Ofiara Chrystusa nie była symboliczna. Tam lała się krew, był ogrom bólu i cierpienia
Zbyt łatwo przychodzi nam stwierdzenie, że co niedzielę uczestniczymy w Ofierze Eucharystycznej. Wypowiadamy te słowa, nie zastanawiając się nad ich sensem. Oswoiliśmy się z takim nazewnictwem. Msza, ofiara, liturgia, nabożeństwo – nie wgłębiamy się. Każdy wie, o co chodzi. A jednak rzeczywistość, w której uczestniczymy co niedzielę (a może częściej), jest nazywana tak, a nie inaczej. Każda z przypisanych jej nazw coś oznacza, jakieś znaczenie przed nami odkrywa, żadna siebie nie wyklucza – wręcz przeciwnie potrzebują siebie nawzajem, by odsłonić przed nami to, co naprawdę się tam dzieje.
Wśród nomenklatury eucharystycznej pojawia się „ofiara”. Nie szokuje nas to. Przyzwyczailiśmy się, że tak się mówi o celebracji, w której uczestniczą katolicy. Bliżsi jesteśmy powiązaniu owej nazwy z ofiarą składaną na tacę niż ze składaniem ofiary ze zwierząt bądź z pokarmu. Mimo że obie formy ofiary mają wspólny korzeń, to jednak to, co dzieje się w Eucharystii, bliższe jest tej drugiej.
Łaska ofiary
Kiedy weźmiemy do rąk Biblię, już od pierwszych jej stron spotkamy się z ofiarą rozumianą jako złożenie Bogu w darze czegoś najcenniejszego ze swojego dobytku. Najczęściej chodziło o zwierzę. Ważnym elementem owego daru był stosunek składającego do tego, co ofiaruje. To musiało kosztować. Mówiąc współczesnym językiem, musiało być z najwyższej półki. Takie ofiary można było składać Najwyższemu. Nic pośledniej jakości, nie to, co zbywa, ale to, co jest cenne. Nie dopiero wtedy, kiedy się dorobię, ale to, co jest pierwocinami mojego stada, mojego pola, mojej pracy. Najpierw Bóg – potem ja.
Można mieć urodzajną ziemię, obfity plon, zdrowe stada, a jednak nie przeżyć, nie doświadczyć błogosławieństwa Boga, który jest ponad tym wszystkim.
To może budzić zdziwienie człowieka XXI wieku. Przywykliśmy do tego, że najpierw zaspokajamy swoje potrzeby, wszystko inne – nawet kontakt z Bogiem – stawiamy w drugiej kolejności. Jak ja będę zabezpieczony, mogę pomyśleć o innych. Takie spojrzenie zupełnie obce było ludziom Biblii. Doskonale wiedzieli, że ich życie nie zależy od pełnego spichlerza i wielkich stad, ale od Boga. Surowość warunków życia sprawiała, że swoją ufność całkowicie pokładali w Bogu. Można mieć urodzajną ziemię, obfity plon, zdrowe stada, a jednak nie przeżyć, nie doświadczyć błogosławieństwa Boga, który jest ponad tym wszystkim. Relacja przymierza z Najwyższym musiała więc być na pierwszym miejscu. Akt złożenia Bogu w ofierze pierwszych zbiorów, młodego zdrowego bydła był znakiem zaufania: wierzę, że jeśli nie poskąpię Ci, Panie, tego, co najlepsze, to i sam będę mógł cieszyć się owocem mojej pracy i starań.
Skorzystaj ze specjalnego rabatu - do 40 proc. na książki o tematyce biblijnej. Użyj kodu TB21
Składaniu ofiary towarzyszyło mocne przekonanie, że nie czynię Bogu łaski, dając Mu to, co najlepsze. Jemu się to należało, bo wszystko, co mam, należy do Niego, to ja korzystam z tych dóbr z Jego łaski.
Ofiara była też formą wyrażenia ciągłości więzi z Bogiem. To nie tylko moi ojcowie byli w przymierzu z Najwyższym, ale także ja sam widzę, że jest ono ciągle aktualne i chcę w nim aktywnie uczestniczyć. Dobra relacja wymaga trudu. Nie przychodzi łatwo. A relacja z Bogiem jest właśnie tą, o którą szczególnie warto dbać, którą warto pielęgnować mimo trudu. To nie my wyświadczamy Stwórcy łaskę, podejmując trud pielęgnacji więzi z Nim. To z Jego strony jest łaska, że chce być w relacji ze stworzeniem.
