Mistyka miłosierdzia w "Idiocie" F. Dostojewskiego

Misterium jest ukryte, wymaga spojrzenia mistycznego, które przenika poza granicę widzialnego. (fot. sxc.hu)
Jacek Bolewski SJ / "Życie Duchowe"

Mistyka w literaturze pięknej... Jako amator, czyli miłośnik literatury nie wdaję się w analizy „przekrojowe”, zajmujące się wieloma dziełami; nie pociągają mnie także „przeglądy”, które z powodu wielości poruszanych treści stają się powierzchowne. Wolę skupić się na jednym – arcydziele. Można je rozpoznać po tym, że pozwala, zaiste, wypłynąć na głębię. Pragnę podzielić się doświadczeniem Idioty Dostojewskiego.

Powieść uchodzi za najbardziej uduchowione i tajemnicze dzieło rosyjskiego pisarza, w pełni zasługuje na miano „poematu mistycznego”. Najgłośniejsze zdanie powieści znalazło się w oficjalnym nauczaniu Kościoła – w Liście Jana Pawła II do artystów, gdzie Papież wspomina słowa powiedziane „z proroczą intuicją, że «piękno zbawi świat»”. Samemu Dostojewskiemu przyświecało pragnienie, by w swej powieści przedstawić „pięknego człowieka”, złączonego z osobą Jezusa Chrystusa – do tego stopnia, że planowany tytuł dzieła brzmiał: „Książę Chrystus”. Tytułowy bohater, książę Lew Myszkin, jest postacią, która budzi kontrowersje – nie tylko w akcji powieści, lecz i w ocenach badaczy. Nieporozumienia sięgają tak daleko, że niektórzy teologowie, zwłaszcza prawosławni, widzą w księciu... Antychrysta, zatem nie człowieka naśladującego Chrystusa w sensie Ewangelii, tylko „małpującego” Jego życie przeciwnika, jakby wcielenie złego... Jaka jest prawda? Nieporozumienia pozostają na powierzchni tajemniczej postaci, nie sięgają do jej mistycznej głębi.

Postacie dramatu

Także powierzchowna lektura może wciągać. Akcja powieści przynosi ciągłe zmiany, niespodzianki, zaciekawia pytaniem, jak się wszystko skończy. Poszczególne rozdziały były początkowo drukowane w odcinkach, a zatem zakończenie każdego zapowiada nowy zwrot akcji, pobudza do kontynuowania lektury, by poznać ukryte zakończenie – napięcie do końca jest nie mniejsze niż w kryminale... Pojawiają się liczne sygnały zagrożenia życia, jesteśmy świadkami skrywanych i wybuchających uczuć, a cały czas rośnie podejrzenie, że dzieje postaci zmierzają do dramatycznego finału.

DEON.PL POLECA

Głównymi bohaterami dramatu są trzy osoby. Poznajemy najpierw męską parę, do której dochodzi stopniowo łącząca i dzieląca obu kobieta. Mężczyźni nawiązują znajomość w pociągu linii warszawsko-petersburskiej. Okazuje się, że jeden z nich, Myszkin, powraca do Rosji po kilkuletnim pobycie w Szwajcarii, drugi natomiast, Rogożyn, spędził kilka dni w Pskowie. W obu przypadkach powrót do Petersburga wiązał się ze śmiercią: książę stracił swego opiekuna, który finansował jego leczenie za granicą, a towarzyszowi podróży zmarł ojciec, pozostawiając ogromną fortunę. Rozmowa w pociągu sprawiła, że mężczyźni się polubili. Rogożyn gotów jest pomóc finansowo księciu, którego sytuacja wymaga dopiero wyjaśnienia. Dostojewski już od początku charakteryzuje obie postaci tak, że Myszkinowi przypada jasna, Rogożynowi ciemna strona w relacji. Rozmowa ujawnia gwałtowną naturę tego ostatniego. Wcześniej uciekł on od ojca, naraził się bowiem na jego gniew, trwoniąc znaczną sumę pieniędzy na prezent dla poznanej niedawno kobiety. Namiętność do niej opanowała go nagle, gdy tylko ją zobaczył: „Od razu jakbym w ogniu stanął” (s. 15). Przy tej okazji pada po raz pierwszy imię trzeciej postaci dramatu – Nastasji Filipowny. Zanim o niej więcej się dowiemy, poznajemy relację obu mężczyzn do kobiet. Rogożyna zdradza nie tylko jego namiętność, ale i pytanie: „A płci pięknej książę amator wielki?”. Z kolei gdy książę wyznaje, że wskutek „wrodzonej choroby” wcale nie zna kobiet, słyszymy w odpowiedzi: „To znaczy, że książę jest jurodiwy, a takich Pan Bóg lubi” (s. 17).

