Baw się i tańcz!

(fot. sxc.hu)
Paweł Rakowski SJ

W uszach rezonują najnowsze bity świata. W nozdrzach czuć rozgrzane powietrze, a w oczach migotanie świateł. Szał roztańczonych ciał. Jednym z ważniejszych elementów życia jest dobra zabawa.

Wyszaleć się przez cały wieczór, to jest dopiero coś! Kto nie był na dobrej imprezie, ten nie zrozumie o czym piszę.

Chrześcijanie mają wyjątkowy powód do tego, żeby się świetnie bawić. Śmierć pokonana, grzech przebaczony, wina zmazana! Nic tylko tańczyć!

Wszystko, co robię, mogę przemienić w radość zmartwychwstania. Nawet głupowate czasem piosenki służą mojej radości. Parkiet staje się miejscem modlitwy wraz z tańcem wolności! Czemu by nie? Chrześcijaninie - baw się i tańcz! Szalej z radości! Nie daj się zaszczuć smutkiem. Bo Bóg jest tam, gdzie jesteś ty sam.

DEON.PL POLECA

"Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10,31)

Więcej na blogu: puszczyk.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Baw się i tańcz!
Komentarze (30)
5 kwietnia 2015, 20:55
Bawmy się !  I pozwólmy się bawić innym.
5 kwietnia 2015, 20:21
Otóż to! Chrześcijaństwo to radosna religia! RADOSNA. Dość tego szukania wrogów. Tego straszenia piekłem. Tego ponuractwa. - Franciszek niedawno o tym mówił.
P
PIOTREK
5 kwietnia 2015, 15:57
Tak bawić się tylko przed moim wpuszczeniem(Nawróceniem) Pana Jezusa do  serca i duszy byłem na niejednej imprezie klubowej w wojwództwie Śląskim i naprawdę nie dzieją się tam rzeczy godne chwały Bożej, raczej dziewczyny obdzierają się tam z godności, pijaństwo nie którzy do przysłowiowego ,,zgonu'' gniew i agresja czyli bijatyki niekiedy zanim dolecą ochroniarze którzy też spuszczą łomot jak ktoś się im stawia nie mówie że w każdej ale w zdecydowanej większości i na takie imprezy chodzą ludzie którzy szukają szczęcia miłości a odpowiedź jest taka prosta i radosna JEZUS CHRYSTUS ON KOCHA CIEBIE MNIE KAŻDEGO Z OSOBNA ALLELUJA
G
grace
6 maja 2013, 19:26
Przeciez we Mszy sw. jest rowniez element wesela,uczty panskiej, radosci. Sa zaproszeni goscie weselni, jest Pan Mlody, jest orkiestra,spiew, stol suto zastawiony, wino, odswietny wystroj, odswietny stroj gosci weselnych, tance /moze nie w naszej kulturze ale w innych sa przyjete/. Jest to wielka radosc, w ktorej Pan Mlody zaprasza do wspolnego biesiadowania, uczty weselnej.   Autor artykulu nie skupia sie na samym tancu ale mowi o radosci z Zmartwychwstania.
S
spoko
6 maja 2013, 17:53
Wszystko, co robię, mogę przemienić w radość zmartwychwstania. Nawet głupowate czasem uprawianie seksu służy mojej radości. Łóżko albo podłoga staje się miejscem modlitwy wraz z ekstazą wolności! Czemu by nie? Chrześcijaninie - baw się! Szalej z radości! Nie daj się zaszczuć smutkiem. Bo Bóg jest tam, gdzie jesteś ty sam. "Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10,31)
A
A.R.K.
