"Czemu nie poprosisz?", "Dlaczego nie powiesz wprost?" - "Bo się wstydzę, bo chyba nie wypada, bo głupio". Tak robi ewangeliczny setnik - informuje o dolegliwościach sługi, ale nie prosi wprost o to, co jest jego największym pragnieniem: aby Chrystus go uzdrowił. Chrystus jednak bardzo dobrze rozumie tę aluzję. Nie czyni wyrzutów setnikowi i daje konkretną odpowiedź - uzdrawia.
Ktoś puka do drzwi. To sąsiadka, która bez ogródek prosi o użyczenie zmywarki, ponieważ organizuje przyjęcie i będzie musiała poradzić sobie z dużą liczbą naczyń. Tak jak sąsiadka bezpośrednio sformułowała swoją prośbę, tak konkretnie i stanowczo zareagowała właścicielka zmywarki, zwracając się do męża: "Czesiu, nasza sąsiadka potrzebuje cię do pomocy na trzy godziny". Wielu dziś mówi, że liczy się konkret, że najistotniejsze jest odpowiednie sformułowanie prośby i równie konkretna odpowiedź. Czy to wymóg współczesności? Epoki postnowoczesnej? Globalizacji? Piotr Sztompka nazwie to wymogiem dobrego meblowania przestrzeni międzyludzkiej (Sztompka 2009: 47).
Popatrzmy na sposób formułowania przez nas próśb. Im bliżej jesteśmy z kimś zaprzyjaźnieni, spowinowaceni czy spokrewnieni, tym łatwiej łamiemy zasady i konwenanse, omijamy nawet grzecznościowe formy. Pewien mój znajomy wykładowca bardzo często formułuje swoje prośby wobec żony, która pracuje w bibliotece, wyliczając na kartce tytuły książek z dopiskiem "wypożyczyć". Nikt oczywiście się nie gniewa - ani żona, ani tym bardziej mąż, który, syntetyczny i konkretny, tym właśnie sposobem zaoszczędził żonie i sobie cenny czas i odrobinę atramentu.
Wyobraźmy sobie modlitwę do Pana Boga: "Zwracam się z bardzo uprzejmą prośbą do Ciebie, Wielce Szanowny Panie Boże, ufając, że nie przeszkadzam i nie zabieram cennych minut, zważywszy na wielość Pana obowiązków, o możliwość przedłożenia poniższej prośby, z wiarą, że w uprzejmości i życzliwości swojej zechce Pan Bóg spojrzeć na nią łaskawym okiem". Dlaczego tak nie robimy? Bo Pan Bóg jest jednym z nas, kimś bliskim, nie jest emocjonalnie rozchwiany i nie ma w zwyczaju wodzić nas za nos, szantażować, grać na uczuciach.
Chrystus jest poszukiwaczem wiary u ludzi. "U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary" - czytamy w Ewangelii. Pomyśl, że szuka jej w tobie. Przekopuje pokłady twojego serca, chce ją odnaleźć. Żeby spełniać ludzkie prośby, najpierw musi znaleźć w człowieku wiarę. Wiara to także odpowiedzialność za nią. Mamy prawa i obowiązki dotyczące wiary.
Jan XXIII w Pacem in terris stwierdził: "Tych więc ludzi, którzy dopominają się o swoje własne prawa, a równocześnie albo zapominają o swych obowiązkach, albo wykonują je niedbale, trzeba porównać z tymi, którzy jedną ręką wznoszą gmach, a drugą go burzą" (Jan XXIII 1997: nr 55). Co to może oznaczać? Między innymi to, że skoro wierzę, to inni nie mają obowiązku mnie podziwiać i omdlewać na mój widok, ale to ja mam za zadanie sprawiać, żeby inni nie omdlewali, albo mam podnosić ich z omdlenia. Jednym słowem: dostałeś za darmo (wiarę), podziel się nią.
Łazarz zmieniony w bogacza
Zaskakujące rzeczy przydarzają się zarówno tym, których codzienna aktywność wydaje się wyjątkowa, jak i tym, którzy pozornie niczego nadzwyczajnego nie czynią. Otoczenie, w którym żyjemy, próbuje z jednej strony nas przekonać, żebyśmy manifestowali swoją wyjątkowość (fryzura, sposób bycia, poglądy), z drugiej nieprawdopodobnie nas ujednolica.
