Ks. Strzelczyk o lęku przed Bogiem: strachem nie da się wytworzyć miłości

fot. Michał Lewandowski
Ks. Grzegorz Strzelczyk

- Spróbujcie, strasząc, doprowadzić kogoś do tego, żeby zaczął kochać… Wszystkiego najlepszego! Tego się nie da zrobić. Nie da się strachem wytworzyć tego, co najbardziej pożądane, zwłaszcza miłości - powiedział ks. Grzegorz Strzelczyk w czasie rekolekcji wygłoszonych dla wspólnoty Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie. Zapis rekolekcji został opublikowany w książce "Ćwiczenia z odwagi".

Lęk jest niezwykle silnym motywatorem, zwłaszcza jeżeli chodzi o zniechęcanie do czegoś. (Trudniej za jego pomocą do czegoś zachęcić, zwłaszcza do kreatywności). Teoretycznie wydaje się więc dobrym sposobem na to, żeby ludzi powstrzymać od złych rzeczy. I jeżeli to jest na poziomie trzylatka, który woli nie zbliżać się do pieca, bo w węglarce siedzi bebok, który może na niego wyskoczyć (o czym przekonywała mnie babcia), to jeszcze pół biedy. Jednak jeżeli się otrzymało taki rodzaj wychowania, w którym zarządzało się głównie - albo tylko - za pomocą lęku, to już przestaje być śmieszne, są to bowiem mechanizmy, które się utrwalają. Lęk staje się trwałym sposobem reakcji, także wobec rzeczy nie wskazanych jako straszne na samym początku.

Straszenie Bogiem

Co gorsza, można straszyć Bogiem. Śląski wynalazek beboka jest o tyle niewinny, że nie pociąga za sobą złych konsekwencji teologicznych. Na Śląsku nie straszyło się tym, że Bozia albo diabeł coś dziecku zrobi. Jeżeli jednak zaczyna się używać Boga jako narzędzia dyscyplinującego, to wprowadza się lęk w relacje. I to, niestety, również jest w nas mocno zakodowane. Najpierw jest obecne w tym ewolucyjnym kształcie potrzeby religijnej: trochę się Boga lękamy z natury, a potem jeszcze bywa to wzmacniane wychowaniem religijnym, jakie otrzymujemy. Gdyby zrobić badania wśród was, okazałoby się zapewne, że niejedna osoba była Bogiem straszona, mniej lub bardziej intensywnie i konsekwentnie. Albo nawet wciąż bywa. Bo i dziś taką teologią lęku można na katechezie i z ambony oberwać.

DEON.PL POLECA

Co to jest "dar bojaźni Bożej"?

Czy Bóg jest straszny? Czy Boga należy się lękać? Mamy wśród darów Ducha Świętego dar bojaźni Bożej - wydawałoby się więc, że tak. Jest też jakiś rodzaj mistycznego lęku, który raportują wszyscy ludzie mający głębokie doświadczenie Boga - że kiedy się staje wobec rzeczywistości tak wspaniałej i tak wszechogarniającej, wzbudza to jakiś rodzaj strachu. Chyba jednak chodzi im o coś trochę innego. Księga Przysłów, definiując, czym jest bojaźń Pańska, mówi: "Bojaźń Pańska to zła nienawidzić" (Prz 8, 19). W bojaźni Pańskiej nie idzie o to, aby obawiać się Boga. Najważniejszą formą tej bojaźni jest odrzucenie zła, bo ono oddala od Boga. Może zatem trzeba powiedzieć, że bać się Boga znaczy przede wszystkim bać się Go stracić?.

Gdyby zrobić badania wśród was, okazałoby się zapewne, że niejedna osoba była Bogiem straszona, mniej lub bardziej intensywnie i konsekwentnie. Albo nawet wciąż bywa. Bo i dziś taką teologią lęku można na katechezie i z ambony oberwać.

Jeżeli weźmiemy Jezusowe "Biada..." i przyjrzymy się im, zobaczymy, że Jezus przestrzega przed konsekwencjami tego, co zdarza nam się robić. "Jeżeli nie przebaczycie z serca waszym braciom, to..." Jest znacząca różnica pomiędzy wskazywaniem na konsekwencje naszych wyborów a używaniem Boga jako beboka - straszaka, narzędzia wychowawczego. Pokusa wielka, bo skuteczność takiego narzędzia - wydawałoby się - jest całkiem wysoka; tyle że to jest skuteczność doraźna. Można straszyć ludzi piekłem i karą boską tak mocno, że czasem się powstrzymają od jakiegoś złego zachowania, jednak celem chrześcijaństwa nie jest samo powstrzymywanie się przed grzechem. My jesteśmy powołani do miłości, a jej się nie da wzbudzić żadnym lękiem. Spróbujcie, strasząc, doprowadzić kogoś do tego, żeby zaczął kochać… Wszystkiego najlepszego! Tego się nie da zrobić. Nie da się strachem wytworzyć tego, co najbardziej pożądane, zwłaszcza miłości.

Przyjrzenie się własnej historii

Zachęcam was do przejrzenia swojej własnej historii. U każdego z nas relacja do Boga jest dość mocno uwarunkowana tym, jakie wychowanie otrzymaliśmy. Badania nad lękiem mówią, że to, na ile człowiek w dorosłym życiu jest lękliwy, zależy w czterdziestu procentach od materiału genetycznego i dyspozycji wrodzonych, w trzydziestu procentach od wychowania, a w pozostałych trzydziestu - od tego, co się samemu wypracuje. Trzydzieści procent naszych lękowych reakcji jest nam "wbite" przez wychowanie. Także w wymiarze religijnym, w relacji do Boga. Oczywiście jest to powiedziane w przybliżeniu – statystycznie, taka jest średnia; konkretnie proporcje te różnią się u poszczególnych osób, niemniej u każdego źródła reakcji lękowych są trojakie. Warto więc być świadomym, jaką edukację, jakie wychowanie się otrzymało. Na ile to było napełnianie lękiem, a na ile napełnianie nadzieją? Na ile to było straszenie, a na ile pokazywanie możliwości? Jeżeli będziemy to o sobie wiedzieć, łatwiej nam będzie zrozumieć własne reakcje bądź przynajmniej ich część. Jeżeli byliśmy karmieni lękiem, najprawdopodobniej ten lęk w nas został, jest i będzie. Chodzi w końcu o reakcje organiczne, związane z tym, jak się wykształciły drogi nerwowe w naszym mózgu, a to się zbyt szybko nie zmienia. Buduje się latami, ale odkręcanie pewnych rzeczy jest potem jeszcze bardziej wymagające i czasochłonne.

Spróbujcie, strasząc, doprowadzić kogoś do tego, żeby zaczął kochać… Wszystkiego najlepszego! Tego się nie da zrobić. Nie da się strachem wytworzyć tego, co najbardziej pożądane, zwłaszcza miłości.

Fragment książki ks. Grzegorza Strzelczyka "Ćwiczenia z odwagi".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Strzelczyk o lęku przed Bogiem: strachem nie da się wytworzyć miłości
Komentarze (1)
AZ
~Anna Ziółkowska
25 marca 2022, 20:12
Ten lęk przeradza się w depresję w poczucie beznadziei i bezradności. Potrafi "zaatakować" w sytuacjach które dla większości ludzi zdają się prozaiczne. Nienawidzę tego lęku... Nienawidzę bać się życia...