Tomasz Krzyżak: z kryzysu Kościół może wyjść wzmocniony

Tomasz Krzyżak / fot. W. Kompała

"Kościół jest w kryzysie, lecz może z niego wyjść wzmocniony, a jego doświadczenie powinno pomóc innym. Potrzeba jednak jawności, rozwagi, jedności i determinacji" - pisze publicysta.

Problemy z odnalezieniem się

Opisywaniem życia Kościoła w Polsce, jego różnych wewnętrznych problemów, relacji z państwem zajmuję się już blisko ćwierć wieku. W tym czasie Kościół przechodził różne kryzysy. Na początku lat 90. XX wieku hierarchia nie potrafiła się odnaleźć w nowej sytuacji społeczno-politycznej. Biskupi nierzadko angażowali się w spory polityczne - dość tu wspomnieć spór o kształt ustawy o planowaniu rodziny czy wybory prezydenckie w 1995 roku, gdy Kościół zaangażował swój autorytet w negocjacjach zmierzających do wyłonienia jednego kandydata obozu postsolidarnościowego, a kiedy to nie wyszło, pozwolił kilku bliskim mu kandydatom na prowadzenie kampanii w kościołach czy na uroczystościach religijnych.

Inna kwestia, to fakt, że do 1989 roku episkopat kojarzono z charyzmatycznym kard. Stefanem Wyszyńskim, potem kard. Józefem Glempem. Inni biskupi byli w cieniu. Głos prymasa był głosem całego Kościoła. Po upadku systemu komunistycznego ujawniło się to, że jedność biskupów dotyczy kwestii wiary, ale w sprawach społeczno-politycznych mają oni różne zdania. Te ujawniające się na zewnątrz różnice spowodowały, że różne środowiska rozpoczęły próby dzielenia Kościoła na frakcje. Biskupi nie bardzo wiedzieli, jak temu zaradzić, i ów podział trwa de facto do dziś. Polaryzacja sceny politycznej, na której dominują Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska, przenosi się także na grunt kościelny. Obie formacje odwołują się do wartości chrześcijańskich, żadna nie nawołuje do walki z Kościołem. Części biskupów bliżej do PiS, a drugiej do PO. I niestety słychać to czasem w oficjalnych wystąpieniach.

Ale relacje z polityką to jedna strona medalu. Niemal przez całe lata 90. nie została rozwiązana sprawa Radia Maryja, którego założyciel o. Tadeusz Rydzyk zbudował wokół siebie niejako alternatywną rzeczywistość. Relacje episkopatu z rozgłośnią z Torunia są niby poprawne, ale głos biskupów jest bardzo często kontestowany przez teoretycznie bliskie mu medium. Potem trzeba było przejść kryzys lustracyjny. Z tym, że wielu księży oraz biskupów współpracowało z komunistycznym reżimem, nie poradzono sobie wcale. Wstydliwe kwestie usiłowano przemilczeć. Brak rzetelnej lustracji spowodował, że do dziś za wieloma hierarchami ciągnie się ogon z przeszłości.

DEON.PL POLECA

Skandal molestowania

Tymczasem wybuchł kolejny kryzys: molestowanie seksualne nieletnich przez niektórych duchownych i ukrywanie tych faktów przez hierarchię. W Kościołach na Zachodzie kryzys ten zaczął się w latach 90. Biskupi w Polsce zdawali się cieszyć, że ich to nie dotyczy. Okazało się jednak, że jest inaczej. Wydaje się, że można nawet wskazać dokładną datę dzienną początku tego kryzysu w naszym kraju. W poniedziałek 4 czerwca 2001 roku "Gazeta Wyborcza" na pierwszej stronie oraz w obszernym reportażu w środku pisała, że w podkarpackiej wiosce Tylawa od ponad trzydziestu lat rozgrywa się dramat. Miejscowy proboszcz molestuje seksualnie dzieci. Potem były kolejne ujawniane przez media sprawy. Był skandal w archidiecezji poznańskiej wokół abp. Juliusza Paetza, który molestował kleryków, potem sprawa abp. Józefa Wesołowskiego i wiele, wiele innych. Apogeum tego kryzysu to filmy braci Sekielskich i idące za nimi kolejne ujawnienia pedofilskich skandali w polskim Kościele.

