Będziemy musieli zrezygnować z niektórych przepisów kościelnych na rzecz dojrzałości?

(fot. cathopic.com)
Miesięcznik "W drodze"

To bardzo trudne, bo grozi masowym pogaństwem, zwłaszcza wśród tzw. letnich katolików. Pytanie, co lepsze: pogaństwo czy bezmyślny rytualizm? - pyta ks. Wojciech Węgrzyniak, biblista.

Roman Bielecki OP (Miesięcznik "W drodze"): Przechodził ksiądz kiedyś na czerwonym świetle?

Ks. Wojciech Węgrzyniak: Tak, po powrocie z Włoch. Wcześniej nie, bo tak byłem nauczony. Natomiast tam nabrałem dystansu do prawa. Było to tak. Pojechałem na swoje pierwsze parafialne zastępstwo i kiedy wysiadłem z pociągu, zobaczyłem tablicę informującą o tym, że nie wolno przechodzić przez tory. Grzecznie skierowałem się do przejścia podziemnego, ale zanim wyszedłem z drugiej strony stacji, to się okazało, że autobus, który miał mnie dowieźć do mojej miejscowości, już odjechał ze wszystkimi pasażerami, którzy przeszli nielegalnie górą.

Ten dystans do prawa to grzech czy nie?

To zależy. Kiedyś w Krakowie przeszedłem na czerwonym świetle, a ponieważ miałem na sobie koszulę z koloratką, to usłyszałem za plecami: Proszę, i to ksiądz! Wtedy sobie uświadomiłem, że w Polsce nie mogę się tak zachowywać. Święty Paweł mówił: Przenigdy nie będę jadł mięsa, jeśli miałoby to zgorszyć mojego brata (por. 1 Kor 13,8).

To hipokryzja.

Taka sama jak stanie na czerwonym świetle wtedy, gdy nic nie jedzie. Przecież prawo jest dla człowieka, a nie człowiek dla prawa.

Dlaczego zatem wiele osób się spowiada z przechodzenia na czerwonym świetle?

Takie mają sumienie. Jako kierowca też nigdy nie przejechałem na czerwonym świetle. Nawet w nocy, gdy było pusto na drodze.

Bo?

To kwestia wpojonego mi stylu życia.

Ale nie mówimy tu o właściwych czy niewłaściwych zachowaniach, tylko o tym, co jest grzechem.

W takim razie zapytajmy, co jest naszym ideałem. Czy to, żeby wszyscy karnie stali na przejściu dla pieszych i dziwili się Włochom, którzy przechodzą na czerwonym świetle, czy na odwrót?

Nie, pytanie jest inne. Czy skoro jeden ksiądz mówi do drugiego, że przechodzi na czerwonym świetle i nic się nie dzieje, to znaczy, że można tak robić czy nie?

Możemy się przerzucać i podać inne przykłady, choćby takie, że w Austrii się je mięso w piątek, a w Polsce nie.

To coś innego.

Wcale nie. Chodzi o system. We Włoszech można przechodzić na czerwonym świetle, a w Polsce nie. U nas dostanie się za to mandat, a tam nie. Ich system prawny jest tak ustawiony, że można to robić, ale na własną odpowiedzialność. I jeśli się coś stanie, to ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania. Koniec, kropka.

A jak się to ma do sumienia? Przecież ono jest niezależne od prawa.

Sumienie musi słuchać przede wszystkim prawa Bożego. Dlatego popełnianie grzechu nie jest związane z łamaniem przepisów ruchu drogowego czy zaleceń sanepidu, tylko przykazań. I to w dodatku w rzeczy ważnej przez działanie świadome i dobrowolne. Wtedy dopiero mówimy o grzechu. Jedno z drugim może iść w parze na przykład wtedy, gdy ktoś powoduje wypadek i naraża życie innych uczestników ruchu, ale też nie musi.

Przypominam, co mówił wybitny polski etyk, jezuita Tadeusz Ślipko: Są dwie formy płacenia za komunikację miejską: albo płacisz za bilet, albo płacisz mandat. Obie są moralnie godziwe.

Jak to?

A tak to. Ja jako obywatel „podpisuję” umowę z MPK, że zapłacę każdy otrzymany mandat. I wtedy spokojnie jeżdżę.

Bez biletu.

Samo MPK mi to zaproponowało – albo bilet, albo mandat. To ja mówię: Wolę mandat. Wiem, że to zaskakujące, ale taki jest praktyczny wynik umowy między mną a MPK. Oczywiście ja zawsze kupuję bilet po to, żeby nikogo nie zgorszyć. Bo choć z jednej strony umysł mi mówi, że jest to moralnie dopuszczalne, z drugiej strony zasady współżycia społecznego podpowiadają, by zachowywać się tak, jak nakazuje prawo.

Czy sumienie reaguje tylko na grzech, czy działa także w innych sytuacjach?

Jeśli mówimy, że jest to głos wewnętrzny, który podpowiada: To rób, bo jest dobre, a tego nie rób, bo jest złe – to nie jest to tylko kwestia grzechu. Bo obok grzechu są jeszcze sprawy dotyczące kultury, savoir-vivre’u, siedzenia przy stole czy jedzenia. Nie wszystko jest grzechem, ale może się tak zdarzyć, że w danym społeczeństwie mój sposób zachowania sprawi komuś przykrość.

Jesteśmy nauczeni, że rzeczywistość dzieli się wykluczająco – albo coś jest grzechem, albo nie, i innej możliwości nie ma.

Bo wtedy nie trzeba myśleć.