27 kwietnia 2013, 19:45
I komu owa muzyka jest poświęcona... Wystarczy poszukać wywiadów z egzorcystami, albo świadectwa pana Leszka Dokowicza który swego czasu bardzo prężnie działał przy muzyce techno. Kto ma uszy niechaj słucha i niech nie będzie człowiekiem twardego karku w obliczu stawania w prawdzie. Pamiętajmy, że jako katolicy jesteśmy (powinniśmy być)  ludźmi wiary w Bożą moc i władzę szatana nad światem (Mt 4, 8-9), a nie tylko w niebo. Bo poza niebem jest też i piekło
27 kwietnia 2013, 18:43
~bawiesieitancze W zabawie i radości nic. Pytanie w jakiej zabawie
B
bawiesieitancze
27 kwietnia 2013, 18:09
hipokryci, co jest zlego w dobrej zabawie??? no co??? czekam na choc jeden konkretny argument. nie trzeba od razu robic nie wiadomo czego na parkiecie zeby sie dobrze bawic. kto sie nie umie bawic, ten sie tutaj oburza, jak to kosciol i radosc, zabawa, cos nie tak...
N
niestety
27 kwietnia 2013, 17:09
Kliknęłam w podany link do bloga tego noworosłego jezuitki. Patrząc na to tam, na język i wpisy, niestety, nie widzę szans, żeby to miała być ironia, nawet jesli trudno w to na pierwszy rzut oka uwierzyć. Takie czasy mamy, tak teraz jest modnie i słusznie. Niestety.
K
ktos
27 kwietnia 2013, 16:41
A tak na marginesie to SMUTEK JEST BRATEM SZALENSTWA, nie przeciwnikiem. Radosc nie jest szalona. Szalenstwo nie jest zaleta nawet dla ateistow ! Autor piszac powyzszy tekst chyba duzo jadl i PIL !
M
Magda
27 kwietnia 2013, 16:17
Moim zdaniem przez niezdrowy dystans do zabawy, spowodowany jakimiś uprzedzeniami lub złymi wspomnieniami, potęgujemy tylko bardzo niesprawiedliwe i tragicznie w skutkach przekonanie, że Chrześcijaństwo jest religią ludzi, którzy nie bawią się i nie korzystają z życia. 
A
A.R.K.
27 kwietnia 2013, 07:38
i że to niby ksiądz napisał taki pusty tekst dając młodym zagubionym miecz do ręki by mogli powiedzieć że ich chodzenie do nocnych klubów jest ok? jezuita... poza tym, nie ma to jak ruch do "głupkowatej piosenki" bardzo często powiązanej ze 'złą stroną mocy' nazwać tańcem wyzwolenia..
26 kwietnia 2013, 18:52
Mam wrażenie,że z tego krótkiego tekstu bije jakaś ironia. Kto byłw na imprezie w większym miejscie ten, czytając artykuł na serwisie o takich a nie innyxch poglądach, chyba również poczuje cos dziwnego. ... Obawiam się, zę wielu katolików szczerze tak myśli. To nie ich wina. Oni mają częst ozłote serca. Dlatego cenięich dobre intencje. Oni też wielu rzeczy mnie nauczyli. Będąc im wdzięcznym chce dołożyćswoją małą cegiełkę. To nawet nie moja cegiełka bo upadłą mi pod nogami, jako Boży Dar. Weźcie, pozwólcie mi siępodzielić:)
26 kwietnia 2013, 18:51
Przepraszam za rozciągnięty komentarz, ale materia jest dośćpoważna i trzeba sprawę wyjaśnić.
K
k
26 kwietnia 2013, 17:09
Mam wrażenie,że z tego krótkiego tekstu bije jakaś ironia. Kto byłw na imprezie w większym miejscie ten, czytając artykuł na serwisie o takich a nie innyxch poglądach, chyba również poczuje cos dziwnego.
