"Rosjanie będą próbowali dokonać prowokacji wobec Ukrainy"

Ambasada Ukrainy w Moskwie (fot. Sergei Ilnitsky / EPA / PAP)
tkb

- Armia rosyjska rozstawiona obecnie na granicy Ukrainy, na Krymie, jest potężną siłą. Siłą, która w bardzo krótkim czasie może dotrzeć do polskiej granicy a może nawet dalej - przestrzega Jan Piekło, były ambasador RP na Ukrainie.

Deon.pl: Panie Ambasadorze, dla osób zupełnie niezapoznanych z genezą militarnego konfliktu na Ukrainie chciałbym, aby nakreślił Pan nieco sytuację, z która obecnie mamy tam do czynienia.

Jan Piekło, ambasador Polski w Kijowie w latach 2016-19: - Siedem lat temu doszło do podstępnej aneksji Krymu dokonanej przez rosyjskie służby specjalne, a następnie do wtargnięcia wojsk rosyjskich na terytorium tego kraju. Doprowadziło to do utworzenia dwóch kontrolowanych przez Moskwę republik. W dodatku nieuznawanych przez nikogo, do tej pory nawet przez Rosję. Kolejnym problemem był brak zdecydowanej odpowiedzi „Zachodu” w tej sprawie, co ułatwiło Rosji działania. W tej chwili Władimir Putin stoi przed kolejnymi wyborami do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej.

DEON.PL POLECA

- Obecnie notowania prezydenta Rosji nie są za dobre, pogorszyły je dodatkowo: kryzys gospodarczy i pandemia. Dlatego Władimir Putin potrzebuje „jakiegoś sukcesu”, który pozwoliłby mu wygrać bez oszałamiającego fałszerstwa te wybory. Pojawił się pomysł: jeszcze jedna próba zawalczenia o Ukrainę, nad którą i tak Rosja chciałaby mieć kontrolę. To udało się teraz Rosji osiągnąć na Białorusi. Dlatego przyszedł czas na Ukrainę. Putinowi zależało, aby prezydent Ukrainy przystał na żądanie Rosji w.s odpowiedniego przeprowadzenia wyborów w Donbasie oraz Ługańsku bez wycofania rosyjskich wojsk. To dawałoby możliwość na to, aby owe nieuznawane republiki miałyby swój udział w polityce Kijowa realizując scenariusz rosyjski.

Putin chce prowadzić imperialną politykę

Czy można zatem powiedzieć, że Władimir Putin próbuje odbudować „wielki związek”? Oczywiście już nie radziecki/sowiecki a rosyjski?

- Owszem, to nie jest nic nowego. Prezydent Rosji działa jak Katarzyna Wielka czy książę Potiomkin. Chce prowadzić imperialną politykę. Choć jest to koncepcja hybrydowa, połączeniem ideologii rosyjskiego imperializmu, religii prawosławnej (rosyjskiej) z elementem sowieckim.

Wspomniał Pan o zależności Białorusi od Rosji. Można rozumieć, że teraz ewentualny plan militarny Rosji na zajęcie Ukrainy powiedzie się dzięki „nowemu sojusznikowi” spraw Władimira Putina?

- To jest pewna część planów. Prezydent Białorusi chcąc zapewnić bezpieczeństwo sobie, swojej rodzinie, swoim sprawom, oddał się całkiem w ręce Władimira Putina. Jest po prostu od niego zależny. To otwiera dla Ukrainy trudny front, gdyż do tej pory Białoruś była neutralna a nawet życzliwa w stosunku do Kijowa. W tej chwili sytuacja się zmieniła. Kiedyś Łukaszenka nie uznał aneksji Krymu, teraz otwarcie oskarżył Ukrainę o mieszanie się w sprawy wewnętrzne Białorusi i wspieranie „kolorowej rewolucji”, protestów, które od ponad roku odbywają się na terytorium kraju rządzonego przez Łukaszenkę.

