Byłem "wpadką", byłem passerem - świadectwo

(fot. James Theophane)
Rafał

Zwykle kiedy w rodzinie pojawia się dziecko, szczególnie kolejne, wyczekuje się go, by jak najlepiej je przyjąć. Co innego, jeśli jest się "wpadką". Takim właśnie nieplanowanym dzieciakiem byłem ja, Rafał.

Matka jakoś przyjęła tę wiadomość. Gorzej z jej mężem. Na wieść o tym, że wpadł postanowił zrobić wszystko, by się mnie pozbyć. Zrzucił w tym celu ze schodów moją matkę, po czym przekopał jak psa, mając bardzo głęboką nadzieję, że to wystarczy bym znikł z powierzchni ziemi. Traf chciał - nie wystarczyło.

Przyszedłem na świat prawie dwa miesiące wcześniej z licznymi wadami okołoporodowymi. Z medycznego punktu widzenia powinni mnie “wyciągać" z jej brzucha w kawałkach. Cesarskie cięcie i ukazałem się. Z tych najważniejszych defektów uszkodzenie układu nerwowego w prawej stronie ciała. Prawa noga jest krótsza od lewej o 3 cm mam w niej lekki niedowład, podobnie jak w prawej dłoni. Mąż mojej matki postanowił od tej pory stanąć na głowie, by uczynić moje życie piekłem. Z resztą nie tylko moje.

DEON.PL POLECA

Moja rodzicielka i jej mąż żyją, jednak nie potrafię ich nazwać rodzicami. To wiążę się z pewną rolą wobec dzieci, Oni nie spełniali ich nigdy. Ona potrafiła spić się do takiego stopnia, że nie mogłem jej dobudzić. On chlał na potęgę, a ze mnie zrobił sobie worek treningowy, prawdopodobnie chcąc pokazać mi miejsce w szeregu. O tym, w jakich okolicznościach przyszedłem na świat dowiedziałem się mając 6 lat, gdy obudziłem się przypadkiem podczas awantury.

Mam 4 braci i 2 siostry (3 starszych, 1 młodszy i 1 starsza, oraz młodsza siostra). Każdy z nas żył własnym życiem, jednak kiedy ojciec rozpoczynał mordobicie razem ze starszymi w jednym szeregu broniliśmy młodszych i rodzicielki. Wobec mnie był najbrutalniejszy. Tłukł bez pamięci, nie patrzył gdzie i jak mocno. Momentami miałem wrażenie, że bił, by zabić. W wieku 8 lat kopnął mnie w twarz tak mocno, że złamał mi nos, chrupnął jak faworek. Opatrunek założył mi brat. Nikomu przez myśl nie przeszło by iść do szpitala. Skoro nie mogłem wychować się w domu zaczęła “dbać" o mnie ulica. Nasi rodzice nie dbali o to, czy mamy co jeść w co się ubrać. Zadbać o to musiałem ja.

Pierwszą kradzież zaliczyłem w wieku siedmiu lat. Stało się to dla mnie dziecinnie proste. Byłem cholernie dobry, na ulicy jeśli jesteś dobry znajdą Cię w moment. Tak było i ze mną. Nim się obejrzałem zostałem passerem. Miałem ledwo 9 lat! Nie miałem niemal żadnych granic, byłem sprytny i konsekwentny. Wspinając się bardzo szybko w ulicznej hierarchii dzięki przestrzeganiu zasad jakimi kieruje się to środowisko. No i skuteczności.

Rzadko zarabiałem pieniądze na tym etapie, wyszło mi to na dobre, bo zamiast tego zyskałem kontakty i ochronę, która uczyniła mnie i ważne dla mnie osoby niemal nietykalnymi w mieście i okolicy. Piąłem się wyżej. W międzyczasie zabrano nas do domu dziecka. Moje zdziwienie było ogromne, gdy spotkałem tam kilkunastu “kolegów po fachu". Zasada: “nie mów nic - nikomu!", sprawdzała się w całej okazałości.

Jak już wspominałem byłem wysoko mimo wieku, dlaczego? Potrafiłem milczeć, znałem zasady, myślałem cholernie sprawnie mózgiem, nie mięśniami, nie bałem się kryć innych, co jest bardzo cenną umiejętnością.