Swego czasu polski episkopat zastanawiał się, czy wzorem Kościołów zachodnich zamienić post piątkowy na jakiś czyn miłosierdzia, a jaki, to już każdy zadecyduje samodzielnie. Propozycja upadła, bo stwierdzono, że jeśli się zostawi dowolność, to nikt nie będzie nic robił. Anglia, która w latach osiemdziesiątych zrezygnowała z postu piątkowego, wróciła do niego niedawno, stwierdzając, że wierzący potrzebują wyraźnego znaku wiary.

Dotykamy kwestii relacji między wolną wolą a przepisem. Okazuje się, że kiedy tego ostatniego zabraknie, to koniec.

Z człowiekiem w Kościele jest tak samo jak z Biblią – większość w niej to Stary Testament, a dużo mniej Nowy. Dlatego jeżeli nie dorosło się do poziomu Nowego, to trzeba stosować Stary, czyli przepisy. Gdyby z Panem Bogiem była taka relacja, jak mówi św. Paweł, że wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść, to wtedy nie byłyby potrzebne żadne przepisy.

Albo wręcz przeciwnie, musielibyśmy ich mieć tyle, żeby uregulować każdą dziedzinę życia.

Żyjemy w świecie nieidealnym, dlatego potrzebujemy przepisów po to, żeby nie było bałaganu. Prawo jest ważnym regulatorem, który pilnuje, żeby nie zejść poniżej poziomu minimum w relacjach międzyludzkich.

A gdyby prawa nie było, to jak działałoby sumienie?

Myślę, że kierowałoby się naturalnym instynktem, mając na celu ochronę siebie, i nakłaniało do robienia dobrych rzeczy dla ludzi, którzy są nam bliscy.

Z tego wynika, że sumienie ma każdy.

Tak. Bez względu na to, czy ktoś jest wierzący, czy niewierzący. Bo każdy ma w sobie wewnętrzny głos, który mu powie: Zrób to, bo to jest dobre, albo nie rób tego, bo to jest złe.

A nie jest to przypadkiem instynkt?

Z pewnością neurologia jest dziś w stanie powiedzieć więcej na temat tego, czy rzeczywiście świadomie i dobrowolnie coś wybieramy, czy może raczej kierujemy się bodźcami albo wyuczonymi przyzwyczajeniami. Nie zmienia to faktu, że każdy człowiek jest wychowany w jakimś systemie wartości, z którego wynikają dla niego zasady kształtujące jego głos wewnętrzny.

Gdyby z Panem Bogiem była taka relacja, jak mówi św. Paweł, że wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść, to wtedy nie byłyby potrzebne żadne przepisy.

A co ze środowiskiem, w którym się obracamy?

Bóg posługuje się ludźmi. Jeśli społeczeństwo stara się rozpoznać, co jest Jego głosem, to w jakiś sposób staje się emanacją Jego woli. I dobrze. Czterysta lat temu niewolnictwo było powszechne, dziś nikt nie ma wątpliwości, że kryje się za nim moralne zło.

Na szczęście rozwijamy się jako ludzkość. Dla mnie jest to dowód na to, że coraz bardziej odkrywamy Boga i próbujemy dostosować życie do zasad Ewangelii.

Ale możemy się pomylić w rozpoznaniu tego, co jest głosem Boga, a co naszym wyobrażeniem.

Jedynym sposobem weryfikacji jest porównanie głosu wewnętrznego z przekazem objawienia. Czyli na przykład mam ochotę zdzielić kogoś w twarz. Przykładam moje pragnienie do objawienia i mówię: Należy się, bo Pan Jezus też wziął bicz i powyrzucał handlarzy ze świątyni, więc tak, to jest głos Boga we mnie. Ale z drugiej strony pojawia się inna myśl, która mówi, że nie ma podstaw do takiego zachowania, bo w tym wypadku nie chodzi o świątynię, tylko o to, że ktoś powiedział mi kilka słów prawdy. W rzeczywistości więc to, co słyszę, jest głosem złego ducha, który próbuje drugiego człowieka zniszczyć.

Święty Augustyn mówił kiedyś o czytaniu Pisma Świętego, że nawet jeśli je źle interpretuję, ale pomaga mi to kochać Boga i bliźniego, to znaczy, że dobrze interpretuję. Tak samo jest z sumieniem. Jeśli do końca nie jestem pewien, czyj głos słyszę, ale służy to miłości Boga i bliźniego, to znaczy, że to jest dobry głos.

Zbierzmy to, co do tej pory powiedzieliśmy, i spróbujmy zdefiniować, czym w takim razie jest sumienie – głosem wewnętrznym, umiejętnością, zmysłem, Bogiem samym? Jak to powiedzieć prosto, unikając teologicznych sformułowań?

Najpierw wolę podać definicję etyczną. Ksiądz Ślipko pisze, że sumienie to „wartościująco-imperatywny sąd człowieka uformowany na podstawie ogólnych ocen i norm moralnych o konkretnym akcie spełnionym przez niego samego”1. Mówiąc prościej, sumienie to osobista opinia o konkretnym czynie, mój wewnętrzny głos mówiący, czy coś jest dobre, czy złe.

Na ile głos sumienia jest głosem pewnym?

To problem dla tak zwanych skrupulantów. Dlatego w teologii funkcjonuje zasada, wedle której w sytuacji wątpliwej interpretujemy ją na swoją korzyść.

