"Święty, ale dopiero po tym, jak wcale taki święty nie był, żeby móc być nim głębiej i lepiej". Manuel Machado.
Ponoć ciotka Inigo, trzynastego i ostatniego z potomstwa Loyolów, Marina Guevara, która była zakonnicą, zwykła mawiać do niego: "Nie nabierzesz rozumu, Inigo, i nie ustatkujesz się dopóty, dopóki ktoś ci nogi nie złamie". Ta uwaga mówi wiele o tym, jakim typem człowieka był Inigo. Ten "frywolny awanturnik" z początku do najświętszych mężczyzn nie należał. Swoją młodość strawił na zajęciach dalekich od naszych pobożnych wyobrażeń. W opowieści spisanej za życia, rzuca mimochodem, ale w trzeciej osobie: "Choć był oddany sprawom wiary, nie żył zgodnie z jej zaleceniami, nie wystrzegał się grzechów i był szczególnie swawolny, jeżeli chodzi o gry, historie z kobietami, bójki i popisywanie się bronią, a wszystko to było wynikiem złych nawyków". Jak pisze biograf św. Ignacego, Jose Tellechea Idigoras, "swawolny" (travieso) w tamtych czasach oznaczało "człowieka prowadzącego rozwiązłe życie, szczególnie w odniesieniu do spraw zmysłowych".
Niewątpliwie, starsza ciotka Iniga w ciemię bita nie była, bo oto niemal na samym początku "Opowieści pielgrzyma", duchowej autobiografii świętego, czytamy opis zaskakującego wydarzenia:
"Pewnej nocy, gdy nie spał, ujrzał obraz naszej Pani ze świętym Dzieciątkiem Jezus. Widzenie to napełniło go na dłuższy czas nadzwyczajną pociechą i tak wielkim wstrętem do życia przeszłego, a szczególnie do grzechów cielesnych, iż zdawało mu się, że wymazane zostały z jego duszy wszystkie te obrazy i wyobrażenia, które aż do tej pory były w niej wyryte. I tak od tamtej chwili (przełom 1521/22 - prz. wł.) aż do sierpnia 1553 roku, kiedy te rzeczy są notowane, nigdy nie dał najmniejszego przyzwolenia na pokusy cielesne. Z tego też można wnosić, że widzenie to było od Boga, choć on sam nie śmiał o tym zdecydować i nie twierdził nic ponadto, co wyżej powiedziane" (Opowieść pielgrzyma, 10)
Rzecz dzieje się w łóżku. Na zamku w Loyoli, około 1521 roku. Inigo przechodzi kilkumiesięczną rekonwalescencję po rekonstrukcji nogi... strzaskanej kulą armatnią. Właśnie tam, parę chwil wcześniej "otworzyły mu się oczy", ponieważ pod wpływem lektury pobożnych książek, które mu przyniesiono, bo jego ulubionych romansów nie było, odkrył, że w jego wnętrzu pulsuje duchowy świat. Inigo zauważa różne poruszenia, które naprzemiennie napełniają go radością lub smutkiem. Rodzi się w nim pragnienie innego życia. Zaczyna zastanawiać się nad swoją przeszłością i przyszłością. Dlatego nie śpi. I nagle widzi Matkę Bożą z Dzieciątkiem Jezus. Kto by się spodziewał?
Widzenie to przywraca mu fizyczną czystość i robi porządek w zagraconej zmysłowymi obrazami wyobraźni. Zważywszy na przeszłość Inigo, nic dziwnego, że najwięcej roboty "sprzątający" Duch Święty miał z obrazami grzechów cielesnych.
