Święta Rodzina. Najbardziej kojarzy się z dwoma graficznymi przedstawieniami: stajenką, czyli sceną narodzenia oraz ikoną wykonaną dla francuskiego ruchu Equipes Notre-Dame. Statyczna, odległa historycznie, nie do końca dobrze znana - tak się zazwyczaj wydaje.
Co może nam, żyjącym w czasach wszechobecnego Internetu, kryzysu ekonomicznego i kryzysu wartości, w kulturze dwóch etatów, w społeczeństwie krzyczących antyklerykałów i fatalnej prorodzinnej polityki, dać Święta Rodzina? Przecież Józef i Maryja żyli w kompletnie odmiennej kulturze, w czasach innej polityki, innej wrażliwości. Wychowywali dziecko w innych warunkach. Ich życie - bez ZUS-u, urlopów macierzyńskich, kolejek do lekarza, stosów zaświadczeń koniecznych przy każdej okazji - wydaje się o tyle prostsze.
Lekcja pierwsza: miłość i zaufanie
Kiedy anioł przyszedł do Maryi, była narzeczoną Józefa - co oznacza, że mieli zawartą umowę ślubną. Według prawa narzeczona, choć nie mieszkała jeszcze ze swoim przyszłym mężem, była już zobowiązana do dochowania wierności. Czym groziło jej niedochowanie? Publicznym rozwiązaniem umowy ślubnej - a w efekcie zniesławieniem, hańbą, a nawet śmiercią, gdyż prawo izraelskie nakazywało niewierną narzeczoną ukamienować. Gdy natomiast "winny" poczęcia dziecka był sam narzeczony, mógł się z narzeczoną rozstać "po cichu", co powodowało uznanie dziecka za ich wspólne i nie niosło ze sobą takich konsekwencji. Józef, dowiadując się o tym, że Maryja jest w ciąży, miał więc trzy wyjścia. Albo publicznie zerwać umowę, niszcząc Maryi życie, albo potajemnie ją oddalić - przyznając się w ten sposób do ojcostwa, i też stawiając ją w bardzo trudnej sytuacji, albo mimo wszystko dotrzymać danego słowa i wypełnić ślubny kontrakt.
Co zrobił Józef? Najpierw zamierzał po cichu oddalić Maryję. Ale po tym, jak przyśnił mu się anioł i doradził mu dość konkretnie - wybrał wyjście trzecie i ostatecznie zgodnie ze ślubną umową przyjął do siebie Maryję wraz z nienarodzonym dzieckiem. Wybrał dobro swojej żony i jej dziecka, poświęcając swoją opinię - przecież był znany jako sprawiedliwy i prawy, czyli jako mężczyzna z zasadami. A dla sąsiadów sprawa na pewno była oczywista: w ciąży przed tym, jak zamieszkali razem, a narzeczony jej nie odesłał - znaczy jego. Znaczy nie taki z zasadami, na jakiego wyglądał.
Spójrzmy teraz na Maryję.
Kiedy do niej przychodzi anioł Gabriel, ma tylko jedną wątpliwość: jak będzie mieć dziecko, skoro jest jeszcze przed skonsumowaniem swojego małżeństwa z Józefem? Pyta o to zaraz po tym, jak anioł informuje ją, że jej dziecko będzie królem, nazywanym Synem Bożym. Nie interesują jej szczegóły panowania nad domem Jakuba. Chce wiedzieć, czy to dziecko będzie ich: Józefa i jej.
Co się potem dzieje?
Oboje - używając modnego ostatnio sformułowania - wychodzą poza swoją strefę komfortu. Józef rezygnuje ze swojej dobrej opinii. Godzi się na to, że nie będzie ojcem, tylko ojczymem. Maryja rezygnuje z poczucia bezpieczeństwa. Godzi się na to, że dziecko to będzie - fizycznie - jej dziecko, nie ich dziecko.
Dlaczego to robią?
Bo zaufali Bogu.
Lekcja druga: rzeczy naprawdę ważne
Kiedy do Maryi przyszedł anioł Gabriel, dowiedziała się, że jej krewna, Elżbieta, żona Zachariasza, jest w szóstym miesiącu ciąży - a do tej pory bezskutecznie starali się o dziecko. Więc Maryja idzie do Elżbiety i zostaje u niej trzy miesiące. Łukasz pisze nawet, że "poszła z pośpiechem w góry".
Wszystko fajnie, tylko że Elżbieta mieszkała jakieś siedem kilometrów od Jerozolimy - i ponad sto kilometrów od Maryi. Dwieście kilometrów piechotą w pierwszym trymestrze ciąży. Nie, dziękuję bardzo.
Kiedy Maryja była już w końcówce trzeciego trymestru, według Łukasza odbyła jeszcze jedną taką wycieczkę. Może z tą różnicą, że tym razem pewnie nie szła, tylko jechała na ośle. Spis powszechny ważna rzecz, zwłaszcza dla spisujących, gdyż miał na celu między innymi przyjęcie zeznania majątkowego i kontrolę podległej Rzymowi ludności. Podległa ludność nie była tym zachwycona, więc przy okazji spisów często wybuchały zamieszki i bunty. Mówiąc krótko - sytuacja dość niepewna i średnio bezpieczna.