Człowiek z którym współpracowałem (był wyżej ode mnie) zaproponował mi robotę ulicznego komornika. Ściągałem długi, bądź odkupowałem je i “zdejmowałem" we własnym zakresie. Nie bałem się korzystać z pozycji.

Kiedy ktoś zaszedł mi za skórę moi kumple wciągali delikwenta w bramę i to od mojego humoru zależało kiedy i w jakim stanie stamtąd wyjdzie. Lubiłem krew, więc nierzadko delikwentom łamano szczęki, nosy, ręce, czy nawet nogi. Wszystko na polecenie szefa. Kiedy ktoś się nie spłacał, pakowaliśmy kozaka do bagażnika i wieźliśmy na “wycieczkę krajoznawczą" do lasu. To bardzo dochodowe ale i ryzykowne. Wierzcie mi, że po tym jak kazałem takiemu rozebrać się do bokserek, po czym zostawał przyklejony taśmą do drzewa i kopany kilka chwil, znajdował pieniądze w ciągu kilku godzin. Oczywiście nie pisnął ani słowem. Kilka razy kazałem kopać grób komuś, kto mógłby być moim ojcem. Życie zimnego egzekutora trwało w najlepsze mimo że zostałem adoptowany wraz z młodszym rodzeństwem.

Pewnego dnia, mój opiekun przyszedł do mnie z “Gościem Niedzielnym" i zaproponował wyjazd na ONŻ I stopnia. Wyśmiałem go. Boga miałem w nosie. Na ulicy dominuje przeświadczenie, że jeśli jest, to ma nas w dupie. Pojechałem z nudów. Bez pozwolenia ciotki wziąłem telefon. Pierwszy dzień bez żadnego wrażenia, myślami, gdzie indziej. Podczas rekolekcji przyjąłem co prawda Jezusa jako Pana i Zbawiciela, ale zrobiłem to z automatu. Trzeciego dnia złamałem zasadę: “nie mów nic nikomu", opowiadając zupełnie nieznanej mi animatorce całą swoją historię. Nie wiedziałem dlaczego to robię. Po prostu.

Najtrudniejsze było “nabożeństwo przebaczenia", mieliśmy zapisać na kartce komu i co przebaczamy potem położyć tę kartkę na Piśmie Świętym. Robili to wszyscy po kolei. Ja wciąż pisałem i pisałem jak bardzo nienawidzę ojca, który katował, pił, niszczył, zdradzał. Byłem ostatnim, który wstał, nie wiedziałem dlaczego to robię. Kartka spadała na Pismo jakby to było slow motion. Gdy dotknęła księgi zacząłem wyć jak nigdy w życiu! Poczułem się tak lekko jak nigdy...pierwszy raz przebaczyłem. Ulica nigdy nie wybacza i nigdy nie płacze. Kolejna zasada...

Zemsta nie czyni z nas facetów, tylko zwierzęta. Owszem, ulica nauczyła mnie honoru, lojalności i szacunku do kobiet, jednak zapłaciłem za to zbyt dużą cenę, są inne sposoby by się tego nauczyć. Staram się iść za Bogiem, ale różnie to się kończy. Od nawrócenia nie było lekko. Kiedy podjąłem decyzję o odejściu z zawodu przyłożono mi gnat do czoła. Przeleciało mi życie przed oczami, ale z Bożą pomocą udało mi się wyjść. W ciągu 5 lat przygód z Bogiem zdążyłem zaliczyć próbę samobójczą, wizytę w psychiatryku, zamach na brata i przygodę z dragami największego kalibru. Dopiero po czasie dostrzegamy łaskę, jaka spływa na nas szczególnie w cierpieniu.

