Czytając polski przekład Pieśni nad Pieśniami, może nam być trudno dostrzec w nim odniesienie do Ducha Świętego, jednak kiedy sięgniemy po język hebrajski, czeka nas zaskoczenie.
Czy zdarzyło się wam kiedyś zastanawiać nad tym, która z ksiąg Starego Testamentu jest najświętsza, która dotyka najgłębiej istoty samego Boga? Wiemy, jak bardzo Żydzi cenią Torę, a więc pierwsze pięć ksiąg Biblii, wiemy też zapewne, jak ważni są prorocy głoszący słowo Boże do Narodu Wybranego, może nie wyobrażamy sobie modlitwy bez Psalmów... Ale czy zastanawiamy się nad tym, która z ksiąg biblijnych wyraża najpełniej Boga? Oczywiście w tym miejscu należy przypomnieć, że Pismo Święte dla chrześcijan stanowi całość, że nie możemy wartościować jego części, nie możemy nawet mówić, że Nowy Testament jest ważniejszy od Starego, ponieważ Biblia w całości stanowi Słowo Boże. Ale z pewnością są księgi, które lepiej do nas przemawiają, które bardziej nam odsłaniają twarz Boga niż inne. Oczywiście nie znaczy to, że pozostałe nie są ważne; one mogą nas podprowadzać, uzupełniać Boże przesłanie, które wyczytamy w tych dla nas najpiękniejszych.
W tym właśnie kluczu należy rozumieć zdanie rabiego Aki-by, które zostało zawarte w jednym z traktatów Miszny: "Cały świat nie jest wart tego, co otrzymał Izrael w dniu nadania mu Pieśni nad Pieśniami, gdyż wszystkie pisma są święte, lecz Pieśń nad Pieśniami jest najświętsza ze świętych" (Jadaim 3, 5). Te słowa przybliżają nas do tajemnicy, jaką kryje w sobie ta niewielkich rozmiarów księga Pisma Świętego. Kartkując Biblię, łatwo ją przeoczyć, zaledwie parę stron w katolickim kanonie pomiędzy Koheletem a Księgą Mądrości. Łatwo też zlekceważyć ten krótki utwór poetycki, nie docenić jego wartości. Po raz kolejny Bóg objawia nam swoją logikę: nie w wielkości leży siła, nie w pierwszym wrażeniu znajdujemy głębię. Jest coś więcej, ale żeby to odkryć, trzeba się zatrzymać, trzeba mieć czas, żeby usłyszeć, co On sam mówi.
Wielka pochwała miłości
Sam tytuł księgi już nas może zastanowić i wzbudzić ciekawość. Nazwano ją Szir Haszirim, tłumacząc dosłownie: "pieśń pieśni", co w języku hebrajskim oznacza "najdoskonalsza ze wszystkich pieśni". To jakby stopień wyższy, tyle że odnoszący się nie do przymiotnika, lecz rzeczownika; wskazuje na coś doskonalszego, lepszego, postawionego wyżej w hierarchii. Wiele mamy pieśni w tekście Starego Testamentu, ale tylko tę jedną nazwano Szir Haszirim. To zastanawiające, dlaczego wśród świętych tekstów biblijnych znalazł się ten utwór poetycki, który ani razu nie wspomina o Bogu, o przymierzu, o Narodzie Wybranym. Jego tekst wydaje się taki świecki, taki codzienny, jak codzienna jest miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą. Jednak ta księga znalazła się w kanonie biblijnym, a tradycja żydowska nie bez powodu postawiła ją tak wysoko.
Pieśń nad Pieśniami zaliczana jest do Hamesz Megilot (czyli Pięciu Zwojów), ksiąg, które odczytuje się podczas największych świąt żydowskich. Szir Haszirim czyta się w Święto Paschy, a niektórzy Żydzi czynią to jeszcze przed każdym szabatem, a także wtedy kiedy ogarnia ich wielka tęsknota za Mesjaszem.
