Aleksander Bańka: decyzja papieża jest bolesna, ale słuszna

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.jezuici.pl)
facebook.com/aleksander.banka.1 / jb

W zasadzie od dłuższego czasu zastanawiałem się, czy i kiedy nastąpi jakaś reakcja na coraz wyraźniejszą radykalizację antypapieskich i antysoborowych nastrojów w wielu tradycjonalistycznych środowiskach. Reakcja nastąpiła.


Po ogłoszeniu przez Franciszka dokumentu „Traditionis Custodes”, czytam przelewającą się przez internet falę hejtu, a często żywej katolickiej nienawiści wobec papieża. Mam świadomość, że dla wielu to wielki cios i również stawiam sobie pytanie, czy musiało do tego dojść. Mam bowiem świadomość, że decyzja papieża ma charakter nie tylko porządkujący, ale też w dużej mierze dyscyplinarny.

Gdy jednak śledzę wypowiedzi tych, którzy budują dziwne konstrukcje w rodzaju: uznawanie papiestwa, ale nie papieskich decyzji, albo zapowiadają schodzenie do podziemi (ewentualnie piwnic – to opcja pana Dawida Mysiora), czy w inny jeszcze sposób kontestują decyzję Ojca Świętego, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest ona dla Kościoła bolesna, ale całkowicie zrozumiała, słuszna i niestety konieczna.

DEON.PL POLECA

Papież zaryzykował

Mam jeszcze w pamięci decyzję Benedykta XVI, który w liście „Summorum Pontificum” z 2007 roku umożliwił każdemu księdzu odprawianie Mszy świętej w rycie przedsoborowym i dał szeroką możliwość udziału w niej wszystkim wiernym, którzy tego chcą. Papież Benedykt kierował się między innymi pragnieniem przywrócenia do jedności z Kościołem tych środowisk, które kontestowały reformy Soboru Watykańskiego II. Jego ówczesne stanowisko było wyrazem odwagi, miłosierdzia i mądrości. Papież zaryzykował i… nie udało się osiągnąć zamierzonego celu.

Zamiast tego nastąpił wzrost tendencji antysoborowych i antypapieskich. Nie chodzi przy tym o konstruktywny, krytyczny namysł nad jego decyzjami, ale o jawne nieposłuszeństwo, kontestowanie decyzji duszpasterskich oraz elementów doktryny, a także działania na wielu poziomach godzące w jedność Kościoła. W internecie to wszystko było niejednokrotnie obudowywane wulgarnym szyderstwem i wrogością. Nie przekonują mnie przy tym bagatelizujące problem głosy, że to margines. Odbieram tę sytuację zgoła inaczej i nie jestem w tym odosobniony. Sądzę, że papież Franciszek ma w tej kwestii jeszcze dokładniejsze rozeznanie. Dlatego podjął tak trudną decyzję.

Czy to koniec liturgii

Dla wielu to niemal koniec liturgii i prawdziwego Kościoła. Deklarują zatem uprawianie liturgicznej partyzantki – niepodporządkowanie się decyzjom Ojca Świętego i działalność niemal konspiracyjną. Po ludzku, od strony psychologicznej, rozumiem ich ból, cierpienie złość, gniew, Rozumiem też frustrację tych, którzy czują się pokrzywdzeni i rozgoryczeni. Nie ma we mnie nic z tryumfalizmu w stylu: „a nie mówiłem”. Przeciwnie, jest mi najzwyczajniej żal tych, którzy przez coś takiego przechodzą.

Od strony duchowej jednak nie mogę zgodzić się na rozmaite separatystyczne, ocierające się o schizmę reakcje i zapowiedzi. Trudno mi je zaakceptować z perspektywy zdrowego podejścia do chrześcijaństwa, duchowości, wiary. Pytam się bowiem, jakie istotne elementy Eucharystii celebrowanej w rycie trydenckim zostały tak zmienione w nowym obrzędzie Mszy świętej, że w przekonaniu części tradycjonalistów stała się ona nieważna lub niegodnie sprawowana, że ich zdaniem nie można w niej uczestniczyć, albo też – że trzeba teraz będzie stary obrzęd celebrować po kryjomu, w piwnicach, wbrew posłuszeństwu papieżowi, zamiast uczestniczyć w nowym?