Wskazanie na jurodiwego nawiązuje do tradycji duchowej prawosławia – to światło rozjaśnia się w dalszych dziejach księcia. Na razie śledzimy komplikowanie się zdarzeń, poczynając od pierwszego dnia w Petersburgu. Gdy książę wizytuje poleconą mu jeszcze za granicą rodzinę, dane mu jest ujrzeć fotografię Nastasji, która wywiera na nim ogromne wrażenie. Wizyta w innym domu doprowadza do osobistego spotkania obojga protagonistów, a wtedy pojawia się także trzeci – Rogożyn. Odtąd Nastasja Filipowna zaczyna dzielić obu mężczyzn, a właściwie dostaje się w sferę przeciwstawnego działania z ich strony. Obaj nie kryją swej miłości do niej, ona zaś jakby się wahała, komu powinna się poddać – oddać. Pierwszy dzień kulminuje na wieczornym przyjęciu z okazji urodzin Nastasji. Bohaterka uwalnia się najpierw od oferty małżeńskiej, do której próbowali ją skłonić wcześniejsi znajomi. Znamienne było to, że swą decyzję złożyła w ręce księcia: gdy on jej odradził wątpliwy związek, po prostu to przyjęła. Dalszy ciąg wieczoru przyniósł inne niespodzianki. Dochodzi do oświadczyn księcia wobec Nastasji, jednak ona – choć mu wyznaje, że dzięki niemu „pierwszy raz w życiu” zobaczyła człowieka – boi się z nim wiązać i woli pozostać w towarzystwie Rogożyna, z którym opuszcza przyjęcie. Na pocieszenie rzuciła księciu, że lepiej będzie dla niego połączyć się z Agłają.

Ta kolejna postać pojawiła się blisko księcia już wcześniej, a jej rola sprowadza się w powieści do wprowadzenia dodatkowego napięcia... Domyślamy się stopniowo, że kocha księcia, który także pozostaje pod wrażeniem jej urody i dobroci. Komplikacje mają dwa źródła. Z jednej strony słyszymy o wydarzeniach w Moskwie, dokąd udał się książę celem wyjaśnienia swej sytuacji finansowej i gdzie powróciła do niego Nastasja, by w końcu znów uciec do Rogożyna. Jakby na dnie swego zagubienia książę wysłał list do Agłai. Wyznał, że jest mu „potrzebna, bardzo potrzebna”, życzył jej szczęścia, podpisując się jako „Brat”. Gdy książę wrócił do Petersburga, szukał jednak na pierwszym miejscu Nastasji, narażając się przy tym na ataki zazdrości Rogożyna – przed utratą życia uratował go pierwszy po dłuższym czasie atak epilepsji. Dalej akcja zostaje przeniesiona w okolice Petersburga – na miejsce letniego wypoczynku. Tutaj oczekuje się ślubu Nastasji z Rogożynem, a jednocześnie sama Nastasja nalega na to, by książę poślubił Agłaję. Wszystko zdaje się posuwać w tym kierunku, zwłaszcza gdy staje się jasne, po kolejnych oświadczynach księcia, że również Agłaja go kocha, co wcześniej skrywała. Znowu jednak wszystko się zmienia wtedy, gdy narzeczeni odwiedzają Nastasję. Dochodzi do konfrontacji obu kobiet. Nastasja rozpoznała, że Agłaję niepokoi zazdrość o księcia i niepewność, kogo kocha on bardziej. Efektem dramatycznego spotkania jest istotnie – pozostanie księcia przy Nastasji. Teraz oni z kolei planują ślub, ale znowu – w ostatniej dosłownie chwili – Nastasja ucieka spod drzwi cerkwi z oczekującym na nią Rogożynem. Ich ucieczka do Petersburga kończy się śmiercią Nastasji, której ona wyraźnie się spodziewała, świadoma zazdrości rywala księcia. Myszkin przeczuwa dramatyczną końcówkę. W poszukiwaniu Nastasji dociera w końcu do ponurego domu Rogożyna, gdzie zabójca zamknął się, czuwając przy zwłokach ofiary. W krańcowej sytuacji następuje nawrót choroby księcia. Po procesie, zakończonym zsyłką zabójcy na Syberię, księcia wysłano znowu do Szwajcarii na leczenie; wszystko wskazuje wszakże na to, że jego umysł pogrążył się w ciemności do końca...