Gołym okiem widać, że Kościół nie bardzo wie, jak sobie z tym kryzysem poradzić, a kiedy - tak jak w Stanach Zjednoczonych - wydaje się, że wszystko jest już w porządku, bo przyjęto modelowe rozwiązania, okazuje się, że żadnej nauki z przeszłości nie wyciągnięto, a rozwiązania nie działają. Statystyki mówią wprawdzie, że problem pedofilii dotyczy 2–3 procent duchownych, a odsetek dewiantów jest w tym środowisku mniej więcej taki sam jak w całym społeczeństwie, ale w powszechnym odbiorze Kościół jest postrzegany jako siedlisko zboczeńców, na dodatek niezwykle łasych na pieniądze. Jest wiele środowisk w Polsce, które ucieszyłyby się, gdyby rodzimy Kościół podzielił los tego w Irlandii, który praktycznie nie ma żadnego autorytetu, a tamtejsze seminaria świecą pustkami. Wielu ucieszyłaby wieść o bankructwie którejś diecezji spowodowanym koniecznością wypłaty gigantycznych odszkodowań, co ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. Niestety, ten proces już się w Polsce toczy. Już sam rzut oka na statystyki dotyczące powołań kapłańskich mówi wiele. W 2005 roku do seminariów zgłosiło się ponad tysiąc kandydatów na księży, dziś zgłasza się ich zaledwie trzystu i są takie diecezje, które na pierwszy rok nie przyjęły żadnego kandydata. Z drugiej strony ofiary molestowania coraz częściej wytaczają procesy sądowe zakonom i diecezjom. I wygrywają je.

Pogoń za sensacją powoduje ślepotę

Brak dyskrecji, empatii, wrażliwości - to bodaj główne grzechy środowiska dziennikarskiego. Nieustanna pogoń za ekskluzywną informacją bardzo często powoduje, że jesteśmy ślepi na to, co dzieje się dookoła. Mając w ręku newsa, nie zastanawiamy się nad tym, jakie konsekwencje może wywołać jego publikacja. W kwestii pedofilii bardzo często mówimy o dobru społecznym, dobru ofiary. Tymczasem opisując sprawy molestowania, nie raz i nie dwa zadaliśmy ofiarom kolejne cierpienia. Podawaliśmy szczegóły pozwalające łatwo je zidentyfikować w społecznościach, w których mieszkają. A społeczności są różne, nie tylko anonimowe wielkomiejskie, ale też małe, wiejskie. W jednym środowisku ludzie uwierzą ofierze, w innym staną murem za ewentualnym sprawcą, a ofiarę zaczną wytykać palcami. A przecież w wielu sprawach wystarczyło zatrzymać się na ogólnym opisie.

Molestowanie nieletnich jest poważnym objawem kryzysu dotykającego nie tylko Kościół, ale też całe społeczeństwo. Jest to głęboko zakorzeniony kryzys moralności seksualnej, czy wręcz więzi międzyludzkich, a jego głównymi ofiarami są rodziny i młodzież. Kościół, mówiąc o nadużyciach seksualnych w sposób jasny i zdecydowany, pomoże społeczeństwu zrozumieć trapiący je kryzys i go przezwyciężyć - to słowa Jana Pawła II z 2002 roku.

Powtórzmy raz jeszcze: kryzys moralności seksualnej dotyczy nas wszystkich. Pedofilia występuje wśród duchownych, nauczycieli, w środowiskach filmowych, wśród pracowników umysłowych, robotników i dziennikarzy też. To, niestety, smutne fakty.

Afera pedofilska wstrząsnęła wprawdzie Kościołami w USA, Chile czy Irlandii, ale przecież cała akcja #MeToo, sprawa jednego z najpotężniejszych ludzi branży filmowej Harveya Weinsteina, skazanie za molestowanie Billa Cosby’ego czy przypadek Romana Polańskiego dobitnie pokazują, że molestowanie seksualne - nie tylko nieletnich - jest problemem nie tylko Kościoła, ale że jest to problem cywilizacyjno-kulturowy współczesnego świata.