Zniesiono konsekrację? Prawdę o realnej, substancjalnej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie? Rozumiem, że inna jest forma zewnętrza, inna estetyka, nieco inaczej rozłożone akcenty teologiczne, ale – na Boga – to wszystko jest sprawą drugorzędną (przypadłościową, używając nomenklatury filozoficznej) i to właśnie papież może swoimi decyzjami modyfikować. Tak zresztą działo się zawsze w historii Kościoła, a sama liturgia trydencka jest właśnie wynikiem takiej modyfikacji – zmiany tego, co w Kościele było wcześniej obecne przez wieki.

Jeśli ktoś ma w tej kwestii wątpliwości, wystarczy przeanalizować listę zmian wprowadzonych przez Sobór Trydencki lub, w nawiązaniu do niego – przez kolejnych papieży. Ks. Bogusław Nadolski w swojej „Liturgice fundamentalnej” zwraca uwagę na fakt, że Sobór Trydencki dążył do zaprowadzenia jednolitej liturgii w całym Kościele na Zachodzie. Chodziło przy tym o powrót do „pierwotnej normy Ojców”, co jednak, jak dziś wiemy, nie było możliwe ze względu na ówczesny stan badań naukowych nad chrześcijańską starożytnością. O wiele adekwatniej do owej „normy” powrócił Sobór Watykański II – abstrahuję w tej chwili od wielu późniejszych błędnych interpretacji jego liturgicznych zaleceń, których dopuszczali się niektórzy prezbiterzy. A liturgia trydencka? Dążono do tego, aby w wyniku reformy utrwaliła się jako liturgia ściśle rzymska. Nie było to proste. Wystarczy tylko wspomnieć skomplikowaną historię tak zwanego pontyfikału rzymskogermańskiego, który zawierał wiele wpływów galijskich i frankońskich, a został przyjęty jako Liturgia Rzymskiej Kurii.

Nie mniej skomplikowana była także historia innych tekstów i regulacji liturgicznych, które później przejęła, porządkowała i syntetyzowała reforma trydencka. Jaką liturgię dała ona ostatecznie Kościołowi? W rzeczywistości była to liturgia rzymsko–galijsko–germańska; pozostawała sprawowaną już w czasach nowożytnych, uporządkowaną i usystematyzowaną liturgią wieków średnich – nie chrześcijańskiej starożytności. Miała bardzo wiele zalet (zwłaszcza w tamtym czasie) i również sporo mankamentów. A przede wszystkim – podobnie jak wszelkie przepisy o sprawowaniu kultu Bożego – podlegała i obecnie także może podlegać stosownym modyfikacjom.

Jeśli ktoś pyta o formalne podstawy takich modyfikacji i szerzej jeszcze – także innych papieskich decyzji – to można wskazać następujące:

1. „Najwyższemu Pasterzowi przysługuje prawo rewidowania i stanowienia przepisów o sprawowaniu kultu Bożego, oraz wprowadzania i zatwierdzania nowych obrzędów, jak również zmieniania ich, o ile to uzna za potrzebne” [Pius XII, encyklika „Mediator Dei”] – Tomasz Szałanda, dzięki za przypomnienie.

2. Biskup Kościoła Rzymskiego posiada „najwyższą, pełną, bezpośrednią i powszechną władzę zwyczajną w Kościele, którą może wykonywać zawsze w sposób nieskrępowany” [Kodeks Prawa Kanonicznego, kanon 331].

3. „Zbożną uległość woli i rozumu należy okazywać autentycznemu urzędowi nauczycielskiemu Biskupa Rzymskiego nawet wtedy, gdy nie przemawia on ex cathedra; trzeba mianowicie ze czcią uznawać jego najwyższy urząd nauczycielski i do orzeczeń przez niego wypowiedzianych stosować się szczerze, zgodnie z jego myślą i wolą” [Sobór Watykański II, „Konstytucja Dogmatyczna o Kościele”, 25].

