W spotkaniu Jezusa z siostrami Łazarza nie chodzi o to, że jedna jest dobra, a druga zła. To fałszywa alternatywa.
Jezus w drodze do Jerozolimy zatrzymał się w Betanii, a z Ewangelii według św. Jana wiemy, że " miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza" (J 11,5). To byli Jego przyjaciele. Można też przypuszczać, że całe rodzeństwo Marty - najstarszej w domu - było zaprzyjaźnione zarówno z Mistrzem jak i z uczniami, skoro Jezus nazywa Łazarza "naszym przyjacielem" (Por J 11, 11).
Przyjaźń jest komunią duchową, a nie cielesną. Dotyczy wybranych osób, a nie wszystkich, i zakłada wzajemność. Wszystko, co Jezus mówi wobec Marty i Marty, płynie z miłości. Dlatego pouczenie udzielone Marcie ma na celu jej nawrócenie, ale nie z grzesznicy czy poganki na ucznia. Chodzi raczej o drugie nawrócenie w ramach bycia uczniem i przyjacielem Jezusa.
Marta chce dobrze. Można zrozumieć jej pretensję: "Zostawiliście mnie samą przy pracy". Przyrządzenie posiłku w tamtych warunkach dla przynajmniej 13 mężczyzn to raczej nie była bułka z masłem. Wiedzą o tym zwłaszcza ci, którzy gotują dla większej grupy. Nic dziwnego, że Marta domaga się, aby Maria wstała i zabrała się do roboty, a nie siedziała bezczynnie i słuchała, co Jezus ma do powiedzenia.
Ponadto, wcześniej sam Jezus kazał uczniom, aby idąc przez Palestynę szukali domów, gdzie mogą otrzymać coś do jedzenia i picia, a także wysłał ich przed sobą uczniów, aby przygotowali Mu miejsce. Nie można więc sądzić, że troska o jedzenie i picie to przyziemne sprawy, którymi uczeń Pana nie powinien się zajmować. Problemem nie jest konieczność przygotowania jedzenia przez Martę - to wyraz jej gościnności.
A Maria? Wiele ludzi chciało się dopchać do Jezusa. Tłumy schodziły się, by słuchać Jego słów. Ale to nie to samo co siedzieć tuż obok Niego. Być blisko tak ważnej osoby. Taka okazja może się nie powtórzyć. Nie sposób dziwić się również Marii, że dobrze wykorzystała czas, kiedy Jezus był tylko dla niej. Czy może być coś ważniejszego?
Przez wieki dominującą interpretacją tej sceny było porównanie dwóch sióstr, gdzie jedna reprezentowała życie czynne, a druga kontemplacyjne (mnisze), z preferencją na rzecz tego drugiego. Po części doprowadziło to zbyt ostrego podziału na doskonalsze życie duchownych i mniej doskonałe życie świeckie.
Trzeba jednak popatrzeć na dwie siostry z innego punktu widzenia. Św. Augustyn twierdzi, że "obie postawy są dobre". Nie należy ich przeciwstawiać sobie. W jakim sensie zachowanie Marii jest "lepszą cząstką, której nie będzie pozbawiona"? Biskup Hippony uważa, że Maria robi to, co będzie wypełniać całą naszą wieczność. "Tam my będziemy żywieni, lecz nie będziemy żywili innych". Nasze życie będzie czerpało siłę już nie z fizycznego pokarmu, lecz z oglądania Pana. Kto tutaj nauczy się się słuchać Słowa, będzie miał lżej... w niebie, ponieważ wpatrywanie się w Pana będzie naszym przeznaczeniem.
Myślę, że w Ewangelii tej ukrywa się jeszcze inna ważna wskazówka, która dotyczy wszystkich uczniów Pana. Napięcie uwidocznione w postawach obu sióstr oraz rozstrzygające je słowa Jezusa obrazują to, co św. Ignacy Loyola nazywa rozeznawaniem duchowym.
Jeśli "wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi" (Rz 8, 14), to bycie chrześcijaninem nie polega tylko na wypełnianiu zewnętrznych praw i przykazań wypisanych na tablicach. Duch Święty przemawia do wierzących od "wewnątrz". Prowadzi ich, dając im konkretne natchnienia, jak żyć i działać. Na tym polega nowość chrześcijaństwa. Nie da się wszystkiego skodyfikować w zewnętrznym prawie, co oczywiście jest o wiele wygodniejsze i łatwiejsze: nie trzeba wtedy rozeznawać.