Choroba czy mistyka

Całe życie księcia upływa pod znakiem szaleństwa, które przyjmuje różne przejawy. Zaczyna się chorobą, wymagającą leczenia. Pobyt w Szwajcarii miał chorego uzdrowić, ale już w pierwszej rozmowie z Rogożynem na pytanie o efekt kuracji Myszkin odparł, że nie został uleczony. Narrator określił jego dolegliwość mianem „dziwnej choroby nerwów, w rodzaju padaczki albo pląsawicy, jakichś drżączek i konwulsji”. Gdy książę dokładniej mówi o swym stanie za granicą, przekonujemy się, że choroba miała charakter duchowy, w istocie zagadkowy. Wskazują na to nie tylko jego przeżycia, ale i to, że dochodzenie do zdrowia nie jawi się jako zasługa terapii medyków, ale oznacza duchowe dochodzenie do siebie – do prawdy swego losu. W drodze do Szwajcarii nękały księcia ataki, po których odczuwał otępienie, ponadto „nieznośny smutek”. Ale był świadomy swego stanu: „Okropnie odczuwałem to, że wszystko dookoła mnie jest obce. Z tego zdawałem sobie sprawę. Obcość mnie zabijała”. Wyzwolenie z tego stanu – prawdziwe przebudzenie – dokonało się nagle: „przy wjeździe do Szwajcarii; zbudził mnie ryk osła na rynku miejskim. Osioł okropnie mnie zadziwił i dlaczegoś niezwykle mi się spodobał, a jednocześnie w głowie mojej wszystko się jakby rozjaśniło” (s. 60).

Naturalnie, tak opowiedziane przebudzenie prowokuje słuchaczy do żartów, ale książę nie boi się utożsamienia z osłem: „osioł to dobry i pożyteczny człowiek”... Nie przypadkiem obcość ustępuje, gdy chory czuje powinowactwo ze zwierzęciem, uchodzącym za symbol tego, co niskie, pogardzane w stworzeniu: dzięki temu również „idiota”, któremu ludzie nie szczędzą tego określenia, rozpoznaje swoje miejsce w świecie. Widzieliśmy, że obcość jest łączona w powieści z poczuciem odcięcia od świata; konsekwentnie zatem odczucie więzi przełamuje to. Książę godzi się być idiotą w głębszym sensie, świadomym swej odmienności: wszak określenie pochodzi od greckiego idios – odmienny, swoisty – co w Idiocie stosuje się przede wszystkim do „różności” księcia od otoczenia, inności, która poza chorobą pozwala przeczuć więcej...

Późniejsze przeżycia, które książę zapamiętał ze swego pobytu za granicą, mają także charakter duchowy. Niepokoiła go przyszłość, chciał „poznać swój los”, a kiedy w trakcie wędrówki stawał „samotnie na wierzchołku góry”, wtedy: „ciągnęło mnie dokądś nieodparcie i takie wciąż miałem wrażenie, że jeśli pójdę wprost przed siebie i będę iść długo, to zajdę za tę linię, za tę właśnie linię, gdzie niebo styka się z ziemią, i tam nastąpi rozwiązanie całej zagadki: od razu ujrzę nowe życie, tysiąc razy huczniejsze i potężniejsze niż nasze” (s. 63). To zaczęło się spełniać w spotkaniu z miejscowymi dziećmi, do których „ciągnęło” księcia do tego stopnia, że mógł o sobie powiedzieć: „Oddałem dzieciom całe swoje życie”. Nie wyobrażał sobie wyjazdu ze Szwajcarii, myślał o pozostaniu tam na zawsze. Jednak i powrót do Rosji, gdy stało się to konieczne, jawił się jako dopełnienie; w pociągu książę rozważał: „Idę teraz do ludzi; może nic nie wiem, ale zaczęło się nowe życie” (s. 79).

Przekraczanie granicy, „gdzie niebo styka się z ziemią”, charakteryzuje całą dalszą drogę księcia, łącznie z końcem. On sam opisuje kilka razy przybliżanie się do granicy związanej ze śmiercią. Z pobytem zagranicznym łączy dwa doświadczenia ludzi skazanych na śmierć. W pierwszym wypadku kojarzy to z egzekucją, której był świadkiem w Lyonie, dokąd udał się ze swym lekarzem. Opisując to po raz pierwszy, próbuje sobie wyobrazić, co musi czuć człowiek z całą pewnością wiedzący, że za chwilę zostanie uśmiercony. Książę dodaje: „Może istnieje taki człowiek, któremu przeczytano wyrok, dano się pomęczyć, a potem oznajmiono: «Idź, zostałeś ułaskawiony». Tylko taki człowiek mógłby coś niecoś opowiedzieć” (s. 26). Wiemy z biografii pisarza, że właśnie on był takim człowiekiem... Dane mu doświadczenie autor pozwolił opowiedzieć księciu, który miał je usłyszeć z ust ułaskawionego po „dwudziestu minutach” od chwili, gdy mu odczytano „wyrok śmierci przez rozstrzelanie za przestępstwo polityczne”. Skazaniec wspominał ostatnie minuty: „Chciał wyobrazić sobie, jak najszybciej i najdokładniej, jak to być może: teraz jest i żyje, a za trzy minuty będzie już czymś zupełnie innym – czym czy kimś – więc kim właściwie? I gdzie? [...] Nieopodal stał kościół i szczyt katedry z pozłacanym dachem błyszczał w jasnym słońcu. Pamiętał, że ze straszliwą uporczywością wpatrywał się w dach i odbijające się od dachu promienie; oczu nie mógł oderwać od tych promieni: wydawało mu się, że te promienie są jakąś nową jego naturą, że po trzech minutach jakoś złączy się z nimi...” (s. 64n).