4. „Przeciwko wyrokowi lub dekretowi Biskupa Rzymskiego nie ma apelacji lub rekursu” [Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 333, paragraf 3].

Co z charyzmatykami

I jeszcze jedno. W całej tej burzy, która rozpętana została nad papieżem, zupełnie nie przekonuje mnie argument w stylu: „A u was…”. A u was charyzmatyków, neonów, czy innych jeszcze Franciszek nie interweniuje, mimo waszych nadużyć. Owszem, interweniuje i porządkuje. Na przykład w środowisku charyzmatycznym takim zabiegiem porządkującym jest chociażby powołanie światowej służby „CHARIS”. Nie ma natomiast potrzeby interwencji dyscyplinarnej. Dlaczego? Bo najzwyczajniej środowisko katolickiej odnowy charyzmatycznej jest wierne papieżowi i decyzjom Soboru Watykańskiego II. Zresztą, nawet gdyby wierne nie było – czy fakt, że z jakiś względów nie porządkuje się nadużyć w jednym miejscu, jest argumentem za tym, aby nie czynić tego również w innym?

Tak czy inaczej wśród liderów najbardziej liczących się wspólnot charyzmatycznych w Polsce nie znam żadnego, kto w sposób równie bezpardonowy jak część tradycjonalistów „ze świecznika”, kontestowałby papieża Franciszka. Co więcej, w ostatnich latach polscy charyzmatycy niejednokrotnie – mniej lub bardziej słusznie – obrywali cięgi z różnych stron (nierzadko także od kościelnej hierarchii). Mimo to dla wielu mogą być dziś wzorem posłuszeństwa oraz wierności. I to również, moim zdaniem, jest znamienny, warty przemyślenia znak czasu.

Wpis ukazał się pierwotnie na Facebooku:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Aleksander Bańka: decyzja papieża jest bolesna, ale słuszna
Komentarze (6)
IL
~Ihor Loza
24 lipca 2021, 09:25
Z powyższym wpisem można jak najbardziej się zgodzić jeśli podejść do tej sprawy w oderwaniu od wrażliwości przeżywania liturgii wielu ludzi. Papież ma takie prawo i już. To jak najbardziej prawda. Natomiast nie powinno się w ten sposób postępować, odrywać ludzi z ich wyżej wspomnianej wrażliwość i stawiać w sytuacji "albo jesteście z nami, albo schizma". A tym trochę jest narzucenie tak znaczącej zmiany w 1970 roku wraz z Mszałem Pawła VI (no i w tym roku wraz z nowym Motu proprio), w podobnym brzmieniu brzmiałby (przynajmniej ja to tak odczytuję, można oczywiście się z tym nie zgodzić) nakaz dla Chrześcijan Wschodnich, których odrębność liturgiczna została uznana, nikt nie stawia ich w sytuacji, albo Msza Rzymska, albo schizma Prawosławia, ale dopuszcza liturgię św. Jana Chryzostoma i inne, nikt nie zastanawia się czy to może nie jest przerost formy nad treścią, a jest ogólny zachwyt duchowością i mistycyzmem wschodu.
AW
~Artur Wojtkiewicz
22 lipca 2021, 09:03
To teraz poproszę jakiś głos tradycjonalistów na łamach deonu. Tak dla równowagi.
ŁD
~Łukasz Dec
21 lipca 2021, 20:06
Za to pachamama jest ok
AK
~Ania Kozłowska
21 lipca 2021, 13:08
zgadzam się z autorem w 100%
JY
~john yossarian
21 lipca 2021, 11:27
Ajajaj! Odważny tan artykuł!
MM
~Monika Monika
21 lipca 2021, 10:21
zastanawiałem się, czy i kiedy nastąpi jakaś reakcja na coraz wyraźniejszą radykalizację pro-rozwodowych i LGBT(lawendowych) nastrojów w wielu "postępowych" środowiskach