"W nocy zmarła też babcia" - powiedział agencji Reutera Ainebyona. Dodał ponadto, że objęty kwarantanną jest jeszcze zakażony brat zmarłego chłopca oraz 23-letni Ugandyjczyk, który ma objawy choroby, ale w jego przypadku jeszcze nie potwierdzono zakażenia.
W sumie władze badają 27 osób, które mogły mieć kontakt z zakażonymi.
Rodzina zmarłej kobiety i chłopca pochodzi z sąsiedniej Demokratycznej Republiki Konga, gdzie niemal od roku panuje epidemia eboli. W niedzielę przekroczyli granicę z Ugandą, po czym z objawami eboli trafili do szpitala. Tam we wtorek lekarze potwierdzili, że dziecko jest chore, co oznaczało, że na terenie Ugandy stwierdzono pierwszy przypadek tej śmiertelnej choroby.
Choć dotychczas służbom granicznym udawało się izolować osoby z podejrzeniem zainfekowania wirusem gorączki krwotocznej, eksperci od dawna obawiali się, że ebola może rozprzestrzenić się z DRK na sąsiednie kraje. Kongijscy lekarze twierdzą, że szczelna granica nie jest żadną gwarancją bezpieczeństwa, bo ludzie mieszkający w strefach przygranicznych znają wiele ukrytych ścieżek, którymi można przejść na tereny sąsiednich państw.
Wykrycie eboli w Ugandzie jest pierwszym przypadkiem rozprzestrzenienia się obecnej epidemii poza DRK. Według Associated Press Uganda jest jednak bardziej przygotowana na walkę z ebolą niż DRK.
Epidemia eboli trwa tam od początku sierpnia ub.r. i do tej pory zabiła prawie 1400 osób, co oznacza, że jest to drugi pod względem śmiertelności wybuch tej choroby. Najbardziej tragiczna była epidemia w Afryce Zachodniej w latach 2013-16, wskutek której zginęło ponad 11 tys. osób.
Ebola szerzy się poprzez bezpośredni kontakt z krwią lub innymi płynami ustrojowymi zarażonych ludzi i zwierząt; wirus nie roznosi się drogą kropelkową. Jest w stanie przetrwać w organizmie nosiciela do roku i może zostać przeniesiony drogą płciową.
Skomentuj artykuł