Magdalena Guziak-Nowak: Wydaje mi się, że często postrzegamy grzech jako coś abstrakcyjnego. Nie ma on zapachu, kształtu, nie można go dotknąć ani zobaczyć. Czasem pewnie nawet nie czujemy, że go popełniliśmy. Po czym rozeznać, czy nasze zachowanie jest grzeszne czy nie?
Ks. dr Piotr Gąsior: Grzech jest abstrakcyjny dopóty, dopóki nie zaczniemy traktować Boga osobowo i na serio. Jeżeli przeżywamy wiarę jako spotkanie prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem, grzesząc czujemy, że obrażamy konkretną osobę.
Czy grzechy są "obiektywne"? Mam na myśli sytuację, w której grzeszy człowiek zadeklarowany jako niewierzący. Przecież w jego słowniku "grzech" w ogóle nie funkcjonuje.
Człowiek ten nie ma poczucia grzechu, bo brak w jego życiu odniesienia do Boga. Może nawet potocznie mówić, że zgrzeszył, ale tak naprawdę nie przeżywa tego w sobie jako zranienia Serca Jezusa.
Zatem pojęcie grzechu pojawia się tylko w relacji do Boga?
Tak. Ostatecznie zawsze chodzi o Boga. Tym niemniej grzechy nasze dotykają także konkretnych ludzi. Jednakże w przypadku osób niewierzących nazywa się to na przykład: błędem, nie trzymaniem się standardów czy mijaniem się z prawdą, bo - jak pani zauważyła - w ich słowniku "grzech" nie ma racji bytu.
Zastanawia mnie "prawnicze" podejście do grzechów, rozróżnianie lekkich i ciężkich, szacowanie ich "ciężaru gatunkowego". Czy mówi o tym Pismo Święte, czy to pomysł Kościoła?
Mówiąc o skutkach grzechów odwołujemy się do Biblii, gdzie w listach św. Jana czytamy, że "Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć" (por. 1 J 5,16). Są zatem i takie, które nie są aż tak niebezpieczne dla naszej duszy. Takie rozróżnienie pomaga człowiekowi ocenić jego postępowanie i stwierdzić, czy jest godny przyjąć Komunię Świętą. Nie każde zranienie Serca Jezusa jest Jego zdradą. Tak jak między ludźmi - nie każde niewłaściwe zachowanie sprawia, że tracimy z kimś kontakt.
Czy nie jest to usprawiedliwianie się, od którego blisko już do kombinowania, co mi wolno, a czego już nie?
Moim zdaniem jest to podejście bardzo realistyczne, żeby nie wszystko nazywać grzechem śmiertelnym, ale także, aby nie wszystko bagatelizować. W nas samych dominują dwie tendencje: albo zbyt wielki rygoryzm wobec siebie, albo subiektywne wręcz zbyt dobre samopoczucie kwitowane twierdzeniem "no przecież nic się nie stało".
Czy rozróżnienie na grzechy lekkie i ciężkie jest sprawą indywidualną? Czy oceniając swoje postępowanie wystarczy wszystko rozważyć w swoim sumieniu, czy może jest wykładania Kościoła w tej sprawie?
Kościół tutaj nam bardzo pomaga. Określa, że grzechem ciężkim jest czyn, który popełniamy całkowicie świadomie, dobrowolnie i dotyczy ważnych spraw - tzw. ciężkiej materii - czyli wykroczeń przeciwko Dekalogowi i Przykazaniom Kościelnym. Formacja wierzących idzie w tym kierunku, aby dorosły człowiek rozróżniał te sprawy i umiał już w tzw. sumieniu przeduczynkowym sam ocenić własne postępowanie.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że grzech to wykroczenie przeciw rozumowi. Co to ma wspólnego z wiarą, którą bardziej przeżywa się sercem niż rozumem?
Dziś upowszechniło się myślenie, że serce oznacza jedynie nasze uczucia. Tymczasem wedle biblijnego rozumienia tego słowa serce to po prostu całe nasze wnętrze, w którym jest miejsce również na rozum i wolę. Natomiast grzeszenie jest dlatego w gruncie rzeczy działaniem nierozumnym, gdyż zaprzecza naturze ludzkiej i ją zwyczajnie degraduje.
Jaka jest różnica między "złym postępowaniem" a "grzeszeniem"?
Nie każde złe postępowanie jest automatycznie grzeszne. Tak jest na przykład w sytuacji osób nie do końca poczytalnych lub małych dzieci. Z kolei grzeszenie jest zawsze złym postępowaniem nawet gdyby ktoś twierdził, że jego grzechy nikomu "nie szkodzą". Zawsze "szkodzą" między innymi: jego własnej godności, duchowej wspólnocie Kościoła, a przede wszystkim obrażają naszego Stwórcę.
Na początku Mszy św. w akcie skruchy przepraszamy za grzechy. Czy trzeba się jeszcze z nich wyspowiadać?
