Zamieszanie wokół dostaw gazu do Polski
PGNiG i Gaz-System poinformowały w czwartek, że Gazprom-Export zmniejszył dostawy gazu do Polski o ok. 7 proc. Tymczasem rosyjska firma podaje, że zwiększyła dostawy i zarzuca Ukrainie, że pobiera więcej gazu niż zakontraktowała. Ukraińcy zaprzeczają temu.
O ograniczeniu dostaw gazu z Rosji poinformował też wieczorem główny dystrybutor gazu na Słowacji, spółka SPP. Słowacy podali, że zarejestrowali 30-procentowy spadek dostaw rosyjskiego gazu. Spółka SPP uspokaja jednak, że jest w stanie zabezpieczyć ciągłość dostaw.
Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo oraz Gaz-System poinformowały w czwartek w komunikacie, że "podczas ostatniej doby dostawca rosyjski Gazprom-Export nie potwierdził złożonego przez PGNiG zamówienia i nastąpiło zmniejszenie dostaw z tego kierunku o ok. 7 proc.; zmniejszenie dostaw dotyczy gazociągu tranzytowego Jamał.
PGNiG podał, że interweniował w tej sprawie u dostawcy i oczekuje odpowiedzi. Zgodnie z komunikatem firm, odbiorcy w Polsce, poza wprowadzonymi czasowo ograniczeniami w ramach umów handlowych dla trzech zakładów przemysłowych, otrzymują gaz zgodnie z zapotrzebowaniem.
Tymczasem Gazprom wyraził zdziwienie informacjami, że do Polski dociera mniej gazu niż powinno. Wiceprezes spółki Aleksandr Miedwiediew w stanowisku przesłanym PAP zaprzeczył, by firma ograniczyła dostawy gazu do Europy. Według niego Gazprom zwiększył je do możliwego maksimum.
- W czasie mroźnych zimowych dni w Rosji i Europie nasza firma zwiększyła do możliwego maksimum dostawy gazu nie tylko dla krajów Europy, ale także Wspólnoty Niepodległych Państw - w szczególności na Białoruś i Ukrainę. W tym samym czasie zwiększyliśmy pobór błękitnego paliwa z podziemnych magazynów. Pobór naszego gazu z magazynów w Europie wzrósł prawie 4 razy w ciągu bieżącego tygodnia - podał Miedwiediew.
Według niego obecny poziom dostaw gazu przez Gazprom odpowiada dostawom na poziomie 180 mld metrów sześciennych rocznie, podczas gdy w 2011 r. do Europy dostarczono 150 mld metrów sześciennych. Dodał, że Ukraina pobiera z gazociągów tranzytowych ilość gazu, która odpowiada rocznemu poborowi na poziomie 60 mld m sześc., co znacznie przekracza zakontraktowane ilości.
Gazpromowi odpowiedziała ukraińska państwowa spółka paliwowa Naftohaz, która oświadczyła w czwartek, że gwarantuje przesył rosyjskiego gazu do odbiorców w Europie Zachodniej. Zapewniła, że nie podbiera przeznaczonego dla nich paliwa. - Zwiększenie spożycia gazu ziemnego na Ukrainie związane jest z mrozami i pokrywane jest wyłącznie przez pobór gazu, zgromadzonego w ukraińskich zbiornikach podziemnych - czytamy w komunikacie Naftohazu.
Niezależny ekspert rynku gazu Andrzej Szczęśniak uważa, że ograniczenie dostaw o 7 proc. to "granica błędu statystycznego", choć - jego zdaniem - nie wiadomo dokładnie, co jest tego powodem. - Są mrozy, to jest normalne. Takie ograniczenie dostaw nie jest absolutnie groźne i może być chwilowe. Te 7 proc. może zostać uzupełnione z zapasów w magazynach gazu - uspokaja ekspert.
Rzeczniczka PGNiG Joanna Zakrzewska poinformowała PAP, że obecnie zapasy gazu wynoszą 1,17 mld m sześc., w tym 555,8 mln m sześc. rezerw obowiązkowych, które mogą zostać uruchomione po decyzji ministra gospodarki.
Minister gospodarki Waldemar Pawlak zgodził się w czwartek na skorzystanie z obowiązkowych rezerw gazu ziemnego. Wniosek w tej sprawie Gaz-System skierował do ministra w środę. Uruchomienie rezerw ma związek ze środową decyzją PGNiG, które w związku z utrzymującymi się niskimi temperaturami wprowadziło ograniczenia w dostawach gazu do największych odbiorców: Zakładów Chemicznych Police, PKN Orlen i Zakładów Azotowych Puławy.
PGNiG oceniło, że wzrost zapotrzebowania na gaz ziemny wysokometanowy przekroczy poziom 70 mln m sześc. na dobę, co - bez wsparcia z magazynów - niesie zagrożenie niezbilansowania systemu przesyłowego.
Z problemami dotyczącymi dostaw rosyjskiego gazu do Polski mamy do czynienia zimą nie pierwszy raz. Ponownie w ich tle mamy spór Rosji i Ukrainy o cenę gazu. Zdaniem władz w Kijowie jest ona stanowczo za wysoka. Moskwa gotowa jest obniżyć stawki płacone za błękitne paliwo przez Ukraińców, jednak pod warunkiem przejęcia kontroli nad ukraińskimi gazociągami. Na to z kolei nie ma zgody Ukrainy.
Ukraina płaci obecnie za 1000 metrów sześciennych rosyjskiego gazu 416 dolarów. Ukraińcy uważają, że sprawiedliwą ceną byłoby 300 dolarów.
W styczniu ukraińskie władze zapowiedziały, że ze względu na brak zgody Rosji na obniżkę cen gazu, zmuszone są ograniczyć jego odbiór o połowę. Zamiast przewidzianych w umowach 52 mld metrów sześciennych paliwa, w bieżącym roku Kijów kupi od Moskwy tylko 27 mld - podano. Media zaczęły wówczas pisać, że grozi to kolejną "wojną gazową". Do poprzedniej doszło na przełomie 2008 i 2009 roku. W jej wyniku na dwa tygodnie wstrzymano dostawy błękitnego paliwa z Rosji przez Ukrainę do państw Europy Zachodniej, w tym do Polski.
Skomentuj artykuł