Ale jak się to wszystko dokonało? Kiedy Inigo zaczął bardziej interesować się sprawami duszy, nagle cudowna interwencja Boga rozpoczyna w nim pierwszy etap oczyszczenia, na razie tylko zewnętrznego, bo w wyobraźni. Jego początkiem była niespodziewana i długa pociecha duchowa, a nie obrzydzenie wobec ciała i tego, co stworzone. Źródło przemiany tkwiło w pozytywnym doświadczeniu czułej i bliskiej obecności Matki z Dzieckiem. Wstręt do grzechów nie był więc przyczyną przemiany, lecz jej skutkiem.
Podobne doświadczenie spotkało św. Augustyna, który po przeczytaniu słynnego tekstu z Listu do Rzymian nagle się zmienił, choć wcześniej wydało mu się to niemożliwe. Gdy w końcu słowo Boże dotarło do niego, pisze, że nauczył się, "drżeć z lęku nad przeszłością, aby w przyszłości już nie grzeszyć". Targany przez lata wewnętrzną walką, bo nie chciał porzucić przyjemności, którą czerpał z seksu i innych dobrych rzeczy, nagle ogłasza: "Wolna już była moja dusza (…) od niespokojnego tarzania się w namiętnościach cielesnych" (Wyznania, IX, 1). Po przejściu przez bramę wyzwolenia biskup Hippony kwituje : "Nikt nie może być czysty, jeśli Bóg mu tego nie udzieli". I dalej zwraca się do Boga w modlitwie: "Żądasz powściągliwości. Udziel tego, co nakazujesz - i co chcesz, nakazuj". (X, 28). Augustyn długie lata zmagał się z grzechami seksualnymi i został od nich uwolniony... nagle, bez osobistego wysiłku. Oczywiście, narastało w nim pragnienie wolności, ale ciągnęło go również w stronę starych nawyków. Do zmiany musiał dojrzewać powoli. Ale uwolnienie i tak przyszło jak poranny deszcz.
Jaka z tego nauka? Nikt nie wygra z grzechami cielesnymi, wychodząc jedynie od negatywnego stosunku do ciała czy seksualności. A nawet jeśli przez jakiś czas się to uda, przez zaciśnięcie zębów, jego słabość znajdzie inne ujście. Próba zwalczenia pokus o własnych siłach zwykle spełza na niczym, ponieważ niechęć wobec grzechu bierze się z odczucia bliskości i dobroci Boga, a nie tylko z bezpośredniego zwalczania zła.
Nie było wówczas internetu, zdjęć, czasopism i pornografii w takiej formie jak dziś. A jednak obrazy, którymi karmiły się pokusy cielesne, rodziły się we wnętrzu Iniga, w jego wyobraźni. Ale to nie wyobraźnia jest zła, lecz to, czym ona się w danej chwili zajmuje. Wyobraźnia to kreatywna siła, przestrzeń na pograniczu ciała i duszy, dzięki której można spotkać Boga. Ciekawe, że później, po oczyszczeniu, wyobraźnia, która wcześniej była wyłącznie źródłem pokus, odegrała decydującą rolę w "Ćwiczeniach Duchowych", które Inigo odprawił sam w Manresie. Do dzisiaj większość kontemplacji życia Pana Jezusa odprawia się w rekolekcjach ignacjańskich z pomocą ludzkiej wyobraźni. Ignacy każe plastycznie przedstawiać sobie sceny ewangeliczne, stając się albo obserwatorem dziejącej się akcji albo jej aktywnym uczestnikiem. Zło nieczystości polega głównie na tym, że zawłaszcza i paraliżuje wyobraźnię, która działa pod dyktando grzechu. Jak wtedy może się do niej przedrzeć światło Boże, jeśli nie otworzy jej ponownie i nie uzdrowi sam Bóg? Wiedzą o tym doskonale ci, którzy zostali wyzwoleni od tyranii uzależnienia od przyjemności seksualnej czy jakiejkolwiek innej. Nagle świat zewnętrzny i wewnętrzny niepomiernie im się poszerzył.