MSZ Rosji wydało oświadczenie o tym, że Rosja „zdecydowanie” odpowie na sankcje nałożone przez USA, które ostatnio za sprawą m.in. nowego prezydenta wykazuje ostrzejsze podejście do Władimira Putina, jego działań czy polityki Rosji. Czy Rosja znowu „pręży muskuły” czy też oliwę do ognia dolały Stany Zjednoczone i Europa jasno wypowiadając się w sprawach Aleksieja Nawalnego i niejako karcąc Rosję w obliczu kolejnych możliwości zaognienia konfliktu na Ukrainie?

- To kolejny element układanki, który nie jest jeszcze do końca uświadamiany. Niedawno Pekin i Rosja prowadziły intensywne rozmowy. Niewykluczonym jest zawarcie pomiędzy nimi pewnego układu. Mamy przecież doniesienia, że siły powietrzne Chin kolejny raz naruszyły przestrzeń powietrzną Tajwanu. Są też buńczuczne zapowiedzi Pekinu o tym, że Tajwan właśnie powinien wrócić pod pełną kontrolę Chin tak samo jak udało się to uczynić z Hongkongiem, który nie miał własnej armii i wojska, ale posiada odważnych i myślących działaczy, którzy właśnie zostali skazani na kary więzienia. Zachodowi, UE i Stanom Zjednoczonym grozi operowanie na dwóch jednocześnie otwartych frontach - chińskim i rosyjskim.

Po uzależnieniu Białorusi kolej na Ukrainę

Można sobie zatem wyobrazić, że za niedługo pomazańcy Władimira Putina, który potencjalnie ma za sobą ogromnego gracza militarnego i politycznego, mogą wejść w skład parlamentu Ukraińskiego i utworzyć marionetkowe rządy na wzór tego, co działo się wiele lat temu?

- Obecnie to się dzieje na Białorusi, gdzie powstają promoskiewskie partie polityczne, który mają tworzyć tam nowe elity. Z informacji, które do nas docierają wynika, że znaleźli tam również miejsce pochodzący z separatystycznych republik Ukrainy prokremlowscy działacze. To jest spełnienie rosyjskiego scenariusza prowadzenia działań hybrydowych którego ziszczeniem ma być doprowadzenia do zależności Białorusi i Ukrainy od Kremla. Oczywiście Zełeński (prezydent Ukrainy – przyp. red.) przeciwstawił się temu. Wiktor Medwedczuk - przedstawiciel prorosyjskiej partii obecnej w Radzie Najwyższej Ukrainy, który kontrolował trzy rosyjskojęzyczne kanały promoskiewskiej telewizji, został obłożony sankcjami, wskutek czego owe stacje zostały zablokowały. Zatem gdzieś w elitach politycznych Ukrainy, które są bardzo przywiązane do tego, co udało im się zrobić – chodzi tu np. o umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską i zwrot w kierunku Europy - zrozumiano, że są w obliczu ogromnego zagrożenia. Ta świadomość bardzo zdenerwowała Władimira Putina i była to zapewne jedna z przyczyn obecnej reakcji strony rosyjskiej.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski spotkał się z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Jak Pan odbiera to spotkanie? Czy to wołanie o pomoc? Może pewnego rodzaju wywarcie na UE możliwości szybszego przyjęcia do Unii Ukrainę, która zyskałaby na tym w grze o własne być?

- Na pewno obecnie nie ma żadnego mechanizmu, który umożliwiałby w tak szybkim tempie przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej czy NATO. Można było to uczynić w 2008 roku, podczas konferencji w Bukareszcie (Szczyt NATO) przyznając Ukrainie MAP - „Membership Action Plan”. Wówczas byłoby to do przeprowadzenia bezproblemowo z uwagi na brak konfliktów wewnętrznych na terytorium Ukrainy. Co było później, sami wiemy: wojna w Gruzji, która w intencji Kremla miała uniemożliwić integrację kraju z NATO i UE. Potem aneksja Krymu i wojna w Donbasie. Obecnie sądzę, że kanclerz Merkel wraz z prezydentem Macronem będą próbowali z uwagi na Nord Stream 2 wymóc na Ukrainie to, aby nie stawiała się Rosji i przystała na pewne żądania Kremla. Tutaj testem wiarygodności, dla Unii, dla Berlina będzie owy nieszczęsny gazociąg. Pamiętamy jasne stwierdzenie administracji nowego prezydenta USA, że ten projekt nie będzie dobry dla Europy. Będzie to inwestycja szkodliwa, którą należy zatrzymać. Cóż, Berlin nie zamierza rezygnować ze współpracy z Rosją, co sami widzimy.

