Czy Bóg "wodzi nas na pokuszenie"? Co naprawdę oznacza jedna z próśb w Modlitwie Pańskiej
"Na pierwszy rzut oka ta prośba wydaje się trochę dziwaczna, prawda? Z jakiej racji Bóg miałby wodzić nas na pokuszenie? To nie brzmi dobrze! (...) Sam Jezus ostrzega: «biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie» (Mt 18,7). Okej. Więc o czym jest ta prośba?" - zastanawia się Matthew Leonard w książce "Modlitwa działa! Ogarnij katolicką duchowość". Autor nie tylko wyczerpująco opisuje w niej modlitwę "Ojcze nasz". Pokazuje również, jak się modlić, by czerpać z tego prawdziwą radość.
Ośmielamy się mówić: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie"
Usłyszałem kiedyś, jak o. Michael Scanlan, były rektor Franciszkańskiego Uniwersytetu w Steubenville, opowiada historię muzułmanina, którego zaprosił na mszę świętą odbywającą się w szkole. Zobaczywszy, jak uczniowie przesuwają się w procesji i przyjmują Pana w Eucharystii, muzułmanin stwierdził: "To niemożliwe, żeby oni naprawdę wierzyli, że to Bóg".
Zaskoczony nie lada ojciec Scanlan spytał: "Dlaczego?".
"Bo gdyby wierzyli, czołgaliby się do Niego po ziemi" - odparł.
Tym, co niepokoiło muzułmanina, a wielu innych szokuje, jest podstawowa idea Modlitwy Pańskiej, o której rozmawialiśmy - Boże ojcostwo. Jak śmiemy tak się spoufalać z Wszechmogącym Bogiem, który jest Stworzycielem wszystkiego? Ale na tym polega skandal Ewangelii. Naprawdę zostaliśmy stworzeni członkami Bożej rodziny. Tyle że nie zmieniamy nazwiska, kiedy dołączamy do niej poprzez sakramenty. To Boska adopcja. Stajemy się tym, do czego zostaliśmy stworzeni. To zupełnie nowa tożsamość w Jezusie Chrystusie. Naprawdę!
Oczywiście czasem trudno zrozumieć, w jaki sposób Bóg jest "naszym Ojcem w niebie", który całkowicie przewyższa nas chwałą, czcią i majestatem, a jednocześnie nam towarzyszy. Ale tak właśnie jest. Każdy tata wie, że nie da się być rodzicem na odległość. Nasz Ojciec w niebie zawsze jest blisko. Zawsze słyszy nasze wołanie: "Abba, Ojcze!".
Święć się imię Twoje
Każdego roku ojcowie na całym świecie otrzymują nowe krawaty, kubki i laurki z okazji Dnia Ojca (ostatnio dostałem kubek z motywem z Gwiezdnych Wojen i napisem "Jestem twoim ojcem", co najwyraźniej czyni ze mnie Dartha Vadera). To święto, obchodzone w trzecią niedzielę czerwca (tak jest w Stanach Zjednoczonych, w Polsce obchodzi się ten dzień 23 czerwca), poświęcone jest uhonorowaniu ciężkiej pracy, którą wykonują ojcowie. Uważam, że słusznie przypada w dzień Pański, ponieważ nasi ojcowie są ziemskim obrazem Ojca w niebie. Z kolei w Niemczech obchodzi się je w czwartek, w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego.
Pytam więc: skoro ziemscy ojcowie zasługują na to, by ich uhonorować, to o ileż bardziej zasługuje na to nasz Ojciec niebieski? Właśnie o to chodzi z tym "święceniem". Słowa "święć się" oznaczają, że oddajemy Bogu chwałę, cześć i uwielbienie w sposób, na który nikt inny nie zasługuje. Ale to nadal trochę dziwne, że akurat my "święcimy" czy też błogosławimy imię Boże. Przecież jesteśmy tylko stworzeniami, a On Stwórcą, prawda? Nie możemy jeszcze bardziej uświęcić Jego imienia. No więc, o co tutaj biega? Katechizm wskazuje, że prośba ta przede wszystkim wyraża nasze pragnienie uświęcenia przez Niego. Poprzez sakramenty staliśmy się Jego częścią. Jako ochrzczeni w Ojcu, Synu i Duchu Świętym nosimy to samo imię. Prawdziwie należymy do Jego rodziny, "jesteśmy zanurzeni w wewnętrzne misterium Jego Boskości" (2807). W tej prośbie błagamy Boga, by uczynił nas godnymi swojego imienia, by uświęcił nas poprzez swoją łaskę i miłość, bo bez Niego nie jesteśmy w stanie tego uczynić. To tak w skrócie. Właśnie dlatego prośba o uświęcenie zawiera w sobie sześć pozostałych (zob. KKK 2815).
