. Dodaje, że właśnie jego Likud jest jedynym rozsądnym wyjściem.

W materiale filmowym partii Jest Przyszłość zwracającym się do kobiet nie występuje ani jedna kobieta. Za to na popularnym, politycznym portalu internetowym "Naga prawda" hasła polityczne prezentują wyłącznie panie i to na najatrakcyjniejszych częściach swojego ciała: pośladkach i piersiach. "One w przeciwieństwie do Jaira (Lapida) nie są nadmuchane" - głosi jedno z przedwyborczych haseł wypisane czarnym flamastrem na częściowo tylko zasłoniętym biuście w rozmiarze XXL.

W świetle szerokiej debaty społecznej na temat kwestii reprezentacji kobiet w parlamencie i stałego wzrostu liczby posłanek w ostatnich kadencjach oczekiwano, że w kolejnej kadencji Knesetu pobity zostanie rekord reprezentacji kobiet w parlamencie izraelskim, że będzie ich tam około jednej czwartej ogólnej liczby przedstawicieli (31). Sondaże wykazują jednak, że będzie ich 27, czyli dokładnie tyle, ile w obecnym parlamencie.

Ortodoksyjne partie reprezentują wyłącznie mężczyźni. Wśród 23 wiodących nazwisk na liście wyborczej Likudu tylko 4 należą do kobiet. Aż cztery kobiety znalazły się w pierwszej dziesiątce nazwisk partii Merec. Tylko jedna kobieta - Zahawa Gal-On (Merec) uplasowała się na czele listy partyjnej. Dwie na drugim miejscu - Cipi Liwi z Bloku Syjonistycznego i Orli Lewi-Abuksis z Nasz Dom Izrael. Dwie kobiety znajdują się na Zjednoczonej Liście Arabskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Izrael: zacięta walka o głosy wyborców
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.