Wildstein: Sprawa Mariusza Kamińskiego
Wysiłki w tym kierunku trwają jednak. Powraca stworzona przez premiera Donalda Tuska wersja pułapki, którą jakoby zastawił na niego szef CBA. Uniknięcie owej pułapki (choćby zlecając załatwienie sprawy ministrowi finansów) było tak proste, że trudno poważnie traktować ową wersję.
Sprawa jest jednak dużo poważniejsza. Otóż politycy PO mówią wprost, że od maja minionego roku było wiadomo, że Kamińskiemu mają być postawione prokuratorskie zarzuty. Oficjalnie stwierdził to rzecznik rządu Paweł Graś, powtórzył to Tusk, dodając, że dowiedział się o tym później. A ostatnio oświadczył to samo członek komisji hazardowej Sławomir Neumann.
Rzecz w tym, że zarzuty Kamińskiemu postawiono we wrześniu. Zostawmy na boku ich bezzasadność. W prawie polskim prokurator, jeśli zbierze wystarczające, jego zdaniem, dowody winy, przekształca śledztwo w sprawie w śledztwo przeciw i stawia zarzuty podejrzanemu, który pierwszy ma dowiedzieć się o zarzutach. Nie istnieje status “przedpodejrzanego”. Prokurator nie mógł więc w maju wiedzieć, że we wrześniu postawi Kamińskiemu zarzuty. Jeśliby miał wystarczającą liczbę dowodów, musiałby zrobić to od razu, jeśli nie, to skąd wiedział, że zdobędzie je do września?
Poseł Neumann usiłował wybrnąć z tego kłopotu, stwierdzając, że opóźnienie w postawieniu zarzutów powodowała funkcja Kamińskiego, a więc zdaniem Neumanna najwyższe gremia musiały rozstrzygnąć sprawę. Jeśliby tak było, to znowu oznaczałoby to złamanie prawa, gdyż szef CBA nie ma innych praw niż zwykły obywatel. Wersja Neumanna sugeruje raczej prowokację wymierzoną w Kamińskiego.
Albo więc przedstawiciele rządu kłamią, albo przyznają się do dokonania prowokacji na wielką skalę. Dlaczego polskie media i wymiar sprawiedliwości nie domagają się wyjaśnień w tej zasadniczej sprawie?
Skomentuj artykuł