Czy jeszcze potrafimy wzruszyć się losem Jezusa?

fot. Kristina Delp / Unsplash

Wczoraj po raz pierwszy w tym roku zaśpiewaliśmy Gorzkie Żale - żałobne nabożeństwo, którego treść przenosi nas w smutne dni męki i śmierci Jezusa. Można sobie wyobrazić, że te rozważania snują zamknięci w Wieczerniku uczniowie, którzy raz jeszcze przeżywają wszystko to, co się stało w ostatnim czasie. Niełatwo jest otrząsnąć się z tych wspomnień, tym bardziej, że każdy z nich na swój sposób uczestniczył w męce i śmierci, i umęczenie Jezusa stało się ich własnym umęczeniem. To rozmyślanie rozpoczyna osobliwa pieśń, będąca zaproszeniem do empatycznego wejścia w cierpienie umęczonego przez ludzi Boga.

Gorzkie żale to nabożeństwo typowo polskie, a jeśli odprawia się je gdziekolwiek poza granicami kraju, to wyłącznie w środowiskach polonijnych lub tam, gdzie żyją jeszcze mniejszości Polaków. Historia jego sięga początku XVIII wieku, choć nawiązuje do tradycji średniowiecznych pasyjnych misteriów liturgicznych. Znamy datę i miejsce jego pierwszego wykonania - był to 13 marca 1707 roku w kościele św. Krzyża w Warszawie - znamy też autora tekstu: nabożeństwo zrodziło się w środowisku misjonarzy św. Wincentego a Paulo, a tekst napisał ks. Wawrzyniec Benik. Początkowo Gorzkie żale przeznaczone były do odprawiania w ramach jednego z bractw, działających przy koście św. Krzyża, ale dość szybko rozprzestrzeniło się na cały kraj. I słusznie, gdyż wysokiej klasy poetyckie tekst wraz z doskonale dobraną linią melodyczną tworzą doskonałe narzędzie angażujące wyobraźnię i serce, wprowadzając klimat rozmyślania i kontemplacji, niezbędny do głębokiego przeżywania treści związanych z męką i śmiercią Jezusa.

Nabożeństwo składa się z trzech części, jakie tradycyjnie śpiewa się w kolejne niedziele. Zawsze jednak poprzedza je wstępna pieśń, nazywana "inwokacją", "zachętą" lub "pobudką", której pierwszy wers dał nazwę całemu nabożeństwu. Spójrzmy na ten nieco archaiczny, ale piękny tekst.

DEON.PL POLECA

Gorzkie żale, przybywajcie!

"Gorzkie żale, przybywajcie! Serca nasze przenikajcie!" - tak rozpoczyna się śpiew. Ta wstępna część składa się z dziesięciu dwuwersowych zwrotek, w których ostatni wers - dla podkreślenia smutku - można powtórzy dwukrotnie. Kolejne części nabożeństwa służą przede wszystkim rozważaniu męki Jezusa, ale ten wstępny śpiew skupia się na czymś zupełnie innym: na samym wykonawcy, na uczestniku nabożeństwa. Mamy tu do czynienia z typowym dla wielu starych pieśni "upominaniem samego siebie", zachęcaniem do głębokiego przeżywania tego, co ma dopiero nastąpić. Tak jakbyśmy sami siebie przekonywali, że treści męki naszego Zbawiciela nie można rozważać na chłodno, ale trzeba płakać. Łzy te zresztą mają też ważną funkcję dydaktyczną - mają pobudzić do nawrócenia i lepszego życia.

To "upominanie samego siebie" i zachęcanie do płaczu, dokonuje się drogą swoistej personifikacji - jakby żal był czymś, do czego można przemówić i przywołać. Chwyt stylistyczny może coraz mniej zrozumiały, ale dość często stosowany w języku religijnym, zwłaszcza w jego archaicznej formie: podobnie można przemawiać do krzyża, żłóbka itp. Przy odrobinie wyobraźni nawet współczesny człowiek może ten zabieg zrozumieć: jest on przywoływaniem ducha żalu, próbą stworzenia klimatu, w którym popłyną łzy, bo rzeczywiście jest konkretny powód płaczu.