Dotarli do Betlejem - a tu zaczyna się poród. I nie ma dla nich miejsca w gospodzie, co akurat nie jest takie złe, gdyż w gospodzie osobne pokoje zazwyczaj są drogie, a dla uboższych jest miejsce na podłodze. Wspólnej z innymi gośćmi. Więc idą gdzieś - do groty, do stajni - gdzie jest żłób.
Maryja rodzi w towarzystwie męża, który nie chodził raczej do szkoły rodzenia. Niedługo potem przychodzą do nich pasterze. W wersji "stajenkowej" przedstawiani zazwyczaj jako wdzięczni młodzieńcy z lokami i piszczałkami, w rzeczywistości nieco się od nich różnili. Byli bowiem dość specyficzną - i nieokrzesaną - grupą społeczną. Niezbyt lubieni przez uczonych w Piśmie, bo nie przestrzegali rytualnych zakazów i nakazów, a do tego kradli. Taki trochę społeczny margines tworzony przez mężczyzn dniami i nocami przebywających z owcami na pastwiskach. Odważnych, ale nie do końca godnych zaufania. I taka zgraja pasterzy pojawiła się przy żłóbku, którego "bronił" tylko Józef.
Po zapowiedzi anioła Gabriela Maryja mogła się wiele spodziewać. Skoro jej dziecko ma być Synem Bożym, królem - mogła oczekiwać królewskich standardów. Tego, że jej życie nagle się poprawi, podniesie się jej status materialny, społeczny. Będzie kimś. Skoro "dla Boga nie ma nic niemożliwego" - Bóg mógłby się zatroszczyć się o porządne miejsce narodzin Swojego Syna. O warunki godne Zbawiciela. A tymczasem - nic z tego. I Maryja ani Józef nie wydają się być tym zdziwieni. Wiedzą, że nie w tym rzecz. Że ważne jest co innego: zaufanie. Wiara. Miłość. Pokora i brak egoizmu.
Lekcja trzecia: trzy razy od zera
Pierwsze skojarzenie związane z pojawieniem się dziecka? Stabilizacja. Spokojny dom, kołyska, pranie, rutyna, bezpieczeństwo. Nie macie mieszkania? Nie macie pracy? Nie macie wsparcia? Jesteście nieodpowiedzialni. To zły moment na dziecko.
A to wcale nie zły moment na dziecko. To dobry moment na zaufanie.
Jezus rodzi się w Betlejem. Łukasz pisze, że nie było to stałe miejsce zamieszkania Maryi i Józefa - inaczej pewnie mały Jezusek spałby od początku w zrobionej przez Józefa kołysce, a nie w żłobie. Mateusz dodaje, że Józef i Maryja zostali w Betlejem dwa lata. Czyli zostawili to, co mieli, i przenieśli się w nowe miejsce. Zaczynali tam od zera.
Kiedy Herod został oszukany przez mędrców i nie dowiedział się o miejscu narodzenia Jezusa, wpadł w taki gniew, że anioł po raz kolejny ukazał się Józefowi we śnie i polecił mu uciekać do Egiptu. Więc Józef, zaraz po tym śnie "wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu".
Znowu. Od zera. I to w Egipcie, nie u siebie w ojczyźnie. To dwa.
Kiedy Herod umarł, anioł po raz kolejny ukazał się Józefowi we śnie i kazał wracać. No i Józef wrócił, tyle że nie do Betlejem, skąd do Egiptu uciekał, bo władzę odziedziczył syn Heroda, tylko do Nazaretu. Żeby po raz trzeci… zacząć od zera. Od nowa.
I znowu: Maryja mogła oczekiwać od męża, że zapewni jej i Jezusowi bezpieczne i spokojne życie. A tu ciągłe przeprowadzki, emigracja, niebezpieczeństwo utraty życia, a do tego Bóg nie konsultuje niczego z nią - Matką Swojego Syna, za to wszystko z Józefem.
Maryja ufała Józefowi. Oboje ufali Bogu.
Trzy lekcje Świętej Rodziny mają wspólny mianownik: zaufanie.
To bardzo potrzebna wiadomość. Zwłaszcza współcześnie, w świecie chwilówek, umów na telefon, wszechobecnych oszustów wykorzystujących moją łatwowierność. W świecie, w którym tak trudno jest ocenić, komu i czemu naprawdę mogę zaufać, Święta Rodzina mówi jasno: godny zaufania jest Bóg. Z Nim nie braknie tego, czego potrzeba. Z Nim wszystko dzieje się, jak trzeba. Historia Józefa, Maryi i Jezusa mówi, że Bóg czuwa, chociaż zupełnie inaczej, niż się tego spodziewam, a ze współpracy z Nim wynikają w moim życiu rzeczy przekraczające moje najśmielsze - i najpiękniejsze - wyobrażenia.
Skomentuj artykuł