Kim byłby Bóg, gdyby wybierał sobie tylko najcenniejszy kruszec, najtrwalszy grunt, najszlachetniejszy klejnot i najtwardszy kamień? Mało oryginalnym i twórczym rzemieślnikiem. Idącym na łatwiznę, leniwym wyrobnikiem.
Geniusz Boga polega na tym, że On nie potrzebuje skały, aby wznosić wspaniałe budowle, lecz – jak na skale – buduje na najbardziej kruchym materiale.
Najgorsze jest to, że w gruncie rzeczy wciąż rządzi nami dokładnie odwrotne przekonanie. To chyba największy zabobon, któremu ulegamy w naszej posłudze i w życiu z Bogiem. Ubrany w zgrzebną szatę pozornej pokory karmi się głęboko zakorzenionymi w nas, fałszywymi poglądami w stylu: żeby się modlić, powinienem się nawrócić; jeśli mam głosić, nie mogę upadać; aby świadczyć, najpierw muszę się poprawić. Sęk w tym, że tego rodzaju intuicje mają się nijak do Bożego sposobu działania.
Dlaczego? Bo Bóg nie czeka, aż osiągniemy przewidziany dla nas próg duchowej doskonałości.
- Obiecuje klucze królestwa i władzę związywania oraz rozwiązywania wszystkiego przyszłemu zaprzańcowi (Piotr), wiedząc że ten za chwilę Go zdradzi.
- Pozwala porywczemu smarkaczowi (Jan) leżeć na swojej piersi, a przyjacielem nazywa złodzieja (Judasz), który właśnie przehandlował Jego głowę.
- Do najbliższego grona uczniów zaprasza celnika (Mateusz) - podatkowego oszusta i kolaborujacego z okupantem malwersanta.
- Jako pierwszego do swego królestwa wprowadza skazanego na śmierć krzyżową łotra (Dyzma) i nie ma dla niego znaczenia, czy obiad je w towarzystwie wyniosłych nauczycieli i prawników czy kobiet lekkich obyczajów.
- Pierwszą „apostołką” czyni do niedawna jeszcze opętaną eks-prostytutkę (Maria Magdalena), a Apostołem Narodów – religijnie wyrachowanego fundamentalistycznego zabójcę (Paweł).
Czy w tak „doborowym” gronie nie znajdzie się przypadkiem również miejsce dla ciebie i dla mnie?
- Gdyby Bóg warunkował swoje działanie naszą doskonałością, nie byłby wszechmocny.
- Gdyby najpierw oczekiwał od nas bezgrzeszności, nie byłby miłosierny.
- Gdyby od odrzuconych, skrzywdzonych, dziedzicznie obciążonych i emocjonalnie poranionych żądał od razu duchowej równowagi i stabilności, nie byłby sprawiedliwy.
- Gdyby oburzał się z powodu naszych upadków i gniewał ze względu na duchowe zagubienie lub bezradność – nie byłby doskonale cierpliwy.
- Gdyby zsyłał na nas kary, doświadczenia, trudności i cierpienia, żeby nas wyćwiczyć i uczynić godnymi życia wiecznego z Nim, nie byłby łagodnym, bezpiecznym i silnym ojcem, ale porywczym, nieobliczalnym i przemocowym treserem.
Nie, to nie jest prawdziwy obraz Boga. Nasza doskonałość nigdy nie jest dla Niego punktem wyjścia, ale dla nas – punktem dojścia, owocem dojrzewania do dziecięcej prostoty i zaufania Jego miłości. Kiedy wreszcie to zrozumiemy? Może wtedy, gdy odkryjemy, że Bóg nie ma upodobania w naszej mocy, pewności siebie i w narcystycznej omnipotencji. Doskonale porusza się natomiast i działa wśród naszych wątpliwości, niepewności i w zwykłej ludzkiej kruchości.
To uprzywilejowana przestrzeń dla nieskończonego spektrum Jego ponadnaturalnych możliwości. Dlaczego? Bo biblijna przypowieść o ziarnku gorczycy to nie wyrzut, że nawet tak niewielkiej wiary nam brakuje, ale przesłanie, że nawet tak malutka wiara wystarczy Bogu, aby czynić przez nas cuda.
Skomentuj artykuł