Duchowe macierzyństwo s. Faustyny Kowalskiej wobec ks. Michała Sopoćki i o. Józefa Andrasza
Myśląc o stosunku penitenta do spowiednika, odruchowo przychodzi na myśl relacja między mistrzem a uczniem. Czy tak jest w rzeczywistości? Zapewne w większości przypadków - tak, jednak nie zawsze. Jaka była relacja s. Faustyny do jej spowiedników, zwłaszcza ks. Michała Sopoćki i o. Józefa Andrasza SJ? Czy byli oni dla niej jedynie pomocą konieczną do zrealizowania osobistego posłannictwa?
Z pełnym przekonaniem należy stwierdzić, że nie. Oczywiście, wspomniani kapłani byli dla Faustyny ogromną pomocą, lecz zarazem przez pośrednictwo swej duchowej córki otrzymywali obfitość łaski Bożej.
Ta prosta zakonnica z prawdziwie macierzyńskim usposobieniem serca otaczała ich przede wszystkim bezinteresowną modlitwą. Dzieliła ich cierpienia nie tylko duchowe, ale także fizyczne, jak zawsze, kiedy pragnęła, by ludzie doświadczali Bożego miłosierdzia i przyczyniali się jako świadkowie do szerzenia w świecie prawdy o największym przymiocie Boga. Macierzyństwo bowiem zawsze łączy się z płodnością, także to realizowane na płaszczyźnie duchowej.
Siostra Faustyna w swych objawieniach wielokrotnie widziała, jak wiele zależy od zaangażowania się spowiednika w rozwój duchowy penitenta. Spowiednik otwarty na działanie Ducha Świętego jest bliskim współpracownikiem Boga w realizacji życiowego powołania osoby poddanej jego kierownictwu.
W przypadku samej Faustyny chodziło o rzecz wielką - o włączenie się w sprawę szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia. Tym bardziej więc osoby bł. ks. Michała Sopoćki i o. Józefa Andrasza SJ zasługują na szczególną uwagę, nawet jeśli ten drugi nie czuł się „kierownikiem duchowym” mistyczki.
Ojciec Andrasz, spowiadając Faustynę, polecał jej modlić się o kierownika duchowego.
Odpowiedź na tę modlitwę przyszła w Wilnie, gdzie święta poznała ks. Sopoćkę. Wprawdzie Faustyna po wyjeździe z Krakowa, gdy modliła się przed Jasnogórską Panią w drodze do Wilna, usłyszała od Matki Bożej potwierdzenie, że o. Andrasz był dla niej „widzialną pomocą” obiecaną przez Pana Jezusa, jednak w okresie wileńskim (1933–1936) nie korzystała z jego wsparcia.
Zachował się tylko jeden list św. Faustyny do o. Andrasza, napisany zaraz po przyjeździe do Wilna; potem nie korespondowała z jezuitą aż do momentu powrotu do Krakowa w 1936 roku. Wówczas o. Andrasz na nowo podjął się posługi spowiednika s. Faustyny, jednak w kwestii kierownictwa duchowego pozostał w kontakcie z ks. Sopoćką i nigdy nie podważał jego decyzji w sprawach kultu Bożego Miłosierdzia.
Święta Faustyna obficie korzystała z daru, jakim byli dla niej ci dwaj kapłani, ale jednocześnie przyczyniła się do rozwoju duchowego każdego z nich, co pozwala mówić o duchowym macierzyństwie Faustyny także względem tych kapłanów. Pan Jezus udzielił jej łaski poznania ks. Michała Sopoćki jeszcze zanim spotkali się po raz pierwszy w Wilnie. Zapisała:
Nadszedł tydzień spowiedzi i ku mojej radości ujrzałam tego kapłana, którego już znałam wpierw, nim przyjechałam do Wilna. Znałam go w widzeniu. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: oto wierny sługa Mój, on ci pomoże spełnić wolę moją tu na ziemi […]. Kiedy odsłoniłam całą swą duszę przed tym kapłanem, Jezus zlał na duszę moją całe morze łask (Dz. 263).
Święta Faustyna Kowalska nie tylko korzystała z jego pomocy w realizacji żądań Pana Jezusa, ale sama również była dla niego pomocą.
