Bez miłości do bliźniego jesteśmy tylko żałosną karykaturą chrześcijanina

(fot. Angélica Mendoza/cathopic.com)
ks. Piotr Pawlukiewicz

Mamy piękne przykłady, że można inaczej. Ksiądz Jerzy Popiełuszko do ubeków z kajzerkami chodził. Nie po to, żeby się z nich naigrawać czy wprowadzać ich w zakłopotanie, ale po prostu – bo głodni byli.

Kiedy uważnie wczytamy się w Ewangelię, zorientujemy się bardzo szybko, że Chrystus podczas swojej ziemskiej wędrówki ogromnie dużo czasu spędził na uzdrawianiu ludzi. Niewidomym dawał nowe oczy, chromym – nowe nogi. Ale jego uzdrawiające cuda zawsze szły w parze z uleczeniem duchowym. Nie od dziś zresztą wiadomo, że w człowieku nie da się oddzielić sfery fizycznej od sfery psychicznej i duchowej i często niedomagania natury fizycznej mają swoje źródło w problemach psychicznych. (...)

Trudno wyobrazić sobie Chrystusa bez tego wymiaru: Jezusa uzdrawiającego – dobrego pasterza, który karmi swoje owce i dba o nie. Dlatego ktoś, kto chciałby kontynuować dzieło Chrystusa bez okazywania innym ludziom miłości miłosiernej, byłby tylko żałosną karykaturą chrześcijanina. Można wiele godzin spędzać na modlitwie, można żyć zgodnie z wymogami prawa, a stać się karykaturą chrześcijanina, jeśli nie ma się dla drugiego człowieka serca. A my mamy piękne przykłady, że można inaczej.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko do ubeków z kajzerkami chodził. Nie po to, żeby się z nich naigrawać czy wprowadzać ich w zakłopotanie, ale po prostu – bo głodni byli. Albo ksiądz Barzowski… Podszedł kiedyś do milicjanta kierującego ruchem na skrzyżowaniu Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia i pyta: „Ty byłeś już u spowiedzi? Przyjdź jutro o piątej, to cię wyspowiadam bez kolejki”. Milicjantowi o mało pałka nie wypadła z ręki! A on naprawdę kochał tego chłopaka, tak jak pasterz kocha swoje owce.

Próba kontynuowania misji Chrystusa bez pomagania drugiemu człowiekowi jest z góry skazana na porażkę. Więc kiedy będziemy podziwiać przedstawicieli innych religii za ich pobożność, radykalizm przestrzegania prawa, za podejmowane posty i wyrzeczenia, jakich się podejmują, to pamiętajmy, że najtrudniejszą religią na świecie jest chrześcijaństwo, które nakazuje kochać nie tylko braci, ale też wrogów.

Czytałem kiedyś wywiad z pewnym piłkarzem starej daty. Powiedział w nim słowa, które mnie zastanowiły: „Wiecie, co jest najtrudniejsze w futbolu? Najtrudniejsze nie jest wcale strzelanie bramek. Najtrudniej jest po skończonym przegranym meczu podejść do tego, który wygrał, i podać mu rękę”. Bo taki jest zwyczaj w piłce nożnej. Gratulują ci, co przegrali. Nawet jeśli ktoś kopał Cię przez dziewięćdziesiąt minut i strzelił Twojej drużynie kilka goli, to masz teraz do niego podejść i podać mu rękę. Nie ma trudniejszego momentu.

Każdy z nas wie, że najtrudniej jest podejść do brata i powiedzieć: „Przepraszam, wybacz mi”. Więc jeśli nie chce Ci przejść przez gardło słowo „przepraszam”, to przynajmniej powiedz: „Słuchaj, stary, przegiąłem, pogubiłem się…” albo zaproś go gdzieś na kawę i nic nie mów. Zrozumie ten gest. Tak, tak. Miłość grzeszników to wyższa szkoła jazdy.

Fragment pochodzi z książki „Ty jesteś marką”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bez miłości do bliźniego jesteśmy tylko żałosną karykaturą chrześcijanina
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.