Pragnienie rajskiego ogrodu

(fot. eliaslar/flickr.com)
Zdzisław Józef Kijas OFMConv

We wczesnym okresie średniowiecza istniejące wówczas zakony wznosiły swoje siedziby (klasztory) na terenach trudno dostępnych, nierzadko w gęstych lasach czy gdzieś wysoko w górach. Miejsca te nie były wybierane przypadkowo, bowiem mnisi nie wierzyli w przypadek. Byli przekonani, że nie on rządzi ich życiem, ale że historią świata, podobnie jak ich własną, kieruje Boża Opatrzność. Ona ma wpływ na ich myśli i czyny od samego początku, od momentu wyboru drogi życia mniszego, aż po śmierć.

Klasztory więc, położone z dala od ludzkich siedlisk, w miejscach samotnych, cichych i trudno dostępnych dla przypadkowych gości, miały za zadanie ułatwić jego mieszkańcom realizację duchowego powołania. Jego zasadniczym celem było stanie się możliwie doskonałym łącznikiem pomiędzy ziemią i niebem, między sprawami tego świata a sprawami nieba, między człowiekiem i Bogiem.

Mnich był żywym, wręcz materialnym przykładem łączenia „w sobie" dwóch skrajnie oddalonych od siebie rzeczywistości: ziemskiej i niebiańskiej, materialnej i duchowej, widzialnej i niewidzialnej. Poprzez ciało związany był ze światem stworzonym, lecz poprzez ducha jednoczył się ściśle ze światem duchowym. Nie zrywał zupełnie z tym, co ludzkie, ale równocześnie nie oddalał się radykalnie od tego, co boskie. Jego misja łączenia tych dwóch rzeczywistości polegała na oddaleniu się od jednej, tj. ziemskiej, aby zbliżyć się lepiej do drugiej, tj. duchowej, czyli do świata niewidzialnego i niematerialnego. Obok ascetycznego stylu życia, pracy i stałej modlitwy, miało temu służyć również fizyczne oddalenie się mnicha od zgiełku świata. Mnich nie posiadał nic, żadnych dóbr materialnych, żadnych bogactw, lecz wszystko było własnością klasztoru, do którego należał. On jedynie korzystał, za pozwoleniem władz klasztornych, z dóbr materialnych, ale nie posiadał ich na własność.

DEON.PL POLECA

W klasztorze wszystko było podporządkowane służbie Bogu, czyli opus Dei. Wypoczynek i praca, umartwienia i trudności, szczególnie zaś modlitwa i praktyka ascetyczna, wszystko należało do Boga. Cały czas był Jego własnością. Nie dziwiły więc długie modlitwy i śpiewy, bogata oprawa liturgii Mszy Świętej, rozwój nabożeństw. Czas był nasycony obecnością zaświatów, w których królował Bóg. Usytuowany w oddaleniu od traktów komunikacyjnych, na marginesie życia, klasztor doskonale pełnił swoje zadania. Pozwalał mnichowi uniknąć niepotrzebnych i grzesznych rozproszeń, a w zamian oddawać się uwielbianiu Najwyższego.

Czas posiadał charakter święty. Mnich nie mógł więc marnować czasu, największego daru Stwórcy. Nie wolno mu było wykorzystywać go niewłaściwie. Uczono go, że Stwórca powołał świat w odpowiednim czasie, że „w pełni czasów" Bóg się narodził, żył, cierpiał i umarł, że w czasie również zmartwychwstał i wstąpił do nieba. Oznaczało to, że również w czasie ma miejsce zarówno zbawienie, jak potępienie, zbliżanie się do Boga lub oddalanie się od Niego. Tym tłumaczy się więc niezwykłą troskę o właściwe korzystanie z daru czasu, o „uświęcanie" go.

Pomocny temu miał być podział doby na trzy równe momenty czasowe: na czas modlitwy, pracy i wypoczynku. Na każdą z trzech części przeznaczano po osiem godzin. Harmonia w zewnętrznym podziale dnia miała być świadectwem harmonii życia wewnętrznego, miała mobilizować mnicha do uporządkowania swojego ducha. Równomierny rozkład dnia uczył ponadto, że wszystko posiada wartość, wszystko jest ważne (praca, modlitwa, odpoczynek) dla życia duchowego. Nie można pogardzać pracą, lekceważyć modlitwy ani rezygnować z odpoczynku. Należy jedynie w odpowiedni sposób „zagospodarować" każdy dzień, aby stanowił on krok do osiągnięcia wewnętrznej doskonałości.

