W kryzysie protesty stały się codziennością

W kryzysie protesty stały się codziennością
(fot. PAP/EPA/Alberto Martin)
PAP/ ad

Hiszpanie coraz gorzej znoszą kryzys, protesty przeciw obniżkom płac i prywatyzacji stały się codziennością, ale premier Mariano Rajoy nie ulega presji społecznego niezadowolenia w nadziei, że gospodarka wkrótce zacznie się odbijać - pisze agencja Reutera.

Sędziowie, śmieciarze, lekarze i kierowcy - wszyscy oni włączyli się w falę strajków i demonstracji, która przetoczyła się przez kraj, gdy po czterech latach kryzysu pracownicy stracili cierpliwość do cięć budżetowych wprowadzanych przez centroprawicowy rząd.

DEON.PL POLECA

"Rząd prowadzi nasz kraj do ruiny. Likwiduje wszystkie świadczenia społeczne" - powiedział Reuterowi Francisco Garcia, sprzątacz i przewodniczący związku zawodowego w szpitalu w Alicante. W styczniu Garcia razem z kolegami strajkował przez 17 dni, gdy władze regionu autonomicznego Walencja nie wypłacały im pensji przez dwa miesiące. Strajk, który doprowadził do pogorszenia warunków sanitarnych w szpitalu, był jednym z wielu przetaczających się w ostatnim czasie przez Hiszpanię.

W Grenadzie protestowali śmieciarze - przeciwko obniżeniu pensji i skróceniu czasu pracy. Choć strajk już się skończył, to nagromadzonych śmieci nie udało się jeszcze zebrać. "To obrzydliwe, na ulicy pojawiły się szczury. Są miejsca, w których nie można przejść z powodu hałd śmieci" - narzekał Jorge, właściciel baru w pobliżu słynnego zespołu pałacowego Alhambra w Grenadzie.

"Kiedyś umawialiśmy się, gdzie co tydzień spotkamy się na kawę. Teraz umawiamy się, gdzie będziemy protestować" - powiedziała stewardesa Iberii Ana de la Hoz. Notowane na giełdzie linie lotnicze planują w najbliższym czasie zwolnić 4 500 pracowników.

"Dzieje się coś, czego nigdy wcześniej nie było. To dziwne widzieć na ulicach sędziów, prokuratorów, prawników, doktorów, nauczycieli czy pielęgniarki" - zauważył madrycki sędzia Jose Luis Gonzalez Armengol.

Nie oczekuje się, by społeczna frustracja odwiodła premiera Rajoya od ostrych cięć wydatków publicznych, które wprowadza, aby uniknąć pożyczki ratunkowej i zredukować deficyt budżetowy do poziomu wymaganego przez UE. Poza tym jego Partia Ludowa ma większość absolutną w parlamencie i może pozostać głucha na protesty mimo dwóch strajków generalnych w zeszłym roku.

"Rząd planuje ciąć bez żadnych ustępstw, z nadzieją, że gospodarka zacznie się odbijać pod koniec 2013 roku albo na początku 2014" - przewiduje niezależny analityk z Madrytu Miguel Murado.

Zakrojony na szeroką skalę program oszczędności ma przynieść 150 miliardów euro w latach 2012-2014. Na froncie fiskalnym Rajoy ma niewielkie pole manewru. Choć koszty obsługi długu ostatnio spadły, co zmniejszyło presję wywieraną na premiera, by zwrócił się o międzynarodową pomoc, to sytuacja na rynku w każdej chwili może się zmienić. Mimo drastycznych cięć w zeszłym roku rząd Hiszpanii musi ograniczyć wydatki o kolejne 20 miliardów euro w tym roku.

Recesja zmniejszyła wpływy podatkowe, co w konsekwencji utrudnia obniżenie deficytu budżetowego. Sprzedaż detaliczna spada przez 29 miesięcy z rzędu, gdy co czwarta osoba w wieku produkcyjnym pozostaje bez pracy. Gospodarka skurczyła się o ponad jeden procent w zeszłym roku i w tym prawdopodobnie też nie stanie na nogi. W dodatku Rajoy już w pierwszym roku urzędowania złamał obietnice wyborcze - podniósł podatki i anulował waloryzację emerytur.

Początkowo Hiszpanie w większości filozoficznie znosili kryzys, godząc się z tym, że muszą ponosić konsekwencje nadmiernych wydatków i boomu budowlanego, który pozostawił na rynku milion pustych domów oraz słabo wykorzystywane autostrady, lotniska i pociągi. Wraz z trwaniem recesji, obcinaniem świadczeń i kolejnymi zwolnieniami zmienili zdanie. Każdy tydzień przynosi nowe zwolnienia zbiorowe. Na początku roku zwolnienia ogłosiła Bankia, jeden z największych banków w kraju, znacjonalizowany podczas kryzysu. Madrycka telewizja publiczna zmniejszyła zatrudnienie o 80 procent. Hiszpański oddział operatora telefonii komórkowej Vodafone planuje likwidację setek stanowisk pracy.

"W końcu będziemy musieli wyjechać, bo tutaj nie będzie pracy" - narzeka Elina Rodriquez, studentka historii, która uczestniczyła ostatnio w protestach Madrycie przeciwko dalszym cięciom budżetowym. W 2011 roku z Hiszpanii wyemigrowało 370 tysięcy osób, 10 razy więcej niż wyjeżdżało przed wybuchem kryzysu w 2008 roku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W kryzysie protesty stały się codziennością
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.