Przyjdź Królestwo Twoje
W naszym domu mamy "różowy pokój", nazwany tak z powodu koloru wykładziny. Zanim zaczniesz kwestionować moją męskość, pozwól mi się wytłumaczyć. Po pierwsze, technicznie rzecz biorąc, kolor ten nosi nazwę "brudny róż" (no tak, to też mi nie pomaga). Po drugie i ważniejsze, moje dziewczynki nalegały, by po wprowadzeniu się zostawić wykładzinę na swoim miejscu. Neutralne kolory są dla nich nudne.
W kącie "różowego pokoju" piętrzy się góra kostiumów księżniczek. Szyfony, aksamity, koronki… cała kolekcja królewskiej dziewczęcości. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia nie przystroiły mojego jedynego syna w taką ilość purpurowych aksamitów, że wyglądał jak Praskie Dzieciątko Jezus. Po prostu kochają być księżniczkami, a w przyszłości (mam nadzieję, że dopiero koło trzydziestki) zapragną księcia.
Chodzi mi o to, że nawet w epoce republik i demokracji nie zaniknęła idea królów, królowych, książąt i księżniczek. A Chrystus posługuje się słowem "królestwo" w swojej modlitwie. Tak naprawdę, królestwo to motyw przewodni całej Jego działalności na ziemi. W swoim nauczaniu na każdym kroku nawiązuje do "królestwa Bożego" czy "królestwa niebieskiego".
Kiedy Izrael stał się ludem Bożym, jego królem był Bóg. Ale z biegiem czasu Izraelici zażyczyli sobie ludzkiego króla na wzór innych narodów (zob. 1 Sm 8,5). Bóg ostatecznie spełnia ich żądanie. Po falstarcie z Saulem, królem został Dawid. Był to szczytowy moment w historii Izraela. Bóg zawarł przymierze z Dawidem, człowiekiem "po swojej myśli", obiecując mu, że jego potomek będzie synem Bożym, a królestwo Dawidowe zapanuje na wieki (zob. Dz 13,22; 2 Sm 7,8-16). Choć historyczne królestwo Dawida mogło się poszczycić najdłuższą nieprzerwaną dynastią na świecie, ostatecznie zostało podbite i przestało istnieć. A więc kiedy wszystko przepadło, wydawało się, że Bóg złamał obietnicę złożoną "na wieki". Bóg oczywiście nie kłamie. Jego przymierze z Dawidem wypełniło się w Jego Synu, Jezusie Chrystusie.
Pierwszy werset Nowego Testamentu brzmi: "Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama" (Mt 1,1). Innymi słowy, Jezus wywodzi się z królewskiego rodu Dawida. Jest dziedzicem tronu. Nawet urodził się w tym samym mieście, co król Dawid - w Betlejem (co ciekawe, nazwa ta oznacza "dom chleba"). Jak już sobie powiedzieliśmy, działalność Jezusa opierała się na głoszeniu, że "bliskie jest królestwo niebieskie" (Mt 3,2). Przez Chrystusa Bóg przyszedł, by znów poprowadzić swój lud. Mimo to Królestwo nie zagościło jeszcze w pełni. A jednak, jak czytamy na kartach katechizmu: "Od Ostatniej Wieczerzy Królestwo Boże przychodzi w Eucharystii: jest pośród nas" (KKK 2816).
Kiedy modlimy się "przyjdź królestwo Twoje", prosimy o to, by Jego królestwo całkowicie się uobecniło. Modlimy się, by nasz Król, który stał się ciałem przez wzgląd na nas, powrócił w chwale i na nowo zjednoczył swoje królestwo.