Była to ważna nauka. Odbiegała od nastawienia wczesnych ojców pustyni, którzy podawali w wątpliwość np. wartość odpoczynku. Mnisi średniowieczni uczyli siebie, a pośrednio zaś także ówczesne społeczeństwo, że nie ma pracy lepszej czy gorszej, nie ma także lepszej czy gorszej pory dnia, ale każda jest dobra, nieodzowna do zbawienia. Nie należy więc rezygnować z niczego, co może okazać się istotne w drodze do doskonałości. Sen/odpoczynek, jeżeli tylko wpisywały się w harmonię dnia, nie były gorsze od czasu pracy. Ta z kolei posiadała swoje znaczenie, duchową wartość niezależnie od miejsca jej wykonywania. Praca w ogrodzie, kuchni, w skryptorium i w każdym innym miejscu była nieodzowna, ponieważ skoro pracował sam Bóg, tym samym pracować musiał człowiek („Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam", J 5, 17). Praca nie szkodziła. Przeciwnie, niezwykle uszlachetniała człowieka.

Modlitwa stała w pewnym sensie na straży harmonii wymienionych okresów dnia/życia. Stanowiła najgłębszy sens powołania mnicha. Wszystko miało być nasycone modlitwą, z niej wypływać, nią się karmić i do niej prowadzić. Ona była pierwszorzędna, wszystko inne zaś miało wartość pochodną i rozważane było jako rodzaj przygotowania do modlitwy. (Należy dodać, że praca również była modlitwą.) Rozpoczynała, dopełniała i wieńczyła każdy z dwóch okresów dnia, czyli pracę i odpoczynek. W efekcie ciało i duch w życiu mniszym wzajemnie się uzupełniały, służąc jednemu najważniejszemu celowi, a mianowicie pomnażaniu chwały Bożej.

Większość mnichów pracowała przy uprawie ziemi. Opactwa posiadały jej bowiem sporo, gdyż ziemia i jej plony były nieodzownym źródłem utrzymania każdego klasztoru. Stąd też praca fizyczna zajmowała miejsce pierwsze. Służyła ona zarówno codziennej egzystencji, jak i postępowaniu w doskonałości i zwalczaniu lenistwa, które od zawsze uważane było za głównego „wroga duszy". Praca fizyczno-intelektualna ćwiczyła mnicha w pokorze, pozwalając mu również realizować zawołanie swojego mistrza, św. Benedykta - ora et labora, „módl się i pracuj".

Pracą obciążani byli wszyscy, zarówno ci, którzy pochodzili ze stanów ubogich, jak i synowie rodzin bogatych. Ich krewni, pozostając w świecie, wstydzili się prac pospolitych, które stawiano na równi z pracą niewolniczą. Inaczej postępowali ci, którzy obrali życie zakonne - dla nich praca była błogosławieństwem, szlachetną drogą do wiecznego szczęścia. Ciężka praca na polach klasztornych uczyła ich pokory i umiejętności wymagania od siebie, niepoddawania się zniechęceniom, zwalczania pokusy lenistwa, wzmacniania siły woli. Tak więc ekonomiczny wymiar pracy szedł w parze z wymiarem ascetycz-no-mistycznym. Mnich nie musiał koniecznie ciężko pracować. Nie zmuszano go również do pracy z konieczności wydajnej. Liczył się nie zysk, ale sama praca, która była najważniejszym zyskiem.

Obok pracy na roli, za pracę fizyczną uważano również inne czynności, jakie wykonywał mnich. Obejmowały one np. przepisywanie tekstów, prace domowe, ogrodowe, porządkowe w i wokół klasztoru, których nigdy nie brakowało. Ponieważ codzienne życie mnisze związane było z pracą na roli, z której klasztor się utrzymywał, uprawa ziemi należała do zajęć podstawowych. Mnisi wierzyli jednak, że obfitość zbiorów nie współgra z wkładem ich pracy, ale zależy również od jakości gleby, pogody i od rodzaju uprawy. Uprawiali więc ziemię, prosząc równocześnie Pana, aby błogosławił, aby dał właściwy wzrost temu, co zostało wrzucone w ziemię, aby w ciszy i pokoju mogli zebrać plany, aby były odpowiednio wysokie do utrzymania ich przy życiu, do obdarowania potrzebujących, którzy bardzo często pukali do klasztornej furty, i aby mogli oddawać się w spokoju modlitwie w miesiącach zimowych.