Bóg to Gość, który wraca po swoich ziomków, nigdy nie sądziłem, że znajdzie mnie na ulicy. Dopiero po latach, a mam ich już niemal 21 (albo dopiero) widzę, że to piekło, które przeszedłem miało zaprowadzić mnie właśnie do Niego...On nie da nam niczego, czego nie bylibyśmy w stanie unieść. Kiedy wydaje Ci się, że Go nie ma, jest bliżej niż myślisz. Ta obecność nazywa się po prostu “przypadek" “los" “szczęście" “fart" jak kto woli. On ma wiele imion!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Byłem "wpadką", byłem passerem - świadectwo
Komentarze (24)
KK
Kamila Kwiatkowska
22 października 2015, 10:03
Niesamowite swiadectwo Rafale. Z Bogiem.
BS
Bożena Szwejk
22 października 2015, 09:11
chciał traf? To nie traf, to plan Pana Boga :D Dziękuję za podzielenie się z nami tak ważnym  świadectwem. Dziękuję Panu, ża to, że Cie odnalazł :D pozdrawiam :D
K
Kasia
25 października 2014, 13:19
Ogromnie Ci dziekuje za to swiadectwo.
22 października 2014, 22:04
Drogi Rafale ! Trzymaj się ciepło :-), niech Pan Cię strzerze, niech Ci błogosławi, i prowadzi do siebie. Pamiętam w modlitwie.
H
horror
22 października 2014, 20:57
"najważniejsze", że ci "rodzice" się nie rozwiedli i żyli sobie razem tworząc "szczęśliwą rodzinę". Bardzo współczuję dzieciom z takich "związków". Ten horror zostawia piętno na całe życie. Wielka szkoda, że do niektórych nigdy nie dotrze, że trwanie w patologicznym związku jest bez sensu. Ale żeby to zrozumieć, to musieliby to poznać takie życie na własnej skórze.
W
Wół
22 października 2014, 21:52
Dokładnie to co napisałem pod spodem. Znałem kiedyś katolicka rodzine, może nie tak patologiczna jak ta opisana powyżej, ale w tej to rodzinie kłótnie i wyzwiska miedzy rodzicami były na porządku dziennym. Dlaczego sie nie rozwioda, zapytałem. Opowiedzieli, ze raczej sie pozabijaja ale rozwód??? Nigdy. Ot, rożne rzeczy robi sie "na chwale Bożą".
22 października 2014, 22:02
Wiesz myślę że takie sytuacja może zdarzyć się w katolickiej lub nie rodzinie. Akurat w Polsce większość osób deklaruje się jako katolicy (praktykujący bądź nie), więc siłą ,,matematyki" jeśli dzieją się patologiczne rzeczy, będą się dziać w rodzinach gdzie ludzie deklarują się jako katolicy. Deklaracja do jakiego wyznania się należy, nie gwarantuje braku patologii.
K
Kasia
25 października 2014, 13:21
rozwod ludzi nie zmienia, to prawda ktora kazde dziecko Ci powie (wiem co mowie, moi rodzice sa po rozwodzie) myslisz ze matka po rozwodzie przestanie pic a ojciec bic? obudz sie.
W
Wół
22 października 2014, 18:11
Ta historia to chwalebny przykład na " świętość" i " nierozerwalnosc" małżeństwa. Tak jak to powinno byc z każdym małżeństwem w KK. Rodzice przecież nigdy sie nie rozwiedli.
22 października 2014, 21:57
Poznaj lepiej Kościół, na temat którego się wypowiadasz... Słyszałeś kiedyś o czymś takim jak ,,separacja" ? Kościół ją dopuszcza... Jeśli któreś z małżonków jest katowane, psychicznie, lub fizycznie, a w dodatku mają dzieci, to taki małżonek ma prawo do separcji ! Ma prawo do ochrony siebie i dzieci w taki sposób.
W
Wół
22 października 2014, 23:13
Czy zawsze w historii KK współmałżonek miał takie prawo do separacji? Bo jeszcze do niedawna osoba rozwiedziona, bez wstąpienia w nowy zwiazek nie miała prawa do komunii. Prosta ciekawość.
23 października 2014, 00:01
