"Populiści mogą liczyć na historyczny wynik"
W nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego ugrupowania radykalne zapewne osiągną najlepszy rezultat w historii. Mainstreamowi politycy nie mogą jednak ulec pokusie podszywania się pod populistów, aby uzyskać poparcie - pisze "Financial Times".
"Od pierwszych bezpośrednich wyborów do Parlamentu Europejskiego w 1979 roku aż do siódmych z kolei w 2009 roku, większość wyborców oddawała głos, mając na uwadze problemy krajowe, a nie dotyczące Unii Europejskiej" - komentuje w poniedziałek "FT". Wskazuje, że niekonwencjonalne ruchy polityczne korzystały w tym czasie z "głosów sprzeciwu obywateli, którzy w wyborach krajowych ponownie dryfowali w kierunku partii mainstreamowych".
Oczekuje się, że w obecnych wyborach, które od czwartku do niedzieli odbędą się w 28 krajach członkowskich UE, ruchy skrajnie prawicowe, skrajnie lewicowe, antyestablishmentowe i antyunijne osiągną najlepsze wyniki. Nie mają co liczyć na zdobycie większości, ale jeśli we Francji lub W. Brytanii zajmą pierwsze czy drugie miejsce, to ich radykalne poglądy będą w sposób jeszcze bardziej niezdrowy wpływać na krajową debatę polityczną niż jest to obecnie - ostrzega dziennik.
"FT" odnotowuje, że po kryzysie z 2008 roku "ludzie mający zamiar oddać głos na ruchy populistyczne postąpią tak częściowo z powodu przekonania, że UE i popierające ją partie konwencjonalne psuły niemal wszystko, czego się dotknęły".
Brytyjski dziennik podkreśla, że znaczenie głosów oddanych na populistów w najbliższych wyborach będzie tym większe, jeśli frekwencja, obniżająca się systematycznie od 1979 roku do 2009 roku, pozostanie niska. Jak zaznacza "FT", jeśli także teraz wielu wyborców pozostanie w domach, to będzie tak dlatego, że zdają sobie sprawę, iż unijny parlament "nie odgrywa znaczącej roli w procesie wyciągania Europy z ekonomicznych trudności".
"Zwolennicy Parlamentu Europejskiego zaznaczają, że frekwencja jest na takim samym poziomie jak w wyborach do Kongresu USA organizowanych w połowie kadencji prezydenta, a nikt nie kwestionuje demokratycznej prawomocności Kongresu. Niemniej niesłabnąca 30-letnia tendencja spadkowa w kwestii frekwencji nie przyczynia się do wzrostu uznania opinii publicznej dla unijnego zgromadzenia" - pisze "Financial Times" w komentarzu redakcyjnym.
Skomentuj artykuł