Bądź wola Twoja
Ta prośba przenosi nas z powrotem do rozważań o łasce i wolności. Bóg jest niezmienny, a Jego wola tak czy inaczej się wypełni. Możemy albo ją zaakceptować, co nas uszczęśliwi, albo odrzucić, co wpędzi nas w niedolę. To aż takie proste.
Wiem jednak, że niektórzy z was i tak będą pytać: "Skoro coś i tak się wydarzy, to po co zawracać sobie głowę modlitwą?". Jak już wspomniałem, po części chodzi o to, że nie do końca rozumiemy dynamikę modlitwy. Bóg jest niezmienny, a Jego wola tak czy inaczej się wypełni. Ale podobnie, jak istnieje wiele dróg prowadzących w określone miejsce, tak wola Boża może się ziścić na wiele sposobów. On nieustannie działa, pomimo naszych błędów i przekształca naszą wierność w kapitał. A elementem tej wierności jest modlitwa.
Warto raz jeszcze wspomnieć o kolejnym aspekcie. Modlitwa to sposób, w który Bóg pragnie się komunikować ze swoimi dziećmi. Bo nimi jesteśmy. A Bóg jest wszechwiedzącym, wszechmogącym, wszechmiłującym Ojcem. Założenie, że to On ma się naginać do naszej woli, jest błędem. To tak, jakby powiedzieć, że Bóg nie wie, co robi. Wartością modlitwy jest uzdalnianie nas do doskonałej woli Boga. Po co mielibyśmy zmieniać coś doskonałego? Modlitwa słowami "bądź wola Twoja" daje nam łaskę akceptacji Jego woli i siłę do podążania za nią.
Przypomnijmy, że celem życia na ziemi jest naśladowanie Chrystusa, który pokornie poddał się woli Ojca, mówiąc: "Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!" (Łk 22,42). Prosząc o wypełnienie Bożej woli, nie rezygnujemy z siebie na rzecz czegoś, nad czym nie mamy żadnej kontroli. Postępujemy raczej jak dzieci, które ufają, że Ojciec w niebie zawsze robi dla nich to, co najlepsze.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj
Ta prośba długo wydawała mi się nieco bezczelna. Kim jestem, żeby żądać czegokolwiek od Boga Wszechświata? Dopiero kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem prawdziwym dzieckiem Boga, mogłem zacząć wypowiadać tę prośbę z ufnością. Bóg jako nasz Ojciec obiecuje zatroszczyć się o nasze potrzeby, co stanowi dla mnie nie lada pociechę. Oczywiście nie oznacza to, że możemy całymi dniami siedzieć i grać w gry komputerowe albo oglądać opery mydlane i opychać się kokosankami. Stare porzekadło, często przypisywane św. Ignacemu Loyoli, mówi: "módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie". A modlitwa nie powinna się kręcić wyłącznie wokół naszych pragnień. Jesteśmy rękoma i nogami Boga, więc musimy być narzędziami Bożej opatrzności dla bliźnich, którzy są w potrzebie.
Ale prośba ta nie dotyczy tylko dóbr materialnych. Jej istotą jest "Chleb Życia", "lekarstwo nieśmiertelności", Eucharystia, bez której "nie mamy w sobie Życia" (J 6,35; KKK 2837). Często umyka nam fakt, że prosimy o "chleb codzienny". Przypomina nam o tym św. Ambroży:
Jeśli jest to chleb powszedni, to dlaczego przyjmujesz go po roku?… Przyjmuj go codziennie, gdyż codziennie może ci udzielić pomocy! Tak żyj, abyś mógł przyjmować każdego dnia! Kto nie jest godzien przyjmować codziennie, nie jest godzien również po roku.