Z innych szczegółów opisu ostatnich przeżyć przed śmiercią, jakby sięgających poza nią samą, wynika wyraźnie, że pisarz łączy je z kolejnym granicznym doświadczeniem – atakiem epilepsji, także dobrze mu znanym z autopsji. Przywołuje najpierw ogólnie chwile, przeżywane „w jakichś strasznych okolicznościach, kiedy rozsądek nie opuszcza człowieka, ale nie ma już żadnej władzy”. Bezpośrednio słowa odnoszą się do przerażenia skazańca w obliczu niechybnej śmierci, przypominają wszakże to, co wcześniej odnosiło się do stanu po ataku; następujące po nim otępienie zostało tak opisane we wspomnieniu księcia: „umysł wprawdzie działał, ale logiczny tok moich myśli jakby się urywał...” (s. 59).

Najwięcej uwagi pisarz poświęca stanom poprzedzającym epileptyczne przesilenie. Przytoczone przeżycie zachwytu w obliczu piękna świata, które poprzedziło drugi atak opisany w powieści, jest ilustracją refleksji księcia z czasu, gdy czuł zbliżanie się pierwszego nawrotu choroby. W tym granicznym obszarze, „jeśli tylko atak przychodził na jawie”, rozróżniał on dwie fazy. Najpierw, na tle wcześniejszego „smutku, ciemności duchowych i przygnębienia chwilami jakby rozpłomieniał się jego mózg i z niezwykłą mocą natężały się jednocześnie wszystkie jego siły witalne. Odczuwanie życia, uświadomienie sobie swojej jaźni wzrastały niemal dziesięciokrotnie w owych momentach, krótkich jak błyskawica. Umysł, serce, rozjarzały się niezwykłym światłem, wszystkie wzruszenia, wszystkie wątpliwości, wszystkie niepokoje od razu jakby się uciszały, przechodziły w jakiś idealny błogostan, pełen jasnej, harmonijnej radości i nadziei, łączyły się z Najwyższym Rozumem i Ostateczną Przyczyną”. To wszystko jednak było „dopiero zapowiedzią owej decydującej sekundy (nigdy nie trwało to dłużej niż sekundę), w której rozpoczynał się atak”. Owa sekunda, później oddana w ostatnich słowach o pięknie i miłości przed drugim atakiem, utrwaliła się już wcześniej w pamięci księcia jako chwila „wyższego odczuwania i wyższej świadomości, a więc i «doskonalszego bytu»”; we wspomnieniu „okazuje się najwyższą harmonią, pięknem, daje niesłychane i niespodziewane dotychczas uczucie pełni, miary, pojednania i entuzjastycznego, modlitewnego zlania się z najwyższą syntezą życia”. Wspominając owe sekundy, książę z naciskiem powtarzał, iż nie mógł absolutnie wątpić, „że to jest rzeczywiście «piękno i modlitwa», że to jest rzeczywiście «najwyższa synteza życia»” (s. 237n).

Waga przypisana przez księcia – także przez pisarza – tym przeżyciom ma przeważyć w rozważaniu, czy stany związane z atakiem epilepsji dają wgląd w istotę rzeczywistości. Jeżeli bowiem ujawnia się tu choroba, naruszenie „normalnego stanu”, to może objawia się przy tej okazji nie „doskonalszy byt”, a przeciwnie: „byt podrzędny, niższy”. Książę jednak odróżnia wyraźnie ten stan od następującego po ataku otępienia, co więcej, pamięta, że przeżycie przed atakiem było „niezwykłym natężeniem samoświadomości”, skoro „zdążył sobie jasno i świadomie powiedzieć: «Tak, za tę jedną chwilę można by oddać życie!»”. Dlatego łączy swe doświadczenie z apokaliptycznymi słowami o końcowym ustaniu czasu, nastaniu wieczności, kiedy „czasu już nie będzie” (por. Ap 10, 5); wspomina także przekaz o życiu „epileptyka Mahometa”, który w podobnej chwili, po ludzku niezwykle krótkiej, „zdążył jednak obejrzeć wszystkie zakątki raju” (s. 238). Nie przypadkiem więc określenie „mistyczne” pojawia się w Idiocie w związku z atakami księcia. Za pierwszym razem, gdy stało się to przy Rogożynie, podnoszącym rękę do ciosu nożem, narrator tłumaczy jego przerażenie tym, że „widok epileptyka podczas napadu choroby budzi zdecydowaną i trudną do zniesienia grozę, mającą w sobie nawet coś mistycznego” (s. 246). Za drugim razem opis dotyczy nie granicznej chwili, tylko wcześniejszego stanu, gdy książę czuł się „wstrząśnięty do głębi serca, i stał tak w przerażeniu niemal mistycznym. Chwila jeszcze i naraz jakby wszystko się przed nim otwarło; zamiast grozy – światło i radość, zachwyt; tchu mu zabrakło i... lecz boska chwila minęła. Chwała Bogu, to nie było to!” (s. 576).

