Święty, który pomoże ci odnaleźć powołanie

(fot. shutterstock.com / sz)

Dał się zapamiętać braciom jako najbardziej gorliwy i przepełniony Bożą radością nowicjusz. Wszyscy widzieli, że wspólnota jezuitów jest rzeczywiście miejscem, którego pragnął. Nawet cierpienie nie przygasiło jego młodzieńczego entuzjazmu. Po śmierci jego kult we Włoszech rozprzestrzenili ludzie, którzy go pokochali.

Stanisław Kostka urodził się w 1550 r. w szlacheckiej rodzinie. Od początku zatem wszyscy byli przeświadczeni, że czeka go wielkość i sława, chociaż zapewne widzieli ją raczej w przyszłej politycznej roli młodego szlachcica. Rodzice wiązali z nim sporo nadziei, dlatego zadbali o najlepszą edukację syna. Najpierw uczył go ksiądz kanonik Jan Biliński. Młody Kostka był bardzo ciekawy świata i chłonny wiedzy. Dlatego mając 14 lat, został wysłany do szkoły jezuickiej w Wiedniu. W tym czasie szkoły prowadzone przez jezuitów uchodziły za elitarne i wiodły prym w szkolnictwie. Wydały wielu znanych i poważanych naukowców, kapłanów i ludzi sztuki oraz polityki. Niewątpliwie nauka w niej była wielkim zaszczytem dla Stanisława i jego starszego brata Pawła, którzy wyruszyli w drogę do Wiednia razem ze swoim wychowawcą.

Stanisław był wychowywany w wielkiej pobożności. Jego praktyki i duchowość znajdowały uznanie u nauczycieli i rówieśników. Mimo to rodzice mieli dla niego przewidziany inny plan niż pójście drogą powołania kapłańskiego. W 1565 r. Stanisław doświadczył pierwszych mistycznych przeżyć. Ciężko chory chłopak spędzał całe dni w łóżku. Bardzo chciał przyjąć Komunię, jednak właściciel domu, w którym mieszkał, nie wyrażał zgody na wizytę księdza. Wiedeń w tym czasie nie był najspokojniejszym miejscem, co było skutkiem niedawnej reformacji i innych przewrotów społeczno-politycznych w Europie.

Chłopak miał tak mocne pragnienie, że tej nocy objawiła mu się św. Barbara w towarzystwie dwóch aniołów i udzieliła mu Komunii Świętej. Chwilę później podczas modlitwy dziękczynnej za tę Komunię ukazała mu się Matka Boża, która pochyliła się nad nim i włożyła mu w ramiona Dzieciątko Jezus. Tej nocy wydarzył się cud, a Stanisław zerwał się rankiem z łóżka całkowicie uzdrowiony. Wiadomość o tym wzbudziła zainteresowanie wśród rówieśników i zakonników.

To doświadczenie sprawiło, że wiara Stanisława stawała się coraz bardziej żywa i świadoma. Chciał więcej rozumieć, więcej się modlić i głosił Ewangelię wszędzie tam, gdzie się pojawiał. Mówił o niej z takim zaangażowaniem, że wzbudzał podziw słuchaczy. On naprawdę doświadczał Bożej obecności w codziennym życiu. Przez długi czas obserwował pracę jezuitów i bardzo był nimi zafascynowany. Zdecydował się wstąpić do zakonu. Decyzja ta spotkała się ze sprzeciwem rodziców. Syn kasztelana miał zapewne świetlaną przyszłość w ówczesnej Polsce. Mimo wszystko poprosił wiedeńskich jezuitów o przyjęcie, ale ci także odmówili w obawie przed rodzicami. Zakon zdawał sobie sprawę, jaką pozycję ma rodzina polskiego szlachcica, i chciał uniknąć pewnego skandalu z tym związanego.

Stanisław w pierwszej chwili poddał się tej decyzji. Jednak pragnienie, które miał w sercu, okazało się silniejsze. Sprzeciwił się woli rodziców i w sierpniu 1567 r. uciekł w przebraniu z Wiednia. W pogoń za nim ruszył brat Paweł, ale nic nie wskórał. Stanisław natomiast trafił do oddalonego o kilkaset kilometrów Dillingen, położonego w Bawarii. Tam przedstawił swoją sprawię jezuicie Piotrowi Kanizjuszowi, późniejszemu świętemu. Ten postanowił poddać młodzieńca próbie. Zlecił mu służbę w klasztorze, żeby sprawdzić hart ducha młodego szlachcica i jego motywy. Wychowany w wysoko postawionej rodzinie chłopak traktował początkowo jako ujmę pracę w pralni czy sprzątanie pokoi. Przezwyciężył to jednak, bo wiedział, że robi to dla większego marzenia. Okazał się bardzo sumienny i radosny w wypełnianiu obowiązków. Dlatego po kilku tygodniach otrzymał od Piotra list polecający i zgodę, by udać się do Rzymu.

28 października 1567 r. Stanisław został przyjęty do jezuickiego nowicjatu przez św. Franciszka Borgiasza, ówczesnego generała zakonu. Młody szlachcic nie posiadał się z radości. Dał się zapamiętać braciom jako najbardziej gorliwy i przepełniony Bożą radością nowicjusz. Pilnie się uczył, wykonywał prace i szczerze się modlił. Wszyscy widzieli, że wspólnota jezuitów jest rzeczywiście miejscem, którego pragnął.

W 1568 r. Włochy nawiedziły potężne upały. Osłabiły one mocno Stanisława, który prawdopodobnie wśród miejskiej biedoty zaraził się malarią. Chłopak przez cały lipiec chorował. 15 sierpnia 1568 r. zmarł wycieńczony walką z malarią. Cierpienie nie przygasiło jego młodzieńczego entuzjazmu. Niemal natychmiast po śmierci narodził się jego kult we Włoszech, wśród ludzi, którzy go pokochali. Już w 1602 r. papież Paweł V beatyfikował Stanisława. 124 lata później Benedykt XIII kanonizował młodzieńca.

Wstawiennictwu Stanisława Kostki przypisywano wiele cudów, a zwłaszcza pomoc w bitwach, jak choćby zwycięstwo nad Turkami pod Chocimiem. Z tego względu zaczął być postrzegany jako patron całego narodu. W 1962 r. papież Jan XXIII potwierdził ten patronat swoim dekretem i św. Stanisław Kostka stał się jednym z patronów Polski.

Św. Stanisław Kostka jest idealnym orędownikiem w kwestii rozeznawania powołania. Jego historia pełna jest młodzieńczej pasji i odwagi podążania za tym, co piękne, ale też trudne. Dlatego stał się patronem młodzieży polskiej, nowicjuszy zakonnych i studentów. Był wytrwały i o tę łaskę możemy dzisiaj prosić za jego wstawiennictwem.

Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święty, który pomoże ci odnaleźć powołanie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.