26 kwietnia 2013, 15:31
​A tak pisała forumowiczka Mulan: "tańczę taniec towarzyski od 6 lat i musze przyznać o. Knotz ma rację. Wiele par "stworzyło sie" poprzez taniec. Sama byłam w podobnym zwiazku. Ważne jest odróżnienie ralacji czysto tanecznych od tych, które z tańcem nie mają wiele wspólnego. Niektórzy, świadomie lub nieświadomie, przekraczają pewne granice. Nie zdają sobie sprawy, że druga osoba w parze, może te intencje źle zrozumieć" inny komentator Jassp: "Czy można udowodnić taką tezę, że przez taniec z drugą osobą poznaję jej przyszłe erotyczne zachowania? Inaczej, czy jak ktoś tańczy (jak mi się ułada z nią/nim taniec) tak będzie się układało moje życie intymne z tą osobą? Trywialniej: jaki jestes w tańcu taki w jesteś/będziesz w łóżku?" ​Dużo zależy od serca, ale serca zależy też od tego, co na zewnątrz- jeśli damy temu do nas dostęp. Powyżej autor wpadł w pewną sprzeczność- napisał, że Taniec uwodzi, a później ,ze trzeba zachować w nim pewne granice. Jeśli coś uwodzi, ma podtekst i działanie er, to granicą tego jest małżeństwo i sypialnia. To, co pisze ojciec Knotz tylko potwierdza słowa Brawaria. Szkoda, że o. Knotz nie zauważa, że taka cecha tańców towarzyskich wyklucza ich obecność, ich pokazywanie poza małżeństwem. Bo ten erotyzm powinien być w małżeństwie zamknięty, powinien być tajemnicą, do której dostęp mają tylko jej uczestnicy- Chrześcijanin nie może więc tańczyć takich tańców publicznie, tylko w sypialni i tylko w małżeństwie. A to wyklucza sensowność takich tańców, bo jak niby możnaby było się ich nauczyć, jak możnaby było mówić o tańcach o wspólnych dla wielu ludzi zasadach...?.
26 kwietnia 2013, 15:31
 o. Ksawery Knotz: W tańcu zawsze jest jakiś element uwodzenia i bliskości cielesnej, który rodzi zainteresowanie drugą osobą. W czasie tańca mogą pojawić się poruszenia seksualne. Przez taniec ludzie się do siebie przybliżają, otwierają na siebie. Nieodzowne jest badanie własnego serca i zastanowienie się w swoim sumieniu nad tworzoną relacją. Istnieje cała hierarchia wyższych i niższych poruszeń ludzkiego serca: czystych i brudnych, miłosnych i pożądliwych, które się do pewnego stopnia wzajemnie mieszają, mają swoje odmiany i odcienie. Przenoszą się na zewnątrz za pomocą naszego ciała – poprzez mowę, dotyk. Zależnie, które poruszenia zdominują serce człowieka będą niosły całkiem inną treść i będą budować całkiem inny rodzaj relacji z drugą osobą. Tango argentyńskie dla przykładu jest bardzo erotycznym tańcem. Taniec uwodzi. Otwiera na dużą intymność między tańczącymi partnerami. Jeśli tańczą małżonkowie to, on ich łączy, zbliża i umacnia małżeństwo. Wyrażają poprzez taniec miłość do siebie. On przekłada się na więź. Nie ma co ukrywać, że w innych przypadkach tak erotyczny taniec naraża na zdradę małżeństwa. Jeśli ktoś się w nim zatraci, może stracić poczucie granicy. Taniec to dotyk, ubiór, zapach... to oddziałuje. Tańcząc trzeba pamiętać, że ma się obrączkę na palcu. Człowiek o czystym sercu będzie wyczuwał, żeby za dużo nie tańczyć z pewnymi osobami, że to może przerodzić się w coś złego. Też jest inny taniec po alkoholu, który może spowodować utratę wolności. Puszczają pewne hamulce, i robi się wtedy rzeczy, których nie zrobiłoby się na trzeźwo. Poprzez taniec można doprowadzić do stworzenia sytuacji umożliwiającej wykorzystanie seksualne drugiej osoby. Ważne jest z kim się tańczy i jak się tańczy. I o tym też trzeba pamiętać. Jest wiele pięknych tańców, które dają ludziom dobrą zabawę, radość i szczęścia, które przynoszą dobre owoce. Dużo zależy od serca człowieka."