Wszystkie te sygnały służą jednemu: przydają chorobie księcia wymiaru tajemnicy, przygotowują na to, że jej końcowy nawrót – jakby bez odwrotu – można pojąć jako ostateczne przekroczenie granicy między niebem a ziemią, wejście w sferę, gdzie przeżywana wcześniej „boska chwila” nie ma końca. Tajemnicze „to nie było to” kryje głębię: wskazuje nie tylko, że nie nastąpił oczekiwany zwykle w takim momencie atak, ale znaczy powrót do czasu, choć inaczej, jak gdyby jakaś granica została jednak przekroczona. Pisarz opisuje tu księcia tak, jak gdyby stał się duchem: „jakimś osobliwym człowiekiem, który w niczym nie bierze udziału i który, niczym ktoś w czapce-niewidce na głowie, przedostał się do pokoju i obserwuje obcych, ale interesujących go ludzi”. Nie była to bolesna obcość, przeżywana tyle razy wcześniej, tylko wolność, otwartość na wszystko, co wokół niego się działo; dotarło do niego spojrzenie Agłai, a wtedy: „Serce jego nagle ogarnęła słodycz” (576n)... I to miało przeminąć, i to „nie było to”, co w końcu księcia czekało. Dłużej od przemijającej „słodyczy” miłości trwała w nim jej głębsza strona – współczucie. To właśnie pojawiło się w opisie jego stanu przed pierwszym atakiem, gdy książę rozważał słowa Rogożyna, który mu wcześniej rzekł: „twoja litość jest może jeszcze silniejsza od mojej miłości” (s. 224).

W Idiocie krzyżują się dwa rodzaje miłości. Pierwszy rodzaj to zakochanie, które widzimy najpierw u Rogożyna jako wielką namiętność, uczuciową pasję, prowadzącą w końcu do katastrofy. Natomiast u księcia miłość odsłania głębsze wymiary. Gdy pierwszy raz sam o tym mówi, rozróżnia: „Nie byłem zakochany, byłem... inaczej szczęśliwy” (s. 71). Z opisu wynika, że była to miłość ewangeliczna – miłosierdzie-współczucie, zwane także „litością” – dla biednej, pokrzywdzonej dziewczyny. Podobna miłość odzywa się w księciu wobec Nastasji, przy czym jej oscylacje, związane dodatkowo z Agłają, dotyczą nie tyle trwającego miłosierdzia, ile nietrwałego zakochania, poruszającego raz ku jednej, raz ku drugiej kobiecie. Krzyżowanie się obu rodzajów miłości rozdziera księcia, dzieli pozostałe postacie, ale głębiej odsłania perspektywę pojednania. Książę miał nadzieję, że także miłość Rogożyna dopełni się dzięki współczuciu, gdy dotrze do niego, „jaką pożałowania godną istotą jest owa obłąkana i chora kobieta”. Współczucie go „oświeci i nauczy”, albowiem: „Współczucie jest najważniejszym, a może nawet jedynym prawem istnienia całej ludzkości” (s. 242). Tu najbardziej w całym Idiocie przybliżamy się do granicy, „gdzie niebo styka się z ziemią”.

Misterium miłosierdzia

Misterium jest ukryte, wymaga spojrzenia mistycznego, które przenika poza granicę widzialnego... Wyraża się ono w obrazach i słowach, ale bardziej od nich przemawiają gesty, zwłaszcza w ostateczności, gdy cała reszta zawodzi. Wymowne współczucie księcia dochodzi do głosu w dwóch kluczowych scenach, gdzie rozstrzyga się wszystko: nie tylko dramatyczne dzieje protagonistów, ale ich sens. Uderza podobieństwo pozostania księcia, jego wytrwania – najpierw przy Nastasji, następnie przy Rogożynie.