Ignacy pisze, że od chwili cudownej wizji mógł zachować czystość fizyczną. Jednak daleko mu jeszcze do czystości wewnętrznej, która objawia się w zmianie myślenia i sposobie działania. Dopiero nieco później, mieszkając samotnie w grocie w Manresie, Ignacy przechodzi o wiele bardziej burzliwe i dramatyczne oczyszczenie, które potrwa 9 miesięcy. W tym czasie nachodzą go skrupuły, myśli samobójcze, wewnętrzna udręka, długotrwała oschłość i pustka. Nie mógł sam uporać się z tym wszystkim. Stanął na skraju rozpaczy. Nie pomogły wyrzeczenia, posty i nakazy spowiedników, lecz znowu interwencja Boga. Znamienne, że Inigo został uwolniony od dręczących skrupułów, gdy... przerwał post, posłuchawszy w końcu spowiednika. Myślał bowiem, że silną wolą i wyrzeczeniem sam da radę wszystko przezwyciężyć. Prawdziwa nieczystość to uporczywe próby ratowania samego siebie w oddzieleniu od Boga.
Niektórym wydaje się, że jeśli zostaliby uwolnieni od grzechów seksualnych, to już wszystko będzie w porządku. Nic bardziej mylnego. To dopiero początek. Grzechy cielesne w pewnym sensie dotykają tego, co zewnętrzne. Gorsze jest to, co czai się głęboko w naszej duszy. Być może niektórzy muszą latami zmagać się z grzechami ciała, ponieważ nie są jeszcze gotowi na głębsze duchowe oczyszczenie.
Czytamy jednak, że chociaż wyobraźnia została oczyszczona, pokusy cielesne nie przestały nękać Ignacego. Nieraz myślimy o świętych jak o nadludziach, którzy nagle zostali przeniesieni do innego świata lub wyrwani z ich własnych ciał. Tymczasem zmiana nie polega na zniknięciu pokus, ale na pojawieniu się w człowieku Bożej mocy, która pomaga je odeprzeć. Kto więc oczekuje zwycięstwa nad grzechami cielesnymi w postaci "neutralizacji" własnej seksualności i popędu, może się srogo rozczarować. Bo nie seksualność jest zła (podobnie jak wyobraźnia), ale to, jak się z nią obchodzimy i na co ją ukierunkowujemy.
Jestem pewien, że Ignacy nie czytał w tamtym czasie "Wyznań" św. Augustyna, a jednak doświadczenia biskupa są uderzająco podobne. Także on po swoim nawróceniu nie stał się wolny od pokus cielesnych. Wspomina bowiem: "W mojej pamięci, o której tak wiele mówiłem, nadal żyją wyobrażenia owych spraw, wyryte w niej kiedyś rylcem przyzwyczajenia. I nieraz mnie te sprawy zaczepiają - na jawie słabymi impulsami, lecz w snach nie tylko sprawiają mi przyjemność, ale doprowadzają do stanu bardzo bliskiego zgodzie i wypełnieniu" (X, 30)
Co należy z tym zrobić? Jak postąpić, gdy człowiek ponownie upada, wikłając się w grzechy cielesne? Przede wszystkim, nie panikować i cierpliwie wierzyć, że do zwycięstwa dochodzi się stopniowo - mocą miłosierdzia Boga.
Wspaniałą wskazówkę pozostawia nam znowu św. Augustyn, który po latach od wydarzenia nawrócenia w ogrodzie rzymskim pisze: "Wyznałem dobremu Panu memu, że jeszcze nie jestem wolny od tego rodzaju zła. Z drżeniem raduję się tym, czego mi udzieliłeś, i smucę się moimi niedostatkami, a ufam, że dopełnisz wobec mnie miłosierdzia Twego - aż do pełnego pokoju, jaki w Tobie osiągnę w duszy i w ciele, gdy śmierć będzie pochłonięta w zwycięstwie".
Pełny pokój daje miłosierdzie Boga.
Skomentuj artykuł