Czy Bóg nas kusi?
Czy Bóg rzeczywiście nas kusi? - zastanawiałem się, rozważając historię Abrahama, w której Bóg nakazuje mu złożyć ofiarę z jedynego syna - pisze ks. Bartosz Rajewski w książce „Zgorszeni Bogiem”.
Nie tak dawno świat obiegła elektryzująca wiadomość, że papież Franciszek chciałby zmienić fragment modlitwy Ojcze nasz: „I nie wódź nas na pokuszenie”. Zdaniem Franciszka wers ten powinien zostać zastąpiony przez „i nie pozwól, byśmy ulegli pokusie” - informowała telewizja BBC. „Nie pozwól mi ulec pokusie, ponieważ to ja jej ulegam, a nie Bóg, który wodzi mnie na pokuszenie, a potem patrzy, jak upadam” - tłumaczył papież w wypowiedzi dla telewizji TV2000.
Czy Bóg rzeczywiście nas kusi? - zastanawiałem się, rozważając historię Abrahama, w której Bóg nakazuje mu złożyć ofiarę z jedynego syna (por. Rdz 22,1-18).
Jak można wystawiać człowieka na tak potwornie trudną próbę? Jak można żądać od ojca tak okrutnego czynu? Jak w ogólne można na ludziach przeprowadzać takie nieludzkie eksperymenty?
Abraham, stary koczownik, stoi u kresu życia ze świadomością, że wypełnił wszystko, o co poprosił go nieznany Bóg: porzucił rodzinną ziemię, zamieszkał w obcej krainie. Bezgranicznie uwierzył, zaryzykował wiele, otrzymał niewiele. Co zatem robi? Ryzykuje raz jeszcze i postanawia pójść krok dalej. Związać się z nieznanym Bogiem na śmierć i życie przez rytualny akt przymierza.
W biblijnym opowiadaniu o Abrahamie i Izaaku nie chodzi wcale o eksperyment czy o potwierdzenie tezy, że Bóg nas kusi. W tej historii chodzi o pokazanie, na czym polega więź człowieka z Bogiem. Jeśli zaufamy Bogu, uwierzymy Jego słowu i zapragniemy pójść za tym, do czego On nas wzywa, będziemy musieli podjąć pewne ryzyko.
Musimy liczyć się z tym, że wszystko, co uważaliśmy dotychczas za pewne, cenne i prawdziwe, może okazać się całkowicie pozbawione logiki i sensu. Idąc za Bogiem, możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego, łącznie z szaleństwem. Na tym właśnie polega prawdziwe nawrócenie. To nie nasze rytuały i sposób życia sprawiają, że jesteśmy blisko Boga. To życie oczyszczone i przemienione pozwala nam być blisko Niego. A oczyszczenie i przemiana stają się możliwe tylko wówczas, gdy uwierzymy Bogu, przestaniemy czytać Ewangelię, a zaczniemy naprawdę nią żyć. To jest właśnie metanoia - nawrócenie.
Ewangelia, gdy tylko zaczynamy nią żyć, przemienia nasze życie. Pokazuje to historia Abrahama, który wziął na serio słowo Boga. Pokazuje to także historia życia Maryi, która uwierzyła słowu. Pozwoliła, aby słowo przemieniło Jej życie. I pokazuje to także historia apostołów. Przemienienie to jedno z kluczowych wydarzeń ich życia. Na górze Tabor Jezus objawił im swoje synostwo Boże, przygotowując ich na swoją mękę. Uświadamia im konieczność ofiary z własnego życia - ofiary, która daje życie innym.
W przeżywaniu Wielkiego Postu nie chodzi jedynie o wspominanie tego, co Jezus wycierpiał za nasze grzechy. Chodzi o naszą teraźniejszość. Chodzi o to, byśmy na nowo przyjrzeli się swojej relacji do Boga i poddali ją krytycznej refleksji. Po co? By na nowo Mu zaufać, zejść z błędnej drogi i bez lęku wejść na tę, którą On wciąż na nowo nam wytycza. Chodzi o to, byśmy na nowo uwierzyli Jego miłości - miłości Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba, mojego i twojego Boga (tu możesz wstawić swoje imię). Chodzi o to, byśmy Mu ufali, nawet gdy jesteśmy „w wielkim ucisku” (Ps 116,10).
Czy zatem Bóg, która nas kocha, również nas kusi? Tak o tym napisał Benedykt XVI:
„Gdy wypowiadamy wobec Boga prośbę „nie wódź nas na pokuszenie”, mówimy Bogu: „Wiem, że potrzebne mi są doświadczenia, ażeby czysta się stała moja najgłębsza istota. Jeśli te doświadczenia pozostają w Twoich rękach, jeśli - jak to było w przypadku Hioba - pozostawiasz złu trochę wolnej drogi, to pamiętaj, proszę, o moich ograniczonych możliwościach. Nie licz za bardzo na mnie. Nie przesuwaj zbyt daleko granic, w których mogę doznawać pokus, i bądź w pobliżu z Twoją opiekuńczą ręką, gdy moja miara zaczyna już dobiegać końca”*.
Bo w tym także wyraża się miłość Boga, że - jak najlepszy rodzic - chroni On nas od tych doświadczeń, o których wie, że sobie z nimi nie poradzimy, i zsyła na nas te, którym jesteśmy w stanie stawić czoła, abyśmy dzięki temu zrobili krok naprzód.
Kluczem do owocnego przeżycia największych nawet trudności czy tragedii jest bezgraniczne zaufanie Bogu i zawierzenie tej miłości, którą On nas obdarza (por. 1 J 4,16).
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych” (Mk 9,2-10).
25 lutego 2018
Książkę księdza Bartosza Rajewskiego „Zgorszeni Bogiem”, wydaną nakładem wyd. WAM, można kupić tu.
WAM/dm
Skomentuj artykuł