Pierwsza scena była konfrontacją Nastasji z Agłają w obecności księcia. Później miał on nadzieję na wyjaśnienie wobec tej ostatniej, „że wszystko to jest nie to, ale zupełnie co innego!”. Wcześniej brakowało mu słów, „załamał ręce”. Nie zdołał zatrzymać Agłai, ale gdy pozostał przy Nastasji, dalej nic nie mówił, siedział przy niej, nie przestawał „głaskać po główce i delikatnie wodzić rękami po jej policzkach, pocieszając ją i perswadując coś jak dziecku”. Podobnie zachował się na końcu, gdy towarzyszył Rogożynowi przy zwłokach Nastasji. Wtedy „zrozumiał nagle, że również w tej chwili, i od dawna już mówi wciąż nie to, co powinien mówić, i czyni wciąż co innego, niżby należało czynić”. Co więc uczynił? „Wstał i załamał ręce”. Następne siadł przy Rogożynie, nie odpowiadał na jego bezładne słowa, tylko „łagodnie dotykał jego głowy, jego włosów, głaskał je i głaskał jego policzki”. Zmęczony, w końcu się położył, „przytulił twarz do bladej, nieruchomej twarzy Rogożyna, ale zapewne już nie czuł swoich łez i nic już o nich nie wiedział...” (s. 641).

Oto, co widzimy, gdy książę definitywnie znalazł się po drugiej stronie granicy. Jego zachowanie w tym stanie jest paradoksalne: „ten, który nic nie czuje – płacze” . Zwykłe czucie ustało, pozostało głębsze – współczucie, poświadczające miłosierdzie. Dopełniają się dramatyczne dzieje trójcy protagonistów i jednocześnie wyjaśnia się perspektywa, w której można właściwie je pojąć. Odsłania się pełny sens drogi życia księcia-idioty –dziejów jego szaleństwa. Pisarz opisuje drogę swego Księcia-Chrystusa nie jako psycholog, ale jako pneumatolog5 , a zatem w świetle duchowości, która wnika najgłębiej do wnętrza – serca – człowieka. Już od początku, widzieliśmy, szaleństwo księcia jako choroba miało charakter duchowy: wychodzenie z choroby znaczyło tu świadome wchodzenie na drogę duchowego rozwoju, wzrastanie w miłości-miłosierdziu. Prostota serca, rozbrajająca dobroć księcia prowadzi w otoczeniu do polaryzacji, wydobywa to, co się kryje w ludzkich wnętrzach. Odbywa się to podobnie jak w przypadku Jezusa, którego dobroć była nieznośna dla złego, dlatego sama Jego obecność „prowokowała” złe moce do wyjścia z ukrycia (por. Mk 1, 23n). Akcenty w powieści jakby stopniowo się przenoszą: w miarę rozwoju akcji mniej się mówi o szaleństwie księcia, wyraźniejsze staje się szalone pomieszanie Nastasji, w której toczy się walka: nie jest ona zdolna pozostać przy księciu, ciągnie ją w stronę śmierci. Jednak to jej nie oddala od niego, skoro go pociąga za sobą. On sam to przewidział, gdy czuł, że „ta kobieta zjawi się właśnie w ostatnim momencie i rozerwie jego los jak zbutwiałą nitkę”. Jego serce, przebite przez Nastasję „na zawsze”, złączyło się z nią w jej śmierci; jednym z ostatnich świadomych wrażeń księcia było stwierdzenie, że nóż Rogożyna ugodził kobietę „prosto w serce”...

Szaleństwo Nastasji stanowi jedną stronę dramatu w otoczeniu księcia, którego drugą stronę reprezentuje Rogożyn. Jego ślepa miłość ustępuje dopiero wtedy, gdy znosi ją do końca silniejsza miłość-współczucie Księcia-Chrystusa. Zabójstwo w afekcie, pod wpływem szalonej miłości, było jakby nieuchronne – Rogożyn nie widział innego wyjścia jak zadanie śmierci księciu czy Nastasji. Obie ofiary to przewidywały. Księcia uratował atak epilepsji, a Nastasję – uratowało jej szaleństwo... Pisarz ukazuje, że jej ostatnia ucieczka do Rogożyna była właściwie świadomym przyjęciem ofiary –niechybnej śmierci. Nieszczęsna kobieta nie wyobrażała sobie życia przy żadnym z obu miłujących ją mężczyzn. Ale wybierając śmierć z ręki Rogożyna, wydała się – głębiej – w ręce miłości-litości, jaką dla niej i dla jej zabójcy żywi książę. Nie przypadkiem ostatnie chwile księcia w powieści poświadczają wytrwanie do końca w postawie miłosierdzia.

