"Jestem błędem Pana Boga". Serio?

(fot. shutterstock.com)
Paweł Krupa OP / kw

Gdy słyszę o "błędach Pana Boga", nieodmiennie myślę o sobie samym. Zanim bowiem zaczniemy wypominać Bogu niesprawiedliwość społeczną czy niezrozumiałe zasady wiary, spotykamy samych siebie i różne rzeczy, które nam w nas samych nie odpowiadają.

Szukamy winnego i często dostaje się za to właśnie Panu Bogu. Każdy z nas doświadcza takich myśli i uczuć na różnych etapach naszego życia - dla nastolatków to chyba wręcz naturalny etap rozwoju, młodzi często myślą: jestem jakąś pomyłką, co ja tu robię, nie pasuję do tego świata, nie pasuję do rodziców, rodzeństwa czy kolegów, do niczego, co mnie otacza - jestem generalnie niedopasowany. I coś z tego myślenia pozostaje w człowieku także później, w różnych sferach jego życia.

Ja tak miałem przez długi czas. A także dziś, kiedy mnie czasem dopada chandra, pojawiają się zaraz bolesne myśli: nikt cię nie rozumie, nikt cię nie kocha, nikomu na tobie nie zależy, nawet Bóg patrzy na ciebie z politowaniem. Czyja to wina? Najczęściej otoczenia, nasze biadolenie najczęściej zaczyna się od ludzi, ale nieomal zawsze kończy na Panu Bogu. Kiedy cierpimy, Jemu zawsze się oberwie. No bo dlaczego jestem taki gruby? Nie mógł mnie stworzyć chudego? Pytam, zajadając słodką bułeczkę i popijając coca-colą. Często jest tak, że to my sami "uderzamy" w siebie, bierzemy na grzbiet różne problemy, a potem w Bogu szukamy winnego, zamiast szukać w nim pocieszenia, umocnienia i siły do życia.

Obciążamy Boga rozmaitymi przeciwnościami losu, ale nie tylko. Bywa nieraz tak, że ktoś postanawia zadbać o swoje chrześcijaństwo: Będę codziennie czytał jeden rozdział Pisma Świętego, i jeszcze - żeby Matka Boska była zadowolona - będę odmawiał różaniec. A kiedy po jakimś czasie okazuje się, że to wyzwanie ponad siły, zaczyna się "autobiczowanie": Jestem złym chrześcijaninem, obiecałem i nie dochowałem obietnicy, Bóg musi być na mnie zły, taki jestem niewierny...

Kiedy słucham takich lamentów w konfesjonale, niezmiennie pytam:
- A czy to Pan Bóg zadał panu te praktyki?
- No nie.
- To dlaczego pan ma pretensje, że On tak pana obciążył? A może Pan Bóg mówi: Ty nie odmawiaj różańca, ty lepiej z żoną pogadaj, bo ona tego bardzo potrzebuje, albo wymasuj jej stopy, bo jest zmęczona.

Tak to z nami bywa, sami bierzemy na siebie różne zobowiązania, a potem żalimy się Bogu, że nas doświadcza, na końcu zawsze to On jest winien. Tak się też dzieje w przypadku kompleksów, lęków, które nam pozostają, bo gdzieś po drodze się ich nabawiliśmy, często z własnej winy albo z winy kogoś innego, i wtedy jest płacz i rozgoryczenie: Panie Boże, popełniłeś błąd, ja jestem Twoim błędem.

Na Boga, tylko nie przeciętny!

A ja uparcie twierdzę, że człowiek nie jest błędem Pana Boga, i mówię to z perspektywy osoby, której zdarzało się tak nad sobą użalać. Kiedyś za podobne myślenie dostałem żartobliwego prztyczka w nos od jednego z moich francuskich współbraci: stałem akurat przy nim, coś tam mi nie wyszło i wyrwało mi się: Je suis nul (jestem zerem!). A na to ów świątobliwy braciszek popatrzył na mnie z uśmiechem i odezwał się słodkim głosem: Non, Paul, tu n’es pas nul. Tu es... simplement mediocre (Nie, Pawle, nie jesteś beznadziejny. Jesteś... po prostu przeciętny).

Też mi pocieszenie, pomyślałem zgryźliwie, być przeciętnym! To już nawet zerem nie mogę być? O nie, skoro już nie mogę być najlepszy, to niech chociaż będę najgorszy, a nie przeciętny, na Boga, tylko nie przeciętny! Gdy zdałem sobie sprawę z własnych myśli, to, prawdę rzekłszy, zacząłem się śmiać. I do dziś jestem mu wdzięczny za to, że uświadomił mi cały obłudny fałsz mojego użalania się nad sobą.

Muszę wyznać, że w pewnym momencie swojego życia, żeby poradzić sobie z niedopasowaniem, z tym poczuciem, że jestem błędem Pana Boga, że jestem, ogólnie rzecz biorąc, do kitu, wymyśliłem sobie na pocieszenie, że Pan Bóg jest jedyną osobą, która mnie kocha, bo nikt inny z pewnością nie mógłby pokochać takiej karykatury. A kiedy wstąpiłem do zakonu, chełpiłem się żartobliwie, że jestem spokojny o moje życie uczuciowe i zachowanie wstrzemięźliwości, bo na tym świecie tylko Pan Bóg jest zdolny się we mnie zakochać, więc mogę spać spokojnie. Życie wydawało się to potwierdzać.

Zaraz na początku mojego zakonnego życia, w nowicjacie, po spowiedzi generalnej przed obłóczynami, bardzo silnie po raz pierwszy w życiu doświadczyłem miłości odwzajemnionej: ja kogoś pokochałem i ten ktoś mnie kocha. Jeszcze nigdy tak nie było! A tym "ktosiem" był właśnie Bóg, byłem Mu za to bardzo wdzięczny i długo myślałem, że On jest jedyną osobą, która naprawdę mnie kocha, która - choć to wydaje się dziwne - nie odrzuca mnie, ale przygarnia, pragnie.

Jakież było moje zdziwienie, ba, przerażenie nawet, kiedy okazało się, że nie jest to jedyna osoba. Próbowałem poradzić sobie z bolesną świadomością, że w moim przypadku Panu Bogu coś nie wyszło, a nie chcąc Go oskarżać, zrobiłem z Niego jedyną osobę zdolną do pokochania mnie. Ludzie się nie liczyli. Wyglądało wzniośle, mistycznie nawet, tylko że pod spodem, choć dobrze zawoalowana, tkwiła jednak pretensja, że nie jestem taki, jaki chciałbym być.

Bóg pomógł mi zrozumieć, że nie jestem Jego błędem, kiedy doświadczyłem ludzkiej miłości, i musiałem uznać, że jestem godzien miłości i że nie tylko Bóg może mnie chcieć nią obdarzyć. Obojętne więc, co się w naszym życiu dzieje, nie jesteśmy błędami Pana Boga. Jesteśmy zranieni przez grzech pierworodny i to się może w nas różnie objawiać, ale Bóg chciał nas uczynić pięknymi i dobrymi i te wartości wciąż w nas są. Skutkiem Jego zbawczego działania w naszym życiu na ziemi jest również to, że możemy odkrywać nasze własne dobro i piękno, że możemy nimi żyć.

* * *

Sięgnij po najnowszą książkę ojca Pawła Krupy OP "Koniec czasów", w której autor w niezwykły sposób zmusza nas, katolików, do refleksji nad naszą wiarą. Powyższy tekst pochodzi właśnie z tej książki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Jestem błędem Pana Boga". Serio?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.