26 kwietnia 2013, 15:30
Ci, którzy dobrowolnych odczuć er poza małżeństwem nie uznają za nic złego otwarcie przyznają, że w tańcu takie odczucia są i że są z tym tańcem nierozerwalnie związane. Natomiast dopiero gdy ktoś jest katolikiem i nie może przyjąć postawy pożądliwej- zaczyna twiedzić, że nie ma tam pierwiastka er, że zależy od "od intencji":
26 kwietnia 2013, 15:29
Jak mam odpowiedzieć na przykład J.B. Molli? O Swiętości decyduje to, co od człowieka zależy- czego jest świadom, co dzięki tej świadomości może być przedmiotem wyboru. Oddzieliliśmy już obiektywne zło sytuacji od osobistej winy, Jedno nie jest równe drugiemu. Dlatego też popełnianie obiektywnego zła nie świadczy o braku świętości(To jest dopiero w 45 punkcie, po zawiłych tłumaczeniach, a powinno być gdzieś na początku omawiania sprawy. Na początku powinno być też odróżnienie ob. zła od osobistej winy- tak samo w rozdz. o sytuacjonizmie.) nie krytykuję tańca w ogóle, ale tańce w których przekracza się granicę wstydliwości- przez bliskość, ruch, dotyk i widok, dlatego przywoływanie jako kontrargumentu dla tych tez pochwały tańca ze strony św. Augustyna, to manipulacja(wierzę, że nieświadoma).
26 kwietnia 2013, 15:28
Pogańskie tańce o char er wiązały się z kultem dlatego, że był to kult z zasady z er opowiązany. Orgia- to forma pogańskiego kultu. Taniec jako sposób orgii się tam narodził. Chrześcijaństwo z zasady ograniczyło zachowanie związane z orgią do Małżeństwa- tylko tam można doznawać ek-stazy cielesnej. Ekstaza bowiem właściwa jest tylko doświadczeniu Świętości, ale to doświadczenie doznawane bez sakramentalnego przyzwolenia Świętego jest profanacją, zagrabieniem daru, samowolnym nieporządkiem... Tak, jak na granicy raju.
26 kwietnia 2013, 15:27
Współczesna percepcja tańca wynika z codziennej rutyny w relacjach damsko- męskich, wynika z ich przesytu i spowszednienia. Z tego następnie wynika postawa obojętności i coraz bardziej wygórowanych oczekiwań. Jeśli wynika ona z nieporzadku, czyli nieczystości(bo czystość to właśniwe rzeczy miejsce), to należałoby zobaczyć, jak odbierany byłby taniec, gdyby ten porzadek został przywrócony- gdyby codzienne relacje d-m, były zgodne z misteryjnością Świątyń Ducha Świetego i ich wzajemnych relacji. Być może wtedy taka bliskość w tańcu byłaby czymś, co budzi erotyczne skojarzenia Sama damsko męskość tańców nie świadoczy o nieskromności. JAKA damsko-męskość o niej świadczy? KIedy taniec zaczyna być nieskromny? W jakich odległościach między partnerami?(W zasięgu dotyku tułowia drugiej osoby? W bliskim kontakcie wzrokowym?) Jakie kontakty damsko-męskie nie są zaliczone do tej nieprzyzwoitości?(Bo przecież chodzimy na ulicach obok niewiast, gdy spotykamy znajomą to idziemy obok siebie w odległości kilkunastu cm...)
26 kwietnia 2013, 15:26
O czym to wszystko może świadczyć? O tym, że pewnym sytuacjom bliskości, pewnym widokom, ruchom, nie powinno się odmawiać pożądliwych skojarzeń- nie powinno się do nich przyzwyczajać tak, że przestają na nas działać. Dlaczego? Bo w ten sposób osłabiamy to, co winno funkcjonować jak najlepiej- tak, jak sobie to Bóg zaplanował- w Małżeństwie. Jak się przyzwyczaimy do częstego obcowania z widokiem, ruchami i dotykiem ciał dziewczyn, to obcowanie z żoną straci swoją wyjątkowość, unikalność- a tą unikalność powinny mieć i dotyk i widok i bliskość-prawidłowo niedostępne nam w sytuacjach poza sakramentem małżeństwa. To jest wg mnie najistotniejsze. Bo ludzie dzisiaj często nie czują pożądliwości w tańcu i dlatego trzeba się do tego odnieść. Wspomniany powyżej dystans intymny jest kulturowo uwarunkowany tak samo jak wyznaczniki nagości ale tylko w ograniczonym zakresie, którego granicami są wyznaczniki obiektywne skromności i tajemnicy ciała. Ktoś może powiedzieć, że sytuację intymną znosi "kontekst, sytuacja tańca". Owszem, bardzo często jest tak, że ludzie w pewnym kontekście nie odczuwają złości pewnych zachowań, bo kulturowe, kontekstowe przyzwyczajenie im to nakazuje. Ale kulturę, sytuacje i konteksty tworzą w pewnym jej aspekcie ludzie. A ludzie mają to do siebie, ze popełniają błędy. Dlatego konteksty mogą być błędne. NIe możemy się im bezwiednie poddawać, bo duchowa natura człowieka jest ponad kulturą. Zazwyczaj te konteksty są dam dane jako oczywiste narzędzie posptrzegania świata, jako "habitus" i dlatego są dla nas przezroczyste, dlatego nie możemy ich dostrzeć i poddać moralnym kryteriom... Ale są w życiu sytuacje, gdy udaje nam się z dystansu spojrzeć na te oczywistości. I tymi spostrzeżeniami musimy się dzielić, musimy je oddać innym...