Przy stole Boga
Izraelici wiedzieli, że gdy przychodzą do Jerozolimy – bo tylko tam można było złożyć ofiarę – przychodzą do Domu Bożego. Tu gospodarzem jest sam Najwyższy. On gości ich przybywających do Jego stołu. Żydowskie prawo wyszczególniało wiele sytuacji życiowych, w których należało złożyć w świątyni ofiarę dla Boga, oraz określało, jak należy to zrobić (por. Kpł 1–7). Nie można jednak rozumieć tego jako przymusu, ale jako otworzenie możliwości na spotkanie z Bogiem w różnych okolicznościach życia. W ten sposób konkretyzował się stosunek Izraelitów do Najwyższego.
Dary składane Panu mogły być różne. Najczęściej były to zwierzęta i pokarm. Oczywiście to, co składano w ofierze, musiało być rytualnie czyste. Dużą rolę w składaniu ofiary odgrywała głowa rodziny. Przed ustaleniem kultu w świątyni ofiarę składali sami ojcowie. I choć w czasach świątyni to kapłani zabijali i składali na ołtarzu zwierzęta i inne pokarmy, to jednak zawsze przyjmowali ów dar od tych, którzy reprezentowali daną rodzinę czy społeczność. Kapłan był tu tylko pośrednikiem, który orzekał, czy dar jest godny Boga, a następnie w rytualny sposób zabijał zwierzę i spalał na ołtarzu całe lub wskazaną jego część.
Całe świętowanie odbywało się w obecności Boga. To On był tym, który zastawiał stół i zasiadał ze swoimi przyjaciółmi do ucztowania.
Wśród wielu ofiar przepisanych przez Torę szczególna wydaje się ofiara biesiadna. To niezwykle radosne świętowanie. Część zabitych ofiar spalano dla Boga na ołtarzu, część przyrządzano, by móc wspólnie ucztować. Całe świętowanie odbywało się w obecności Boga. To On był tym, który zastawiał stół i zasiadał ze swoimi przyjaciółmi do ucztowania. To, że ludzie przynieśli pokarm, w żadnym wypadku nie oznaczało, że to oni goszczą Boga. Świętujący mieli świadomość, że wszystko, co mają, jest tak naprawdę Najwyższego. Łaską było Jego zaproszenie na ucztę.
Szczególnym przypadkiem ofiary biesiadnej była ofiara przebłagalna, która miała przywrócić naruszoną przez grzech relację ludzi z Bogiem. Ofiara taka miała na celu ponowne zacieśnienie więzi ludzi z Najwyższym. Poprzez wspólne ucztowanie Bóg znów stawał się bliski człowiekowi. Przyznanie się do winy i chęć jej naprawienia pozwalały na wspólnotę stołu z Bogiem.
Ofiara w bardzo wielu wypadkach oznaczała przelanie krwi. Nie tego, kto ją składał, ale zwierzęcia, które ofiarowywano. Dlaczego ta krew? Dlaczego trzeba krwawego rytuału? Kiedy zawierano przymierze, konieczne było przelanie krwi – w przypadku biblijnych Żydów – krwi zwierząt, która miała symbolizować krew składającego ofiarę. Poprzez krew ofiar ściśle łączyło się życie zawierających przymierze. Wierzono, że w krwi jest dusza ożywiająca ciało, oddech Boga dany przy stworzeniu. Wraz z ofiarą wracał on do Boga, który go użyczył. Składający w ten sposób symbolicznie pokazywał, że jest świadom, że jego życie należy do Boga i jest łaską, ale również to, że pamięta o przymierzu, przez które stał się krewnym Boga. Tak ścisła wieź go łączyła ze Stwórcą. Trudna do wyrażenia, ale uobecniana w rytuale składania ofiary.
Składając ofiarę Bogu, człowiek powinien zadbać również o swoje wnętrze.
Oprócz ofiar krwawych składano również ofiary z pokarmów mącznych, wino, oliwę, płody rolne oraz ofiary kadzielne. Znaną praktyką było dodawanie kadzidła do innych ofiar. Dym unoszący się ze spalanego pokarmu mieszanego z kadzidłem miał z jednej strony pełnić rolę „zasłony dymnej” dla Boga, który przyjmuje ofiarę, a z drugiej – angażować zmysły człowieka w kontakcie z Bogiem. W tym wypadku zmysł powonienia. Palenie kadzidła w świątyni było aktem oddawania chwały Bogu. Stawało się widzialnym znakiem modlitw, które unoszą się do Boga.
Należy podkreślić, że składając ofiarę Bogu, człowiek powinien zadbać również o swoje wnętrze. Zewnętrzny znak ofiary nie wystarczał. Niejednokrotnie prorocy Starego Testamentu przypominali o tym ludowi. Sam rytuał bez zmiany postępowania, pielęgnacji relacji z Bogiem stawał się niepotrzebny. Ofiara miała wyrażać to, co jest w sercu człowieka, to, co jest jego codziennością.