Konieczne zatem jest podjęcie działań naprawczych i profilaktycznych. Kościół jest wprawdzie w kryzysie, ale może z niego wyjść wzmocniony, a jego doświadczenie powinno pomóc innym. Obecny kryzys jest w istocie wielką szansą. Tak jak dziś z podziwem patrzymy na wszelkie dzieła charytatywne Kościoła, tak w przyszłości możemy docenić jego działalność edukacyjną. Potrzeba jednak jedności, rozwagi, jawności i determinacji. Narzędziem działania nie może być ambona - tam ludzie oczekują czegoś innego. Narzędziem i sprzymierzeńcem są media, które gdy trzeba zganią, ale przede wszystkim powinny promować właściwe postawy, a przez to budować kulturę społeczną. Dialogiem i przyjazną współpracą, ale bez padania na kolana czy fałszywego poklepywania po plecach, da się pokonać zło. Trzeba się tylko zaprzyjaźnić. Sęk w tym, że w tym akurat wypadku o tę przyjaźń trudno.

Dzisiaj relacje dziennikarze - biskupi wyglądają ciągle jak ślepe bicie głową w mur. Być może kiedyś się to zmieni. Najważniejsze, by się nie poddawać, bo przecież kropla drąży skałę. Krytykować tam, gdzie są zaniedbania, chwalić, gdzie idzie dobrze. Krytyką nie ma się co przejmować. W swoim czasie trafi tam, gdzie ma trafić. Wciąż liczę na to, że biskupi odkryją, jak ważny jest sojusz z mediami.

A wrogowie Kościoła? Wciąż będą. Wciąż coś będzie kłuło ich w oczy. Wszystkich przecież przekonać się nie da. Kościół może im jednak podarować swoją modlitwę i nie oglądając się na nich, po prostu robić swoje.

Fragment książki "Mamy głos"