Refleksja nad współczesnym życiem społecznym pozwala podpisać się pod tym, co wielu socjologów wyznaje jako wspólny pogląd: następuje tzw. homogenizacja życia społecznego. Pewnego rodzaju normą albo wręcz stanem idealnym, do którego należy dążyć, o czym jesteśmy przekonywani, jest to, aby dotykało nas jak najmniej trudności, wysiłku i bólu, a jak najwięcej było wygody, swobody i zabawy.
Ewangelia ukazuje taki obraz: żył pewien człowiek, który dzień w dzień świetnie się bawił. I teraz my wyobraźmy sobie, że każdego dnia jest niedziela. Dla tych, którzy w niedzielę naprawdę odpoczywają, taki układ wydaje się cudowny. Codziennie trwa zabawa, jakakolwiek (wesele, wieczór kawalerski, spotkanie sąsiedzkie przy grillu, dyskoteka). Codziennie ktoś nam podaje ulubione danie, codziennie ktoś nam prawi komplementy i codziennie, co godzinę, co kwadrans, co minutę, zachwala naszą genialność, niepowtarzalność, zdolności empatyczne i filantropijność. Jednak nie byłoby chyba w takiej sytuacji sposobu na uniknięcie tego, co socjologowie nazywają dystymią (Golka 2009: 72) - braku radości i zadowolenia z czegokolwiek, mimo fajerwerków, komplementów i przyjemności najwyższych lotów.
Musi istnieć coś, co pozwoli nam się połapać i nie pomylić porządku życia: tego, że jest praca i odpoczynek, łza w oku i uśmiech szczęścia, światło słońca i ciemność nocy oraz co najmniej kilka różnych kolorów. Musisz mieć obok siebie przyjaciół i tych, którzy nimi nie są (nie traktując tych drugich jak powietrze). Gdyby siedem miliardów ludzi było ci przyjaciółmi, czy rozumiałbyś istotę przyjaźni?
Jest więc człowiek bogaty, jest i Łazarz, ale nie można nazywać normą, rzeczywistością, której nie da się zmienić, tego, że na świecie byli i są bardzo bogaci oraz ci, którzy umierają z głodu. To nie jest stan, którym nie ma co się przejmować. Trzeba się przejąć tym, że dzisiaj, w tej chwili i w każdej innej, i ty, i ja powinniśmy Bogu dziękować za wszystko. Trzeba nam przejąć się Ewangelią, bo nie ma i nie będzie lepszego i bliższego nam sposobu, poprzez który Bóg dałby się tobie i mnie poznać.
Zawsze można uwierzyć na nowo. Dzisiaj można to zrobić nawet intensywniej niż wczoraj. Bóg jest miłością i sprawiedliwością, a jeśli cierpisz, On ci to wynagrodzi. Takiego Boga poznałeś i poznajesz w Chlebie eucharystycznym. Dietetycy powiedzą, że od chleba się tyje, ale to jedna z bardzo niewielu i niewiele znacząca "wada" spożywania chleba. Niech się nam tyje od Chleba eucharystycznego. Niech nam się tyje wiarą i zaufaniem dla Bożego Piekarza, który nie dość, że sam piecze, to jeszcze nigdy ze swej piekarni nie wychodzi i jej nie zamyka. Czeka, podaje, karmi. Tak jest dzisiaj. Tak będzie jutro. Przyjdziesz do Niego, On będzie czekał, będzie karmił, będzie cały czas sobą, Karmicielem, Zbawicielem.
Rozważanie pochodzi z książki: W poszukiwaniu recepty na życie
Do czego człowiekowi potrzebna jest wiara? By wyrywać drzewa z korzeniami i rzucać je w morze , choćby po to, żeby było efektownie i wystrzałowo? Do pojawiania się w świątecznym dniu, jak zaproszony gość, w kościele? To zbyt mało.
Wiara jest po to, by zachować normalność, by pozostać człowiekiem dla innych, mieć pokój serca i wiedzieć, dokąd się zmierza. Wiara to trampolina, z której skacze się w górę, by bardziej zaprzyjaźnić się z Bogiem.
Ks. Paweł Prüfer w swojej książce umiejętnie łączy Ewangelię z codziennością. Widzi w niej ciągle zapisywaną księgę, pełną spraw powszednich, oczywistych, ale też skrywanych i lekceważonych. Z empatią i humorem prowokuje do refleksji. Z optymizmem zadaje niełatwe pytania. Wszystkim złaknionym sensu w zwyczajności pomaga w jego poszukiwaniu.
Skomentuj artykuł