Republikanie mogą opóźnić reformę imigracyjną
Bezpośrednio po reelekcji prezydenta Baracka Obamy wydawało się, że istnieją wielkie szanse na rychłą reformę imigracyjną umożliwiającą legalizację pobytu w USA, a nawet uzyskanie obywatelstwa milionom nielegalnych imigrantów. Prawdopodobnie jednak nie nastąpi to szybko.
Podstawą optymistycznych prognoz był fakt, że republikański kandydat prezydencki Mitt Romney uzyskał zaledwie 27 procent głosów Latynosów. Po wyborach w Partii Republikańskiej (GOP) rozległy się głosy, że musi ona zmienić dotychczasową politykę w sprawie imigracji. Sprowadzała się ona do opozycji wobec "amnestii" dla nielegalnych imigrantów - jak Republikanie nazywają zwykle umożliwienie im legalnego stałego pobytu w USA - i wezwań do uszczelnienia granic, zwłaszcza z Meksykiem, przez którą przedostaje się ich najwięcej.
Linia ta dominowała w ostatniej kampanii wyborczej. GOP sprzeciwiała się nawet ustawie DREAM Act, proponującej ścieżkę do amerykańskiego paszportu dla imigrantów, którzy przeszli przez zieloną granicę do USA jako dzieci, wraz ze swymi rodzicami.
Po wyborach przywódcy Republikanów obiecali poprzeć tę inicjatywę, a czterech senatorów z tej partii przyłączyło się do czterech senatorów demokratycznych, aby wspólnie opracować plan dwupartyjnej reformy imigracji. Wstępny jej projekt przewiduje, oprócz warunkowej legalizacji pobytu "indocumentados", program tymczasowej pracy obcokrajowców w USA, a także ściślejszą kontrolę pracodawców, czy nie zatrudniają nielegalnych imigrantów, oraz umocnienie kontroli granic. Sztandarowym rzecznikiem reformy ze strony GOP jest senator Marco Rubio, syn kubańskich emigrantów, wschodząca gwiazda w partii.
Równolegle podobny projekt ogłosił prezydent Obama. Według jego planu w osiem lat po wejściu w życie odpowiedniej ustawy Kongresu nielegalni imigranci mogliby się ubiegać o zieloną kartę (czyli prawo stałego pobytu), a następnie obywatelstwo amerykańskie.
Kiedy jednak republikańscy senatorowie John McCain i Lindsey Graham, najwięksi w GOP zwolennicy szerszego otwarcia granic dla imigrantów, przedstawili projekt reformy w swoich stanach, okazało się, że wyborcy jej nie chcą. Szczególnie zażarty sprzeciw wzbudził plan zalegalizowania pobytu w USA cudzoziemcom bez papierów. Na spotkaniach z senatorami dochodziło do awantur.
Z sondażu "Wall Street Journal" i telewizji NBC News wynika, że tylko 33 procent republikańskich wyborców zgadza się, by zezwolić nielegalnym imigrantom na starania o legalny status. 65 procent jest temu przeciwnych.
Partia Republikańska jest podzielona w sprawie imigracji. Jej tradycyjny sojusznik i sponsor, wielki i średni biznes, popiera wprawdzie ułatwienia dla imigrantów, bo zależy mu na zatrudnianiu tańszej siły roboczej z zagranicy. W GOP dominuje jednak także przekonanie, że obcokrajowcy powinni być wdzięczni Ameryce, że ich przyjęła, więc muszą przestrzegać jej praw.
Znaczna część Republikanów niechętnie też patrzy na przeważnie biednych i niewykształconych przybyszów z Ameryki Łacińskiej, widząc w nich element obcy kulturowo, a nawet czynnik wzrostu przestępczości. Tendencje te są szczególnie silne w południowych stanach graniczących z Meksykiem, gdzie nielegalnych imigrantów niekiedy nazywa się "najeźdźcami". Imigracja z Ameryki Łacińskiej spadła wprawdzie w ostatnich latach, ale jednocześnie nasiliła się niechęć do cudzoziemców po ataku 11 września i ostatniej, bolesnej dla portfeli recesji.
Republikańscy przeciwnicy "amnestii" dla nielegalnych imigrantów argumentują, że zachęci ona tylko kolejnych obcokrajowców do przekraczania granicy bez papierów albo przedłużania pobytu w USA po wygaśnięciu wizy. Ich zdaniem taki właśnie był efekt analogicznej ustawy z 1986 r., uchwalonej z inicjatywy prezydenta Ronalda Reagana. Nielegalna imigracja znacznie wzrosła w latach 90. - ale prawdopodobnie także wskutek boomu gospodarczego w USA i trudności w Meksyku.
Republikańscy natywiści twierdzą też, że proimigracyjna polityka wcale nie musi przysporzyć głosów GOP. Latynosi ciążą ku Partii Demokratycznej nie tylko dlatego, że popiera ona legalizację pobytu w USA ich "nieudokumentowanych" rodaków.
Przedstawiciele tej mniejszości bardziej po prostu cenią sobie pomoc państwa niż biali Amerykanie pochodzący z Europy. Jeżeli nielegalnym imigrantom utoruje się drogę do obywatelstwa amerykańskiego - ostrzegają oponenci - spowoduje to tylko, że Demokratom przybędzie wyborców.
Z drugiej strony, sondaże wskazują, że poparcie dla "amnestii" dla nielegalnych stopniowo rośnie. Według wspomnianego sondażu "WSJ" i NBC News większość Amerykanów (54 procent) godzi się już na zezwolenie nielegalnym na ubieganie się o stały pobyt i obywatelstwo.
Obama spotkał się we wtorek z republikańskimi senatorami popierającymi zmierzającą w tym kierunku reformę. Z doniesień po spotkaniu wynika, że obie strony są bliskie uzgodnienia stanowisk, chociaż różnią się co do detali, jak np. warunki, które nielegalni musieliby spełnić, aby liczyć na zieloną kartę.
Może to przedłużyć uchwalenie ustawy o reformie. Tym bardziej, że wielu republikańskich kongresmanów obawia się nie tyle głosu opinii publicznej w całym kraju, ile wyborców w swoim konserwatywnym okręgu (gdzie nie muszą się lękać demokratycznego oponenta, tylko jeszcze bardziej prawicowego przeciwnika z własnej partii w prawyborach).
Skomentuj artykuł