Tu także się okazuje, jak ważna jest spowiedź, podczas której nie tylko otrzymuję rozgrzeszenie, ale również pomoc w ocenie mojego zachowania. Z tego powodu dobrze jest korzystać z posługi kogoś, kto zna mnie i konteksty mojego życia. Ktoś na przykład mówi, że jest kiepskim mężem, a w rzeczywistości jest perfekcjonistą, który zawalił jedną rzecz i już mu się wydaje, że jest nie wiadomo jak zły. Spowiednik, który zna swojego penitenta, może go uspokoić, przypadkowy kapłan nieświadomie może utwierdzić takiego człowieka w błędnym przekonaniu.

I w takich przypadkach trzeba słuchać spowiednika czy sumienia?

Mamy się kierować tym, co podpowiada głos wewnętrzny. Co oczywiście nie zwalnia nas z obowiązku kształtowania naszego sumienia.

To takie księżowskie gadanie – nigdy nie jesteś dość dojrzały, żeby decydować samemu, dlatego potrzebujesz ciągłej korekty i douczenia.

Bardzo bym chciał, żeby tak właśnie było. Tak samo jak chciałbym, żeby i mnie pozwolono robić wszystko zgodnie z sumieniem: nie udzielić komunii temu, komu nie chcę, nie dać rozgrzeszenia temu, komu nie chcę.

Tylko że ksiądz nie jest właścicielem sakramentów.

Ale prawo daje mi możliwość niedopuszczenia ludzi do chrztu czy komunii. Nie korzystam z tego, bo zasadniczo nie chcę nikomu robić kłopotu i czasem ustąpię nawet wbrew własnemu sumieniu.

A może – podobnie jak Pan Jezus – przekracza ksiądz zasady w imię czyjegoś dobra?

Możliwe, choć jako ksiądz zadaję sobie pytanie, czy moje sumienie jest bardziej posłuszne chęci akceptacji ze strony ludzi, czy chęci poznania prawdy.

To znaczy?

Prosta sprawa. Ludzie mają problem z antykoncepcją, dlatego pytają o nią w konfesjonale. A my co? Ilu z nas, tak z ręką na sercu, dokształciło się w tym lub innym temacie od czasów seminarium? Ilu z nas regularnie odświeża i poszerza swoją wiedzę teologiczną? Od kogo ludzie mają prawo oczekiwać, że im ktoś wyjaśni naukę Kościoła, jeśli nie od nas? Gdyby nam tak naprawdę zależało, to przynajmniej poczytalibyśmy naukowe opracowania na taki czy inny temat, a nie opowiadali, że jesteśmy za lub przeciw.

Dobrze, zostańmy więc przy antykoncepcji. Wyobraźmy sobie, że mamy parę, która przychodzi do spowiedzi. Są wierzącym i praktykującym małżeństwem. Rozmawiam z nimi, a oni podają przekonujące argumenty odnośnie do stosowania przez nich antykoncepcji. Sumienie im mówi, że robią dobrze. I co teraz? Mają być mu posłuszni, czy posłuchać księdza, który mówi: Tak nie można?

Ja wiem, że oni by chcieli usłyszeć od księdza potwierdzenie, że mogą się tak zachowywać bez wyrzutów. Ale jako ksiądz nie mogę im tego powiedzieć. Jednocześnie wiem też, że mogę dać im rozgrzeszenie na zasadzie uszanowania wyboru ich sumienia. Nie zmienia to tego, że pewnego rodzaju niepokój pozostanie. Bo są w nauczaniu moralnym rzeczy, których jesteśmy stuprocentowo pewni, ale jest też takie pole naszego działania, kiedy do końca nie wiemy, czy zgoda na jakiś ruch przyniesie w efekcie korzyść, czy nie. Oczywiście możemy schować się za Starym Testamentem i powiedzieć: Sprawa jest prosta, nigdy nie wolno stosować antykoncepcji, bo takie są przepisy. Ale to nic nie wyjaśnia.

A nie chodzi tu przypadkiem o wiarę w dojrzałość rozeznania małżeńskiego wyboru?

Patrzę na to od drugiej strony. Jeśli jakieś małżeństwo uważa, że stosowanie takiej normy jest zbyt restrykcyjne, to proszę, niech sprawdzą, posłuchają ekspertów, bo może rzeczywiście jest to chybione zalecenie. Ale równie dobrze może się potem okazać, że ich przekonanie jest błędne.

Brakuje mi ludzkiej troski w poznaniu tego, co Bóg ma im do powiedzenia na dany temat. Tak by nie przerzucać decyzji na księdza. Bo wiadomo, że jak ksiądz powie, to my tak zrobimy. A sami to nie macie rozumu?

No właśnie – jak ksiądz powie. Wróćmy na chwilę do początków pandemii COVID-19. Ludzie mają swój rozum. To dlaczego trzeba było im dekretować dyspensę od uczestnictwa w mszy świętej? Sami nie wiedzieli, że trzeba unikać miejsc, które są potencjalnym narażaniem się na zarażenie?

To prawda, tylko co zrobić z tymi, którzy uważają, że wirus się nie rozprzestrzenia w kościołach albo że w ogóle go nie ma? Są tacy, którzy muszą mieć jasne wytyczne.

Skąd się to bierze?

Tak ich przyzwyczailiśmy, mówiąc: Tak róbcie, bo takie są zasady i nie ma od nich odstępstw, choćby się waliło i paliło. Tak było w przypadku wirusa. Ludzie się martwili o własne zdrowie, a kurie wydawały przypomnienia o obowiązku komunii i spowiedzi wielkanocnej. To było w pewnym sensie niezrozumienie sytuacji. Dobrze, że ktoś w końcu wpadł na pomysł, żeby ten okres komunii wielkanocnej w tym roku przedłużyć.

A co by się stało, gdyby takiego obowiązku w tym roku nie było?

