Czekam, czekania mi trzeba…

Depositphotos.com (86092452)

„Dialogi w połowie drogi” – Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ rozmawiają o czekaniu. Słowo, nierozłącznie związane z adwentem, które daje okazje do rozmowy o trudnej sztuce czekania, o tym na co czekamy, jak czekamy i czego się – ciągle na coś czekając – obawiamy. Autorzy podcastu mówią, że: Czekanie wcale nie jest statycznym i pełnym rezygnacji nic-nie-robieniem; nie lubimy czekać i nawet zabraniamy sobie oczekiwania na coś lub na kogoś, bo boimy się niespełnienia; w naszym niespełnieniu odciśnięty jest ślad Boga, ślad pełni; warto porozmawiać z kimś bliskim i nie bać się „czekania na nikogo…”.

ES: Witamy nie tylko serdecznie, ale i adwentowo.
WZ: Czyli w postawie czekania, oczekiwania.
ES: A no właśnie, z jednej strony mamy oczekiwanie, czas oczekiwania, to chyba wszyscy wyrecytujemy wybudzeni o czwartej nad ranem, czym jest adwent, tak?
WZ: O czwartej nad ranem wybudzeni na roraty.

DEON.PL POLECA

Kryjówki nadziei dla uczuć, które nie nadążają za życiem

ES: Z jednej strony czas oczekiwania, który się może kojarzyć tak statycznie, stoję i czekam, a z drugiej strony adwent jest drogą, czyli jest tu dynamika.
WZ: No tak, jest jedno i drugie. Bywają też statyczne oczekiwania, nie tylko w takim znaczeniu, że właśnie czekamy na pojawienie się kogoś, na przyjazd, na to, żeby się coś ziściło i my w danym momencie nie możemy niczego zrobić, nie pobiegniemy zobaczyć, czy ten pociąg jedzie, prawda, tylko stoimy na peronie. Ale bywają takie oczekiwania, kiedy to, na co czekamy, nas przerasta i jesteśmy trochę przestraszeni, uczucia nie dorastają do tego. I w związku z tym robimy krok w tył, chowamy się i czekamy, tak przycupnęliśmy i czekamy. Spróbuję wytłumaczyć, o co chodzi. To jest to, co na filozofii nasz profesor Antek Jarnuszkiewicz, profesor i współbrat nazywał ‘kryjówką nadziei’. Że jak się czeka na coś tak wielkiego, a twoje uczucia nie nadążają za tym...
ES: A może tak być...
WZ: A może tak być. To się chowasz i to wygląda na jakiś taki regres nawet, wygląda na to, że to jest jakaś niedojrzałość, a to po prostu przycupnęłaś w miedzy, żeby nabrać oddechu, żeby dojrzeć właśnie i potem rozkwitnąć.
ES: Ale tu jest pozorna sprzeczność, bo przecież nawet jak się przycupnie, nawet jak się wycofa, to przecież w nas się coś dzieje. Tam jest jakaś dynamika, to jest jakąś dynamiką. Więc to oczekiwanie, zresztą nawet tak myślę, czekamy na czyjś przyjazd, przygotowujemy dom. No tak, nie przyspieszymy jego samochodu, jego pociągu, ale w nas się coś dzieje, w naszym otoczeniu coś się dzieje, w naszym wnętrzu się coś dzieje.

‘Potencjalny’ ból niespełnienia?