Agrarny charakter życia monastycznego mocno wiązał jego członków, a przez nich także ówczesnych mieszkańców Europy, z biblijnym opisem raju z Księgi Rodzaju. Czytano go często, komentowano i rozprawiano. Przy wielu okazjach mieszkańcy ówczesnej Europy, w szczególności zaś mnisi, wracali duchem i pragnieniami do początków historii życia na ziemi. Wyobrażali sobie rajskie ogrody rozkoszy, gdzie nie było grzechu i gdzie panowało szczęście bez miary. Temat biblijnego raju pojawiał się w kazaniach, w zachętach i w pragnieniach. Ludzie mieli codzienny kontakt z ziemią, z jej uprawą i pięknem, stąd kaznodziejskie zachęty padały na podatny grunt. W ich ustach biblijny raj był czasem szczególnie błogosławionym. Był wyjątkowym miejscem radości, niczym niezmąconego szczęścia, harmonijnego życia stworzeń, niewyobrażalnego dobrobytu. W biblijnym raju nie istniał również obowiązek pracy. Nawet wówczas, kiedy próbowano przybliżyć naturę upadku, tzn. grzechu pierwszych ludzi, rozpoczynano najpierw od szczegółowego opisu ich rajskiej szczęśliwości, aby przejść następnie do rozważań nad naturą i konsekwencjami grzechu. Adam i Ewa, zanim stali się marnymi wieśniakami, w pocie czoła zdobywającymi chleb i w boleściach rodzącymi nowe życie (por. Rdz 3) - głosili średniowieczni kaznodzieje - mogli się radować do woli wszelkimi owocami ziemi. Nie musieli na nie pracować w pocie czoła, gdyż otrzymywali je ze szczodrej ręki samego Stwórcy. Kaznodzieje pocieszali swoich słuchaczy, że mizerny stan ich aktualnej egzystencji nie będzie trwał wiecznie, że nie są na zawsze odrzuceni przez Pana. Przyjdzie dzień, który wybrał Bóg, kiedy na ziemię powróci pierwotne szczęście, identyczne lub podobne do szczęścia rajskiego, czyli tego, którym rozkoszowali się pierwsi rodzice. Najwyższy stworzy wówczas nową ziemię i zasadzi nowy ogród pełen kwiatów i owoców, a ludzie będą z nich korzystać do woli. A nawet więcej - nowa ziemia i nowy ogród będą przewyższały piękno i obfitość pierwszej ziemi i pierwszego ogrodu. Ani mnisi, ani nikt z żyjących nie będzie musiał się trudzić, będzie wolny od pracy w pocie czoła, ponieważ nowa ziemia sama wyda obfity owoc i nakarmi w obfitości potrzebujących.

Rolnik, wychodząc na pole, aby sprawdzić swoje plony, wiedział, jak wiele włożył w nie osobistej pracy, ale też zdawał sobie sprawę, jak bardzo potrzeba Bożego błogosławieństwa, aby plon wyrósł obfity i aby można go było zebrać w spokoju. Znał ciężar swojej pracy, ale zarazem radość obfitości, kiedy zbierał plony. Wszystko to pomagało mu wyobrazić sobie przyszłe, rajskie szczęście, które będzie życiem wolnym od mozołu, trudu i zmartwień. Kościół, ustami kaznodziejów, utwierdzał go w tych przekonaniach. Przypominali oni, że z dóbr nowego rajskiego ogrodu korzystać będą tylko ci, których życie na ziemi przebiegało według Bożych przykazań.

Szeroko rozpowszechniony w tym okresie monastyczny podręcznik teologii, resume najważniejszych kwestii teologicznych, zatytułowany Elucidarium, zredagowany przez Honoriusza, zwanego Honoriuszem z Autun (ok. 1100), informował, że po Sądzie Ostatecznym Bóg oddali od ludzi wszystkie konsekwencje upadku. Zniknie więc poczucie zmęczenia, pot, zimno, upał, burze, błyskawice, grzmoty, grad oraz inne przykre konsekwencje, które pojawiły się na skutek grzechu pierwszych ludzi. Nowe stworzenie przypominać będzie natomiast niezwykły ogród. Nawadniany on będzie krwią świętych i upiększany licznymi gatunkami kwiatów, lilii, róż, zawsze żywych i zawsze cudownie pachnących. W nowym raju, który pojawi się na końcu czasów, błogosławieni nie będą potrzebować już odzienia, będą nadzy, ale ich nagość, podobnie jak nagość Adama i Ewy przed upadkiem, nie będzie powodem wstydu, gdyż niewinni, wolni będą również od grzesznych pożądań. Błogosławieni powrócą do stanu naturalnej niewinności, opisanej w Księdze Rodzaju. „Co to jest raj ziemski?", pytał Honoriusz ucznia. Ten z kolei odpowiadał: „Jest to miejsce [...], gdzie rosną zasadniczo różnorakie drzewa, aby usuwać wszelkie możliwe niedogodności: na przykład jeśli człowiek w odpowiedniej chwili zje owoc z pewnego drzewa, przestanie odczuwać głód, inny owoc zaspokoi jego pragnienie, a jeszcze inny sprawi, że zniknie jego zmęczenie; a wreszcie, jeżeli zwróci się do drzewa życia, uniknie starości, choroby i śmierci".

