Zamach we Francji: na progu wojny kultur
Zamach na redakcję tygodnika "Charlie Hebdo" to tragedia, która dotyka wszystkich. Właśnie dlatego poprosiliśmy o komentarz osoby z różnych środowisk i o różnej wrażliwości. Głos zabierają m.in. korespondent wojenny Marcin Ogdowski, psycholog Bogdan Białek, oraz ks. Wojciech Pracki. Andrzej Ahmed Saramowicz podkreśla, że sprawcy ataku na redakcję tygodnika "Charlie Hebdo" nie mają prawa nazywać się wyznawcami islamu, a rysownik Henryk Sawka dzieli się osobistą historią dot. jednej z ofiar.
Kiedy wchodzę do meczetu - zdejmuję buty, kiedy przekraczam próg synagogi, dbam o nakrycie głowy. Uważam, że jeśli ktoś jest gościem w pewnej kulturze i kraju, powinien dostosować się do obyczajów i zasad. Francja słynie z tego, że wyśmiewa wszystko i wszystkich, i będąc tam należy się na to zgodzić. Oczywiście można protestować: sądownie, pikietując, ale w żadnym stopniu nie jest uprawniona przemoc. To co się stało jest rzeczą karygodną.
"Charlie Hebdo" nie uznawało żadnej świętości, obrywali wszyscy, którzy w ich mniemaniu na to zasługiwali. Pismo obrażało nie tylko Mahometa i wyznawców islamu. Obrywało się katolikom, Żydom, politykom każdej opcji. Jeśli atakujemy wszystkich, to w sumie nie atakujemy nikogo.
Satyra ma swoje granice, ale to granice indywidualne. Nie są ustalane odgórnie, a każda społeczność i kultura posiada własne. Zmieniają się z czasem, są zależne od okoliczności, wieku, ale też od środków przekazu: na inne rzeczy pozwala Internet, na inne telewizja. Inaczej żartujemy wśród przyjaciół, inaczej publicznie. Moje osobiste granice wyznacza współczucie i dobry smak, choć i tutaj pojawia się problem, bo to co dla jednego jest zbyt ostre, dla kogoś innego będzie zupełnie łagodne.
Georges Wolinski był mi na swój sposób bliski, bo jego prace pojawiały się już w "Szpilkach". Na tym się wychowałem. W tym artystycznym świecie pokazywał, że mając 80-lat można jeszcze brać udział w spotkaniach redakcyjnych, posiadać wolę komentowania i zmieniania świata. Zginął na posterunku.
Henry Sawka - rysownik, satyryk i ilustrator, jego rysunki publikowały Szpilki, Sztandar Młodych, Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Polska the Times, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza, Wprost, Polityka. Obecnie stale współpracuje z Newsweek Polska. Wydał kilka książek.
Śmiertelny atak na redakcję satyrycznego pisma Charlie Hebdo jest atakiem na ludzkie życie i na prawa człowieka. Tego typu czyny często prowadzą do eskalacji przemocy i chęci odwetu ze strony innych ludzi lub organizacji o równie skrajnych ideologiach.
Potępiam z całą stanowczością wszelkie ataki na ludzkie życie w dobie pokoju, szczególnie te, które motywowane są rzekomymi pobudkami religijnymi. Nie znamy jeszcze sprawców i nie wiemy od nich samych czym motywowali swój odrażający czyn, ale ich morderstwo bezbronnych ludzi skazuje ich na najwyższy wymiar kary.
Jest moją nadzieją i modlitwą, aby motywowany ekstremistyczną ideologią czyn, którego dopuścili się sprawcy, nie przerodził się w serię akcji odwetowych przeciwko muzułmanom i wzniecił antymuzułmańskich sentymentów.
W moim przekonaniu nie istnieje religia, która daje przyzwolenia na mordowanie bezbronnych ludzi, a sprawcy tego czynu nie mają prawa nazywać się wyznawcami ani islamu, ani żadnej innej religii. Nie do przyjęcia jest dla mnie twierdzenie, że ci bandyci działali z pobudek religijnych, czy działali w imieniu islamu.
