Z kart historii: Enfant terrible tenisa
Był graczem równie wybitnym co kontrowersyjnym. Olśniewał wolejami, by po chwili przeklinać na korcie i wykłócać się z sędziami. 21 stycznia 1990 roku stał się pierwszym zawodnikiem w historii wyrzuconym z Australian Open.
Trwał czwarty set spotkania 4. rundy turnieju. Po trzech partiach Amerykanin John McEnroe prowadził 2:1 z Szwedem Mikaelem Pernforsem, ale w kolejnym secie nie wiodło mu się najlepiej, bowiem przegrywał 2:4. McEnroe - jak to miał w zwyczaju - odreagowywał frustrację szalejąc na korcie. Przeklinał, wykłócał się z sędzią, uderzał rakietą o podłoże... W tym szaleństwie była jednak metoda, a Amerykanin dobrze wiedział, kiedy przestać. Regulaminy turniejów tenisowych przewidywały bowiem, że sędzia dyskwalifikuje zawodnika po udzieleniu czwartego napomnienia za niesportowe zachowanie. Dlatego po trzecim ostrzeżeniu sędziów robił się łagodny niczym baranek. McEnroe zapomniał jednak, że od 1 stycznia przepisy się zmieniły...
Po trzecim napomnieniu za niesportowe zachowanie, prowadzący spotkanie sędzia Gerry Armstrong powiedział tylko "Dyskwalifikacja Pana McEnroe. Gem, set, mecz". Zawodnik dłuższą chwilę stał jak wryty, by po chwili, przy akompaniamencie gwizdów kibiców - uwielbiających niepokornego gracza i niezadowolonych z sędziowskiej decyzji - zejść do szatni. Gdy ochłonął uczciwie przyznał, że powinien był znać nowy regulamin.
John McEnroe wszedł do historii tenisa nie tylko przez kontrowersyjne zachowania, ale nade wszystko dzięki sportowej klasie. Siedmiokrotnie zwyciężał w turniejach Wielkiego Szlema (4 razy w US Open, 3 razy w Wimbledonie), a licznik turniejowych zwycięstw Amerykanina zatrzymał się na siedemdziesięciu siedmiu w grze pojedynczej i 70. w deblu. Liderem rankingu najlepszych tenisistów pozostawał łącznie przez 170 tygodni (w latach 1980-1985). Był graczem leworęcznym, przez wielu specjalistów uznawany jest za najlepszego woleistę w historii dyscypliny. Grał tak jak zachowywał się na korcie - agresywnie i ofensywnie. Ale kibice to kochali...
Skomentuj artykuł