Uwolnienie Aung San Suu Kyi to farsa
Uwolnienie Aung San Suu Kyi to jeszcze jedno posunięcie birmańskiego reżimu, które ma na celu rozszerzenie władzy wojskowych. Birma nigdy nie będzie traktowana jak normalny kraj, dopóki Suu Kyi nie odzyska całkowitej wolności - ocenia "Wall Street Journal".
Wielu sympatyków birmańskiej opozycjonistki Aung San Suu Kyi porównuje jej symboliczne uwolnienie z siedmioletniego aresztu domowego, które miało miejsce w sobotę, do odzyskania wolności przez Nelsona Mandelę w 1990 roku. "Uwolnienie Mandeli było wyraźnym sygnałem, że biali przywódcy RPA chcą zakończyć apartheid. Uwolnienie Suu Kyi to jeszcze jedno posunięcie birmańskiego reżimu, które ma na celu rozszerzenie ich władzy" - twierdzi we wtorkowym artykule redakcyjnym "WSJ".
Gazeta przypomina, że wojskowi nie po raz pierwszy "uwalniają" Suu Kyi. W ciągu ostatnich 21 lat przez sześć lat była ona do pewnego stopnia wolna. "Mogła przyjmować gości w swoim domu, a nawet dzwonić i odbierać telefony" - pisze "WSJ".
Jednak próby wykorzystania ograniczonej wolności do walki o prawa Birmańczyków "spotykały z natychmiastowym oporem reżimu" - podaje dziennik. Przypomina, że w połowie lat 90. Suu Kyi została zaproszona na spotkanie na przedmieściach Rangunu. Jednak siły bezpieczeństwa nie pozwoliły jej wziąć w nim udziału, twierdząc, że mogli w nim uczestniczyć jedynie Karenowie (mniejszość narodowa w Birmie). Osoby, które wystosowały zaproszenie, aresztowano.
Z kolei gdy Suu Kyi chciała udać się koleją do drugiego co do wielkości miasta Birmy, Mandalaj, w jej wagonie wykrywano usterki lub pociągi ruszały z innego niż zapowiadano peronu.
"Reżim nie ograniczył się tylko do tanich sztuczek" - ocenia "WSJ". W 1996 roku bandyci ranili współpracowników opozycjonistki, atakując kamieniami i łańcuchami konwój pojazdów, którym podróżowali oni wraz z Suu Kyi. W rezultacie opozycjonistka ponad tydzień musiała spędzić w swoim samochodzie.
W 2003 roku znowu została zaatakowana. W masakrze w Depayin zginęło ok. 70 osób kojarzonych z partią Suu Kyi, czyli z Narodową Ligą na rzecz Demokracji (NLD), a pozostałe otrzymały surowe wyroki.
Według "WSJ", "dzisiaj nic nie wskazuje na to, że rząd ma zamiar przeprowadzić reformy lub pozwolić Suu Kyi i jej partii na aktywność polityczną". Dlatego właśnie tuż przed jej uwolnieniem wojskowi przeprowadzili fikcyjne wybory i rozwiązali NLD. "Jeśli przywódcy Birmy oczekują, że ich wizerunek za granicą zostanie odbudowany dzięki pozornej wielkoduszności, powinni zostać wyprowadzeni z błędu. Birma nigdy nie będzie traktowana jak normalny kraj, dopóki Suu Kyi nie będzie naprawdę wolna" - ocenia gazeta.
Skomentuj artykuł