ES: No to dobrze, wygląda na to, że to czekanie może być fascynujące, że jest fascynujące, jest jakąś przygodą, no ale przecież może być też trudne, bo gdzieś czai się potencjalny ból niespełnienia.
WZ: Co do wszystkiego zgoda, poza słowem ‘potencjalny’. Czemu potencjalny? Ból niespełnienia jest zawsze. Ból niespełnienia to jest część naszego życia i co więcej właśnie w oczekiwaniu, to ten ból jest takim paliwem. Jak nie ma bólu, jak nie ma tego odczucia braku, tego głodu, no to na co czekam, to po co czekam, prawda?
ES: No tak, to wtedy jest pewność, a nie tęsknota.
WZ: No, pewność. Jaką mam pewność, co do czego?
ES: Że umrzemy na przykład.
WZ: To akurat tak, to jest ta jedyna pewność, tak.
ES: No tak, cała reszta jest w sferze jakichś pragnień, marzeń, oczekiwania, no ale często jest ten lęk przed marzeniami, przed pragnieniami. Zakładam, że wszyscy, a przynajmniej większość z nas, albo spora część zna ten przecudny tekst księdza Twardowskiego, ‘Wiersz z banałem w środku’ – „Nie bój się czekania na nikogo”.
WZ: I kto by się z nas pod tym podpisał entuzjastycznie, mając lat 17 czy 18? A potem tak powolutku cię życie wychowuje do tego, że właśnie to jest prześliczne, że... niespełnienie wcale nie jest tragedią, że niespełnienie jest taką pogłębiarką, jest czymś, co tak sublimuje, uszlachetnia. Oczywiście nie każde niespełnienie, ale też od ran się zaczyna, po prostu rany otwierają człowieka, otwierają na innych, na rzeczywistość.
ES: Myślę, że kluczowe jest to, jak my doświadczamy tego niespełnienia, jak je przeżywamy, jak je przeżyjemy. Bo niespełnienie może rodzić z jednej strony jakąś frustrację, zgorzknienie i takie wycofanie, ale nie wycofanie twórcze, raczej takie zabarykadowanie się.
WZ: Zaciągnięcie hamulca.
ES: Tak, ja już nie chcę doświadczać rozczarowań, to ja nie wejdę w żadną relację. A z drugiej strony może być takie niespełnienie, które czyni lepszym, które powoduje, że wciąż chce się żyć, chce się próbować. I mówiliśmy o tym kiedyś: ważne, żeby nie uzależniać od czegoś jedynego, tego swojego szczęścia, no właśnie, od spełnienia.
WZ: Tak, dlatego nawet to takie gorzkie wycofanie się, to nie można przestać widzieć, że tam ciągle jest obecna tęsknota za tym, co najlepsze. Nie można przestać widzieć, że również to takie okopanie się, to za tym wszystkim stoi właśnie ta ogromna tęsknota, zahamowana lękiem, to prawda, ale ona wciąż żyje.