Zakończenie sprawia wrażenie tragiczne. Zabójstwo wydaje się przekreślać usiłowania księcia, by uratować Nastasję. Wszystko kończy się w ponurym domu, który kryje w swym wnętrzu kopię bulwersującego obrazu Chrystusa w grobie. W świetle wiary wszakże droga Chrystusa nie kończy się na śmierci, ale jako zejście Syna Bożego do otchłani grzechu, zadającego śmierć, oznacza zmartwychwstanie, jak o tym przypomina ikona Anastasis. Obrazem tej prawdy jest w powieści sama Nastasja, zapowiedź Anastazji-Zmartwychwstania... Piękna, potrzebująca zbawienia, znajduje życie dzięki księciu, wierzącemu do końca w ukryte piękno jej duszy, doprowadzonej do szaleństwa nieustającą walką. Książę jej nie opuszcza, towarzyszy w szaleństwie do końca, gdzie jednoczy się nie tylko z nią, lecz i z jej zabójcą.

Książę oczekiwał wcześniej, że i Rogożyn otworzy się na prawdę w obliczu Nastasji, gdy jego miłość ubogaci się – jako miłosierdzie. Nie widzimy, by tak się stało. Widzimy jednak, że książę wziął na siebie to, do czego zabójca zaślepiony miłością nie był zdolny. Trzeba wreszcie wspomnieć o braterstwie, które połączyło obu mężczyzn. Dokonało się to pod wpływem impulsu Rogożyna, by zamienić się z księciem krzyżykami, jakie obaj nosili. Książę na to: „Jeśli tak, to się cieszę; staniemy się braćmi!” (s. 233). Zbratał ich zatem udział w krzyżu – początkowo symbolicznie, w końcu –we wspólnocie wielkiego cierpienia. Spełniło się to, do czego wzywał Apostoł: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (por. Ga 6, 2). Dzięki temu także Nastasja w swej ucieczce od księcia do Rogożyna pozostała w obrębie tego samego – znalazła się w otchłani miłosierdzia, którym książę objął swego brata – w Chrystusie.

W końcowym obrazie powieści – nie licząc epilogu – postawa księcia skwitowana została z perspektywy dawnego jego lekarza, który pewnie, podobnie jak u początku leczenia, „machnąłby teraz ręką i rzekł tak jak wówczas: «Idiota»”. Nie znaczy to, że książę wrócił do punktu wyjścia swego szaleństwa. W innej, głębszej perspektywie, cała droga jego życia jawi się jako wzrastanie, dojrzewanie do pełni „szaleństwa”, właściwego jurodiwym – szalonym dla Chrystusa. W tym świetle końcowe wejście księcia w ciemność staje się pełnym udziałem w Chrystusowym przejściu, którego drugą stronę sygnalizuje miłosierdzie, nieustające... Dodatkowe światło na końcową wspólnotę braci w Chrystusie znajdujemy w tej samej wcześniejszej rozmowie, której owocem było zamienienie się krzyżami. Wtedy książę w odpowiedzi na pytanie Rogożyna o jego wiarę w Boga przytoczył cztery zdarzenia z ostatniego czasu. Pierwsze dotyczyło spotkania ze zdeklarowanym ateistą, drugie – zabójstwa dokonanego na przyjacielu przez człowieka, który przedtem „przeżegnał się i wymówiwszy w myśli błagalną prośbę: «Boże, przebacz w imię Chrystusa!», zaszlachtował przyjaciela od jednego razu jak barana” (s. 231)... Reakcja histerycznego śmiechu Rogożyna zaskoczyła księcia; przestajemy się temu dziwić, gdy zauważymy, że podobnie miała zginąć umiłowana jego Nastasja – nie tylko od jednego celnego pchnięcia nożem, ale jak baranek, na którego wskazuje także jej znaczące nazwisko: Baraszkowa... Wprawdzie Rogożyn nie zabił swej ofiary z modlitwą na ustach, ale religijne znaczenie końcowego zdarzenia rozświetlają dwa pozostałe zdarzenia z opowieści księcia.

Trzecie wspomnienie wiązało się z krzyżykiem, który zdjął z siebie i sprzedał pijany żołnierz. Książę zaraz włożył go sobie na szyję, walcząc w dalszej drodze z myślami: „Nie, nie potępię jeszcze tego sprzedawczyka Chrystusowego. Przecie Bóg jeden raczy wiedzieć, co tam tkwi w tych zapitych i słabych sercach”. A skoro te właśnie słowa skłoniły Rogożyna, by wziąć ów krzyż na siebie dzięki zamianie z księciem, może myślał o sobie jako „sprzedawczyku Chrystusa”, może jeszcze głębiej uderzyła go nuta miłosierdzia u księcia, tym bardziej że wzmocniło je czwarte zdarzenie z opowieści. Książę niedługo po spotkaniu z pijakiem zobaczył młodą kobietę, jak wpatrzona w swoje niemowlę pobożnie się przeżegnała. Zapytana, dlaczego to robi, odparła: „Podobnie jak matka się cieszy, kiedy zobaczy pierwszy uśmiech swego dzieciątka, tak samo Pan Bóg odczuwa radość, kiedy zauważy z nieba, że grzesznik modli się do Niego całym sercem, całą duszą”. Książę dodaje w swym wspomnieniu, że w tych prostych słowach zawiera się „cała istota chrześcijaństwa”, „najważniejsza myśl Chrystusa”. Tu kryje się też odpowiedź na wyjściowe pytanie Rogożyna o wiarę, gdyż: „istota uczuć religijnych nie ma nic wspólnego z żadnym rozumowaniem, z żadnymi przewinieniami czy przestępstwami, z żadnymi ateizmami; tu jest coś innego i wiecznie będzie coś innego; tu jest coś takiego, obok czego wiecznie będą się prześlizgiwać ateizmy i wiecznie będą mówić nie o tym” (s. 232).

