Bez miłości do bliźniego jesteśmy tylko żałosną karykaturą chrześcijanina
Mamy piękne przykłady, że można inaczej. Ksiądz Jerzy Popiełuszko do ubeków z kajzerkami chodził. Nie po to, żeby się z nich naigrawać czy wprowadzać ich w zakłopotanie, ale po prostu – bo głodni byli.
Kiedy uważnie wczytamy się w Ewangelię, zorientujemy się bardzo szybko, że Chrystus podczas swojej ziemskiej wędrówki ogromnie dużo czasu spędził na uzdrawianiu ludzi. Niewidomym dawał nowe oczy, chromym – nowe nogi. Ale jego uzdrawiające cuda zawsze szły w parze z uleczeniem duchowym. Nie od dziś zresztą wiadomo, że w człowieku nie da się oddzielić sfery fizycznej od sfery psychicznej i duchowej i często niedomagania natury fizycznej mają swoje źródło w problemach psychicznych. (...)
Trudno wyobrazić sobie Chrystusa bez tego wymiaru: Jezusa uzdrawiającego – dobrego pasterza, który karmi swoje owce i dba o nie. Dlatego ktoś, kto chciałby kontynuować dzieło Chrystusa bez okazywania innym ludziom miłości miłosiernej, byłby tylko żałosną karykaturą chrześcijanina. Można wiele godzin spędzać na modlitwie, można żyć zgodnie z wymogami prawa, a stać się karykaturą chrześcijanina, jeśli nie ma się dla drugiego człowieka serca. A my mamy piękne przykłady, że można inaczej.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko do ubeków z kajzerkami chodził. Nie po to, żeby się z nich naigrawać czy wprowadzać ich w zakłopotanie, ale po prostu – bo głodni byli. Albo ksiądz Barzowski… Podszedł kiedyś do milicjanta kierującego ruchem na skrzyżowaniu Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia i pyta: „Ty byłeś już u spowiedzi? Przyjdź jutro o piątej, to cię wyspowiadam bez kolejki”. Milicjantowi o mało pałka nie wypadła z ręki! A on naprawdę kochał tego chłopaka, tak jak pasterz kocha swoje owce.
Próba kontynuowania misji Chrystusa bez pomagania drugiemu człowiekowi jest z góry skazana na porażkę. Więc kiedy będziemy podziwiać przedstawicieli innych religii za ich pobożność, radykalizm przestrzegania prawa, za podejmowane posty i wyrzeczenia, jakich się podejmują, to pamiętajmy, że najtrudniejszą religią na świecie jest chrześcijaństwo, które nakazuje kochać nie tylko braci, ale też wrogów.
Czytałem kiedyś wywiad z pewnym piłkarzem starej daty. Powiedział w nim słowa, które mnie zastanowiły: „Wiecie, co jest najtrudniejsze w futbolu? Najtrudniejsze nie jest wcale strzelanie bramek. Najtrudniej jest po skończonym przegranym meczu podejść do tego, który wygrał, i podać mu rękę”. Bo taki jest zwyczaj w piłce nożnej. Gratulują ci, co przegrali. Nawet jeśli ktoś kopał Cię przez dziewięćdziesiąt minut i strzelił Twojej drużynie kilka goli, to masz teraz do niego podejść i podać mu rękę. Nie ma trudniejszego momentu.
Każdy z nas wie, że najtrudniej jest podejść do brata i powiedzieć: „Przepraszam, wybacz mi”. Więc jeśli nie chce Ci przejść przez gardło słowo „przepraszam”, to przynajmniej powiedz: „Słuchaj, stary, przegiąłem, pogubiłem się…” albo zaproś go gdzieś na kawę i nic nie mów. Zrozumie ten gest. Tak, tak. Miłość grzeszników to wyższa szkoła jazdy.
Fragment pochodzi z książki „Ty jesteś marką”.
Skomentuj artykuł