Pewnego dnia, bardzo wcześnie rano, żeby zdążyć przed tłumami turystów, wybrałam się na Górę Oliwną. Niewiele było tam o tej porze osób, skupiły się raczej w jednym miejscu obok przewodnika, podziwiając panoramę Świętego Miasta. Nie to było moim celem, więc odsunęłam się na bok. Na tarasie widokowym stał przede mną Żyd. Podchodząc bliżej, usłyszałam, że śpiewa - nie głośno, ale nie był to też szept. Stanęłam w pewnej odległości za nim i próbowałam wyłowić jakieś słowa, które naprowadziłyby mnie na trop wyśpiewywanej przez niego modlitwy. Udało się! Rozpoznałam w niej właśnie Szir Haszirim! Kiedy skończył, wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał objąć całą Jerozolimę, i obrócił się. Wtedy zobaczył mnie. Wyglądał na trochę zakłopotanego i jakby chcąc się wytłumaczyć, rzucił w moją stronę: "Śpiewałem Bogu o Jego mieście", uśmiechnął się nieśmiało i odszedł pośpiesznie.
Niewątpliwie ów Żyd z Góry Oliwnej doskonale wiedział, że Pieśń nad Pieśniami jest czymś więcej niż tylko poezją miłosną opiewającą gorące uczucie mężczyzny i kobiety. Wiedział, że Bóg mówi w niej coś więcej, głębiej, szerzej. Ale z Szir Haszirim jest podobnie jak ze słowami hebrajskimi, które posiadają po kilka znaczeń. Jeden poziom rozumienia owej księgi nie wyklucza drugiego, ale go uzupełnia, wzbogaca. Jeden nie jest kompletny, ujmuje coś temu, co wyrazić chciał Najwyższy, posługując się ludzkim słowem.
Od najdawniejszych czasów tradycja żydowska widziała w owym tekście opis stosunków, jakie łączą Naród Wybrany ze Stwórcą, tradycja chrześcijańska widziała zaś opis relacji Chrystusa i Kościoła. Ale błędem byłoby wybierać jedną z tych interpretacji i odcinać się od jej literackiego sensu, jakim jest opiewanie miłości ludzkiej. Bóg jest w stanie mówić na każdej z tych płaszczyzn i uzupełniać każdą z nich innymi. To przenikanie się warstw, jakie odkrywamy w owym wspaniałym tekście biblijnym, może nam też wskazać, że podobnie jak świata Bóg nie dzieli na sferę sacrum i profanum, tak samo nie ma dla Niego czegoś, co jest miłością wyłącznie ludzką. Każda prawdziwa miłość ma w sobie coś Bożego. Nie ma miłości, która by wychodziła z człowieka, a jej początek nie byłby w Najwyższym.
No dobrze, wiemy już, że Pieśń nad Pieśniami jest księgą świętą, szanowaną i cenioną nie tylko przez żydów, ale także przez chrześcijan. Skoro jednak nie ma w niej mowy o Bogu, nie pojawia się ani imię Jahwe, ani nawet określenie Elohim czy Adonai, to gdzie tu szukać Ducha Świętego? Czy jest możliwe, że ukrył się On na kartach owej księgi? Spójrzmy na sam tekst i poszukajmy Go tam. Będziemy być może zaskoczeni Jego cichą i delikatną obecnością.
Duch ukryty w wiosennym ogrodzie
Akcja Pieśni nad Pieśniami rozgrywa się izraelską wiosną, kiedy ogrody są pełne kwiatów, liści, zieleni. Wszystko żyje! Deszcz pory zimowo-wiosennej nawodnił ziemię, może ona manifestować swoje życie, może przygotowywać się na wydanie owocu. To właśnie wtedy czuje się, że wszystko się budzi; nic więc dziwnego, że taka jest sceneria pieśni miłosnej, która weszła do kanonu Pisma Świętego. Podzielona na role opowieść o miłości na pierwszy rzut oka może wydać się daleka od innych ksiąg Starego Testamentu i może nas to zniechęcić do szukania w niej Ducha Bożego, ale to tylko pierwsze wrażenie.
Dwukrotnie w tekście księgi, w wołaniu Oblubienicy pojawia się odniesienie do wiatru. Woła ona: "Powstań wietrze północny, powstań wietrze z południa, wiej poprzez ogród mój, niech popłyną jego wonności! Niech wejdzie miły mój do swego ogrodu i spożywa jego najlepsze owoce" (Pnp 4, 16). Czytając polski przekład, może nam być trudno dostrzec w nim odniesienie do Ducha Świętego, jednak kiedy sięgniemy po język hebrajski, język oryginału, zauważymy, że dwukrotnie pojawia się tam słowo "ruach". To samo, które w innych miejscach bywa tłumaczone jako Duch. Oczywiście nie możemy powiedzieć, że nie chodzi tu też o wiatr, szczególnie jeśli będziemy się skupiać na pierwszej z warstw owego tekstu, jaką jest opis miłości dwojga zakochanych osób. Jednak my wiemy już, przeczuwamy, że tu chodzi o coś więcej, że nie tylko piękno uczucia pomiędzy kobietą a mężczyzną chcieli sławić ci, którzy włączyli Pieśń nad Pieśniami do kanonu Pisma Świętego.