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tomasz Krzyżak: z kryzysu Kościół może wyjść wzmocniony
Komentarze (14)
ŁM
~Łukasz Morawski
21 stycznia 2021, 17:38
Ostatnio stwierdziłem z przykrością że kościół jaki znamy upadnie, myślę że będą tylko małe grupki lokalne prawdziwie miłujące Jezusa i jego nauki, prowadzone przez skromnych księży z powołania,tak jak było za pierwszych chrześcijan. Tak jak przewidział Benedykt XVI. W kościołach na mszach są sami starcy, dzieci żyją na kocią łapę, rozwodzą się, chierarchowie zachowują się gorzej od łotrów a mają się za chodzących świętych. Inni zamiast nauczać na wszystko pozwalają wbrew ewangelii aby taca się zgadzala.Jezus powołał uczniów, my mamy diakonów księży kanoników dziekanów biskupów arcy kardynałów, po co to wszystko? I co mszę dawać kasę bo trudny czas. To nie ma szans na przetrwanie w takim stanie
DW
~darek wilk
12 stycznia 2021, 23:29
Pobożne życzenia i zaklinanie rzeczywistości. Stwierdzenie że kościół może się wzmocnić to jak bajki Andersena. Dopóki taki Jędraszewski będzie opowiadał dyrdymały to lata świetlne dzielą nas od tego :)
SM
Sylwester Mrozik
11 stycznia 2021, 21:07
Tak, procent jest ten sam, ale różnica kolosalna. Ani robotnik, ani pracownik umysłowy czy nauczyciel nie mówią nam jak żyć. A księża, powołując się na słowo Boga, mówią nam jak żyć, żeby osiągnąć zbawienie wieczne. Niektórzy z nich jednak okazują się łotrami, którzy przestępstwem pedofilii zaprzeczają swoim słowom. To tak jak lekarz, który każe Ci przestać palić a na biurku w gabinecie ma popielniczkę. Albo chrześcijański polityk, który mówi o wierności małżeńskiej, a okazuje się że ma kochankę. To się nazywa hipokryzja. Biskupi chroniący księży-pedofilów też powinni o niej coś wiedzieć.
TO
~Tomasz Ostański
12 stycznia 2021, 13:10
Hipokryzją jest również zajmowanie się problemem w jednym tylko środowisku. Hipokryzją jest stanowisko że problem jest ważniejszy gdy dotyczy osób które powinny być moralnym wzorcem, a mniejszy gdy zaczniemy mówić o nim w odniesieniu do pedagogów,wychowawców i nauczycieli naszych dzieci, o lekarzach, prawnikach. Hipokryzją jest ograniczenie problemu do jednej grupy społecznej z pominięciem np, wykorzystywania dzieci przez ich własnego rodzica lub opiekuna. Te zjawiska w żaden sposób i żadną miarą nie usprawiedliwiają zła popełnionego przez duchownych; obnażają jednak społeczną hipokryzję która piętnuje zło w jednym obszarze, ruszając milczeniem to samo zło w innych obszarach życia społecznego. Zachowując się w taki sposób niczym nie różnimy się od tych środowisk, które milczeniem zamiatają po dywan problemy.
TO
~Tomasz Ostański
12 stycznia 2021, 13:21
Różnica kolosalna??? Proszę spróbować ustalić czy znajdzie Pan wiele osób pokrzywdzonych twierdzących że ich trauma i ból byłyby mniejsze gdyby molestowani i wykorzystywani byli przez wychowawcę, lekarza,opiekuna, ojca. Proszę zapytać osób skrzywdzonych molestowaniem i wykorzystaniem przez lekarza, opiekuna, wychowawcę, nauczyciela, pracodawcę czy ich ból i trauma byłyby większe wówczas gdyby ich sprawcą byłby duchowny. Śmiem wątpić.
SM
Sylwester Mrozik
12 stycznia 2021, 18:56
Tak, ma Pan rację. Dla ofiar molestowania to bez różnicy czy był to ksiądz, nauczyciel czy urzędnik. Ale w odczuciu społecznym, także wśród katolików (przynajmniej tych, z którymi rozmawiałem) różnica jest ogromna. Ksiądz to osoba darzona zaufaniem (przynajmniej do niedawna) i takie zachowanie wywołuje wściekłość. Poza tym księża - pedofile działali pod osłoną przełożonych, co też wywołuje wściekłość, bo żaden z nich SAM Z SIEBIE jak dotąd nie przyznał się do tego. Hipokryci.
KS
Konrad Schneider
11 stycznia 2021, 19:43
Ciekawe sa te przemyslenia. Jako ludzie inteligentni wiemy przeciez, co nalezy koniecznie zrobic: podac do sadu zboczencow, wyciagnac konsekwencje wobec biskupow, otworzyc archiwa, stanac w prawdzie i zaczac probowac zyc Ewangelia. Niby wszystko jasne, a idzie jak po grudzie...
TO
~Tomasz Ostański
11 stycznia 2021, 15:35
