Próby tamowania wycieku i szukanie winnych
Koncern BP podejmuje próbę zatamowanie katastrofalnego wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej, powstałego po wybuchu na platformie wiertniczej Deepwater Horizon 20 kwietnia. Tymczasem wychodzą na jaw kolejne rewelacje świadczące o zaniedbaniach koncernu i władz federalnych.
Próba metodą "top kill" polega na wpompowaniu 50 000 baryłek mułu (ściślej: gliny zmieszanej z chemikaliami), który ma zatamować wyciek w rejonie głowicy przeciwerupcyjnej, a następnie zatkaniu uszkodzonego szybu cementem.
Metodę tę stosowano już wcześniej, ale nigdy na tak znacznej głębokości, jak w wypadku wycieku w zatoce - 1,5 km pod powierzchnią wody. Dlatego nie jest pewne, czy próba się powiedzie.
Walka z wyciekiem dotąd ograniczona była do prób rozcieńczania plamy ropy za pomocą dyspergentów rozpylanych z samolotów. Planuje się też wypalanie ropy.
Członkowie Kongresu, którzy przesłuchiwali przedstawicieli BP, ujawnili, że testy przeprowadzane bezpośrednio przed wypadkiem 20 kwietnia wykazały, iż były "ostrzegawcze oznaki bardzo nienormalnych warunków" w szybie.
Mimo to podjęto decyzję o kontynuowaniu prac wiertniczych, co było - jak przyznali sami przedstawiciele BP - "podstawowym błędem".
Raport sporządzony przez ustawodawców jest wynikiem przesłuchań w Kongresie, przeprowadzonych we wtorek przed Komisją ds. Zasobów Naturalnych Izby Reprezentantów.
Wewnętrzna kontrola w resorcie spraw wewnętrznych (który w USA nie pełni funkcji policyjnych, tylko jest odpowiedzialny za gospodarkę terenami) wykazała, że pracownicy MMS byli systematycznie korumpowani przez firmy naftowe. Otrzymywali od nich prezenty, darmowe bilety na imprezy i podróże, korzystali z poczęstunków.
Skomentuj artykuł