Odnośnie separacji, wiem jakie stanowisko Kościół zajmuję obecnie. Jako wierząca jestem posłuszna temu co mówi Magisterium Kościoła. Dla mnie powodem posłuszeństwa nie tylko jest sam fakt że tak mówi, ale również wiara, że Kościołem kieruje Duch Święty. Nie zajmuję się ,,zawodowo" historią Kościoła, więc konkretnych dat, powodów ,,co, jak, dlaczego?" Ci nie podam, ale wiem co Św. Paweł mówił na ten temat 2 tys. lat temu. Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony. 1 Kor 7,10–11
K
klara
22 października 2014, 16:17
Święty archaniele Rafale, prowadż i strzeż tego chłopaka na drogach życia. Oby już zawsze były proste i słoneczne.
M
Michał
22 października 2014, 16:00
Alkoholizm, życie w rodzinie z problemami alkoholowymi jest bardzo trudne. Sam tego nie doświadczyłem, ale bardzo bliska mi osoba. Obok przemocy fizycznej w takich rodzinach jest czasami przemoc seksualna, a niekiedy za tym idą aborcje (niechcianych dzieci). Bóg jednak czuwa zawsze, dobrze jeśli takie osoby/ dzieci na swojej drodze spotykają kogoś, kto pokarze inny kierunek, Boga. Pomoże podnieść się. Bardzo bliska mi osoba spotkała takiego człowieka/ ludzi na swej drodze. Bardzo ważne (jak pisałeś), jest wybaczenie swoim najbliższym. Najbliżsi ranią bowiem najbardziej, dlatego rany są głębokie, a przebaczenie to proces.
K
Kasia
22 października 2014, 15:53
Chwala Panu! Nigdy sie nie poddawaj Rafal, wszystko jest mozliwe w Tym, ktory nas umacnia ...
MF
Michał Faflik
22 października 2014, 15:08
Zastanawiam się czytając komentarze gdzie są obrońcy doktryny pokroju TomaszaL, piotra_slowinskiego, jazmiga, itd., którzy tropią spiski, "podtrzymują" walący się Kościół, wymądrzają się jakimi to są uczonymi w Piśmie, rozpoznają bezbłędnie kto jest pod wpływem szatana a kto Boga. Może ich tu nie ma bo nie można zrobić forumowej jatki i pyskówki, którą można by wygrać? A może dlatego, że wobec takiego świadectwa działania Boga w świecie człowiek staje oniemiały....?
22 października 2014, 16:24
A może dlatego, że wobec takiego świadectwa działania Boga w świecie człowiek staje oniemiały....? Szkoda, że tego nie uczyniłeś.
M
Marcin
22 października 2014, 14:45
Rafał, super, że wróciłeś do życia! Witaj!
M
Maja
22 października 2014, 14:42
dzięki Rafał, trzymam za Ciebie kciuki
&
<jerzy>
22 października 2014, 21:23
U nóg, czy u rąk? - te " kciuki"?
P
Paulina23
22 października 2014, 14:39
Dziękuję za to świadectwo! Niech Ci Bóg błogosławi
M
Marta
22 października 2014, 14:16
Rafał. Ty wiesz, że jesteś dzielny. I zasługujesz na dobre życie. I będę Ci to powtarzała za każdym razem, chłopaku!!
A
Anka
22 października 2014, 12:29
Czasami myślę, jak bardzo Bóg cierpi, gdy Jego dzieci cierpią... Ja, jako matka, nie potrafię kochać tak, jak kocha Bóg, nawet jeśli użyję całych swoich sił i całego swojego jestestwa... a mimo to, gdybym patrzyła, jak 'piorą' moje dziecko, widok ten rwałby moje serce na kawałki... Bóg? Jego miłość jest silniejsza, jego dbałość o ludzi jest pefrekcyjniejsza... i gdy patrzy na cierpienie swoich dzieci, cierpi przeokrutnie. Trzymaj się Rafał! Dzięki, że jesteś. 
M
Monika
22 października 2014, 17:28
Niestety są matki, które same potrafią zgotować dziecku piekło na ziemi. Rafał nie jest jedynym niechcianym dzieckiem na świecie. Takie dzieci rodziły się, rodzą i będą rodzić. Trzeba być naprawdę silną osobą, aby poradzić sobie z emocjami i przebaczyć. Jest to bardzo trudne i podziwiam Rafała, że jemu się udało.