Dzięki Faustynie ks. Sopoćko odkrył drogę osobistego powołania na drodze kapłaństwa, można powiedzieć, że wierna oblubienica Chrystusa „zrodziła duchowo” kolejnego apostoła Bożego Miłosierdzia. Towarzyszyła mu w odkrywaniu Bożych natchnień, nie narzucała swojej woli, ale swą modlitwą wspierała duchową drogę, jaką Bóg mu przeznaczył. Ksiądz Sopoćko po latach nazwał św. Faustynę „inspiratorką” w odkryciu drogi powołania. Tak pisał o tym w swoim „Dzienniku”:
Są prawdy, które się zna i często o nich słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, powtarzałem w modlitwach kościelnych – szczególnie w psalmach – ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy, S. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej, krótko i często powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia. Nie mogę tu powtarzać, a raczej ujmować szczegółów naszej rozmowy, a tylko ogólnie zaznaczę, że z początku nie wiedziałem dobrze, o co chodzi, słuchałem, nie dowierzałem, zastanawiałem się, badałem, radziłem się innych – dopiero po kilku latach zrozumiałem doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei i przekonałem się sam o skuteczności tego starego wprawdzie, ale zaniedbanego i domagającego się od naszych czasów odnowienia, wielkiego, życiodajnego kultu. […] Ufność w Miłosierdzie Boże, szerzenie kultu tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich swoich myśli, słów i uczynków bez cienia szukania siebie będzie naczelną zasadą mojego dalszego życia za pomocą niezmierzonego miłosierdzia.
Ich spotkania dotyczyły przede wszystkim spraw duchowych, wśród których dominowała sprawa kultu Bożego Miłosierdzia, ale nie były pozbawione zwykłych, ludzkich, życzliwych gestów. Święta Faustyna w trosce o rozwój duchowy ks. Sopoćki interesowała się środowiskiem, w jakim przebywał, nie bała się wyrażać opinii na temat doboru znajomych, wyrażając swoją radość z jego dobrych wyborów.
Dla s. Faustyny i ks. Sopoćki odległość fizyczna nie stanowiła przeszkody do utrzymania duchowej łączności. Świadczy o tym korespondencja, w której na pierwszy plan wybija się wspólna troska o rozwój dzieła Bożego Miłosierdzia. Faustyna zanotowała: „W czasie Mszy św. miałam chwilowe poznanie o ks. S., że nasze wysiłki wspólne są, z których Bóg ma tak wielką chwałę i choć jesteśmy oddaleni, często jesteśmy razem, bo jeden cel nas łączy” (Dz. 1472). Opisując w listach do ks. Sopoćki swoje przeżycia duchowe, s. Faustyna wyrażała także troskę o jego zdrowie, o pracę. Miała odwagę napisać, że niepokoi się jego mizernym wyglądem. Prosiła, by nie skracał wakacji, przekonując, że odpoczynek jest konieczny, aby potem lepiej pracować dla chwały Bożej. Pragnęła wiedzieć o wszelkich jego poczynaniach w sprawie dzieła Bożego Miłosierdzia i duchowo wspomagała go w tych zabiegach. Zarazem była ciekawa jego działań i inspirowała go dobrym słowem, zachętą, wskazując na chwałę wieczną jako ostateczny cel wszystkich wysiłków:
Pragnę coś więcej wiedzieć o spawach wszystkich Drogiego Ojca i usiłowaniach w całym tym dziele Bożym – pisała w liście. – Powiem tylko to, niech się rozraduje serce Drogiego Ojca w usiłowaniach w całym tym dziele Bożym, bo wielka jest chwała Boża z dzieła tego i pożytek dla dusz. Bóg sam założył tron miłosierdzia swego na ziemi. Widzę czasy przyszłe, jakoby obecne.
W korespondencji z ks. Sopoćką ujawniają się prawdziwie kobiece cechy św. Faustyny. Pisała do niego nawet wtedy, gdy pozornie nie miała mu nic ważnego do powiedzenia. Przez tę korespondencję budowała ze swoim spowiednikiem relację osobową. Wyrażała troskę o niego i dało się poznać, że było to dla niej ważne. Nie zrażała się długim oczekiwaniem na odpowiedź i pisała kolejne listy. Gdy otrzymała bardzo rzeczową, zwięzłą odpowiedź, z całą szczerością serca tłumaczyła to sobie brakiem czasu i zapracowaniem ks. Sopoćki. On natomiast, przepraszając za długie milczenie, wytłumaczył, że nie pisał, bo było mało czasu i „nie zaszło nic nowego”. Dziękował Faustynie za modlitwę i odnosił się tylko do tego, co bezpośrednio dotyczyło sprawy rozwoju kultu Bożego Miłosierdzia.
Korespondencja między św. Faustyną a ks. Michałem Sopoćką ukazuje pełną wolność, jaka istniała w ich relacji. Zwłaszcza ks. Sopoćko pozostawiał swojej penitentce przestrzeń działania, widząc, że „Siostra pozostaje pod kierownictwem najlepszym, gdyż sam Bóg nią kieruje i daje obfite łaski, z którymi Siostra doskonale współpracuje”. Ona z kolei, widząc wielkie poświęcenie kapłana, ceniąc jego cierpliwość i pokorę w sprawie kultu Bożego Miłosierdzia, dostrzegała też wiele łask, których Pan Bóg mu udzielał (por. Dz. 346, 1014). Wspomagała go modlitwą, jednak dostrzegała, że Bóg działał o wiele prędzej, wyprzedzając jej prośby. Cieszyła się jego osiągnięciami, smuciła z powodu jego cierpień, nie zatrzymując się jednak pod dyktando uczuć na poziomie bólu. W cierpieniu dostrzegała sposób realizacji powołania.