Być może nadchodzą czasy, kiedy będziemy musieli zrezygnować z niektórych przepisów kościelnych na rzecz ludzkiej dojrzałości. To bardzo trudne, bo grozi masowym pogaństwem, zwłaszcza wśród tzw. letnich katolików. Pytanie, co lepsze: pogaństwo czy bezmyślny rytualizm? Bo ludzie się zastanawiają, po co jest post w piątek, po co kolęda, po co procesja. Wielu tego nie rozumie. I nie jest to wyraz ich złej woli, tylko braku sensownego wytłumaczenia. Jako Kościół powinniśmy przemyśleć niektóre formy pobożności dobre sto lat temu, ale dziś nieprzystające do rzeczywistości.

Wstrzemięźliwość piątkowa to dobry przykład, często się pojawiający podczas spowiedzi. Dla wielu to rodzaj anachronicznego przepisu.

Trzeba zacząć głośno mówić: Ludzie kochani, w piątek Jezus umarł za nas wszystkich. Bardzo cierpiał, chociaż był niewinny, i oddał życie dla zbawienia całego świata. Zróbmy w ten dzień coś, co nas będzie kosztowało, bo skoro jesteśmy chrześcijanami i wieszamy krzyże na ścianach swoich domów, to znaczy, że wierzymy w sens cierpienia zastępczego. I tak jak w to wierzymy, tak wybieramy umartwienia zastępcze za kogoś.

I niech każdy sobie pomyśli – może mniej komputera w piątek, może więcej wolnego, bo za dużo pracuję, może nie będę przeklinać albo zamiast samochodem pojadę do pracy tramwajem. Umartw się. Zrób coś, co cię będzie kosztowało, i znajdź sobie intencję, w imię której sobie czegoś odmówisz. Tylko tak można edukować ludzi. A jeśli nam to nie wychodzi, to wzorem Włoch ustalmy, że dniami pokutnymi są tylko piątki Wielkiego Postu.

W praktyce może to wyglądać tak, jak się zdarzyło kilka lat temu, kiedy podczas długiego majowego weekendu w piątek lewobrzeżna część Warszawy jadła mięso, a prawobrzeżna pościła.

To akurat rozumiem i jestem wielkim fanem Kościoła diecezjalnego. Tylko u nas nie ma zrozumienia, czym jest ten lokalny Kościół. Brakuje nam poczucia, że jako diecezja jesteśmy wspólnotą. My od razu myślimy globalnie o Kościele w Polsce i na świecie, choć z punktu widzenia prawa kanonicznego nie ma takiej struktury. Są diecezje, a nie państwa. I im dłużej jestem księdzem, tym częściej myślę, że nie przyzwyczaimy ludzi do tego, że nasza diecezja ma swoje zasady.

Czy to by pomogło w kształtowaniu sumień, czy raczej wprowadziłoby więcej zamieszania?

Moim ideałem, mam nadzieję, że nie wyjdę teraz na heretyka, byłoby, gdyby Kościół jasno powiedział, że łamanie jakichkolwiek przepisów kościelnych nie jest grzechem ciężkim. A jedynym grzechem jest świadome i dobrowolne przekraczanie przykazań Bożych. I że te wszystkie nasze regulacje, które przez lata wprowadzaliśmy, są pomocne i pokazują, że zachowujemy się nie w porządku wobec wspólnoty, ale nie są grzechem ciężkim. I jeśli raz zjem mięso w piątek, to mogę pójść do komunii, bo to nie jest koniec świata.

Jako Kościół powinniśmy przemyśleć niektóre formy pobożności dobre sto lat temu, ale dziś nieprzystające do rzeczywistości.

To wszystko ładnie brzmi, ale w rzeczywistości jest na odwrót. Najpierw rozliczamy się z przestrzegania przykazań kościelnych, a potem ewentualnie z Dekalogu.

Bo przykazania kościelne są konkretne i jasno mówią, co i jak mamy robić, a czego nie robić. A z miłością to niby wiadomo, ale kto jest w stanie zmierzyć, ile to jest w konkretnym przypadku dużo czy mało. I jak jestem tak troszeczkę nieuczciwy, czy troszkę kłamię, to przecież nic się nie dzieje, w końcu wszyscy tak robią. Tak to sobie mówimy.

Chwila, chwila, czy to nie jest zgoda na oszukiwanie swojego sumienia?

Sumienie jest punktem odniesienia, ale ostatecznym motywem ludzkiego działania jest wolność. Kiedy ktoś pyta o to, co ma zrobić, to odpowiadam, że nie wiem. Mogę przypomnieć, co na ten temat powiedział Pan Jezus albo jaka jest nauka Kościoła, ale decyzja należy do tej osoby. Mogę wskazać z pewnym prawdopodobieństwem, że jeśli pójdziesz konkretną drogą, to skażesz siebie na piekło, ale to jest twój suwerenny wybór. Zaryzykowałeś, wziąłeś na siebie konsekwencje. Nie możesz mieć pretensji, że ksiądz ci tego nie powiedział. Słuchałeś różnych ludzi, kształtowałeś swoje sumienie, ale ostatecznie to jest twoje życie, twoja przyszłość i twoja wieczność. Jeśli będziesz siedział w piekle, to przynajmniej będziesz wiedział, że zrobiłeś to nie dlatego, że inni ci kazali, tylko dlatego, że sam chciałeś.

A co jest pomocne w kształtowaniu sumienia?

Czytanie Ewangelii, czyli przeglądanie się w słowach i gestach Jezusa. Osobista modlitwa, czytanie tekstów świętych, zaglądanie do katechizmu Kościoła. Dzięki temu ma się orientację w doktrynie i mniej więcej się wie, o co chodzi.