Łączę się ze wszystkimi ludźmi dobrej woli w modlitwie za ofiary i ich rodziny, oraz za doprowadzenie sprawców przed wymiar sprawiedliwości.
Andrzej Saramowicz - w 1996 roku założył Szkołę Nauk Sufich w Polsce, jest prezesem Polskiej Fundacji Sufich im. Dżelaladdina Rumiego, oraz współprzewodniczącym Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Autor licznych tekstów na temat duchowości w islamie, tłumacz książki “W stronę serca", rozmówca wielu programów radiowych i telewizyjnych.
Jako socjolog i ateista postrzegam religię w kategoriach funkcjonalnych. To mechanizm, który w obliczu deficytu samokontroli pozwala nam okiełznać naszą skłonną do przemocy naturę. Dzięki niemu zamiast się zabijać, zaczęliśmy tworzyć coraz bardziej skomplikowane struktury społeczne.
Czasem jednak ów mechanizm zawodzi, nabierając cech zupełnie przeciwnych, tym samym ujawniając największą słabość religii. Gdy produkowany przez nią system wartości daje łatwe usprawiedliwienia dla najgorszych podłości.
Mordercy z Paryża zabijali z bogiem na ustach, zapewne przekonani o swoim posłannictwie…
Wystrzegałbym się jednak opinii o wyższości chrześcijaństwa nad islamem ("u nas takie rzeczy niemożliwe"). Dość przypomnieć choćby zbrojne krucjaty. Lecz nie zmienia to faktu, że chrześcijaństwo ma nad islamem zasadniczą przewagę - doświadczenie reformacji i jej dalekosiężnych skutków. Na przykład religijnej tolerancji.
Bez takich przemian islam pozostanie domeną fundamentalistów. Skazujących wyznawców Allaha na konflikt z judeochrześcijańską cywilizacją. Wojnę, której - wobec technologicznej i organizacyjnej skuteczności Zachodu - muzułmanie nie wygrają.
Marcin Ogdowski - dziennikarz Interia.pl, korespondent wojenny (Irak, Afganistan), pisarz; nazywany pierwszym polskim blogerem wojennym. Od 2009 r. prowadzi blog zAfganistanu.pl, na podstawie którego ukazała się książka "zAfganistanu.pl. Alfabet polskiej misji" (2011 r.). Autor powieści.
Izraelski psycholog Daniel Bar Tal użył kiedyś na określenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego pojęcia "intractable conflict", co zostało przetłumaczone na język polski jako "konflikt nierozwiązywalny". W rzeczywistości angielski termin jest głębszy opisowo, mówi o konflikcie "trudnym do obróbki". Tak też można określić to, z czym mamy do czynienia w skali globalnej od 11 września 2001 roku. Próbujemy uchwycić tę spiralę agresji, strachu, nienawiści, pogardy w przeróżne koncepcje, nazwy i wyjaśnienia. Ale to trudno "obrobić". Nie przemawiają do mnie koncepcje konfliktu cywilizacji czy wojny kulturowej. Widzę w takich ujęciach nie tylko niczym nieuprawnione uproszczenie, ale także niebezpieczne uogólnienie, które generuje nowe silne uprzedzenia, klisze poznawcze, resentymenty.
Liczne badania psychologiczne nie wskazują jednoznacznych mechanizmów, dlaczego ktoś zostaje terrorystą, a ktoś inny nie. Pewne koncepcje psychologiczno-socjologiczne, jak chociażby modnego ostatnio w Polsce Jonathana Heidta, amerykańskiego psychologa społecznego, odwołują się do modeli moralnych. Psycholog Michał Bilewicz, powołując się na tego badacza, tłumaczy paryski zamach prawicowo-konserwatywnym modelem moralności, które Heidt nazywa fundamentem świętości i lojalności. Dla skrajnych konserwatystów pewne symbole religijne lub narodowe "są święte i jakiekolwiek ich naruszenie wymaga natychmiastowej reakcji". Bilewicz stawia w jednym rzędzie reakcje naszych rodzimych "oszołomów" pikietujących wystawę Nieznalskiej i morderców francuskich dziennikarzy. Nie przekonuje mnie to. Jest duża odległość pomiędzy zabójcami, a histerycznymi krzykaczami.