Postarajmy się sięgnąć głębiej i odkryć, dlaczego ów tekst można uważać za najświętszą ze wszystkich ksiąg. Oblubienica woła, wzywa Ducha! Przyzywa, aby ten przybył i przeniknął ją całą. Ogród bowiem jest tu symbolem ciała wołającej. Ten przybywający Duch ma być przygotowaniem do jej zjednoczenia z ukochanym lub też sam jest symbolem jej Oblubieńca. Tekst Biblii nie jest tu jednoznaczny. Kim jest "miły", którego zaprasza? Czy jest on Duchem, którego wzywa? Taką interpretację zdawałby się potwierdzać paralelizm owej wypowiedzi: dwukrotne zwrócenie się do ukochanego - za pierwszym razem nazwanie go imieniem ruach, a za drugim dodi, czyli "ukochany mój!". Oblubienica więc wskazuje w pewien sposób na istotę swojego umiłowanego, pozostawiając odbiorcom jednak pewien margines na interpretację. To jakby mówiła między wierszami o istocie Boga, który jest Synem, ale też jest Duchem, jakby nie chciała wypowiedzieć w sposób jednoznaczny tajemnicy, jaką nosi Bóg.
To wołanie ukochanej wydaje się odpowiedzią na dwukrotnie wcześniej wypowiedziane przez jej ukochanego słowa: "Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama" (Pnp 2, 7; 3, 5). Wołanie Oblubienicy jest wyrazem wielkiej tęsknoty, wyrazem jej pragnienia, które może zaspokoić tylko Oblubieniec. Budzi się i woła, oczekując na swojego umiłowanego. To tęsknota za umiłowanym ją budzi, ale ten ukochany nie jest jej obcy; poznała już wcześniej jego miłość, rozkochał ją w sobie i teraz gotowa jest na spotkanie z nim. Mimo że przyzywa go sama, to jednak nie bez jego udziału: to jego miłość sprawia, że dojrzewa do decyzji i chce się z nim połączyć.
Jeżeli spojrzymy na Pieśń nad Pieśniami jako na symboliczny obraz relacji Boga i Izraela, a później także Boga i Kościoła, zauważymy, jak prawdziwy obraz kryje się pod opowiadaniem o miłości tych dwojga zakochanych w sobie ludzi. Co ciekawsze, zauważymy, że sami jesteśmy uczestnikami tej pasjonującej historii miłosnej. Nie jest to miejsce, by omawiać szczegółowo całą księgę i wskazywać w niej te momenty, które odsłaniają przed czytelnikiem prawdę o Bożej miłości względem Narodu Wybranego i Kościoła, dlatego skupmy się jedynie na przytoczonych powyżej fragmentach, gdzie odnaleźliśmy odniesienie do Ducha Świętego.
Cierpliwy zakochany
Bóg wielokrotnie w Biblii porównywał swój Naród Wybrany do Oblubienicy, którą ma poślubić. Być może właśnie te sugestywne obrazy sprawiły, że żydowskiemu odbiorcy wychowanemu na księgach Izajasza i Ozeasza nie tak trudno jest odkryć głębszą warstwę przesłania Pieśni nad Pieśniami. Więzi ludzkiej miłości są często symbolem tego, jak Bóg chce wiązać się z człowiekiem. Jeżeli zagłębimy się w historię Narodu Wybranego, zauważymy, jak prawdziwy w odniesieniu do niego może być obraz owej pieśni miłosnej. Staje się on wyraźniejszy, gdy spojrzymy na niego z perspektywy eschatologicznej, czyli tego, co ma nastąpić przed powtórnym przyjściem Pana. W historii ludu Izraela widzimy wyraźnie czas wzajemnej miłości Boga i Jego Narodu: czas ten w wielkim uproszczeniu moglbyśmy odnieść do wydarzeń opisanych w Starym Testamencie, kiedy Izrael związał się ze swoim Bogiem więzami przymierza, doświadczał Jego opieki i miłości oraz bliskości poprzez Bożą obecność w Świątyni Jerozolimskiej. Widzimy też czas "zniknięcia oblubieńca" i możemy go przyrównać do okresu, kiedy drogi wyznawców żydowskiego Mesjasza - Jezusa z Nazaretu rozeszły się z drogami Jego rodaków. Ale na tym nie kończy się historia miłości Boga do swojego ludu, tak jak na poszukiwaniach Ukochanego przez ukochaną nie kończy się historia z Pieśni nad Pieśniami. Miłość tam opisywana ma szczęśliwe zakończenie. Zakochani spotykają się. Kościół ma nadzieję, że Izrael spotka swojego Mesjasza, który szalenie go ukochał.