I co wtedy, jeśli ktoś uzna, że w konkretnym wypadku powinien się zachować inaczej, niż naucza Kościół?

Skoro jako księża wycofaliśmy się z poważnej debaty na tematy moralne, to nie dziwmy się ze wzrostu społecznej akceptacji niektórych zachowań. Jeśli ktoś słyszy w filmach, w internecie, w wypowiedziach polityków, że coś jest dobre, to w pewnym momencie stwierdza, że to musi być prawda, skoro wszyscy tak mówią. To taka współczesna odmiana vox populi, vox Dei. Dopóki mieszkanie ze sobą młodych ludzi przed ślubem dotyczyło mniejszości, nikt się z tym nie afiszował, ale od kiedy zaczęło dotyczyć większości, to trudno się temu przeciwstawić.

Może ten vox populi ma rację?

Może, ale równie dobrze może to być ten sam przypadek co swego czasu z arianizmem [herezja z IV wieku odrzucająca dogmat o Trójcy Świętej – przyp. red.]. Większość ówczesnego Kościoła była za, a okazało się, że byli w błędzie.

Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za właściwe rozeznanie doktryny i ducha czasów.

Dlatego pytanie dotyczy tego, czego chce od nas Pan Bóg. I dopóki nie stworzymy nowego prawa albo nie przekonamy się, że On chce czegoś innego, to niech będzie tak, jak jest. Ale do tego momentu dyskutujmy i zastanawiajmy się, wychodząc poza proste myślenie o tym, co będzie dobre dla ludzi.

Ale kiedy papież proponuje rozmowę na przykład na temat statusu kościelnego osób w kolejnych związkach małżeńskich, natychmiast pojawiają się zarzuty, że Ojciec Święty chce naruszyć wielowiekową tradycję.

To jest spór myślenia Kościoła zachodniego z Kościołem wschodnim, czyli mentalności prawnej, która chciałaby wszystko zamknąć w przepisach, z podejściem duchowym, które podpowiada, że życie jest bogatsze niż litera prawa. Nie wiem, jak z tego wyjdziemy. Jedno jest pewne, że nie uciekniemy od dyskusji o tym, co jest w Kościele niezmienne, a co tym zmianom podlega.

* * *

Wojciech Węgrzyniak – ur. 1973, prezbiter archidiecezji krakowskiej, rekolekcjonista, doktor habilitowany, adiunkt w Katedrze Egzegezy Starego Testamentu na Wydziale Teologicznym Uniwersytet Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, autor książek. Ostatnio wydał O co właściwie nam chodzi? Prowadzi autorską stronę www.wegrzyniak.com. Mieszka w Krakowie.

Wywiad pochodzi z miesięcznika "W drodze" (9/2020)

 

