Zrozumieć smoleńskich krzykaczy

Zrozumieć smoleńskich krzykaczy
Pogrzeb pary prezydenckiej w Krakowie (fot. Łukasz Kraczka / DEON.pl)

Sposób, w jaki jedna z partii opozycyjnych obchodziła drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej, spowodował, że większość mediów z tzw. establishmentu zaczęła posługiwać się nową terminologią. Mamy więc dziś do czynienia, z "religią smoleńską", "ludem smoleńskim" czy "prawdziwym premierem Polski".

Z drugiej strony terminologia nienowa, za to ciągle aktualna. Prawicowi publicyści i uczestnicy comiesięcznych spotkań pod krzyżem katyńskim w Krakowie, albo na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie mówią o "zdrajcach narodu", "służących Niemcom i Rosjanom" czy "kłamcach smoleńskich".

DEON.PL POLECA

Wymyślanie terminologii, która na stałe wpisuje się do kanonu polskiego dyskursu, nie jest niczym nowym. Warto tu przypomnieć o przechodzącym chyba powoli do historii podziale Polaków na "moherowe berety" i "wykształciuchów".

Wczorajsze podziały różnią się znacznie od tych dzisiejszych. Obecne niosą za sobą niewyobrażalny ciężar tragedii, jaką była katastrofa smoleńska. Mają jednak wspólny mianownik. Zarówno po jednej jak i po drugiej stronie konfliktu jest dramat człowieka.

Mało mnie interesują krzyki pomiędzy tymi ludźmi. Znacznie bardziej bolesne jest to, że w tych, którzy krzyczą, kryje się ludzki dramat niezrozumienia i rozczarowania. Gdy widzę w Polsce te ludzkie wyspy, które pokrzykują, a porozumieć się nie mogą, to mnie bardziej interesują te ogromne bóle, który ci ludzie w sobie noszą, a nie to, co krzyczą.

Nie będzie niczym nowym, jeśli napiszę, że jest mi przykro z powodu zawłaszczenia tragedii smoleńskiej. Nigdy nie jest oczywiście tak, że tylko jedna ze stron konfliktu powinna być obarczana winą. Obie strony trochę po macoszemu potraktowały wypadek prezydenckiego samolotu. Mam wrażenie, że zlekceważono wagę historyczną tej tragedii. Niedostatecznie egzekwowano zobowiązania państwa polskiego, choćby w kontaktach z Rosjanami.

O katastrofie smoleńskiej nie mówi się dziś językiem szacunku i współczucia. Panuje "palikotyzacja" języka, który ogranicza się do kpiny, pogardy i nieprzyzwoitego rechotu.

Dziś znów rozpoczną się igrzyska. Tym razem okazją do wykrzyczenia swojego zdania będzie rocznica pogrzebu pary prezydenckiej na Wawelu.

Krzykaczami nie będą jedynie ci, którzy w katastrofie smoleńskiej widzą zamach i zdradę narodową. W Krakowie pojawią się również przedstawiciele organizacji Obywatelski Wawel, którzy swoją manifestację zapowiedzieli na 18.15, czyli kwadrans przed zakończeniem uroczystej Mszy świętej na Wawelu. Konfrontacja jest nieunikniona. Znów zapewne popłyną słowa, których nie wypada cytować na portalu przyznającym się do katolickiej linii myślenia.

Dziś bardzo ciężko jest mówić o katastrofie smoleńskiej. Jej polityczne uwikłanie powoduje, że w rozmowach nieświadomie zbieramy głos w dyskursie politycznym. Mimo szczerego odcięcia się od tej sprawy, mimo braku ukonstytuowanego zdania, samo pisanie o niej już ustawia mnie po jednej ze stron konfliktu.

Czas między rocznicą katastrofy a pogrzebem państwa Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu spędziłem na rozmowach z przyjaciółmi, którzy odrzucają teorię o zamachu i wybuchu. Prowokowałem ich swoimi pytaniami. Zastanawiałem się bowiem, co myślą ci, którzy nie uczestniczą w tym amatorskim teatrze. Jakie zdanie mają ludzie, którzy nie wychodzą na ulice ze sztandarami, biało-czerwonymi flagami i okrzykami na ustach. Tych, którzy zostają w domu jest przecież znacznie więcej. Ci którzy nie są domorosłymi ekspertami od samolotów, lądowania, stosunków dyplomatycznych między Polską a Rosją, to przecież większość. Wnioski, jakie wyciągam po tych rozmowach, są zdumiewające. Zaskoczyć mogą na pewno tych z "ludu smoleńskiego".

Również i ja nie potrafię zrozumieć teorii zamachu. Staram się jednak mówić o tym ostrożnie. By nikogo nie urazić, a przede wszystkim zrozumieć. Jestem więc zwolennikiem postawienia pomnika upamiętniającego parę prezydencką. Dlaczego tak dużej grupie Polaków odmawia się prawa upamiętniania ludzi, którzy byli dla nich ważni?

Widzę w Lechu Kaczyńskim patriotę i męża stanu, mimo że na niego nie głosowałem.

Dziwię się, że mój premier nie staną na głowie, by sprowadzić do Polski wrak samolotu. Z niedowierzaniem dowiaduję się, że wrak samolotu był czyszczony przed rocznicą katastrofy. Zastanawiam się, dlaczego po odtworzeniu nagrania z czarnych skrzynek są pourywane fragmenty.

Z dystansem interpretuję słowa władz rosyjskich w sprawie katastrofy, pamiętając o zabójstwach dokonanych w Rosji, zarówno tej dzisiejszej, jak i tej radzieckiej. Da się więc zrozumieć idee zamachu.

Podobne wątpliwości ma wielu Polaków, a mimo to podziały między nami nie maleją, a powiększają się niebezpiecznie. Być może odpowiedzą na pogłębiające się podziały i podejście do dialogu będzie zacytowanie bieżącego wydania tygodnika "Newsweek".

W tekście poświęconym obchodom rocznicy katastrofy smoleńskiej czytam: "W latach 80 Jan Pospieszalski był basistą rockowego zespołu Voo Voo, a Kuba Wojewódzki pisał o polskim rocku w "Magazynie Muzycznym". Dziś ten pierwszy jest medialną twarzą obozu "smoleńskiego", a drugi stał się idolem wielkomiejskiej młodzieży. Czy byliby w stanie normalnie ze sobą porozmawiać?

Kuba Wojewódzki: - Z Jankiem Pospieszalskim świetnie dogadywaliśmy w burzliwych czasach rock’n’rolla. Możemy spróbować i dziś, bo czasy ponownie są rock’rollowe. Inaczej.

Jan Pospieszalski: - Pan pracuje w gazecie, która kłamie, szkaluje, posługuje się haniebnymi tekstami. Nie chcę mieć z waszą gazetą nic wspólnego. W związku z tym gorąco pana pozdrawiam".

Co więc nas jeszcze łączy, poza miejscem urodzenia i zamieszkania. Poza wspólnymi barwami narodowymi i hymnem narodowym? Jak odpowiada Tomasz Lis, "chyba głównie sprawy, które nas dzielą".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zrozumieć smoleńskich krzykaczy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.