Ma nadzieje, że Rosja tego nie zrobi
Przebywający w Kijowie szef NATO Anders Fogh Rasmussen wyraził w czwartek nadzieję, że Rosja nie wprowadzi na wschodnią Ukrainę swych wojsk pod flagami sił pokojowych. Z kolei SBU oświadczyła, że zestrzelenie tam malezyjskiego samolotu mogło być pomyłką.
Rasmussen podkreślił, że możliwość otwartej rosyjskiej inwazji jest na razie hipotetyczna, i poinformował, że NATO nie ma obecnie zamiaru wsparcia Ukrainy bronią.
"Wiemy, że Rosja trzyma taki wariant w rezerwie. Mam jednak nadzieję, że cofnie się o krok, ponieważ dalsza interwencja nie odpowiada interesom Rosji i doprowadzi ją do jeszcze głębszej izolacji międzynarodowej" - powiedział szef NATO po rozmowach z prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką w Kijowie.
Według NATO Rosja zgromadziła ok. 20 tys. żołnierzy przy granicy ze wschodnią Ukrainą i może ich tam wysłać. Zdaniem Sojuszu jako pretekst do inwazji Moskwa może podać misję humanitarną lub pokojową.
Rasmussen zaapelował do władz w Moskwie, by przestały wspierać separatystów, którzy walczą z ukraińskimi siłami w obwodach donieckim i ługańskim, oraz powróciły do dialogu.
"Przekonaliśmy się teraz, że Rosja nie uważa NATO za partnera. Jest odwrotnie: czytając rosyjskie dokumenty, słuchając wypowiedzi jej przywódców można usłyszeć, że traktuje nas jako przeciwnika" - oświadczył.
Przed rozmowami z Poroszenką Rasmussen spotkał się z premierem Arsenijem Jaceniukiem i przewodniczącym parlamentu Ołeksandrem Turczynowem.
Podczas spotkania z Jaceniukiem rozmawiano o koordynacji działań Ukrainy i NATO w związku z zagrożeniem dla bezpieczeństwa europejskiego, wywołanym przez agresję Rosji na Ukrainę - przekazały służby ukraińskiego premiera.
Ukraina chce współpracować z NATO w ramach rocznych planów narodowych i liczy na jego pomoc we wzmacnianiu jej obronności; chodzi m.in. o pomoc finansową i techniczną, wsparcie łączności i obronę przed atakami cybernetycznymi - podano w komunikacie.
Tymczasem szef SBU Wałentyn Naływajczenko oświadczył, że działający na wschodzie Ukrainy "rosyjscy najemnicy" 17 lipca planowali strącenie samolotu rosyjskich linii Aerofłot, który leciał z Moskwy do Larnaki. Miało to posłużyć za pretekst do wkroczenia rosyjskich wojsk na Ukrainę.
"Wszystko wskazuje na to, że terroryści się pomylili" - powiedział Naływajczenko, przedstawiając wnioski, do jakich doszły organy wywiadowcze Ukrainy w trakcie śledztwa w sprawie zestrzelenia malezyjskiej maszyny.
17 lipca w katastrofie Boeinga 777 lecącego z Amsterdamu do Kuala Lumpur zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga - łącznie 298 osób, w większości obywatele Holandii. Wszystko wskazuje na to, że samolot został strącony rakietą ziemia-powietrze z rejonów na wschodniej Ukrainie, które są pod kontrolą prorosyjskich separatystów.
W czwartek władze Ukrainy zawiesiły rozejm ogłoszony w promieniu 20 km wokół miejsca tej tragedii, w obwodzie donieckim.
Już w środę o zawieszeniu międzynarodowej misji poszukiwawczej ze względu na trwające tam starcia sił ukraińskich z prorosyjskimi separatystami poinformował premier Holandii Mark Rutte. Poszukiwania prowadziło kilkudziesięciu ekspertów holenderskich, australijskich i malezyjskich.
W czwartek podał się do dymisji, nie informując o powodach, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Andrij Parubij. Prezydent Petro Poroszenko przyjął jego podanie o zwolnienie. Parubij nadal będzie jednak aktywny w operacji, którą władze Ukrainy prowadzą przeciwko separatystom na wschodzie kraju.
O dymisji Parubija mówiło się kilka dni temu, kiedy media obiegła nieoficjalna wiadomość, że miał on złożyć podanie o dymisję, gdy zaproponowano mu, by ogłosił kolejny rozejm w walkach z rebeliantami. Opiniotwórczy tygodnik "Dzerkało Tyżnia" przekazał, powołując się na własne źródła, że Parubij stanowczo odmówił.
W Kijowie służbom porządkowym wspieranym przez funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa udało się rozebrać część barykad, które okalały Majdan Niepodległości. Zrobiono to mimo sprzeciwu mieszkańców.
Kiedy służby porządkowe pod ochroną sił MSW przystąpiły w godzinach porannych do demontażu barykad, w ich stronę poleciały kostki brukowe i koktajle Mołotowa. Mieszkańcy miasteczka namiotowego podpalili także znajdujące się tam stare opony. Interweniowała straż pożarna.
Zatrzymano kilka osób, przy których znaleziono broń palną, granaty, noże i koktajle Mołotowa. Kilku funkcjonariuszy odniosło rany od uderzeń kamieniami i brukiem. Ich liczby nie podano.


Skomentuj artykuł