Pękają skały i twarde serca…

Wprawdzie śpiewając tę pieśń nie rozważamy jeszcze konkretnych treści - na to przyjdzie czas w kolejnych częściach Gorzkich żali - jednak już tutaj przywołanych jest kilka zdarzeń, jakie mają z jednej strony pobudzić wyobraźnię, a z drugiej uzasadnić sam smutek. Dokonuje się to w połączeniu piątego z ósmym wersem: najpierw wspominamy zdarzenia opisane w ewangelii Mateusza: "Opoki się twarde krają / z grobów umarli powstają" (co jest wspomnieniem nadzwyczajnych zdarzeń, o jakich wspomina tylko ten ewangelista, a jakie towarzyszyły śmierci Jezusa), by potem, w ósmym wersie, w nawiązaniu do tych pękających skał, prosić, aby Jezus skruszył "twarde serc naszych opoki". Zresztą nie tylko te wersy zrozumiałe są wyłącznie w nawiązaniu do innych zdarzeń - wstęp do Gorzkich żali zbudowany jest na zasadzie kontrastujących zdarzeń (co znamy z niektórych kolęd, np. "Ogień krzepnie, blask - ciemnieje", co ma podkreślić Boską interwencję zobrazowaną w logicznie niemożliwych połączeniach). Tu nie tylko że widzimy kosmiczny obraz katastrofy, bo "słońce i gwiazdy omdlewają", ale też "rzewnie płaczących aniołów". Ten ostatni obraz nabiera szczególnego znaczenia, gdy wspomnimy, jak przy narodzeniu Jezusa ci sami aniołowie oszaleli wręcz z radości, tym razem jednak przyszło im płakać.

Do czego prowadzi nas ten żal?

Dopiero gdy zdamy sobie sprawę z rozmiaru tragedii, jaką jest męka i śmierć Boga, będziemy w stanie całym sercem wejść w opis jego umierania, stąd cały ten skomplikowany zabieg "zasmucania własnej duszy" ma taki właśnie cel. Jednak ostatnie zwrotki zawierają elementy takie, jakie obecne są w wielu innych modlitwach, np. w Zdrowaś, Maryjo, gdzie najpierw wspomina się słowa, jakie Matka Boża usłyszała od anioła, aby następnie prosić ją o wstawiennictwo za nami, zwłaszcza w godzinie śmierci. Zakończenie wstępu do nabożeństwa Gorzkich żali stosuje ten sam zabieg: dziewiąta zwrotka wyraźnie podpowiada modlitwę: "Jezu mój, we krwi ran swoich / obmyj duszę z grzechów moich". Jest to wyraźna prośba o owoc rozmyślania nad umęczeniem Pana.

W końcu tak przygotowani, śpiewając ostatnią zwrotkę - "Upał serca mego chłodzę / gdy w przepaść męki twej wchodzę" - jesteśmy już odpowiednio nastawieni i gotowi, aby zjednoczeni z Jezusem na modlitwie razem z nim wejść na drogę jego męki.

Na koniec warto wspomnieć, że z czasem tekst Gorzkich żali przeszedł drobne modyfikacje, które uwzględniają wrażliwość współczesnych czasów. Przede wszystkim złagodzono wszystkie te miejsca, które jako na jedynych winnych śmierci Jezusa wskazywały Żydów (np. werset "Jezu! od żydostwa niewinnie" zastąpiono słowami: "Jezu! od pospólstwa niewinnie" itp. Ale to dobrze, bo ta ostatnia wersja lepiej pełni zadanie, jakie ma odprawianie tego nabożeństwa - nie chodzi przecież o nic innego, jak tylko o własne nawrócenie).

Wielkopostne pieśni mają za zadanie przede wszystkim stworzyć odpowiednią atmosferę modlitwy. W rozważaniu męki Pańskiej nie chodzi o zdobycie wiedzy, ale o emocje – ta modlitwa to nie sprawa rozumu, ale kwestia serca. Posłuchajmy tej pierwszej części Gorzkich żali w fantastycznym wykonaniu Antoniny Krzysztoń, która jest mistrzynią tworzenia atmosfery tak głębokiej, że z łatwością można dotknąć tego, co duchowe i niewidzialne.

