Co właściwie się działo przy pustym grobie

Co właściwie się działo przy pustym grobie
Fot. Jakub Kołacz SJ

Grzechem przeciwko Duchowi Świętemu jest przypisywanie Bożego działania diabłu. Chodzi tu o tak beznadziejny i zatwardziały brak wiary, który nawet w obliczu cudów skłonny jest widzieć raczej oszustwo niż autentycznie czyny Pana. W poranek wielkanocny apostołowie znaleźli się dokładnie w pół drogi do popełnienia tego grzechu: wprawdzie nie mówili, że cała ta sytuacja to diabelska rzecz, ale orędzie zmartwychwstania nazywali „czczą gadaniną”. Oto do czego doszli ci, którzy trzy ostatnie lata spędzili u boku Boga! Kościół zawsze był wspólnotą grzeszników…

Każdy z Ewangelistów opisał wszystko w nieco inny sposób: Marek na temat zmartwychwstania mówi najmniej, a przy tym bardzo upraszcza sprawę, poniekąd dlatego, że dla niego chwała Jezusa ukazuje się już w męce. O powstaniu z martwych pisze więc wyłącznie dlatego, żeby mieć pewność, że jego czytelnicy będą w ten cud wierzyli. Wszyscy trzej synoptycy – Mateusz, Marek i Łukasz – gdy piszą o pustym grobie, wspominają o objawieniu się aniołów, którzy tłumaczą fakt, iż w pieczarze nie ma ciała Pana. Jan z kolei nie wspomina o widzeniu aniołów, ale jedynie mówi o znakach – zupełnie naturalnych, jednak celowo pozostawionych w grobie. Mateusz podaje ciekawe informacje na temat straży przy grobie, a Łukasz opowiada o uczniach idących do wsi Emaus, niejako przedłużając doświadczenie sprzed pustego grobu. Jan w końcu zamieszcza fascynujące opowiadanie o spotkaniu nad Jeziorem Tyberiadzkim oraz opowiada o spotkaniu z Tomaszem, które ma miejsce tydzień później. Połączmy te relacje, aby dzięki temu przekonać się, co w tym czasie działo się w duszach uczniów.
Otóż w niedzielę, wczesnym rankiem, kobiety wymknęły się z domu i pobiegły do grobu. O tym, co tam się wydarzyło i o czym mówiły z sobą w drodze, dowiadujemy się z ich relacji, kiedy strwożone przybiegły z powrotem do apostołów.
Te wierne uczennice, których nie zdołałby przerazić ani strach o siebie, ani żal, przez ostatnie dni rozmyślały nad tym, co mogłyby jeszcze zrobić dla zmarłego Pana. Najbardziej bolał je pośpiech, z jakim złożono Jego ciało w grobie, dlatego postanowiły, że skoro tylko minie szabat, pójdą tam i wszystko naprawią, aby najlepszy z ludzi nie był pochowany byle jak, bez należnego Mu szacunku. Takim zachowaniem narażały się na zaciągnięcie religijnej nieczystości, a jeszcze bardziej na wybuch nowej rozpaczy, gdyby zobaczyły, że ciało zaczyna się już rozkładać. Ponieważ kochały Jezusa, wszystko to nie miało dla nich najmniejszego znaczenia. Tego właśnie poranka szły z wonnościami, których zabrały o wiele więcej, niż było trzeba, i zastanawiały się tylko, kto im pomoże odsunąć kamień, aby mogły dostać się do wnętrza grobu (por. Mk 16, 4). To było ich największe zmartwienie.
Kiedy jednak przyszły na miejsce, ku swemu zaskoczeniu zobaczyły, że próżne były ich zmartwienia, bo kamień został już odsunięty, a wejście do grobu stało otworem, jakby ktoś postanowił ułatwić im sprawę. Na ten widok bardzo się ucieszyły, ale ich radość miała trwać tylko przez chwilę. Weszły do grobowca i… nie znalazły ciała. Wtedy – jak pisze Łukasz – „poczuły się bezradne” (24, 4).
Z tego ocierającego się o rozpacz odrętwienia wyrwało je dwóch mężczyzn ubranych w lśniąco białe tuniki. Jeśli cała ta scena rozegrała się jeszcze w grobie, to zrobiło się tam teraz tłoczno, jeśli zaś przed wejściem do grobu, to nagłe zjawienie się dwóch nieziemsko wyglądających postaci wprawiło kobiety w osłupienie i strach.
Przypomnijmy sobie zwiastowanie Maryi, które miało miejsce prawie trzydzieści cztery lata wcześniej. Kiedy – jak opisuje to ten sam ewangelista – anioł pozdrowił żydowską dziewczynę wzniosłymi słowami: „Raduj się, łaski pełna”, ona bardzo się przestraszyła. Widząc to, anioł szybko spuścił z tonu i przemówił do Niej już zwykłymi słowami, przede wszystkim po to, aby Ją uspokoić (por. Łk 1, 26–38). Zamiarem anioła nie jest straszyć, ale objawiać wolę Bożą i pomagać w jej wypełnieniu.
Kiedy zatem pojawienie się tych dwóch mężczyzn w pustym grobie (czy może przed nim?) przeraziło kobiety tak bardzo, że aż pochyliły twarze ku ziemi, jeden z nich przemówił łagodnie: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?” (Łk 24, 5). Trudne pytanie. Poszukiwania zawsze rozpoczyna się od miejsca, gdzie coś lub kogoś się zgubiło. Kiedy kobiecie z przypowieści gdzieś zapodziała się drachma (por. Łk 15, 8–10), to było oczywiste, że ma jej szukać we własnym domu, a nie u sąsiadki, do której ostatnio wcale nie chodziła. Pytanie było więc oczywiste, ale trudne. Okazało się jednak, że przemawiający wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Za to szybko pospieszył z wyjaśnieniem: „Nie ma Go tu! Zmartwychwstał!” (w. 7). Właśnie wtedy kobiety przypomniały sobie wszystkie nauki Jezusa, a jednocześnie policzyły, że ten „trzeci dzień” to właśnie dzisiaj! O nic więcej już nie pytały, ale szybko pobiegły, aby swym odkryciem i wielką radością podzielić się z tymi, którzy wciąż jeszcze trwali w przygnębieniu. One, które przez ostatnie dni przynosiły tylko złe wieści, w końcu mogły przyjść i oznajmić im radosną nowinę. Cały problem w tym, że otrzymały pouczenie od aniołów, nie spotkały jednak samego Jezusa. Wprawdzie im wystarczyło usłyszeć, inni jednak musieli zobaczyć, a jak się później okazało, pośród nich był i taki, który musiał dotknąć. Jak zareagowali uczniowie? Zafundowali im zimny prysznic. Ich brak wiary był bolesny dla kobiet. Nie tylko nie okazali radości z przekazanej im nowiny, ale dodatkowo uznali paplanie kobiet za „niedorzeczne słowa” (w. 11). Wprawdzie, co zgodnie podkreślają Łukasz z Janem, Piotr pobiegł szybko do grobu, ale nie zobaczył tam nic szczególnego: tylko leżące płótna. W starannie złożonym materiale, którym owinięta była głowa Zmarłego, też nie dostrzegł żadnego nadzwyczajnego znaku.
Grzechem przeciwko Duchowi Świętemu jest przypisywanie Bożego działania diabłu. Chodzi tu o tak beznadziejny i zatwardziały brak wiary, który nawet w obliczu cudów skłonny jest widzieć raczej oszustwo niż autentycznie czyny Pana. W poranek wielkanocny apostołowie znaleźli się dokładnie w pół drogi do popełnienia tego grzechu: wprawdzie nie mówili, że cała ta sytuacja to diabelska rzecz, ale orędzie zmartwychwstania nazywali „czczą gadaniną”. Oto do czego doszli ci, którzy trzy ostatnie lata spędzili u boku Boga! Kościół zawsze był wspólnotą grzeszników…