Pomimo zajmowania się przez dziesiątki lat pogromem kieleckim, gdy w rok po zakończeniu koszmaru II wojny światowej, chrześcijańscy sąsiedzi w Kielcach przez wiele godzin torturowali i mordowali swoich żydowskich sąsiadów, ocaleńców z Zagłady, nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego do tego doszło. Każda odpowiedź wydaje się być prawdziwa i niewystarczająca. Suma wszystkich odpowiedzi jest tylko daną statystyczną, nie jest mądrością. Owszem, nauczyłem się nie stawiać sobie pytania "dlaczego" w kontakcie ze złem, gdyż odpowiedź albo obezwładnia albo staje się zaczynem kolejnego zła, bo kolejnego stereotypu, uprzedzenia, resentymentu. Wierzę natomiast w dialog. Wierzę, że zawsze jest możliwy. I tym bardziej potrzebny niezbędnie, im sytuacja wydaje się pozbawiać nas wszelkiej nadziei. Tylko dialog może zakończyć wszelkie formy fundamentalizmu i terroryzmu, które, jak to podkreśla papież Franciszek, "poniża godność każdej osoby i jej religii". Nazizm zredefiniował pojęcie człowieczeństwa, zredukował człowieka do nicości. Naszym, nas wszystkich ludzi, świętem obowiązkiem jest przywrócić temu pojęciu jego najgłębsze znaczenie i sens. Dlatego tak wielkie wrażenie zrobiła na mnie australijska kobieta, która po zamachu terrorystycznym w Sydney w ubiegłym roku zaopiekowała się wystraszoną muzułmanką. To jest jedyna droga, która pomoże osiągnąć ten szczytny cel, by nie było już na świecie "intractable conflicts".
Bogdan Białek - psycholog, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, redaktor naczelny magazynu psychologicznego "Charaktery".
Zamach na redakcję czasopisma "Charlie Hebdo" jest wstrząsający, ponieważ wydarzył się na prawdę. Dotąd podobne scenariusze pojawiały się w filmach i powieściach sensacyjnych. Teraz okazało się, że taka rzeczywistość rozgrywa się na ulicach europejskich miast.
Nie bez znaczenia jest powtarzany przez media fakt publikowania przez redakcję "Charlie Hebdo" karykatur Mahometa. Nie chodzi o to, by traktować go jako usprawiedliwienie zamachu. Niemniej w przypadku fanatycznych ugrupowań islamskich i ich działalności można spodziewać się dalszych, podobnych reakcji. Warto tu zaznaczyć, że świat chrześcijański reaguje na podobne karykatury Boga lub Jezusa sięgając po konwencjonalne środki, jak np. rozwiązanie na drodze prawnej. Niejednokrotnie zauważalna jest postawa zakładająca, że to Bóg sam dokona sądu nad ludźmi, którzy przedstawiają Go karykaturalnie. Niemniej szeroko rozumiana wolność słowa zakłada w krajach europejskich możliwość wydawania tego typu publikacji. Nie jest to jednak powód do zabijania ich autorów. W Europie czasy stosów i inkwizycji dawno minęły, co jest traktowane jako postęp cywilizacyjny.
Co może zrobić przeciętny chrześcijanin w tej sytuacji? Myślę, że najlepszą rzeczą jest tu modlitwa za bliskich ofiar (w luteranizmie nie modlimy się za zmarłych), oraz wszystkie osoby dotknięte tą tragedią. Tak samo trzeba modlić się za sprawców, by zrozumieli swoją winę i okazali skruchę.