Tak, bo kształtuje to wrażliwość naszego sumienia. Grzechów nie zmazuje samo powiedzenie: Spowiadam się Bogu. Jeśli ja rozumiem, iż w konfesjonale spotykam kochającego Jezusa, to chcę Go raz jeszcze za wszystko, co złe przeprosić. Dotykamy tu kwestii naszego stosunku do sakramentu pojednania. Możemy go traktować jak skorzystanie z automatu, który nas rozgrzeszy albo widzieć w nim Jezusa Miłosiernego, który nas do siebie przytula, widząc nasz szczery żal i skruchę.
Czy reguła dziewięciu pierwszych piątków miesiąca nie skłania nas właśnie do "supermarketowego" podejścia do spowiedzi?
Niewłaściwie rozumiany zwyczaj pierwszych piątków grozi nam traktowaniem ich jak polisy ubezpieczeniowej - przyjdę dziewięć razy i życie wieczne w Niebie mam zagwarantowane. Bzdura. Przecież jeżeli spotkam się z Jezusem kilkakrotnie i te spotkania dadzą mi szczęście, to po dziewiątym spotkaniu nie dojdę do wniosku, że na tym koniec i odtąd będę żył sam, bez Jezusa. Nie byłoby w tym żadnej logiki. Dlatego ideę pierwszopiątkowego nabożeństwa trzeba tłumaczyć nie tylko małym dzieciom, ale młodzieży i starszym, którzy już wiedzą, na czym polega miłość. Czyż zakochany chłopak powie, że na dziesiątą randkę już nie przyjdzie?
Czyli chrześcijanin w spowiedzi powinien widzieć sakrament miłości, w którym namacalnie może poczuć, jak spadają z niego ciężary, które dźwiga.
Tak, chociaż jest to dopiero początek rozumienia sakramentu pokuty. Albowiem to, że być może będzie nam lekko po spowiedzi, nie jest jej głównym celem.
Co w sytuacji, kiedy nie czujemy potrzeby spowiadania się? Mimo braku porywów serca regularnie przystępować do konfesjonału?
Praktykowanie sakramentu spowiedzi wedle impulsów uczuciowych jest pułapką. Równie dobrze można powiedzieć: Nie mam potrzeby modlitwy. Nie czuję, żeby mi się chciało czytać Pismo Święte. Żona czy mąż może powiedzieć do swej drugiej połowy: Nie czuję potrzeby mówienia ci, że cię kocham? Dlatego bardziej niż na uczucia w relacji do Boga i ludzi trzeba się nastawić na pragnienie spotkania.
A kiedy sytuacja jest odwrotna? Kiedy człowiek jest tak bardzo zraniony, że nawet gdy dostał rozgrzeszenie, sam nie umie sobie przebaczyć?
Trzeba oprzeć całą wiarę i swoje rozumowe przekonania na Słowie Bożym. Należy mocno mieć w pamięci obietnicę Jezusa: Komu odpuścicie grzechy, będą odpuszczone. Natomiast jeśli chodzi o uczucia dopowiedzmy - źródłem pokoju sumienia nie ma być ulga po wyznaniu grzechów, ale obietnica samego Boga.
Czy człowiekowi zostaną odpuszczone wszystkie grzechy?
Jeśli autentycznie żałuje - tak. Jezus umarł za każdy z nich.
Tak, ale powiedział też, że grzechy popełnione przeciw Duchowi Świętemu nie będą darowane.
Chrystus nas zbawia, ale nie czyni tego bez naszego udziału. Ryzyko Bożej miłości jest tak wielkie, iż można nie chcieć być zbawionym. Grzech przeciw Duchowi Świętemu to właśnie ten problem - człowiek buduje wokół siebie szklany mur i choć widzi miłosiernego Ojca, który wyciąga do niego rękę, odwraca się plecami i mówi, że nie chce Jego pomocy i przebaczającej miłości. Nie chodzi tu więc o to, że Bóg jest zbyt słaby, aby wybaczyć. Po prostu człowiek to przebaczenie odrzuca. Jest kilka form takiego grzechu, na przykład wspomniana niewiara w możliwość uzyskania Bożego przebaczenia.
Jakim słowem nazwać grzech człowieka, który żyje całkowicie niezgodnie z Bożymi przykazaniami, ale z myślą, że nawet jeśli postępuje źle, to Bóg i tak mu wybaczy?
Oto jeszcze jedna forma grzechu przeciw Duchowi Świętemu. W takim wypadku człowiek powinien przeprosić Pana Boga najpierw za swój cynizm, a dopiero potem wyznać inne grzechy.
Na czym polega tzw. spowiedź z pobożności?
Przyznam, iż to sformułowanie jest mi obce. Może chodzi o to, że ktoś się spowiada, wiedząc, że nie zranił Boga grzechami ciężkimi. Jednak, ponieważ Go kocha, chce przeprosić nawet za małe uchybienia, otwierając się na nową łaskę. Spowiedź bowiem to nie tylko oczyszczenie naszego serca, ale także napełnienie go Bożą miłością.
Co Ksiądz sądzi o stałych spowiednikach?
Polecam, aby ich mieć.
Jaka jest największa korzyść z posiadania kierownictwa duchowego?
Systematyczność w pracy nad sobą, ułatwienie obydwu stronom towarzyszenia duchowego, uświadomienie, że nie spowiadam się przed człowiekiem, lecz przed Bogiem. Zwykle znikają wówczas również lęki typu: co ksiądz sobie o mnie pomyśli?