Wiemy już, jaką rolę odgrywa w tej historii Duch, wiemy, że jest tym, który przygotowuje ukochaną do zjednoczenia z Ukochanym, ale zarazem może być samym "umiłowanym jej duszy". Dlatego też możemy zapytać, jaką rolę odgrywa Duch w poznaniu Mesjasza przez Jego żydowskich braci? Ogromną! Bez Jego delikatnego tchnienia serca pozostawałyby uśpione i nieskore do szukania Pomazańca. I co najważniejsze, to się już dzieje! Bóg upomina się o swoją oblubienicę - Naród Pierwszego Wybrania - jak o nim mówi liturgia Wielkiego Piątku. Wie, że rozkochana w Nim Oblubienica obudzi się i wezwie Ducha, wezwie swojego Oblubieńca i wreszcie będą razem! Bóg wie, jak mocne więzi połączyły Go z narodem, który wybrał przed wiekami, i wie, że żadna z obietnic, które złożył, nie przestała obowiązywać. Czy dla takiej mesjańskiej interpretacji Pieśni nad Pieśniami możemy znaleźć uzasadnienie w tekście? Gianfranco Ravasi zwraca uwagę czytelników na pewną grę słów w hebrajskim tekście księgi. Ukochana nazywa swego Oblubieńca dodi, co jest tłumaczone na język polski jako "umiłowany mój". Słowo to zbudowane jest na tych samych spółgłoskach co imię Dawid. Tu należy wspomnieć, że pierwotnie tekst Pisma Świętego był zapisywany bez samogłosek, jedynie spółgłoskami. Tak też ci, którzy czytali ów tekst w takiej właśnie formie, widzieli aluzję do czasów mesjańskich, których figurą jest właśnie król Dawid. Przywołanie Dawida nie tylko jako postaci historycznej, ale także jako pewnego symbolu otwiera na mesjańską interpretację księgi.
Rozmawiałam kiedyś z pewnym Żydem, który rozpoznał w Jezusie Mesjasza Izraela, Syna Bożego, Boga. Kiedy mówił o swoim odkryciu, jakiego pewnego dnia dokonał, powiedział: "I wtedy, kiedy Go rozpoznałem, nie mogłem nie zawołać o Jego powtórne przyjście! Nie mogłem nie wołać, żeby mnie napełnił swoim Duchem. Robiłem to z wielką gorliwością i po¬śpiechem, przez tyle lat spałem, a teraz nie mogłem zwlekać choćby przez chwilę". Myślę, że doświadczenie tego Żyda nie było odosobnione. Ja sama spotkałam wielu jego rodaków, którzy zaczęli wołać i oczekują na powtórne przyjście Mesjasza. Wiek XX i XXI wydają się bardzo bogate w takie przypadki. A to napełnia serce nadzieją: Oblubieniec przybędzie, skoro woła Go Oblubienica!