Eucharystia znaczy ofiara dziękczynna
Wśród ofiar składanych przez Izraelitów szczególnie wyróżnia się ofiara paschalna. Paschalny Baranek był podstawą owego świętowania – rytualnie zabity w świątyni, spożywany w domu podczas uczty paschalnej. Baranek musiał być na stole ucztujących – mogło zabraknąć innych potraw, ale on był znakiem krwi, która ocaliła Izraelitów przed Aniołem Śmierci przechodzącym przez Egipt. Nam jagnię może kojarzyć się z sympatycznym zwierzątkiem o puchatym futerku. Kiedy słyszymy określenie Baranek Boży dotyczące Jezusa, nie dociera do nas, co tak naprawdę słyszymy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że właśnie jest proklamowane to, że sam Jezus jest ofiarą, będzie zabity jak baranek, a Jego krew ma moc wyrwania nas śmierci.
Spotykając się na Eucharystii, uczestniczymy w ofierze paschalnej, w której Jezus jest ofiarą i gospodarzem w jednym. Stajemy na uczcie, na którą zaprasza nas Bóg, musimy więc być świadomi, że tu będą się działy Boskie rzeczy. Nasze pojmowanie rzeczywistości zmysłami jest niewystarczające, w boskiej rzeczywistości ludzkie zmysły zawodzą. Czas i przestrzeń, w której fizycznie się znajdujemy, zostaną zawieszone. W cudowny sposób będziemy obecni przy tym, co stało się na Golgocie, przy tym, co stało się w poranek Zmartwychwstania. Będziemy uczestniczyć w składaniu Ofiary, która raz na zawsze pokonała moc zła. W historii świata wydarzyło się to raz, ale dzięki łasce Boga możemy w cudowny sposób uczestniczyć w tym na każdej Mszy świętej. Chrystus nie umiera na nowo. Ten jeden jedyny raz wystarczy. W trakcie celebracji Eucharystii stajemy w momencie Jego śmierci i Zmartwychwstania razem. Prawa czasu zostają zawieszone.
Ofiara Chrystusa nie była symboliczna – tam lała się krew, tam był ogrom bólu i cierpienia. On jest barankiem doskonałym, najdroższym, ukochanym przez Ojca.
Wieczerza Paschalna sprawowana w domach wierzących Żydów łączyła się także z rytuałem ofiary todah[1]. Chodzi tutaj o dziękczynienie za dzieła Boże. Ofiarę todah składano, by oddawać dzięki Najwyższemu za otrzymane łaski (todah oznacza „dziękuję”). W tym przypadku za wykupienie ze śmierci krwią baranka, wyprowadzenie z Egiptu wśród zadziwiających znaków, przejście przez Morze Czerwone, opiekę podczas wędrówki po pustyni. Czasem ofiarę tę nazywano także ofiarą zbawczą. Jezus celebrując Ostatnią Wieczerzę z uczniami, również składa dzięki, celebruje todah. Pierwsi chrześcijanie doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że „łamanie chleba”, w którym uczestniczą, to nie tylko ofiara paschalna, kiedy składa się i spożywa Baranka, ale także ofiara todah. Stąd wzięła się grecka nazwa owej celebracji: Eucharystia, czyli dziękczynienie. Żeby dziękować, trzeba docenić, co zostało dla nas zrobione, trzeba doświadczyć drogocenności Baranka, który został złożony w ofierze za nas. Trzeba chcieć dostrzec krew, która została wylana, ogrom cierpienia, jaki temu towarzyszył. Trzeba też zadać pytanie o cel owej ofiary. Kiedy już sobie to uświadomimy, odpowiemy na pytanie, można będzie zacząć składać dzięki Bogu za Jego miłość względem nas.
Ofiara Chrystusa nie była symboliczna – tam lała się krew, tam był ogrom bólu i cierpienia. On jest barankiem doskonałym, najdroższym, ukochanym przez Ojca. Warto o tym pamiętać, kiedy uczestniczymy w Eucharystii. Moc tej ofiary wprowadza nas do Domu Ojca. Sprawia, że nie jesteśmy już niewolnikami, ale Synami i Córkami Najwyższego. Naprawdę jest za co dziękować. To nie my czynimy łaskę Bogu, idąc w niedzielę do kościoła. To On wyświadczył nam ogromną łaskę, składając w ofierze za nas swojego Syna. To nasza krew powinna być przelana, to my powinniśmy umrzeć na wieki. Ale nie umieramy, bo Chrystus, będąc Bogiem i człowiekiem, umarł za nas i zmartwychwstał.
[1] Więcej na ten temat możemy przeczytać w: S. Hahn, Uczta Baranka, Częstochowa 2012, s. 51–52.
Artykuł Marii Miduch został pierwotnie opublikowany w numerze 106/2021 kwartalnika "Życie Duchowe"
* * * *
Skomentuj artykuł