I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
Kiedy zdarza mi się odpłynąć podczas odmawiania Ojcze nasz, ta prośba sprowadza mnie z powrotem na ziemię. Można by ją sparafrazować następująco: "Boże, nie wybaczaj nam, dopóki nie wybaczymy wszystkim ludziom, którzy nas wnerwili, wbili nam nóż w plecy, coś nam zabrali lub skrzywdzili nas w jakikolwiek inny sposób". Ups. Nie zapominajmy, że jednym z głównych przejawów miłości do Boga jest kochanie innych ludzi. To część druga Jezusowego przykazania miłości - miłuj Boga i bliźniego. Jeśli nie otworzymy serc na przebaczenie tym, którzy nas skrzywdzili, nie będziemy w stanie się otworzyć na Bożą miłość. To bez wątpienia trudne, ale nie niemożliwe. Kiedy prosimy Boga o przebaczenie, ćwicząc się w pokorze, On obdarza nas łaską, która pomaga przebaczyć innym. Bóg jest w porządku. Wie, że sami nie potrafimy tego uczynić, więc pomaga nam nieustannie, wzywając nas do większej świętości.
I nie wódź nas na pokuszenie
Na pierwszy rzut oka ta prośba wydaje się trochę dziwaczna, prawda? Z jakiej racji Bóg miałby wodzić nas na pokuszenie? To nie brzmi dobrze! Spokojnie, nie robi tego. To zadanie szatana. Jednak grecki pierwowzór dosyć trudno przetłumaczyć na inne języki w taki sposób, by zachować oryginalne znaczenie. Warto spojrzeć na to zdanie w kontekście fragmentu: "Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: Bóg mnie kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi" (Jk 1,13). Sam Jezus ostrzega:
"biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18,7). Okej. Więc o czym jest ta prośba?
Pamiętajmy, że Bóg stworzył nas wolnymi, jednak wolność to miecz obosieczny. Z jednej strony pozwala nam dobrowolnie obdarzać Boga miłością, ale z drugiej - otwiera nas na pokusę. Nie jesteśmy robotami, więc czasami musimy wybierać, czy postąpić w zgodzie z Bogiem, czy przeciwko Niemu. Bóg nie stworzył pokus, ale je dopuszcza. Dlaczego?
To trochę tak jak w starym powiedzeniu: "co cię nie zabije, to cię wzmocni". Nigdy go nie lubiłem, bo to by oznaczało, że coś, z czym się mierzę, faktycznie mogłoby mnie zabić - niezbyt przyjemna perspektywa. Ale prawda jest taka, że doznając pokusy, stajemy twarzą w twarz z naszymi słabościami. Doświadczamy swojej całkowitej zależności od Boga, bo bez Niego nie damy sobie rady. I właśnie to jest piękne. "Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać" (1 Kor 10,13).
Ale uważaj, żeby nie narażać się umyślnie na sytuację, w której możesz popełnić grzech. Choć zdarza się, że próby i pokusy stanowią okazję do rozwoju i Bóg je dopuszcza, nie oznacza to, że powinniśmy ich szukać. W życiu nie brakuje innych możliwości, żeby się sprawdzić. Dlatego właśnie modlimy się "nie wódź nas na pokuszenie".
Ale nas zbaw ode złego
W ostatniej prośbie nie chodzi po prostu o zło w ogólnym tego słowa znaczeniu. Nasza modlitwa jest skierowana wprost przeciwko Złemu. W zasadzie prosimy Boga o to, by nie pozwolił diabłu rzucać nam podkręconych piłek, które mogłyby sprawić, że wypadniemy z gry i wylądujemy na duchowej ławce rezerwowych. Ta prośba jest nam potrzebna, bo choć wiemy, że ostateczny werdykt zapadł dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa, to "diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć" (1 P 5,8).
Na koniec warto zauważyć, że cała modlitwa Ojcze nasz odmawiana jest w pierwszej osobie liczby mnogiej. To nie tylko sprawa między tobą a Bogiem. Modlimy się do "naszego" Ojca za "nas". Robimy to z całym Kościołem, z całym Ciałem Chrystusa, bo wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. To dlatego modlitwa ustna tak często pojawia się w liturgii. Dzięki niej komunikujemy się z Bogiem jednym głosem. A jeśli odmawiasz modlitwę ustną prawidłowo, całym sercem, to może się ona przerodzić w medytację i kontemplację.
Fragment książki Matthewa Leonarda "Modlitwa działa! Ogarnij katolicką duchowość", która ukazała się nakładem Wydawnictwa W drodze.
Skomentuj artykuł