Ks. Wojciech Pracki - rzecznik kościoła Ewangelicko Augsburskiego (Luterańskiego) w Polsce, proboszcz parafi w Opolu
Nie czułem rozpaczy, nie miałem także przekonania, że powinienem coś szczególnego odczuwać. Nie dlatego, że nie obchodzi mi mnie los zamordowanych ludzi. Uczę się tego, by nie reagować emocjonalnie i nie uzależniać swojego życia od wydarzeń, które dzieją się w wielkim świecie, a raczej pytać się, jak w tym wszystkim, jako chrześcijanin mogę się odnaleźć i co mam myśleć?
To kolejne wydarzenie, które - mi osobiście - pokazuje, że patrzenie na rzeczywistość i nie odnoszenie jej do Boga oraz do własnych wyborów nie ma najmniejszego sensu.
Ludzie zadają pytanie o to jak chrześcijanin powinien reagować w takich sytuacjach? Sam jestem człowiekiem wierzącym w to, że Jezus jest Bogiem, staram się ciągle sobie samemu przypominać, co i jak On myślał i działał. On sam nigdy nie reagował na złe wieści emocjonalnie, wręcz przeciwnie, mówił o tym, że to się będzie działo, i że właśnie wtedy mamy "podnieść nasze głowy, bo zbliża się nasze odkupienie".
Pytam się więc, jak wygląda to odkupienie? Jestem przekonany, że polega ono na wierze w to, że On jest obecny w naszej - nawet najbardziej - tragicznej historii; ono nie polega na załatwianiu za nas spraw, ale na tym, że człowiek zawsze może swoją tragedię przeżywać w nadziei, że zło nie ma ostatniego słowa.
Takie podejście do tych wydarzeń jest trudne, jednak nie niemożliwe.
ks. Grzegorz Kramer SJ - jezuita, duszpasterz powołań, bloger, autor książki "Męskie serce: z dziennika banity".
Mam wrażenie, że problem wolności słowa i granic tej wolności, granic żartu, towarzyszy ludzkości od zawsze. Istotą problemu jest fakt, że do tej pory nie potrafimy sobie z tym poradzić. Osobiście uważam, że takie granice istnieją i są dość wyraźne, ale - tu sprawa się komplikuje - każdy ma swoje, choć jest jedna ogólna. Każdy może mówić co chce. Każdy też może wyrazić swój sprzeciw. W innym przypadku dochodzimy do paradoksu, że walcząc o wolność słowa ograniczamy tę wolność innym. Dokonany został zamach na wolność słowa, zakażmy więc religii. Z drugiej strony korzystamy z wolności słowa i głosimy religię, ale robimy awantury z powodu obrazy uczuć religijnych. Tylko, że ten paradoks mieści się w granicach wolności słowa, bo ta wolność pozwala być głupim. Pozwala nawet ze swoją głupotą się obnosić. Granice wolności słowa kończą się tam, gdzie kończy się słowo, a zaczyna czyn. Ten czyn jest zamachem na wolność słowa. Chcę żeby moje granice żartu, wolności wypowiedzi były ograniczane przez mój wewnętrzny imperatyw kategoryczny i kulturą osobistą, a nie przez strach i obawy o życie swoje czy bliskich. Kontekst paryski to uwypukla. To właśnie tu, w redakcji "Charlie Hebdo", ta granica została przez terrorystów przekroczona. Tu dokonał się prawdziwy zamach na wolność słowa. W Paryżu ujawniła się straszna siła fanatyzmu. Paradoksalnie ujrzeliśmy też, że fanatyzm jest tak naprawdę bardzo słaby, bo cóż to za idea, moc i potęga, która widząc satyryczny rysunek sięga po karabiny maszynowe?
Potrzebujemy humoru, żartów i dystansu do siebie. Rysownik Bernardo Erlich, tak skomentował tragiczne wydarzenia w Paryżu: “The world has become so serious that humor is a risky profession." Ale najbardziej potrzebujemy, żeby bez względu na religię, denominację, rasę, płeć, poglądy polityczne i wszystko co nas może dzielić, miłowali bliźniego.
Maciej "Zuch" Mazurek - grafik, bloger. Autor blogów zuchrysuje.pl i zuchpisze.pl. Wydał książkę "Król biurowej klasy średniej."
Skomentuj artykuł