Mimo iż Faustyna znała wartość cierpienia, nie chciała, by cierpieli inni. Nie chciała, by cierpienie dotykało ks. Sopoćkę, prosiła nawet Pana Jezusa o to, by przeniósł na nią cierpienia, które miały spotkać jej kierownika duchowego. Jezus wysłuchał jej próśb. Któregoś dnia doświadczyła tak wiele tych cierpień, że zaczęła płakać. Pan Jezus odpowiedział jej wtedy:
„Córko Moja, czemuż płaczesz, przecież sama się ofiarowałaś na to cierpienie; wiedz, że jest to maleńka cząstka, co tyś przyjęła za duszę tę. On więcej jeszcze cierpi. – I zapytałam się Pana: dlaczego tak z nim postępujesz? Odpowiedział mi Pan, że dla potrójnej korony, która mu jest przeznaczona: dziewictwa, kapłaństwa i męczeństwa (Dz. 596).
Z macierzyńskim usposobieniem s. Faustyna podnosiła go więc na duchu, zapewniała o swojej modlitwie, ofiarowywała za niego msze święte, przyjmowała komunię świętą, podejmowała umartwienia i pokutę, w jego intencji oddawała Bogu wszelkie wewnętrzne natchnienia, oświecenia, wszystkie akty miłości. Dzieliła się z nim także duchowym poznaniem. Jednak zawsze pierwszeństwo pozostawiała Jezusowi. Przygotowywała swojego spowiednika do przyjęcia cierpienia jedynie na wyraźne polecenie Jezusa. Starała się być w tym delikatna. Choć nie chciała mu niczego narzucać, wypowiadała swoje myśli, proponowała konkretne rozwiązania, a jednocześnie ufała księdzu Sopoćce. Była to z całą pewnością relacja wzajemna. Siostra Faustyna rozwijała w sobie cechy duchowej matki w poczuciu całkowitej ufności. Czuła się przez niego rozumiana, mogła w pełni się przed nim otworzyć. Jeśli uważała, że jakimś zdaniem go zasmuciła, przepraszała.
Jej intencją zawsze była chwała Boża. Zapewniała spowiednika o swojej modlitwie w jego intencji jak długo żyła, a także po swej śmierci: „Obiecała pomagać mi z nieba” - wspominał bł. ks. Michał. Faustyna nie traktowała swoich listów do ks. Sopoćki jedynie jako „kroniki natchnień”. Dzieliła się nim także tym, co sama przeżywała, nie tylko na płaszczyźnie duchowej. Pisała o swoim samopoczuciu, o postępowaniu choroby. W kwestii wypełnienia woli Bożej nie tylko stawiała mu pytania, ale także podsuwała ks. Sopoćce swoje rozwiązania. Nie narzucała się. Raczej dzieliła się tym, co odkrywała w sercu, ale zawsze zdawała się na wolę Bożą. Cechowało ją nade wszystko posłuszeństwo Panu Jezusowi, który powiedział o ks. Michale: „Myśl jego jest ściśle złączona z myślą Moją, a więc bądź spokojna o dzieło Moje, nie dam mu się pomylić, a ty nic nie czyń bez jego pozwolenia” (Dz. 1408).
Siostra Faustyna niekiedy oczekiwała od swojego kierownika duchowego odejścia od racjonalnego myślenia i kierowania się także sercem. Można powiedzieć, że z jednej strony, czerpiąc z bogactwa swej kobiecości, postawą wsłuchania w serce „ocieplała” racjonalne, męskie myślenie ks. Sopoćki, z drugiej zaś, dzięki jego rzeczowemu prowadzeniu duchowemu nie zbłądziła w drodze pośród subtelnych pokus. Będąc świadoma swoich słabości wobec wielkości nadprzyrodzonych darów, poddała się prowadzeniu ks. Sopoćki, okazując mu wdzięczność za wszelkie rady. Jako kobieta potrzebowała afirmacji, ale także czujnego towarzyszenia, spojrzenia z dystansu, obiektywnego osądu kapłana, który potraktowałby ją poważnie i podzielił jej odpowiedzialność za dzieło Boże. Taką pomoc znalazła w księdzu Sopoćce. Oboje wspaniale uzupełniali się w porządku naturalnym, jako kobieta i mężczyzna, nieustannie wsłuchując się w działanie Ducha Świętego i współpracując z łaską Bożą.
Skomentuj artykuł