26 kwietnia 2013, 15:26
Pobudki erotyczne znosi częste obcowanie z nieskromnością. Natomiast dla świętych przeciwnie- pokusą były już najdelikatniejsze pobudki. Czy znaczy to, ze święci byli gorszymi zbereźnikami? Wręcz przeciwnie. Świadczy to o tym, że wrażliwość erotyczna jest przejawem właściwej postawy, a osłabianie pożądliwych odczuć- świadczy o zepsuciu. Przecie ludzkie poczucie, ludzki spokój, brak odczuwania niewłaściwości zachowań, nie mogą być wyznacznikiem dobroci czynów. Bo zazwyczaj ten spokój, brak pokus jest tam, gdzie diabeł nie musi aż nadto się wysilać, bo ludzie sami robią źle myśląc, że robią dobrze .O tym wspominał właśnie J.M. Vianney: "Pewien święty przechodził kiedyś obok klasztoru i ujrzał mnóstwo diabłów nękających mnichów, lecz nie mogących ich do niczego skusić. Potem wszedł do miasta i ujrzał jednego diabła, który z założonymi rękami siedział w bramie, przypatrując się ludziom. Święty zapytał go więc, dlaczego sam jeden siedzi w wielkim mieście, podczas gdy tłum diabłów dokucza garstce mnichów. Diabeł odpowiedział mu, że w mieście w pojedynkę sobie poradzi i trudzić się zbytnio nie musi, gdyż ludzie sami się do niego garną, żyjąc w nienawiści, nieczystości i pijaństwie. Tymczasem z zakonnikami sprawa jest o wiele trudniejsza: cały zastęp diabłów szturmuje ich pokusami, tracąc czas i siły, a nic nie zyskując. Jedyne na co mogą liczyć, to na posiłki oraz na to, że mnisi zniechęcą się do surowej reguły." (z: o Alfred Monnin SI, Zapiski z Ars. Zapiski naocznego świadka kazań, homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya, Warszawa 2009)
26 kwietnia 2013, 15:25
Jakie konkretne cechy pozamałżeńskiego, lub/i publicznego tańca są złe? Długotrwałe: bliskość fizyczna, bliskość spojrzeń, dotyk, sugestywne ruchy. Jest to przekraczanie dystansu intymnego, które między niespokrewnionymi, niewychowanymi razem niewiastą a mężczyzną powinno wywołać pożądanie- POWINNO- ale powinno być też zarezerwowane dla Małżeństwa. Jeśli się je wciąga w sferę relacji możliwych z każdym, to małżeństwo traci należne mu spoiwo- wyjątkowość- Zachwyt. Mężczyźni nie przywiązują się tak do żony, bo to samo w dużym stopniu mają wszędzie. Ponadto przyzwyczajenie do wielości uliczno-codziennych doznań tego, co winno być ukryte dla małżeństwa- zarówno wzrokowych, jak i dotykowych prowadzi do osłabienia naturalnych mechanizmów przyciągania. Zupełnie tak samo jak w użytym przez Brawario przykładzie, w którym ktoś przyzwyczajony do miękkiej pornografii osłabia swoją naturalną reakcję, i potrzebuje "mocniejszych doznań"... później jeszcze mocniejszych... Owo zpowszednienie jest jak ciasto, którego po trochu próbowaliśmy zanim uczta się zaczęła. NO często jak tak próbowałem, to już w czasie święta nie miałem na ciasto ochoty... Oby nam takie codzienne próbowanie nie zepsuło małżeńskiego zachwytu, który winni jesteśmy przede wszystkim Bogu, gdy doświadczamy jego daru- możliwości współuczestniczenia w Stwarzaniu nowego Boskiego Obrazu- życia. Nie możemy sobie oderwać od tego zadania towarzyszącej mu "nagrody"-przyjemności- zapominając o zadaniu. Bo to kradzież i profanacja. Czy nie jest dziś powszechne narzekanie, że z małżeństwem pryska cały "czar", zachwyt, pozostaje pewna rutyna. Czy nie jest tak dlatego, że małżeńska wyjątkowość jest nieopakowana, dostępna za każdym rogiem, kosztowana, zanim przyjdzie jej czas? Może to, co nawet pobożnym katolikom wydaje się przynależeć do tzw., chodzenia ze sobą- powinno być dostępne dopiero w małżeństwie? Uważam, że tak.
