"Nikt bardziej nie nadaje się na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej niż von der Leyen. Jest też sporo ważnych powodów, dla których aż tylu ludzi, czując się Europejczykami, sceptycznie spogląda w stronę biurokratycznego potwora jakim jest Bruksela. W żadnym innym miejscu świat polityki nie jest bardziej wyniosły i oderwany od rzeczywistości, jak w stolicy UE" - zauważa tabloid "Bild".
Nadmienia przy tym, że von der Leyen ma niewiele czasu, by zmienić Brukselę, zanim Bruksela zmieni ją. "Przy całej krytyce Brytyjczyków, to, że jeden z najbogatszych krajów, najbogatszego kontynentu nie chce być częścią odnoszącego największe sukcesy modelu społecznego - to także niepowodzenie UE" - konstatuje "Bild".
Lewicowo-liberalny "Sueddeutsche Zeitung" przypomina obietnice złożone przez von der Leyen, które miały przekonać wahających się europosłów: ochrona klimatu, równouprawnienie płci, opodatkowanie koncernów internetowych, wzmocnienie praw pracowniczych, ratowanie migrantów, system azylowy. "Jeśli to wszystko zrealizuje UE będzie (jeszcze) lepszym miejscem. Ale czy będzie potrafiła?" - pyta sceptycznie dziennik. "Jedność Europy pozostawia wiele do życzenia. Wszystkie obszary, które von der Leyen wymieniła są przedmiotem sporów między 28 krajami członkowskimi" - uzasadnia.
Konserwatywny "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę na inny aspekt wyboru niemieckiej kandydatki.
"Przewodnictwo von der Leyen w Komisji Europejskiej to złamanie dotychczasowych zwyczajów na wielu płaszczyznach. Jest pierwszą Niemką na tym stanowisku od ponad 50 lat. To, że jej narodowość nie odgrywała właściwie żadnej roli w debacie, która toczyła się przez ostatnie dni, nie przyciągnęło uwagi opinii publicznej. Tymczasem jest to mocny dowód na to, jak współpraca w UE wygładza historyczną nieufność. Jeszcze dwadzieścia lat temu głównym zarzutem wobec niemieckiego kandydata w Brukseli (i Berlinie) byłoby to, że jest Niemcem" - zwraca uwagę dziennik.
Berliński "Tagesspiegel" z ulgą konstatuje, że sukces von der Leyen oznacza jednocześnie uchronienie UE przed ciężkim instytucjonalnym kryzysem. "To, że uzyskała ona większość wynika z mądrości reprezentowanych w PE socjaldemokratów. Mimo pretensji o sposób w jakim doszło do jej nominacji wielu z nich - z wyjątkiem przedstawicieli niemieckiej SPD - zdecydowało się poprzeć von der Leyen. Inaczej się nie dało - nie było bowiem +planu B+ na wypadek porażki niemieckiej kandydatki" - analizuje liberalna gazeta, postulując jednocześnie zakotwiczenie zasady spitzenkandidaten w europejskich aktach prawnych, by uniknąć podobnej szarpaniny w przyszłości.
383 głosami za, tylko dziewięcioma ponad wymaganą większość bezwzględną, Ursula von der Leyen została we wtorek wybrana przez Parlament Europejski na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Pierwsza w historii kobieta na tym stanowisku zaapelowała o wspólną pracę na rzecz zjednoczonej Europy.
Skomentuj artykuł