Czy amerykańska administracja lub sam Joe Biden może wywrzeć nacisk na NATO bądź na swoich bliskich sojuszników w Europie, aby wzięli udział w ewentualnej eskalacji konfliktu na Ukrainie?

- Na Ukrainie od siedmiu lat giną cywile i żołnierze. Ukraina dostaje pomoc w postaci nowoczesnego sprzętu, pocisków, etc. Zachód wykonuje pewne niewystarczające gesty, one nie powstrzymują niestety Władimira Putina. Obecnie armia rosyjska rozstawiona na granicy Ukrainy, na Krymie, jest potężną siłą. Siłą, która w bardzo krótkim czasie może dotrzeć do polskiej granicy a może nawet dalej. Obecnie musimy patrzeć na działania globalne, także na to co się dzieje w Tajwanie. Wracając do prezydenta Joe Bidena. On obecnie buduje swoją administrację i już na samym wstępie ma do czynienia z dwoma śmiertelnymi wrogami. Rozumiem, że jego obecnym politycznym priorytetem będzie pozyskanie wsparcie Europy, która do niedawna romansowała z Chinami i podpisała umowę, która jest, szczerze mówiąc, niefortunna, oraz usiłowała wpłynąć na Ukrainę, aby przyjęła warunki postawione przez Moskwę, co oznaczałoby dla niej rodzaj ograniczenia politycznego i jej niezależności.

Prowokacja da Rosji wymówkę - jak w 2008 r. w Gruzji

Czy sytuacja na Ukrainie, ewentualna jej eskalacja to kwestia kilku dni, tygodni, miesięcy?

- Nie sądzę, żeby Ukraina dała się nabrać na ataki ze strony rosyjskiej. Oni są doskonale przygotowani do ewentualnych działań dywersyjnych ze strony Rosji, znają ten kraj, znają działanie Władimira Putina. Natomiast z tego, co wiemy obecnie, Rosjanie będą próbowali dokonać jakieś prowokacji. Tak samo jak w 2008 roku w stosunku do Gruzji. Wtedy Putin będzie miał wymówkę, że to Ukraina zaczęła. Jeśli tak się okaże, to niestety stanie się najgorsze. Taki wariant jest prawdopodobny, choć jest jednym z wielu. Obecnie najskuteczniejszymi w rosyjskim arsenale są działania hybrydowe, dywersyjne, o których już wspomniałem, a które Rosja prowadzi nie tylko na Ukrainie, ale również i w Polsce, USA, Niemczech, Francji - właściwie wszędzie.

Dlaczego zatem kraje, które Pan wymienił nic z tymi działaniami nie robią? Sądzę, że wywiady krajów, w tym Polski działają bez zarzutu i powinny zdecydowanie zareagować.

- W demokracji mamy coś takiego jak wolność wygłaszania swoich poglądów. To umożliwia wygłaszanie ideologii bliskiej Kremlowi. W Niemczech robi to Alternatywa dla Niemiec, która ma coraz więcej zwolenników, co jest bardzo niebezpiecznym sygnałem, tak samo zresztą ma francuska partia Marine Le Pen, która nawet brała pożyczki od rosyjskich banków. Jesteśmy więc niestety podatni na rosyjską infiltrację i o ile my, Polacy, mamy pewne bezpieczniki wobec indoktrynacji rosyjskiej, to już Europa Zachodnia niestety tego nie wykazuje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Rosjanie będą próbowali dokonać prowokacji wobec Ukrainy"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.