1 T. Ślipko, Zarys etyki ogólnej, Kraków 1974, s. 345.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Będziemy musieli zrezygnować z niektórych przepisów kościelnych na rzecz dojrzałości?
Komentarze (34)
TT
~Tomek Tomek
13 września 2020, 18:37
Deon usunął wywiad ze strony głównej, dlaczego ?
IK
~In Kab
14 września 2020, 22:51
Bo na głównej są kolejne?
MS
~Mirosław Szczepan
13 września 2020, 10:00
Każdy ksiądz powinien rozumieć z kim ma do czynienia i czego dokładnie sie podjął . Nauka informuje nas ,że zdecydowana większość ma nieduże mozliwości intelektualne. Dla nich w Ewangeli jest specjalne błogosławieństwo. To błogosławieństwo jednoznacznie włącza ludzi prostych do kościoła . Uczestnicy powyższej rozmowy jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy z istnienia takiego obrazu całości kościoła , wzietego przecież z Ewangelii.
MS
~Mirosław Szczepan
13 września 2020, 09:33
Jeśli ktoś wierzy , że neurologia udowadnia brak wolnej woli , to nie może byc księdzem . Wtedy cały kosciół jest bez sensu . Dawanie 10 Przykazań osobie, która nie może kierować swoim zachowaniem , jest nieporozumieniem. Ksiądz powinien solidnie zapoznać się dokonaniami nauki w sferze ludzkiego umysłu i wtedy wybrać. Ludzki rozum jest cały czas dla nauki wielka , niezbadaną tajemnicą i moim zdaniem , taki pozostanie. Niezrozumiały jest brak pewności u księdza Węgrzyniaka , czy ludzie żyjący bez sakramentu małżeństwa mają rację. Ofiarami są głównie dzieci, a w dalszej kolejności kobiety. Media propaguja życie bez małzeństwa kłamiąc , ze tak też można byc szczęśliwym. Zostawienie ludzi na łasce mediów jest niezgodne z etosami księdza i katolickiego dziennikarza . Dywagacje o vox populi moga wynikac tylko z nierozumienia sensu problemu .
AO
~A O
16 września 2020, 00:44
Ja znam szczesliwych bez malzenstwa I nieszczesliwych malzonkow. Z zycia, nie z mediow.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:08
Do Pana Jana R. Czy słowa ( nakazy, zakazy ) KK mają cokolwiek wspólnego z POSTEM O KTÓRYM MÓWIŁ PAN JEZUS CHRYSTUS? Przeczytaj i sam sobie odpowiedz. Jest wiele wypowiedzi na Deonie dotyczących Postu, ale żadna ta wypowiedź nie jest odpowiedzią na pytanie czym jest post i jak go czynić. Jedni twierdzą aby nie jeść mięsa a w miejsce to najeść się rybą nawet do syta. Inni jeszcze pokazują jak sprytnie najeść się w okresie postu nawet czekoladą.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:06
Są i tacy co proponują pić piwo w miejsce jedzenia uzasadniając to praktyką jakiegoś zakonu, który pijał piwo ale według własnej receptury jak to skrzętnie zaznaczał propagator w swoich komentarzach. Gdzie więc szukać odpowiedzi czym jest post i jak go stosować? Odpowiedź znajduje się w NT. Myślę, że każdy z Was słyszał o tym jak to faryzeusze zarzucili Panu Jezusowi, że Jego uczniowie nie poszczą. Przytoczę ten urywek bo będzie on stanowił także odpowiedź na postawione pytania. ‘’ 14 Wtedy podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?» 15 Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.’’
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:05
Zdanie ‘’ : «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.’’ ’’ Wydawałoby się, że jest proste do zrozumienia. Nic podobnego . Nikt nie zrozumie tych słów przed zrozumieniem treści wypowiedzi ap Pawła do Galatów 5. Napięcie między "duchem" a "ciałem"4 16 Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. 17 Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie. 18 Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa. 19 5 Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała:
ZM
~Z M
13 września 2020, 22:52
Bryl(i)ant!!! ---> Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa.
JJ
~Jan Jan
14 września 2020, 15:47
A tak dokładnie, to co nie rozumiesz? W zdaniu '' Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa'' nie ma sprzeczności.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:03
nierząd, nieczystość, wyuzdanie, 20 uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, 21 zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. 22 Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, 23 łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa6. 24 A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami. 25 Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy. 26 Nie szukajmy próżnej chwały, jedni drugich drażniąc i wzajemnie sobie zazdroszcząc.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:01
Dopóki nie zrozumiecie tych słów wiele rzeczy z NT pozostanie dla Was niezrozumiałych. Człowiek ma WOLNY ŚWIADOMY WYBÓR MIEDZY DWOMA MOCAMI. Pierwsza moc to moc tego ( władca i stwórca tego świata) , który tchnął swojego ducha w ciało ludzkie – ap Paweł nazywa tę moc POŻĄDANIEM CIAŁA a druga MOC TO TO MOC OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA --DUCH ŚW Człowiek może wybrać tylko z tych dwóch mocy. Żadnego innego wyboru człowiek nie posiada. Człowiek jest jak plik ( program) który bez tych mocy nie funkcjonuje ( żyje) . ,Człowiek aby żył musi znajdować się ( być zanurzony ) w MOCY ( źródło życia ) . Człowiek od samego początku do dnia dzisiejszego wydaje z siebie nie swoje owoce LECZ OWOCE MOCY, KTÓRE NA NIEGO DZIAŁAJĄ. Człowiek jest TYLKO WYKONAWCĄ MOCY , tak jak zdalnie sterowany mały samochodzik, który skręca , zatrzymuje cię POD WPŁYWEM MOCY TEGO CO NIM STERUJE. To , że samochodzik się zatrzymał , skręcił w lewo lub prawo nie jest jego dziełem. Jest dziełem tego co nim steruje.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 07:00