Czy księża mają swoich kierowników duchowych?
Wielu ma.
A Ksiądz?
Mam.
Jak często księża się spowiadają?
Nie jest to określone prawnie, jednak wychodząc z seminarium kapłani mają w sobie nawyk regularnej spowiedzi raz na miesiąc, o ile nie częściej.
Co jest najtrudniejsze w byciu spowiednikiem?
Jest to bardzo trudne pytanie i proszę mi pozwolić nie odpowiadać na nie.
Czy zdarza się tak, że księża w swej wrażliwości bardzo przeżywają sprawy z konfesjonału?
Być może tak jest, a być może otwarcie na łaskę stanu kapłańskiego pozwala im to spokojnie przechodzić.
Czy po spowiedzi, ale przed odprawieniem pokuty można przyjąć Komunię Świętą?
Oczywiście, że tak. Są przecież nawet takie pokuty, których nie da się od razu odprawić.
A czy można przystąpić do kolejnej spowiedzi bez odprawienia pokuty z poprzedniej?
Można, jednak należy powiedzieć, dlaczego pokuta nie została odprawiona.
Jaka jest najlepsza forma pokuty? Post, modlitwa, jałmużna, uczynki miłosierne…?
Nigdy nie myślałem o tym w kategorii dobry, lepszy, najlepszy.
Co z grzechami zapomnianymi?
Warto o nich powiedzieć na następnej spowiedzi, żeby mieć pokój serca. Chcę jednak zaznaczyć, że jeśli szczerze wyznaliśmy swoje grzechy, a po spowiedzi sobie o którymś przypomnieliśmy, nie powinno nas to hamować, jeśli chodzi o przyjmowanie Komunii Świętej.
Czy będąc człowiekiem wierzącym i czując smutek, bo bliska nam osoba źle postępuje i nie chce się nawrócić, możemy w jakiś sposób przyjąć na siebie jej grzechy i się za nią wyspowiadać?
Grzechy innych ludzi mógł przyjąć na siebie tylko jeden Człowiek - Jezus Chrystus. My możemy wynagradzać Sercu Jezusowemu, ale wyznać czyichś grzechów otrzymując za nie odpuszczenie nie możemy.
Jaki rachunek sumienia jest lepszy: medytacja bezpośrednio przed spowiedzią czy przemyśliwanie sprawy już na kilka dni przed?
Jeśli ktoś czyni rachunek sumienia na bieżąco, na przykład codziennie wieczorem, już ma "materiał" do spowiedzi. Rachunek przede wszystkim powinien odpowiadać mojemu stanowi i etapowi życia, na którym się obecnie znajduję.
Jak godnie przeżyć sakrament pojednania?
Szczęściem jest, gdy po odejściu od konfesjonału możemy pomyśleć: wyznałem wszystko.
Jest tu miejsce na wstyd?
Tak. Wstyd to nawet w pewnym sensie forma pokuty.
A gdy tak mocno blokuje człowieka, że ten nie może się wyspowiadać?
Może warto wtedy najzwyczajniej w świecie zacząć spowiedź od powiedzenia, że się bardzo swoich grzechów wstydzimy.
Po co się spowiadać, jeśli popełniamy takie same grzechy?
One nigdy nie są takie same. Może nominalnie brzmią identycznie, ale za każdym razem są inne i każdorazowo ranimy nimi Jezusa. Poza tym Bóg widzi, czy mimo popełniania któryś raz podobnego grzechu pracujemy nad sobą czy nie.
Ma Ksiądz dobrą receptę na mocne postanowienie poprawy?
Musi być konkretne i najpierw dotyczyć zerwania z grzechami ciężkimi, a dopiero potem z lekkimi i wadami naszego charakteru.
Ile o przebytej spowiedzi może innym ludziom powiedzieć kapłan i człowiek?
Ksiądz nie może powiedzieć nic, bo nie jest to wiedza dla niego, ale dla Pana Boga. Człowiek powinien być roztropny i również nie opowiadać o swoich grzechach, aby diabeł więcej już nie triumfował. Według mnie należałoby w ogóle sprawę spowiedzi otoczyć absolutnym płaszczem dyskrecji.
Czy gdy ksiądz przygotowuje się do wygłoszenia konferencji lub kazania ma prawo zilustrować je historią usłyszaną w konfesjonale?
Nie. Księża zazwyczaj mają dużo innych doświadczeń z pracy duszpasterskiej, która nie jest objęta tajemnicą i jeśli chcą podawać jakieś przykłady to powinni je czerpać właśnie stąd.
Czym się kierować wybierając spowiednika?
Na pewno nie wyglądem (śmiech). Kiedy jeszcze nie byłem księdzem, widziałem jak dwie młode dziewczyny, pewnie licealistki, chodziły od konfesjonału do konfesjonału, zerkały i mówiły do siebie: Tu nie. W końcu stanęły przed jednym z ostatnich i jedna do drugiej powiedziała: E, u tego łysego też nie, idźmy dalej.
Skomentuj artykuł