Kilka dni przed wypadkiem powiedziała: "Jestem po spowiedzi, jestem gotowa". Mało znane fakty z życia Alicji Mazurek
Była dziewczyną o niezwyczajnej urodzie. Zawsze roześmiana, życzliwa, z ironicznym, nieraz sarkastycznym żartem. Snuła plany na przyszłość, przeżywała pierwsze zauroczenia i coraz dojrzalej wyznawała swoją wiarę w Boga. Kilka dni przed swoim wypadkiem powiedziała do ojca: "Wiesz, gdyby Pan Jezus zechciał mnie zabrać do siebie, to ja jestem gotowa. Jestem po spowiedzi, jestem czysta". Publikujemy mało znane fakty z życia Alicji Mazurek, młodej ewangelizatorki, która swoim krótkim życiem zdążyła zmobilizować rzesze ludzi do modlitwy, spowiedzi po latach i powrotu do Kościoła.
Alicja Mazurek była uczennicą Pallotyńskiego Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie. Działała również w strukturach Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Archidiecezji Lubelskiej oraz wspólnoty ewangelizacyjnej Guadalupe. Uczestniczyła także w Lubelskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę. Wśród przyjaciół była znana ze swojej radości i otwartości na innych.
Tragiczny wypadek
19 lutego 2018 r. razem z Olafem, kolegą ze wspólnoty Gaudalupe, uległa wypadkowi samochodowemu. Kierujący pojazdem Olaf zginął na miejscu. Alicji lekarze także nie dawali wielkich szans. Przyjaciele nastolatki rozpoczęli modlitewny szturm do nieba w intencji uzdrowienia Alicji. Młodzi przygotowali specjalny grafik, w ramach którego każdy mógł wybrać czas, który chce poświęcić na modlitwę.
Nastolatka przeżyła kilka operacji, po leczeniu trafiła do warszawskiej kliniki "Budzik". Ze względu na wysokie koszty rehabilitacji, w ubiegłym roku zorganizowano fundację #WstawajAlicja. W jej ramach odbyła się m.in. zbiórka pieniędzy w parafiach Archidiecezji Lubelskiej pod patronatem abp Stanisława Budzika, liczne koncerty, kiermasze czy inne inicjatywy. Historia Alicji stała się inspiracją wielu reportaży w polskich i zagranicznych mediach.
Równocześnie do pozyskiwania funduszy trwały także akcje modlitewne, które przyczyniły się do nawrócenia wielu młodych osób. W intencji Alicji modlili się pielgrzymi zmierzający do najważniejszego regionalnego sanktuarium maryjnego w Wąwolnicy. Co miesiąc w archikatedrze lubelskiej sprawowano Eucharystię w jej intencji.
"Bez Jezusa nie ma życia!"
Pierwszym ewangelicznym działaniem Alicji było współtworzenie w swojej miejscowości oddziału KSM-u. Wspólnie z przyjaciółmi organizowała spotkania i zachęcała znajomych do udziału w nich. Jednocześnie nie narzucała nikomu swoich poglądów. Może dlatego miała przyjaciół z wielu różnych środowisk.
- Ja nawet nie wiedziałem, że ona była wierząca - Karol Sikora mówi to z lekkim zakłopotaniem. - O wypadku dowiedziałem się od znajomych. - Spotykamy się kilka miesięcy po śmierci Alicji, ostatniego dnia sierpnia 2020 roku. Wspomnienia wciąż są świeże. - Nie mogłem uwierzyć, że ktoś w moim wieku może walczyć o życie, przecież mieliśmy wtedy po 17 lat. Nie jestem zbyt religijny, ale od razu poszedłem się modlić.
- Ala była taką osobą, która chciała czegoś więcej - Krzysztof Krzaczek był spowiednikiem Alicji. - Nie zatrzymywała się wyłącznie na grzechu, uczyła się przebaczania, a przy tym była po prostu radosną, trochę szaloną nastolatką.
Potem poczuła, że to dla niej za mało i wstąpiła do wspólnoty Guadalupe. To przede wszystkim tam rozwijała się duchowo, a to, co czerpała od innych, przekazywała dalej. Kiedyś, podczas przypadkowego spotkania ze swoim katechetą, powiedziała: "Bez Jezusa nie ma życia!". Dla niej nie było. Stwierdziła, że to właśnie dzięki Niemu wyzwoliła się ze swoich niewyjaśnionych lęków. Odwaga rozpaliła się w niej na dobre, była nie do zatrzymania. Trochę tak, jakby chciała nadrobić stracone lata strachu i zniechęcenia.
- Mamo, jak by to było cudownie móc oddać życie za Jezusa jako młoda dziewczyna, prawda? - Agnieszkę trochę zaskoczyło to pytanie. - No tak, naturalnie - powiedziała, ale nie przywiązywała wagi do słów Alicji. Właściwie to nawet nie wie, co wtedy myślała. Na pewno nie przeszło jej przez myśl, że kiedyś te słowa będzie można w dosłownym znaczeniu odnieść do historii jej córki.
- Innym razem przyszła do mnie zapłakana i zapytała, co będzie jak Bóg zechce, żeby wstąpiła do zakonu. Ona była tym szczerze przerażona. Powiedziałam jej, że jakoś sobie tego nie wyobrażam - Agnieszka lekko się uśmiecha - ale nawet jeśli tak się stanie, to na pewno będzie bardzo szczęśliwa w tym powołaniu. Nie wiem, czy mi uwierzyła.
O ile Alicja bardzo często płakała, tak Agnieszka niemal zawsze się uśmiecha. Co prawda nie należy do tych kobiet, których perlisty śmiech rozbrzmiewa echem - co to, to nie! - ale niemal w każdym zdaniu można wyczuć rozbawiony ton. Robi się poważna tylko wtedy, gdy mówi o wypadku i śmierci. Bardzo rzadko używa słowa "umarła", znacznie częściej mówi o odejściu.
"Pragnę być bliżej Jezusa"
Wiarę przeżywała na poważnie. Kiedy po wypadku jej zapiski ujrzały światło dzienne, wiele osób było nimi zdziwionych.
- Ja nie wiedziałam, że Alicja prowadziła dziennik. Nie znałam jej od tej strony - mówi Marylka. - Może nie chciała się tym dzielić, bo czuła, że to sprawa między nią a Bogiem? - zastanawia się. - Na pewno tymi zapiskami pokazała, że jej wiara była mocna i silna.
Nawet Agnieszka była zaskoczona. W trakcie choroby Alicji długo jeszcze będzie myślała o tych słowach, które wyczytała w zeszycie. Tych usłyszanych przed wypadkiem też. Alicja pisała o cierpieniu i szczęściu. Była pewna, że tylko Bóg może je zapewnić. "Trwaj przy mnie, chcę czuć Twoją obecność" - zanotowała. Cierpienie zaś rozumiała jako lekcję lub szansę zmiany. "Bóg dopuszcza do nas choroby, żebyśmy się otrząsnęli" - pisała w wypracowaniu z języka polskiego. Nie widziała w Bogu mściciela, który czyni zadość swoim prześladowcom. Z ufnością wierzyła, że odnajdzie w Nim spokój i szczęście, a wierna służba na Jego chwałę doprowadzi ją do zbawienia. Najczęściej powtarzanym fragmentem jej zapisków będzie króciutkie zdanie, wyryte później na pomniku: "Pragnę być bliżej Jezusa".
Dwa ostatnie fragmenty artykułu pochodzą z książki Doroty Chęć "Wstawaj Alicja", która ukazała się nakładem wydawnictwa RTCK.
Skomentuj artykuł