Tęsknoty jako ślady Pana Boga

ES: Ok, ale to możemy zobaczyć z zewnątrz i to jest chyba trochę takie zadanie dla nas, jeżeli ktoś taki nam się zdarzy w okolicy. Żeby nie przekreślać, żeby się nie odsuwać, bo to zgorzknienie jednak dystansuje, ono męczy. I człowiek chce zostawić kogoś takiego, natomiast jak tak z miłosierdziem...
WZ: Jak się ma przyjaciela, to przyjaciel może powiedzieć, to przyjaciel może zwrócić uwagę i tak właśnie wskazać, że zobacz... Mi się to często na spowiedzi zdarza. Ja mówię, jeżeli ktoś zauważa, że „boli mnie bardzo, upokarza, że we mnie nie ma tego”, czy coś… To mówię, że gratuluję, że pani to zauważa, że pan to zauważa, bo to już jest bardzo dużo. Jak pani widzi ten brak, ten głód w sobie, to to jest ślad Pana Boga. Bo co to znaczy? Widzimy, że w tej naszej układance brakuje jakiegoś elementu. I to takiego prześlicznego, takiego... I tu właśnie tym tropem idąc dochodzimy do tego, co najpiękniejsze. Tak, niespełnienie jest nam potrzebne, a niespełnienie prowadzi do czekania, do takiego wydania się na to, że kiedyś się spełni, a na razie czekamy, na razie czekamy.
ES: Tak sobie myślę, że na tęsknotę możemy popatrzeć jak na łaskę. Bo ta tęsknota wskazuje na coś, co jest ważne, istotne, pociąga nas w jakąś stronę, choć oczywiście jest niejednokrotnie bardzo trudna do przeżycia. Wiemy dobrze, że w tym okresie – prześlicznym przecież – wszyscy się zachwycamy, pławimy w światełkach, dźwiękach. W okresie Bożego Narodzenia, Nowego Roku, często jednak odzywają się w nas takie trudne emocje. Często jakieś depresyjne wątki się pojawiają, no bo właśnie, ten czas nas też konfrontuje z tym, za czym tęsknimy, a niekoniecznie niesie spełnienie.
WZ: A bardzo często zapominamy o tym, że niespełnienie nie tylko nie jest tragedią, ale że niespełnienie jest podpowiedzią, że niespełnienie jest właśnie tym tropem, po którym możemy dojść do tego za czym tęsknimy. Ten taki ucieczkowy nieraz styl, który się pojawia w okresie Bożego Narodzenia, że rzucamy wszystko, wyjedziemy gdzieś sobie na narty, tam zapomnimy...
ES: Albo jeszcze lepiej w słoneczne klimaty, żeby się odciąć w każdym wymiarze od tego, co tu.
WZ: Tak, no to jak byśmy o tym nie mówili, jak byśmy to nie negowali, to zawsze to będzie ucieczka od tego, żeby się nie skonfrontować z tym wymuszonym przez tradycję, przez zwyczaj, bliskim podejściem, fizycznym kontaktem, spojrzeniem w oczy, przełamaniem się opłatkiem. Czyli czymś, za czym bardzo tęsknimy, ale bojąc się niespełnienia, rezygnujemy z tego, żeby nie bolało. A to jest zła podpowiedź. Jak boli, to wcale nie znaczy, że źle.
ES: Mało tego, ta ucieczka przed Bożym Narodzeniem, przed rodziną, tak naprawdę nie jest przed tym, tylko to jest ucieczka przed samym sobą, przed naszym bólem niespełnienia, jakimś lękiem, a przed tym w żadne góry, na żadne plaże nie da się uciec, bo od siebie nie uciekniemy.

Umiejętność czekania jest nam potrzebna

WZ: Innymi słowy, ja bym to tak powiedział, parafrazując piosenkę: „czekam, czekania mi trzeba”. Że bardzo ważne jest czekanie. Również takie, jak ks. Twardowski napisał, czekanie na nikogo, wydawałoby się. Również takie czekanie z wiecznym niespełnieniem. To jest coś bardzo ważnego, jeśli umiemy tak czekać, jeśli ciągle pragniemy, jeśli żywa jest w nas tęsknota, to znaczy, że żyjemy. A to, że boli, co mówi przysłowie? „Jeżeli się budzisz i nic Cię nie boli, to znaczy, że umarłeś”.
ES: Ponowie wybrzmiewa ta dobra nowina... My to na życie, proszę Ojca, czekamy. To co, ruszamy w tę drogę?
WZ: Ruszamy w tę drogę, a przede wszystkim patrzymy z ufnością na tęsknoty, które są w nas, na głody, które są, bo to nie jest coś, co w złym świetle nas ukazuje, wręcz przeciwnie.
ES: To ja jeszcze powiem tak: nie walczmy z tymi głodami, tęsknotami, pielęgnujmy je.
WZ: Podejdźmy do nich z czułością i z miłością. A kiedy tak ten ból niespełnienia daje się we znaki, a kiedy tak doskwiera i kiedy nam trudno, a przecież bywa trudno, to zawsze polecam rozmowę z przyjacielem, bo wtedy, kiedy się tym bólem podzielimy, to się okaże, że to już nie jest jakiś pełen narzekań monolog, tylko że są to po prostu... Dialogi w połowie drogi.

Jezuita, uratowany grzesznik; poprzednio duszpasterz akademicki w Opolu i Krakowie, proboszcz we Wrocławiu, prowincjał (2008-2014), a obecnie proboszcz w Tomsku (Rosja, Syberia); inicjator Deon.pl i Modlitwy w Drodze.

Twitter: wziolek_sj

 

Politolog, nauczyciel akademicki, dawca krwi, amatorka biegów długodystansowych, współpracuje z Radiem Doxa, Modlitwą w drodze i Deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czekam, czekania mi trzeba…
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.