w powszechnym odbiorze Kościół jako siedlisko zboczeńców nie "jest postrzegany", lecz tak jest prezentowany! To oczywiste, część odbiorców za taką właśnie prezentacją podąża, takiej hołduje. Komu nie obca historia Kościoła, dobrze wie, Kościół wielokrotnie miewał swoje problemy i kryzysy. Lista tak zwanych "czarnych kart Kościoła" nie jest znowu ani krótka, ani tym bardziej niewinna. Podobnie patrząc na tą samą historię z łatwością dostrzegamy, zawsze miał ów Kościół swoich przeciwników, sceptyków a nawet wrogów. Może zatem ważniejszym dylematem nie jest co dolega, gdzie obecnie jest i co czeka Kościół, lecz co dolega, gdzie obecnie jestem i co czeka mnie. Gdzie obecnie jesteś, co ci dolega i co cię czeka? Jaką przyszłość dziś budujesz sobie? Najważniejszą pomocą w umocnieniu Kościoła, leczeniu jego ran i budowaniu przyszłości jest troska o swoje zbawienie.
JC
~Jan Chryzostom
11 stycznia 2021, 11:14
Mam wrażenie, że to dość powierzchowna analiza. Tak, wśród księży jest tyle samo pedofili, co w innych grupach, sęk w tym, że żadna inna grupa zawodowa nie ma instytucjonalnej ochrony. Do tego mamy tu sytuację swobodnego dostępu do ofiar i utrwalanego od prawie 2000 lat przekonania, że facet w sutannie to namiestnik Boga na ziemi, ktoś kto ma klucze do życia wiecznego... Podobnie końcowy akapit o wrogach świadczy o słabym rozeznaniu sytuacji. Wrogiem nie jest ten, komu coś się nie podoba, kto krytykuje, tylko ten, kto Kościół niszczy, kto Kościołowi szkodzi. Kościół ma największych wrogów wśród hierarchii i kleru. To dzięki nim Kościół jako instytucja jest naprawdę odrażający i taki był na przestrzeni wieków.
ET
~Ewa Tom
11 stycznia 2021, 15:06
przeciwnie - jeszcze NIGDY nie spotkałam się z publikacją na temat dziennikarza pedofila ... a są też sędziowie, prawnicy, tzw. służby porządkowe, nauczyciele ... o tych wszystkich innych pisze się naprawdę rzadko .... rozumiem, że jeśli chodzi o , określmy to ogólnie, ludzi KK - to bulwersuje to szczególnie ale np. pedofilia wśród przedstawicieli prawa też jest chyba tyleż samo , a może nawet bardziej, demoralizująca ...
WG
W Gedymin
11 stycznia 2021, 10:39
Korzeniem tego co mamy w Polsce jest brak "rachunku sumienia". Najpierw zaraz po 89 roku, a potem przez następne lata, aż po dzień dzisiejszy. Najpierw uczciwe spojrzenie na okres PRL-u, a potem uczciwy rachunek sumienia, w którym nie szukamy "dlaczego to co robię jest dobre" tylko "CZY to co robię jest dobre". Ten brak rachunku sumienia zrodził i umacnia w Kościele pychę i jej owoce zakłamanie i głupotę. Tak jak pojedynczemu człowiekowi, polskiemu Kościołowi z każdym miesiącem, z każdym rokiem będzie trudniej nawrócić się i "wyjść wzmocnionym z kryzysu", bo nie tylko trzeba będzie przyznać się do bieżącego zła, ale do coraz dłuższego ogona z przeszłości.
SS
~szczesliwy stary juz Slazak poza Polska
11 stycznia 2021, 15:43
Ma Pan racje, obserwowalem transformacje z oddali, czytalem o tym troche, pomagalem rodzicom w czasie biedy, pomagalem przez 30 lat.Nie moglem znalesc odpowiedzi na pytania jakie sie mnozyly, dlaczego biskupi usiedli to okraglego stolu ze zbrodniarzami.Potem Nocna Zmiana, i jej przyczyny, potem konstytucja bez odwolania do Boga, potem, potem... teraz juz wszystko wiadomo, Kiszczakowa otwarla te puszke Pandory, Walesa okazal sie TW Bolkiem, wczesniej juz okazalo sie ze biskupi byli TW, a pozniej ze pederastami. teraz przykrywa sie to dywanem pedofilii, o czynnych pederastach w sztannach sie nie mowi. No bo przeciez o szkodzenie Kosciolowi. Nawet dzis nikt nie odwazy sie powiedziec ze pandemia to kara Boska, kara za tak uwielbiany hedonizm w spoleczenstwach, Kosciele o zgrozo tez. Bog nasz Stworca istnieje, koniec jego kar daleki. Martwie sie tylko o moje dzieci i wnuki, ja juz przezylem komunizm i dobrobyt. Moze przezyje i sztuczna inteligencje.
SM
Sylwester Mrozik
11 stycznia 2021, 21:14
,,Nawet dzis nikt nie odwazy sie powiedziec ze pandemia to kara Boska" - masz jakieś dowody na to że to kara od Boga ? Jeśli nie - to nie wygaduj bzdur. Pandemia to po prostu jeszcze jedna z epidemii, których wiele było w ubiegłych wiekach, tylko przez ostatnie sto lat (od czasu ,,hiszpanki") o tym zapomnieliśmy. Przeczytaj sobie książkę ,,Strach w kulturze Zachodu XIV - XVIII w." J. Delumeau, szczególnie rozdział o epidemiach, a przekonasz się że były wieki, gdy epidemie zdarzały się po 5-6 razy na stulecie i budziły strach, bo nie było na nie sposobu. Dziś, dzięki darowi rozumu od Boga, znajdujemy na nie sposób, prędzej czy później (szczepionki).