Wróćmy jeszcze do Ewangelii sprzed tygodnia. Wiele wskazuje na to, że lewita i kapłan, którzy minęli pobitego człowieka przy drodze, kierowali się słusznymi intencjami, to znaczy, chcieli zachować Prawo, a więc jakieś dobro. Według Prawa dotknięcie umarłego ( a tak mógł wyglądać z daleka zmasakrowany człowiek) powodowało nieczystość rytualną dotykającego się. Po takim "delikcie" nie wolno było składać ofiar bez uprzedniego oczyszczenia. Zabraniał tego przepis. Ogólnie rzecz słuszna, ale Prawo nie obejmowało wszystkich przypadków. Z natury określa pewne minimum. I jak się okazało, nie wystarczyło ono do tego, by okazać się bliźnim rannego. Natomiast Samarytanin kierował się wewnętrznym poruszeniem, - współczuciem i prawem Ducha, sumieniem, a nie tylko literą. Dlatego pomógł poszkodowanemu.
W spotkaniu Jezusa z siostrami Łazarza nie chodzi o to, że jedna jest dobra, a druga zła. To fałszywa alternatywa. Podobnie uczeń Jezusa nie wybiera między dobrem a złem, lecz często między jednym dobrem a drugim. A jeśli ciągle waha się, czy nie lepiej byłoby jednak zgrzeszyć niż spełnić woli Boga, to pytanie, czy w ogóle stał się uczniem. Zaniedbanie większego dobra może w konkretnej chwili i miejscu być grzechem. I na odwrót. Bóg może w określonej sytuacji chcieć od nas mniejszego dobra, a nie większego. Zarówno brak gorliwości jak i nadgorliwość mogą sprzeciwiać się Bogu. Wydaje sie, że Marta podpada pod ten drugi przypadek.
Kto świadomie wybiera zło, ten nie ma niczego do rozeznania, bo ze złem się walczy. Rozeznawanie to "odsiewanie", "rozróżnianie", które natchnienie do działania w danej chwili, etapie życia, powołaniu i miejscu pochodzi od Boga, a które nie. Zło kryje się nie tylko w przekraczaniu spisanych przykazań, lecz także w tym, że w danym momencie nie czynię tego, czego chce Bóg.
Jezus opowiada o ludziach, którzy w ciągu swego życia uczynili wiele dobrego w Jego imię: wyrzucali złe duchy i czynili inne cuda. Czy można się więc do nich przyczepić? Z pozoru wydaje się, że są w porządku. A jednak na sądzie z ust Jezusa usłyszą, że dopuszczali się nieprawości, bo nie spełnili woli Ojca niebieskiego (Por Mt 7, 21-23). W pewnym sensie przeświadczenie o tym, że wystarczy unikać zła, aby być uczniem Jezusa, jest już wynikiem poddania się pokusie "anioła światłości".
Musimy też pamiętać o podstawowej zasadzie życia wewnętrznego odnoszącej się do tych, którzy "wznoszą się od dobrego do lepszego" (przypadek Marty). Chodzi o to, że wierzący często kuszeni są do zła dobrem. Wszystko zaczyna się pięknie i pobożnie, a kończy tragicznie. Ile zła uczyniono w historii w imię Boga i dla szczytnych celów! Św. Ignacy Loyola pisze w regułach o rozeznaniu duchowym w ten sposób: "Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości [por. 2Kor 11,14] i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów" (CD, 332).
W czym objawiło się działanie "anioła światłości" w domu Marty? Ano w tym, że wtedy, gdy przyszedł do niej Jezus z uczniami, chciała zrobić więcej niż trzeba było. Odpowiedź Nauczyciela nie wskazuje na to, aby Marta przestała być Martą i zmieniła się w Marię. Ale że w danej chwili, miejscu, zachowanie Marii było bardziej właściwe i chciane przez Pana.
Znamienne, że Jezus, upominając Martę, wymawia jej imię dwukrotnie. W Nowym Testamencie zdarza się to jeszcze dwa razy. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus modli się za Piotra, mówiąc: "Szymonie, Szymonie, oto diabeł domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę" (Łk 22, 31). A na drodze do Damaszku przyszły apostoł słyszy też od Jezusa: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? (Dz 9, 4)" Co ich łączy? Wszyscy troje ulegli pokusie i własnej słabości. I wszyscy chcieli dobrze: Szaweł działał gorliwie dla Boga, Piotr chciał życie oddać za Jezusa, Marta jak najlepiej Go ugościć. Interwencja Jezusa i Jego modlitwa sprawiły, że zapał i energia Szawła zostały właściwie ukierunkowane. Piotr, choć upadł, podniósł się. A Marta przestała wylewać swoje żale, gdy po wskrzeszeniu Łazarza Jezus z uczniami pojawił się ponownie na uczcie (Por J 12, 1-2).
Kiedy więc czujemy się pełni niepokoju i żalu, nawet jeśli działamy dla dobra innych, a równocześnie dociera do nas głos, żeby odpocząć, zatrzymać się, być może jest to poruszenie Ducha Bożego działającego w imieniu Jezusa. Głos Przyjaciela, Parakleta i Obrońcy, który podpowiada, co w danej chwili jest konieczne i próbuje wyratować nas z opresji, oczywiście jeśli Go usłyszymy i pójdziemy za Jego głosem.
Skomentuj artykuł