W tym samym czasie w pałacu arcykapłana trwała gorączkowa narada. Aby się dowiedzieć, co tam się działo, musimy sięgnąć do opisu Mateusza i wraz z nim cofnąć się o kilka dni. Otóż pod sam koniec tak zwanego Dnia Przygotowania, czyli w piątek wieczorem, po naprędce zorganizowanym pogrzebie Jezusa, niektórzy z członków żydowskiej Wysokiej Rady poszli jeszcze raz do Piłata. W przeciwieństwie do apostołów, ci Jego wrogowie doskonale zapamiętali najdrobniejsze szczegóły nauczania Pana, w tym zapowiedź zwycięstwa nad śmiercią. Mateusz przytacza dokładnie ich prośbę, jaką przedłożyli prokuratorowi: „Panie, przypomnieliśmy sobie, że ten zwodziciel jeszcze za życia mówił: «Po trzech dniach zmartwychwstanę». Rozkaż więc, aby pilnowano grobu aż do trzeciego dnia, żeby czasem Jego uczniowie nie przyszli, nie wykradli Go i nie rozpowiadali wśród ludzi, że powstał z martwych. I ostatnie oszustwo byłoby gorsze od pierwszego” (Mt 27, 63-64). Piłat na to przystał, dając im do dyspozycji żołnierzy, którzy od tej pory mieli trzymać przy grobie straż, aby przypadkiem nie dokonało się tam coś nieprzewidywalnego.
Kobiety udające się do grobu wczesnym rankiem musiały się więc liczyć z obecnością żołnierzy, miały jednak nadzieję, że ci pozwolą im na dokonanie tradycyjnego namaszczenia. Kiedy przyszły na miejsce, nikogo ze straży tam nie zastały… Zanim dotarły na miejsce pochówku, tam już dokonało się coś niezwykłego. Ewangelista Mateusz stosuje tu daleko idące uproszczenie, które może nieco zafałszować obraz tego poranka. Pisze na przykład o tym, że gdy uczennice dotarły na miejsce, wtedy nastąpiło trzęsienie ziemi (por. 28, 2). Nie wydaje się jednak, aby tak było, gdyż żadna z osób, którym powierzone zostało zaniesienie orędzia apostołom, nie wspomina o niczym takim. Pozostawmy jednak te rozbieżności, skupiając się na tym, co dla nas ważne.