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy jeszcze potrafimy wzruszyć się losem Jezusa?
Komentarze (8)
KS
~Katarzyna Skrzyńska
27 lutego 2023, 23:21
(...)W rozważaniu męki Pańskiej nie chodzi o zdobycie wiedzy, ale o emocje – ta modlitwa to nie sprawa rozumu, ale kwestia serca.(...) Tylko, że Biblijnie rozumiane serce nie ma nic wspólnego z emocjami! Emocje są odczuwane w ciele. Mogą, ale wcale nie muszą towarzyszyć modlitwie. Nie o nie chodzi na modlitwie. Czasem nawet przeszkadzają, zatrzymują na powierzchni wrażeń, utrudniają wejście w głąb.
ML
~Marek Leszczyński
27 lutego 2023, 21:56
Tekst Gorzkich żali i przesłanie oddają ducha epoki, kiedy powstawał. Dzisiaj to język bardzo odległy dla mnie 50 latka a co dopiero dla osób znacznie ode mnie młodszych. Tak teksty wielkoposne mają trafiać w założeniu w serce, a Boga poznajemy przecież głównie rozumowo, racjonalizując przesłanie Ewngelii i chcemy odnieść je do tu i teraz. Być może ta dychotomia rozumu i serca oddala nas od przesłania Gorzkich żali.
JN
~Jan Nowak
27 lutego 2023, 19:23
Żal, smutek i żałoba są doświadczeniem uniwersalnym, ponadczasowym. Dopóki będzie istniał Kościół - będzie głosił i rozważał Śmierć Pańską, aż Przyjdzie
AS
~Antoni Szwed
27 lutego 2023, 18:33
Śpiewając "Gorzkie Żale" nie można poprzestawać jedynie na wzbudzaniu w sobie UCZUĆ. W przeszłości w Kościele katolickim towarzyszyło im odpowiednie KAZANIE WIELKOPOSTNE. Ono dostarczało śpiewającym te pieśni uzasadnienia, dlaczego mają się smucić, opłakiwać Umęczonego Jezusa, wyrażać żal z powodu swoich grzechów itd. W tamtych czasach nawet bardzo prości katolicy wiedzieli, że Jezus nie cierpiał przypadkowo, bo jakaś grupa złych ludzi postanowiła Go zamordować, gdyż denerwowały ją nauki, które On wygłaszał. Prości ludzie wiedzieli, że Pan Jezus cierpi za nich, dla ich zbawienia. Gdyby nie to Cierpienie i nie ta Śmierć nie mieliby nigdy szansy na niebo, na wieczność pozostaliby w otchłani (piekle?). Dziś ludziom wmówiono, że wszyscy hurtem pójdą do nieba, piekło będzie puste. Jeśli tak, to nieskończona zasługa Pana Jezusa stała się jakby niepotrzebna - przecież Bóg jest miłosierny, więc ... po co się przeżywać Mękę i Śmierć Jezusa. No owszem, tradycja... ale taka już wyblakła.
ML
~Marek Leszczyński
28 lutego 2023, 16:28
Nie sądzę, że to powszechne nauczanie w Kościele-brak piekła i potępienia. Raczej chodzi o akcenty i wskazanie, że zawsze jest nadzieja i szansa nawrócenia.
SZ
~Szymon Zet
27 lutego 2023, 15:10
Jak tu jeszcze dziś wzruszać i to przeżywać jak ledwo kilka tygodni temu z kościołów zniknęły choinki i wystrój by bożonarodzeniowy, zakończyły się kolędy, a tu już się każe człowiekowi zamartwiać i wchodzić w klimat zupełnie inny. Te święta ( jedne i drugie) zdewaluowały się przez takie ich nawarstwianie i kultowe przeżywanie w taśmowym wręcz rytmie. Gdyby Boże Narodzenie czy Wielkanoc były obchodzone choćby raz na 3 lata tj. rytm czytań czy nawet raz na 5 to byłyby naprawdę oczekiwane jako coś wyjątkowego. A tak to nie różnią się za bardzo od rzeszy innych jakie mamy w kalendarzu. Koncert Chopinowski mamy raz na 5 lat, olimpiadę czy mundial raz na 4 i dlatego czy się tego chce czy nie to są wyjątkowe. Tak wiem, to porównanie jest płytkie. Ale chodzi o mechanizm odbioru.
AS
~Antoni Szwed
27 lutego 2023, 18:35
Bardzo niedobre porównania.
AB
~Antoni Block
27 lutego 2023, 11:48
Rok powstania 1707 wiele wyjaśnia. Dzisiaj odbiorca o pewnym wyrobieniu estetycznym może docenić barokowy kunszt nabożeństwa, ale oczekiwanie, że będzie ono przeżywane tak, jak przed trzystu laty, to nieporozumienie. Równie dobrze można by zaprosić na pogrzeb archimimusa, żeby się zwalił z konia przy castrum doloris.