26 kwietnia 2013, 15:24
Słowo "taniec" to worek do którego wrzucono dziś wiele znaczeń. W zależności od kontekstu znaczyć może co innego. Dlatego też nie każdy układ ruchu nazwany tańcem w jakiejś epoce, czy kulturze jest tym samym, co zjawisko nazwane tańcem w innych okolicznościach. Tzw. "Tańce" liturgiczne nie są tym samym, co krytykowane przez świętych tańce nieskromne. Te tańce liturgiczne, to zwykłe gesty modlitewne mające podobny wydźwięk jak klęczenie, stanie, ukłony, czy wznoszenie rąk. Trzeba szukać obiektywnego wyznacznika nieskromnych sytuacji niezależnych od intencji i odczuć osoby, Trzeba skupić się najpierw na tych okolicznościach a dopiero później na tych tańcach, które zawierają w sobie te okoliczności. Bo osoba może nic nie czuć- przez przyzwyczajenie- może nie mieć żadnego grzechu a znajdować się w obiektywnie nieskromnej sytuacji. Obiektywne jest to, co Boska subiekcja uważa za Własciwe i niewłaściwe miejsce ludzi i rzeczy wobec Boga i wobec innych. Ja bym szukał obiektywnych cech nieskromnych w bliskości fizycznej i w ruchach, oraz w strojach. Taka bliskość fizyczna i kierunek mówienia do siebie, dotyk, ruchy i niewłaściwe ubranie razem wzięte są nie do pomyślenia w życiu codziennym(chociaż i tego coraz mniej)- są bowiem przekroczeniem tzw. dystansu intymnego
26 kwietnia 2013, 15:22
Autor tekstu pisze o bicie. A ja muszę zwrócić uwagęna pewien fakt związany z bitem: http://misjakultura.blogspot.com/search?updated-max=2013-01-16T13:08:00-08:00&max-results=7
26 kwietnia 2013, 15:19
przypis do poniższego cytatu: *(Ten zbyt mało dostrzegany związek ukazuje wyraźnie w swoich pracach były disc jockey i kierownik zespołu rockowego Bob Larson: Rock and Roll. The devils diversion, 1967; tenże. Rock and the Church, 1971; Hippies, Hindus and Rock and Roli, 1972. Na temat mniej może szkodliwej, ale ze swej istoty również sprzecznej z celami liturgii muzyki jazzowej i pop por. H.J. Burbach, Sacro-Pop, w: "Internationale katholische Zeitschrift" 3 (1974) 91-94. S. 94: "Udający tutaj awangardowość <<sacro-pop>> jest produktem "reglamentującej kultury masowej*, która reprodukuje tani gust niewybrednej konsumpcyjnej publiczności". Tenże, Aufgaben und Versuche, w: R.G. Fellcrer (wyd.), Geschichte der katholischen Kirchenmusik II (Kasscl 1976) 395-405. Podsumowująca ocena s. 404: "Jest to muzyka, która przede wszystkim w swoim <<rytmie>> zmierza do coraz dalej posuniętej likwidacji indywiduum, i to w świecie, który w związku z coraz większą koncentracją władzy przechodzi do zarządzania totalnego. Muzyka staje się ideologią. Steruje ona, kieruje, filtruje i łączy w jedno pozbawiony początkowo kierunku strumień odczuć. Zacieśnia go i sprowadza do wzorca stereotypowych przeżyć".)
