"Patrząc na to, co oni (Huawei) zrobili, z punktu widzenia bezpieczeństwa, z punktu widzenia wojskowego, jest to bardzo niebezpieczne" - powiedział Trump w Białym Domu. "Jeśli zawrzemy umowę, mogę sobie wyobrazić, że Huawei będzie, być może, uwzględniony w jakiejś formie lub w jakiejś części" - oświadczył.
Według części komentatorów wypowiedź Trumpa sugeruje, że jest on skłonny użyć sprawy Huawei jako karty przetargowej w szerszychnegocjacjach, prowadzonych przez Chiny i USA w związku z toczoną przez nie wojną handlową.
Słowa Trumpa uspokoiły nieco inwestorów na azjatyckich rynkach. Chiński indeks CSI 300 wzrósł w piątek o 0,28 proc., w porównaniu ze spadkiem o 1,8 proc. odnotowanym w czwartek. Japoński Nikkei 225 spadł w piątek tylko o 0,16 proc., w porównaniu ze spadkiem o 0,62 proc. dzień wcześniej. Południowokoreański KOSPI obniżył się jednak w piątek o 0,69 proc. w związku z obawami, że wojna handlowa USA-Chiny uderzy w sektor technologiczny.
Władze USA w praktyce zakazały amerykańskim firmom robienie interesów z Huawei, motywując to obawami o bezpieczeństwo narodowe. Zakaz odcina chiński koncern od amerykańskiej technologii, co według ekspertów może mu utrudnić budowę smartfonów, serwerów i elementów sieci 5G.
Sekretarz stanu USA Mike Pompeo odrzucił w czwartek zapewnienia założyciela Huawei Ren Zhengfeia, że jego firma nie jest kontrolowana przez chiński rząd, siły zbrojne ani wywiad. Określił te zapewnienia jako "po prostu fałszywe".
Sankcje wpisują się w wojnę handlową, wytoczoną Chinom przez USA i trwającą od ponad 10 miesięcy. Obie strony prowadziły negocjacje, ale od ostatniej podwyżki karnych ceł na chiński eksport do USA z 10 maja nie ogłoszono planów kolejnych rozmów handlowych wysokiego szczebla.
Rzecznik chińskiego resortu handlu Gao Feng oświadczył w czwartek, że jeśli władze USA chcą kontynuować negocjacje, powinny - jak to ujął - "poprawić swoje błędne działania". Komentatorzy uznali to za odniesienie do sankcji nałożonych na Huawei.
Wpisanie Huawei na czarną listę amerykańskiego ministerstwa handlu oznacza, że firmy będą musiały uzyskać zgodę Waszyngtonu na sprzedaż chińskiemu koncernowi produktów wytworzonych w USA, a także w innych krajach, o ile zawierają one co najmniej 25 proc. amerykańskiego wkładu pod względem wartości rynkowej.
Jeżeli zakaz zostanie utrzymany, Huawei zostanie odcięty od kluczowych komponentów i oprogramowania, w tym systemu Windows, aplikacji Google i układów scalonych takich firm jak Qualcomm, Xilinx czy Broadcom.
Zawieszenie części dostaw ogłosiła również firma projektująca czipy ARM z siedzibą w Wielkiej Brytanii, oceniając, że jej projekty wykorzystują amerykańską technologię. Według części ekspertów może to w dłuższej perspektywie utrudnić Huawei wytwarzanie procesorów do smartfonów i urządzeń stosowanych w sieciach 5G.
Największy kontraktowy producent czipów na świecie, tajwański TSMC, ogłosił, że będzie w dalszym ciągu dostarczał Huawei kluczowe podzespoły, gdyż - jak oceniła tajwańska firma po konsultacji z prawnikami - nie podlegają one pod zakaz wprowadzony przez władze USA.
Japońska Toshiba wznowiła wszystkie dostawy dla Huawei, oceniając, że nie narusza to amerykańskich przepisów. Japoński Panasonic poinformował, że będzie w dalszym ciągu sprzedawał mu produkty, które nie podlegają pod zakaz, a chińskie Lenovo - że kontynuuje współpracę z Huawei.
Na czwartkowym sympozjum technologicznym TSMC producenci wyrażali obawy, że mogą nieumyślnie naruszyć prawo handlowe USA - podał japoński tygodnik "Nikkei Asian Review". Rzeczniczka TSMC Elizabeth Sun przestrzegła, że kampania przeciwko Huawei będzie miała konsekwencje dla całej branży.
"W ostatnich latach globalna branża półprzewodników wytworzyła skomplikowany i powiązany łańcuch dostaw. Jeśli zostanie on naruszony, zdecydowanie będzie to miało wpływ. Obecnie nie mamy wystarczającej jasności, by ocenić, jak duży" - powiedziała.
Skomentuj artykuł