Dlatego ap Paweł zdarł sobie gardło tłumacząc to ludziom . Ap Paweł w Gal 5 wyraźnie to wszystko wytłumaczył. Człowiek dzięki MIŁOSIERDZIU OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA otrzymał WOLNY WYBÓR WŁAŚNIE MIEDZY MOCĄ SZATANA – POŻĄDLIWOŚĆ CIAŁA A MOCA OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA – DUCHEM ŚW PRAWDA. Człowiek, który przyjmie tę MOC ma możliwość wyboru. Przykładowo – na samochodzik działa moc diabła trzymającego radio , która nakazuje mu skręcić w lewo , w tym samym momencie na samochodzik działa DRUGA MOC od np. małego aniołka , która samochodzikowi nakazuje skręcić w PRAWO I WŁAŚNIE W TEDY TEN SAMOCHODZIK MA WOLNY SWÓJ WYBÓR MOŻE SKRĘCIĆ W LEWO LUB W PRAWO.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:58
Przejdźmy do człowieka. Na człowieka działa moc – pożądliwości ciała ( moc tego co tchnął swojego ducha w ciało ludzkie ) , która nakazuje mu na przykład zabić człowieka , w tym samym momencie na człowieka działa MOC OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA , która ZAKAZUJE MU ZABIJAĆ ( nie zabijaj, zostaw go itp.) WTEDY CZŁOWIEK MA WOLNY WYBÓR. MOŻE ZABIĆ LUB NIE. Rozumiecie! Ap Paweł w Gal 5 wyraźnie napisał , że WSZYSTKO CO Z MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA JEST OWOCEM DUCHA ŚWIĘTEGO. NIE CZŁOWIEKA To samo dotyczy owoców pożądania ciała . Nie człowiek jest twórcą lecz ten który nim steruje – władca tego świata. Człowiek jeśli wybierze treść z Mocy szatana przeklętego jest TYLKO WYKONAWCĄ Dlatego jest to tak bardzo ważne żeby człowiek to rozumiał. Wtedy zrozumie że na podstawie dobrych uczynków nie można być zbawionym, bo te uczynki nie od człowieka pochodzą. Są owocem Ducha Świętego i POKAZUJĄ, ŻE TAKI CZŁOWIEK JEST W MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:56
DLATEGO WIARA W PANA JEZUSA CHRYSTUSA JEST MARTWA JEŚLI NIE PŁYNĄ Z CZŁOWIEKA OWOCE DUCHA ŚW- MOCY OJCA ZBAWICIELA. Macie wyraźnie napisane dobre uczynki rodzą się z MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA a złe uczynki rodzą się z MOCY CIAŁA. Zapamiętajcie proszę , że nie Ty jesteś twórcą czegokolwiek . LECZ MOC KTÓRA PRZEZ CIEBIE DZIAŁA . MOC, którą TY WYBIERASZ ALE TY I TYLKO TY MOŻESZ WYBRAĆ , ŻE WYDASZ Z SIEBIE OWOCE MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA ALBO WYDASZ UCZYNKI WŁADCY TEGO ŚWIATA Pan Jezus Chrystus wyraźnie podkreśla, że człowiek bez MOCY NIC NIE MOŻE : Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, ( w MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA) tak samo i Wy, ‘’jeżeli we Mnie trwać nie będziecie’’ W MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:55
Czy teraz rozumiecie słowa Pana Jezusa Chrystusa, który powiedział : ‘’Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina,’’ DLATEGO ŻE MASZ WOLNY WYBÓR CZŁOWIEKU I MOŻESZ DOPUŚCIĆ DO OWOCOWANIA W SOBIE DUCHA ŚWIĘTEGO - MOCY OJCA PANA JEZUSA CHRYSTUSA. Sam bez tej MOCY nie jesteś w stanie nawet modlić się czy czynić jakiekolwiek dobro. To samo dotyczy złej mocy—jesteś tylko narzędziem w np. zabijaniu czy czynieniu cokolwiek złego. Mam nadzieję, że teraz rozumiecie słowa ap Pawła.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:53
Zatem przejdźmy do postu. Im bardziej będziecie świadomie ograniczać działanie na Was mocy pożądliwości ciała TYM MOCNIEJ BĘDZIECIE WRASTAĆ W MOC DUCHA ŚWIĘTEGO, A im bardziej będziecie zagłębieni w tej MOCY to przez to będziecie bliżej Pana JEZUSA A więc post dla ciała ( świadome uniemożliwienie działania pożądliwości ciała) sprawia bliższe spotkanie z Bogiem im większe ograniczenie dla ciała tym większe i bliższe rozmowy z Bogiem. Zatem jak widzicie post dla ciała to nie tylko brak jedzenia mięsa Lecz WSZYSTKIEGO CO CIAŁO POTRZEBUJE. Tj. brak jedzenia i maksymalne wyciszenie ( brak telewizora drugiej osoby itd. Zastępowanie wieprzowiny rybą telewizora z przekupną sąsiadką , kolacji PIWEM i inne nie ma nic wspólnego z postem o którym mówi NT
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:52
Powracając do słów Pana Jezusa Chrystusa powiedzianych uczniom Jana chrzciciela o poście , czy teraz rozumiecie co znaczyły? Człowiek w tym świecie aby mógł znaleźć się blisko Boga dosłownie musi pościć aby uniemożliwić zagłuszanie człowieka przez POŻADLIWOŚĆ CIAŁA. To jedyny ale konieczny warunek aby człowiek znalazł się bliżej DUCHA. Apostołowie nie musieli pościć BO MIELI BOGA NA WYCIĄGNIĘCIE REKI. MOGLI GO DOTYKAĆ I ROZMAWIAĆ OSOBIŚCIE BO PAN JEZUS CHRYSTUS BYŁ W PODOBNYM CIELE JAK ONI.
JJ
~Jan Jan
13 września 2020, 06:50
Natomiast po odejściu Pana Jezusa Chrystusa do Ojca muszą pościć aby się duchowo do Niego zbliżyć. Dlatego Zbawca powiedział ‘’ kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.’’ Oczywiście dotyczy to każdego człowieka. Post musi wypływać z chęci duszy ( dobrowolnie) a nie z nakazu. Tak jak pisałem post to maksymalne ograniczenie pożądliwości ciała. I maksymalne wyciszenie się Wtedy otwiera się ścieżka duchowa- łączność z BOGIEM. Należy także wziąć pod rozwagę długość postu, jako że każdy człowiek ma różne predyspozycje fizyczne i nie należy się zagłodzić na śmierć Post to rozumne działanie. uzyskania bliskości z Bogiem
JR
~Jan R.
12 września 2020, 12:14
