Dariusz Piórkowski SJ: Niezwykle pokrętna to teologia, kiedy Maryję czyni się niemal Bogiem, by uzasadnić kult maryjny
Od tego, jak postrzegamy Boga Ojca, a także Maryję zależy to, jak widzimy Kościół, sakramenty, duszpasterstwo. Jeśli Ojciec wciąż pozostaje rozgniewany, to istotnie nasze przebłagania, ekspiacje i wynagrodzenia nigdy się nie kończą. Odpowiednie nabożeństwa skupione są nie na miłości Ojca, tylko na grzechu i Jego rzekomej obrazie. W ten sposób podtrzymujemy co najwyżej nasze wypaczone wyobrażenia i nasze nieudolne próby wyjaśnienia tajemnicy. A chrześcijaństwo staje się religią udręki, smutku i lęku - pisze Dariusz Piórkowski SJ na swoim Facebooku.
Publikujemy cały wpis.
Moja znajoma podesłała mi ciekawy tekst autorstwa patrona dzisiejszego dnia bł. Stefana Wyszyńskiego, który wygłosił 15.03.1961 w kaplicy Domu Prymasowskiego do biskupów polskich. Tekst zaczerpnięty z artykułu o. Celestyna Napiórkowskiego pt: "Teologia wobec kultu maryjnego w Polsce". Lubię zbierać takie teologiczne michałki, ponieważ pomagają mi lepiej zrozumieć to, czym jest Kościół w Polsce i skąd się pewne rzeczy w nim biorą. A tekst jest osobliwy:
„Ojciec Niebieski w swym odwiecznym widzeniu miał przed oczyma dzień straszliwej zapłaty na krzyżu, gdy Syn Człowieczy będzie musiał oddać sprawiedliwości Bożej za grzechy świata ostatnią kroplę krwi. Wiedział, że chociaż cena tej krwi jest nieskończona, to jednak i zniewaga Boga jest tak olbrzymia, iż mógłby On unicestwić całe człowieczeństwo Jezusowe, aby wziąć sprawiedliwą zapłatę. I jak gdyby lękając się potęgi swej sprawiedliwości, wolał mieć Syna swojego — przez wielką doń miłość — w rękach Matki. Stała ona pod krzyżem i czuwała nad losami powierzonego sobie Syna Bożego. Oczyma swoimi patrzyła na sprawiedliwe dłonie Boga Wszechmogącego. Swym spojrzeniem zniewalała, aby w tych dłoniach zwyciężyło miłosierdzie nad sprawiedliwością. Oczy Matki Miłosierdzia sprawiły, że Syn Człowieczy ocalał przed
sprawiedliwością Boga w dłoniach Matki”.
Tekst o tyle ciekawy, że podobny do fragmentu pieśni śpiewanej do dzisiaj "Serdeczna Matko". Nota bene zasadniczo bardzo pięknej. Ale Maryja jest w niej ukazana jako ktoś pomiędzy Ojcem a Synem, jakby była Duchem Świętym. Jest to piękna projekcja naszych stosunków rodzinnych, gdzie oczywiście ojciec jest tym, który karze, względnie siecze, bo to było podstawowe narzędzie wychowawcze w rodzinach (ponoć skuteczne), a matka nieco łagodziła kary cielesne i bicie przez powstrzymywanie ręki swego męża i ojca. Rzecz jasna, kara była konieczna, ale dzięki interwencji matki dziecko mogło mieć nadzieję, że będzie lżejsza albo zostanie przerwana. W pieśni Bóg Ojciec jest odpowiednikiem karzącego ojca w rodzinie , który "rozgniewany siecze", ale na szczęście jest Matka Boża, która, jak można przypuszczać w jakiś sposób powstrzymuje albo ogranicza Boga Ojca w karaniu.
Ostatecznie jednak wszystko bierze się z tego anzelmiańskiego schematu wedle którego Bóg został nieskończenie obrażony, sprawiedliwość została naruszona, konieczna jest kara. Ale to jeszcze pół biedy. Ojciec jest znieważony, obrażony i wściekły na ludzi. No i żeby wszystko wróciło do normy trzeba Go przebłagać. Czyni to Syn na krzyżu.
Teoria ofiary przebłagalnej jest obecna w Nowym i Starym Testamencie. Ale nie wszystko jest wyjaśnione. Dlaczego Jezus składa ofiarę przebłagania? Komu? No oczywiście człowiek szuka wyjaśnienia. Jeśli przebłaganie, to przecież musi być ktoś, kogo się przebłaguje. Wymyśliliśmy, że jest to Ojciec. Dla mnie najciekawszą rzeczą jest to, że naszymi dobrymi czynami nic nie możemy dodać Bogu, ale nasz grzech i obraza Boga jakimś trafem jest nieskończona. I Mu tyle zabiera. Taką mamy moc my i grzech. Interesujące jest też to, że ta sprawiedliwość jest oderwana od miłości. Tylko prawo, ale, co ciekawe, z prawem łączy się "oburzające" uczucia: gniew, obraza, uraza. Tak naprawdę są to nasze reakcje przypisane Bogu.
Danuta Piekarz trafnie i pięknie mówi, że "my najpierw kogoś pokochamy, ale łatwo możemy tę osobę znienawidzić. Gdy Bóg pokocha, nie może w którymś momencie znienawidzić. To przeczy naturze miłości Bożej". Ostatni trzej Papieże: Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek już nie głoszę tego "rozdwojonego" w sobie Boga. Uczą, że w Bogu sprawiedliwość i miłosierdzie są jednością.
Niezwykle pokrętna to teologia, kiedy Maryję czyni się niemal Bogiem, by uzasadnić kult maryjny. Okazuje się, że gdyby wyjąć Matkę Jezusa z tego schematu przebłagania Ojca, to kim Ona wtedy by była? Jeśli Ojciec nie byłby zagniewany i wymagający "ostatniej kropli krwi Swego Syna", to i Syn byłby niepotrzebny, i Maryja. Ale skoro jest zagniewany i karzący, no to rzeczywiście wtedy jest sens, by błagać na kolanach Maryję o interwencję. W tym schemacie Ojciec przebłagiwany i Syn przebłagujący tymi kroplami krwi w ogóle nie ma Ducha Świętego, nie ma tak naprawdę miłości.
Sam jestem pełen zdumienia, jak wiele według kard. Wyszyńskiego może Matka Boża. Zniewoliła swym spojrzeniem Boga Ojca. Rozumiem budowanie napięcia, emfazę kaznodziejską, i to do biskupów, ale wygląda na to, że tą miłością między Ojcem a Synem jest Matka Boża. Ojciec też kocha, bo choć karze i żąda zadośćuczynienia, to kocha. Trudna to miłość, ale miłość. Ale Matka Boża jest lepsza.... niż Ojciec, bo nie chce naszego karania, chociaż karanie konieczne. To ci dopiero...
Od tego, jak postrzegamy Boga Ojca, a także Maryję zależy to, jak widzimy Kościół, sakramenty, duszpasterstwo. Jeśli Ojciec wciąż pozostaje rozgniewany, to istotnie nasze przebłagania, ekspiacje i wynagrodzenia nigdy się nie kończą. Odpowiednie nabożeństwa skupione są nie na miłości Ojca, tylko na grzechu i Jego rzekomej obrazie. W ten sposób podtrzymujemy co najwyżej nasze wypaczone wyobrażenia i nasze nieudolne próby wyjaśnienia tajemnicy. A chrześcijaństwo staje się religią udręki, smutku i lęku.
Skomentuj artykuł