26 kwietnia 2013, 15:19
(…)W niejednej formie religii muzyka służy odurzeniu, ekstazie. Wyzwolenie człowieczeństwa z wszelkich ograniczeń, ku któremu zmierza właściwy człowiekowi głód nieskończoności, ma być osiągnięte poprzez święty obłęd, poprzez szaleństwo rytmu i instrumentów. Taka muzyka obala bariery indywidualności i osobowości; człowiek uwalnia się w niej od brzemienia świadomości. Muzyka staje się ekstazą, wyzwoleniem od własnego "ja", zjednoczeniem z wszechświatem. Zeświecczony nawrót tego typu przeżywamy dzisiaj w muzyce rockowej i pop, której festiwale są idącym w tym samym kierunku antykultem – żądzą niszczenia, zniesieniem barier codzienności i iluzją wyzwolenia od własnego "ja" w dzikiej ekstazie hałasu i  masy. Chodzi tu o formy wyzwolenia, które są pokrewne działaniu środków odurzających i z gruntu przeciwstawne chrześcijańskiej wierze w zbawienie.(…) (…)Muzyka w dzisiejszej postaci, jakiej o jedno pokolenie wcześniej nie mogliśmy nawet przeczuwać, stalą się zdecydowanym wyrazem pewnej antyreligii i tym samym widownią rozdzielenia duchów. Ponieważ muzyka rockowa szuka wybawienia na drodze wyzwolenia od osobowości i związanej z nią odpowiedzialności, łączy się bardzo ściśle z ideami anarchicznej wolności, jakie dzisiaj na dużych obszarach świata coraz jawniej podnoszą głowę; właśnie dlatego jednak jest ona z gruntu sprzeczna z chrześcijańską wizją zbawienia i wolności, stanowi jej przeciwieństwo. Zatem nie z przyczyn estetycznych, nie z racji konserwatywnego uporu czy historycznej inercji, lecz z samej zasady muzyka tego typu winna zostać z Kościoła (przez duże „K”- dopisek mój) wykluczona. ( J. Ratzinger, Nowa pieśń dla Pana, Kraków 1999, s. 173-174)
26 kwietnia 2013, 15:17
NO właśnie. NIe na takim odurzeniu hjałąsem polega radośćkatolicka. RadośćKAtolicka jest miłośćią. Skromną, cierpliwą, dostojną... wstydliwą. NA dyskotece trudno o wstydliwość, gdy łamie siędystans intymny. CZy nie wiecie, zę większość tych tańców powstałą z pobudek erotycznych, w związku z czym ma kryptoerotyczny charakter. Wiele tańców ma powiązania z relgiami, sąformąkultu, ale jest to kult niezgodny z kultem chrześcijańską, z moralnośćiąchrześcijańską. Prawdziwa inkulturacja nie mozęo tym zapominać .A niestety zapomina stając sięnie inkulturacją ,a zatracaniem tożsamości. Polecam 
M
mea
26 kwietnia 2013, 14:19
Gratuluję Autorowi napisania tekstu, który otwiera dyskusję na najbliższe kilka tygodni. Taki lakoniczny, ogólnikowy artykuł, który z założnia jest poprawny... Tak, Pan Bóg jest Bogiem radości...czy można się z tym nie zgodzić? Pan Bóg jest Bogiem Miłości więc kochajmy się, można powiedzieć... i to też jest prawda... Obraz zaczyna się komplikować gdy zagłębimy sie bardziej w szczegóły: co to dla danej osoby znaczy dobrze się bawić? Jak rozumie pojęcie "Kochajcie się" itd... Taka akademicka polemika...niewiele wnosi ale dobrze się trochę pomocować na słowa...