Jak w piątek pójdę do ekskluzywnej restauracji i zjem na przystawkę tatar z łososia oraz ostrygi a potem stek z tuńczyka to według prawa jest wszystko OK. Spełniłem obowiązek. Nie zjadłem mięsa. Umartwiłem się. Jak w piątek pójdę na grilla i zjem kiełbasę pośledniej jakości z dyskonta to jest grzech. Nie pościłem. Nie umartwiałem się.
JJ
~Jan Jan
12 września 2020, 21:14
Panie Janie, czy mógłbyś wyjaśnić czym według Ciebie jest post i do czego on służy?
KR
~Kazimierz Robertowski
12 września 2020, 21:51
Jest w tym komentarzu jakaś obłuda, faryzeizm, którą szczególnie potępiał Pan Jezus. Autor komentarza doskonale wie o co chodzi, ale sili się na sarkazm, żeby pokazać sam nie wiem co.
JR
~Jan R.
13 września 2020, 15:18
Pokazuję, że łatwo wypełnić prawo o wstrzemięźliwości jakościowej (nie spożywanie mięsa w piątek). Dalej, że przestrzegać to prawo można i żyć sobie w luksusie. Przepis o wstrzemięźliwości spożywania mięsa w piątki jako wyraz ofiary jest zdewaluowany. Ma wartość tylko symboliczną. Przypomnę, że prawo kościelne ustanawiają lokalne kościoły (diecezje) a zatem one odpowiadają za „faryzeizację” postaw.
JR
~Jan R.
13 września 2020, 15:31
Dobre pytanie ale nie potrafię odpowiedzieć. Formuła prawna która obowiązuje (jakościowa wstrzemięźliwość spożywania mięsa) jest archaiczna i nie przystaje do realiów. Myślę że są znacznie większe wyzwania niż odmówienie zjedzenia kiełbasy. Chowanie się za tym przepisem jest martwe. Co by było godne i wartościowe - nie wiem.
KP
~katolik pomniejszego płazu
14 września 2020, 11:50
odmówienie jedzenia kiełbasy, kiedy wszyscy wokół jedzą kiełbasę ma jak najbardziej walor postu
SJ
Szczepan Jozef
11 września 2020, 22:54
Takich rozmów jak najwiecej!!!
IK
~In Kab
11 września 2020, 22:21
Chyba rzeczywiście te Włochy księdzu zaszkodziły. Przestrzeganie przepisów ma sens, powoduje wyrobienie się odpowiednich nawyków, które mogą pomoc uniknąć wypadku. Z odchodzeniem od przepisów jest tak, jak z grzechem, najpierw raz coś niewielkiego, potem drugi raz i trzeci... W końcu zaczynamy lekceważyć wszystkie zakazy i nakazy. Nie rozumiem jak ksiądz może być tak nonszalancki.
P
Piotr ~
12 września 2020, 23:00
Ale jest też drugie niebezpieczeństwo, że z czasem zapomnimy dlaczego przestrzegamy te przepisy, po co one są. Staniemy sie wyznawcamy religii przepisów.
IK
~In Kab
14 września 2020, 22:50
Nie obawiam się tego, jeśli ktoś jest naprawdę wierzącym. Wiara nie nam dana raz. Dojrzewamy w niej całe życie.Dlatego potrzebujemy rekolekcji i osobistego spotkania z Jezusem, i towarzyszenia duchowego. Bierzmowanie nie kończy rozwoju duchowego. A więc, przynajmniej raz w roku porządne kilkudniowe rekolekcje w milczeniu . A co do lekceważenia przepisów drogowych i innych ważnych, nadal jestem przeciw.
FW
~Franek Wiatr
11 września 2020, 21:19
Jeśli jako ludzie ochrzczeni mamy głosić i ewangelizować to musimy mieć argumenty. Niektóre przepisy KK mają wątpliwe uzasadnienie (np antykoncepcja w małżeństwie rodziny wielodzietnej) i są na zasadzie nie bo nie, tak bo tak. Inny przykład, litera prawa w KK ważniejsza od wszystkiego innego. Przykład ? Chrzest wymaga dwojga świadków wierzących i praktykujących pomimo tego że rodzice wychowują po katolicku starsze dzieci itp Z taką argumentacją ciężko nawet rozpocząć rozmowę z niewierzącymi bo zaczynają się z nas nabijać. Dzięki Bogu za ten artykuł. Niestety nie łudzę się że szybko coś się zmieni. Biskupi cenią sobie święty spokój, tylko za jaką cenę?
SB
~Stefan Borda
11 września 2020, 13:33
Bardzo często zarzuca się redaktorom z Deonu rozwadnianie nauki Kościoła. Rzucę cytatem chociażby z tej rozmowy. Ks. Węgrzyniak stwierdza: "Dlatego popełnianie grzechu nie jest związane z łamaniem przepisów ruchu drogowego czy zaleceń sanepidu, tylko przykazań. I to w dodatku w rzeczy ważnej przez działanie świadome i dobrowolne. Wtedy dopiero mówimy o grzechu" Ksiądz doktor myli tutaj ewidentnie definicję grzechu ciężkiego z ogólny pojęciem grzechu. Wychodzi na to, że "grzeszenie" w rzeczach mniej ważnych nie jest grzeszeniem. Nie wiem czy to pomyłka czy manipulacja, ale zważając na liczbę Waszych czytelników należałoby sprostować, zwłaszcza jeżeli zarzuca się niezrozumienie kościelnych przepisów innym. No chyba, że tę normę również należałoby zmienić…
AS
~Antoni Szwed
11 września 2020, 10:25
Jedno jest pewne - w chwili obecnej Kościół (dokładniej: biskupi i księża) zwolnił się bardzo mocno z pomagania wiernemu w drodze do zbawienia. Wierny ma mieć własne rozeznane co dobre a co złe, prawo Boże niech każdy interpretuje jak chce, prawo kościelne jest do wyrzucenia, bo promuje "bezmyślny rytualizm". Ksiądz na kazaniu powinien mówić miło i wesoło, by nikt w najmniejszym stopniu nie wyszedł urażony z kościoła (czytaj: w nikim po kazaniu nie drgnęło sumienie). Ogólnie, nic nie ma obowiązywać poza: kochajmy się, które ma charakter czysto subiektywny, bo o miłości każdy ma swoje własne wyobrażenia. Starego Testamentu nie czytać, bo jego treść to była skierowana do starożytnych Izraelitów, my już w XXI wieku "wyrośliśmy" z takich pouczeń, a najlepiej to byłoby w ogóle wyrzucić ten Stary Testament i zostać przy Ewangeliach, które należałoby ocenzurować, bo w niektórych miejscach słowa Pana Jezusa też "urażają" co wrażliwszych. A tak w ogóle to przyjąć zasadę: róbta co chceta.
JK
~Jakub Kowalski
11 września 2020, 13:45
Trafne sprowadzenie tego prądu do absurdu.
MI
~Marcin I
12 września 2020, 12:30
Jeśli zrównuje Pan pomoc z prowadzeniem ludzi na smyczy, bez własnego zdania, to bardzo dobrze że kler z tego (chociaż bardzo powoli) rezygnuje. Tylko dlaczego dopiero teraz.