Pierwszy promień słońca uderzył w grób jak błyskawica. Ziemia się zatrzęsła i wielki głaz zatoczony przed wejściem potoczył się na bok niczym gumowa piłeczka. Żołnierze trzymający straż przed grotą zbytnio nie przejmowali się swoją rolą. Nie bali się tego, którego w nim pochowano. Niespecjalnie też przejmowali się żywymi. To z ich strony mogło przyjść ewentualne zagrożenie. Ale cóż to za zagrożenie? Skoro nikt się nie przeciwstawił, kiedy męczono Rabbiego, tym bardziej teraz, kiedy już było po wszystkim. A nawet gdyby przyszło kilku śmiałków – myśleli rzymscy żołnierze – to przepędzą żydowską hołotę i będzie po sprawie. Tak myśleli. Tymczasem wraz z pierwszymi promieniami słońca stało się coś nieoczekiwanego. Siedzieli sobie przy ognisku i drzemali. Kiedy ziemia się zatrzęsła, zerwali się na równe nogi. Oniemieli, widząc odsuwający się głaz sprzed wejścia.
Wkrótce wszystko ustało, a jeden z nich wszedł do wnętrza grobu. Po chwili zaczął krzyczeć, przywołując pozostałych. Wszyscy weszli do środka i oniemieli – w grobie nie było ciała! Pozostało jedynie „płótno oraz chusta, która była na Jego głowie. Nie leżała ona razem z innymi płótnami, lecz zwinięta osobno w innym miejscu” (J 20, 7). Wtedy żołnierze poczuli się bezsilni – już niedługo tego samego uczucia miały doświadczyć kobiety – bo oto życie bardzo im się skomplikowało. Wyszli w końcu na zewnątrz i zaczęli się naradzać. Byli świadkami tego, jak odsuwał się kamień, patrzyli na to i nie widzieli nikogo, kto by wchodził do grobu. Zresztą musiałoby być ich przynajmniej dwóch, a poza tym nie mieliby czasu, aby rozwinąć ciało i starannie poskładać płótna. Oczywiście musieliby zauważyć tych dwóch, gdyby wychodzili z pieczary z ciałem. Nic takiego jednak nie widzieli. Co się więc stało?
Ewangelista Mateusz pisze, że poszli z tym problemem do arcykapłanów, opowiedzieli im o wszystkim, a ci, nawet nie zadając sobie trudu zinterpretowania faktów, naprędce wymyślili kłamstwo, które żołnierze zaczęli szerzyć, a wielu ludzi bezmyślnie w to uwierzyło (por. Mt 28, 11-15).
W rzeczywistości rzymscy żołnierze stali się pierwszymi świadkami cudu zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, lecz dla nich, jako pogan, rzecz wydała się niepojęta, dlatego nie uwierzyli. Ciało zmarłego po prostu znikło. Tymczasem my dziś wiemy, że skoro Pan wchodził do pomieszczeń mimo drzwi zamkniętych, to przy swoim zmartwychwstaniu wcale nie musiał wychodzić wejściem. Tu dokonało się to, o czym z uniesieniem śpiewamy w jednej z wielkanocnych pieśni:
Pan przeniknął skalne mury,
Bóg natury, alleluja!
„Bóg natury” stworzył jej prawa, On może je też znosić. Kamień od wejścia do grobu został więc usunięty nie dla Niego, żeby wyszedł, ale dla nas, abyśmy mogli tam wejść i przekonać się, że grób jest pusty!

DEON.PL POLECA

(tekst jest fragmentem książki: „Po kostki w wodzie”)

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Jakub Kołacz SJ

Byli ludźmi z krwi i kości. Nie różnili się niczym od każdego z nas. Jedno spotkanie odmieniło ich życie. Podejdź, zatrzymaj się i razem z Autorem obserwuj ewangeliczne spotkania z Panem. Zobacz z bliska biblijne...

Skomentuj artykuł

Co właściwie się działo przy pustym grobie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.