O czym więc należy mówić, aby pojąć chrześcijaństwo? Wspomniana „najważniejsza myśl Chrystusa” to dla księcia, jak i dla pisarza „pojęcie o Bogu jako o naszym Ojcu i o radości, jaką Bogu sprawia człowiek, podobnie jak ojcu sprawia radość rodzone dziecko” (s. 232). Chodzi zatem o Boże spojrzenie na człowieka – spojrzenie Chrystusa, w którym „uczucie religijne” łączy współczujące miłosierdzie z radością, gdy ludzkie serce zwraca się ku Niemu, Źródłu miłosierdzia. W powieści nie brakuje radości, przewija się ona zwłaszcza w słowach księcia, jednak przemija, na końcu staje się niewidoczna. Pozostaje wszakże miłosierdzie, mówiące najwięcej – nie słowami, tylko postawą księcia. Co mówi? Wyraża paradoksalne, trudne do wysłowienia misterium, o którym świadczy jurodiwy –w oczach ludzkich „idiota”, natomiast w spojrzeniu Boga – „piękna dusza” w niepozornej, odrzucanej przez ludzi postaci. Rosyjskie określenie nawiązuje do Pawłowego „płodu poronionego” (por. 1 Kor 15, 8); urod oznacza także „potwora, pokrakę”. Można wszakże zauważyć: „w języku polskim słowo jurodiwy kojarzy się, zresztą słusznie, ze słowem urodziwy, a zatem z urodą, pięknem i wdziękiem”6. Samo więc określenie jurodiwy kryje tajemnicę, łączy piękno z postacią jakby jemu przeczącą. Wyraża misterium piękna w świecie jeszcze potrzebującym zbawienia.

Nie bez racji najwięcej uwagi wzbudziło w Idiocie zdanie: „piękno zbawi świat” (s. 402, 554). Ono łączy najważniejsze tropy jako pozostawione w powieści ślady misterium. Piękno świata nie jest kwestionowane; kwestia dotyczy raczej odcięcia człowieka od tego piękna – czy to z powodu choroby, czy głębiej uczucia duchowego wyobcowania, może grzechu. Całą tę „niepiękną” sferę symbolizuje, czyli wskazuję drugą jej stronę Chrystus w grobie, obraz, w którym jedna z postaci nie widziała „nawet śladu piękna” (s. 429). Rzeczywiście, piękno Chrystusa jest innego, głębszego rodzaju. Przyjmuje On poza pięknem, które wszystkich pociąga – w przyrodzie i ludziach – również odpychającą stronę, związaną z grzechem i potrzebą zbawienia. W tej perspektywie nawet urod, poroniony płód, jak o sobie mówił Paweł Apostoł, objawić może moc miłosierdzia. To, co urodzone pod znakiem grzechu, może się stać urodziwe w świetle Bożego spojrzenia, które widzi pierwotne piękno stworzenia jako dobre, prawdziwe. Drogę wskazuje Chrystus. Odkąd bowiem objął On swoim miłosierdziem wszystko, zstępując do otchłani śmiertelnego grzechu, znosząc brzydotę, dzielącą od Boga, Jego piękno przenika – jak na początku – wszystko, choć aby to widzieć, potrzebujemy oczu wiary – widzenia Niewidzialnego (por. Hbr 11, 27). Najbardziej znane zdanie Idioty zakłada zatem inne, mniej znane: „Piękno to zagadka” (s. 82). Znaczy to, że misterium piękna rozjaśnia się dopiero w mistycznym spojrzeniu – w świetle Bożego miłosierdzia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mistyka miłosierdzia w "Idiocie" F. Dostojewskiego
Komentarze (2)
A
ann
18 sierpnia 2010, 02:02
K, moze zapytaj na jezuici.pl w zakładce "zapytaj jezuitę".
K
K
18 sierpnia 2010, 01:21
Witam, chciałabym się dowiedzieć czy jest możliwość skontaktowania się (np. mailowego) z autorem powyższego tekstu? Bardzo dziękuję.