A Kościół? Gdzie w tym wszystkim jest Kościół? Takie pytanie jest jak najbardziej uzasadnione. Kościół razem z potomkami Abrahama, Izaaka i Jakuba stał się Oblubienicą Boga i oczekuje na powrót Jezusa w chwale. Stało się to dzięki łasce, która umożliwiła poganom czerpanie z życiodajnych soków szlachetnej oliwki (por. Rz 11). Duch ożywia Kościół, budzi go i przygotowuje na zaślubiny z Jezusem. To nie będzie małżeństwo z przymusu, z woli jednej ze stron. W Kościele musi dojrzeć pragnienie i Kościół musi je wyrazić. Oczywiste jest, że nie zrobi tego sam z siebie, że pierwsza musi być łaska, że pierwsze musi być działanie Ducha Świętego. Podobnie jak w przebudzeniu mesjańskim w Izraelu, tak i w Kościele wiek XX i XXI nie szczędzi nam przykładów działania Ducha Świętego, który budzi Kościół. Przebudzenie charyzmatyczne w Kościele może być jednym z przykładów. Wybuch charyzmatów i darów, taki jak w pierwotnym Kościele, nastąpił na początku XX wieku we wspólnotach protestanckich, skąd dotarł do Kościoła katolickiego. Nie słabnie, wręcz przeciwnie umacnia się i służy Kościołowi. Obok niego, ściśle z nim powiązane kroczy przebudzenie ekumeniczne. Obudzony Kościół ma świadomość swojego ciała, które znajduje się w rozsypce, widzi podział i cierpi. Oblubieniec poślubi bowiem jedną, całą oblubienicę, a nie podzieloną. Świadomość działania Ducha Świętego we wszystkich członkach Chrystusa pobudza chęć podjęcia wysiłków na rzecz przywrócenia jedności Mistycznego Ciała Boga. Warto też uświadomić sobie, że działania te tak naprawdę są aktywnościami na rzecz powrotu Jezusa w chwale. Nie jest to dziełem człowieka, człowiek sam nie wymyśliłby tego. Bóg tęskni za swoją Oblubienicą i czeka na znak, na jej wyraźny i świadomy głos, że jest gotowa, że chce się zjednoczyć ze swoim Oblubieńcem. Dzięki swojemu Duchowi jest On bliżej, niż się to może wydawać Oblubienicy. Wieje przez jej ogród, przenika jej ciało i budzi w niej pragnienie.
Budzik miłości
W jednym ze swoich midraszy (Genesis Rabbah 19, 13) tradycja żydowska mówi o koncepcji siedmiu nieb i obecności w nich Boga, ukazując upadek Adama i kolejnych ludzi jako przyczyny oddalania się Boga od człowieka. Jednak inna tradycja żydowska (Zohar Terumah 143-144) dodaje, że Bóg powrócił na ziemię, do bliskości z człowiekiem, kiedy Izraelowi została dana Pieśń nad Pieśniami. Jakieś przeczucie niewyobrażalnej komunii z Bogiem przedziera się poprzez tych z narodu żydowskiego, których zachwyciła ta księga Starego Testamentu. Przeczucie to niewątpliwie dotyka także działania, jakie ma do spełnienia Duch względem Izraela i Kościoła. Bez tchnienia Ducha pozostajemy uśpieni, nie wiemy, co jest naszym celem ani co jest naszym pragnieniem, nie wiemy, co jest sensem naszego istnienia, ale On jak wiosenny wiatr budzi do życia, przypomina o szaleńczej miłości, motywuje do działania, sprawia, że pragnienie Oblubieńca staje się także pragnieniem Oblubienicy! Tylko poprzez jedność pragnień mogą stać się jednym. Inicjatorem owej jedności jest bez wątpienia sam Bóg, ale nie dzieje się to bez udziału tych, których w sobie rozkochał i których serca Duch budzi do odwzajemnienia szaleńczej miłości, jaką zostali pokochani.
Miłość, która jest głównym wątkiem Pieśni nad Pieśniami, jest tylko potwierdzeniem tego, że można w jej przesłaniu odnaleźć Ducha Świętego. Dogmatyka zwykła określać tę Trzecią Osobę Boską mianem Miłości, która jest między Ojcem i Synem, tak wielkiej miłości, że jest Ona Osobą. Spoglądając na interesującą nas księgę Pisma Świętego w owym kluczu, nie będziemy mieli żadnych wątpliwości, czy na jej kartach pojawia się Duch Święty. Przypomnijmy sobie także Targum Neofiti, o którym była mowa w poprzednim rozdziale. Duch Boży zostaje tam nazwany Duchem miłości Boga. Przeświadczenie o owej łączności pomiędzy miłością a Duchem obecne jest w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej. Święty Jan będzie nas przecież pouczał o istocie Boga, odwołując się właśnie do owego uczucia (por. J 4, 8). Do kwestii powiązania pomiędzy Duchem i miłością powrócimy jeszcze na kartach tej książki.
Tekst pochodzi z książki Marii Miduch "Biografia Ducha Świętego".
Skomentuj artykuł