Każdy pojmował i przyjmował tę naukę, brzmiała bowiem niezwykle miło dla ucha tych, którzy trudzili się, aby przeżyć. Tęsknili za tym stanem zwłaszcza ci, których życie doświadczało szczególnie mocno, ludzie prości, zapracowani, zmęczeni życiem. Znając ciężar pracy, znali również radość, jaka płynie z możliwości niepodejmowania jej, a jedynie rozkoszowania się jej owocami. Żyli więc nadzieją na ziemski raj. Wiedząc jednocześnie, że korzystać z niego będą mogli wyłącznie ludzie dobrzy, starali się takimi być. Chętnie podejmowali w tym kierunku wysiłki. Poddawali się umartwieniom, nierzadko nawet bardzo surowym, pilnie pracowali i uczyli się pokory, ponieważ postawy te Bóg miał nagrodzić przyszłym szczęściem.

Tekst Elucidarium adresowany był do czytelnika, który pochłonięty uprawą ziemi, utrudzony codziennym doglądaniem wzrostu swoich plonów, spalony słońcem i zmoczony deszczem, tęsknił za czymś lepszym, doskonalszym, a nade wszystko za czymś, co daje szczęście bez konieczności ciągłego wysiłku. Do niego właśnie autor tej pozycji kierował swoją naukę, szkicując przed nim nowy, agrarny model nieba, nieba jako odnowionego rajskiego ogrodu.

Klasztor był materialnym przedsmakiem rajskiego ogrodu. Piękne, zielone ogrody z mnóstwem drzew owocowych, kwiatów, warzyw i świeżej wody, która zazwyczaj lokowała się w samym sercu wirydarza, przenosiły wyobraźnię mnicha do tekstów biblijnych. Jeszcze w dzisiejszych czasach podziwiać można średniowieczne piękno klasztornych ogrodów benedyktyńskich, cysterskich czy kamedulskich, także w Polsce. Warto wspomnieć chociażby o ogrodach klasztornych ka-medułów na Bielanach pod Krakowem. Także ogrody franciszkanów czy dominikanów zachwycały i nadal zachwycają każdego, kto do nich zagląda. Są pełne uroku, harmonii, bogactwa i różnorodnej roślinności.

Powiązanie klasztoru z biblijną historią rajskiego ogrodu widać chociażby w samych nazwach średniowiecznych klasztorów. Mamy więc, na przykład we Francji, klasztory, które noszą nazwę: Beaupre („Piękna Łąka"), Chiaravalle („Jasna Dolina"), Vallombrosa („Dolina Cienista"), Heilbronn („Zbawcze Źródło"), Beaulieu („Piękne Miejsce"), Clairvaux („Jasne Krążyny"), Bonnefontaine („Dobre Źródło"), Clairefontaine („Jasne Źródło"), Rievaulx („Dolina Potoków"), Bel-lecombe („Piękny Wąwóz") i wiele innych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pragnienie rajskiego ogrodu
Komentarze (3)
A
Alfista
6 września 2010, 07:52
Polecam film pt.: "Wielka cisza" o życiu kartuzów, wspaniały dokument, kręcony w jednym z niewielu już kartuskich klasztorów.
RJ
Robert Jęczeń
5 września 2010, 10:09
Klasztor dla zwykłego człowieka również dzisiaj może wydawać się oazą boskiego spokoju w świecie trudnych wyborów i pogoni za pieniądzem. Czy jednak zakonnicy nie tęsknią trochę za życiem "normalnym", małżeńskim, świeckim? Sprawdza się tu pewnie stare polskie przysłowie: wszędzie dbrze, gdzie nas nie ma.
M
Mnich
30 czerwca 2014, 10:41
Tak jest... :)