Wiele razy słyszałem, że w czasie uwielbienia otwiera się nad nami Niebo. Nieprawda. Ono jest otwarte nieustannie. Uwielbienie nie jest emocją, która towarzyszy graniu i śpiewaniu w czasie spotkania wspólnoty.
Nasze uwielbienie nie jest Bogu do niczego potrzebne. Nie dodaje Mu ani grama chwały. Jeśli przestaniemy Go wychwalać, zaczną to robić kamienie. Albo trzody. "W Jego pałacu wszystko woła: »chwała«" (Ps 29, 9).
Wiele razy słyszałem, że w czasie uwielbienia otwiera się nad nami Niebo. Nieprawda. Ono jest otwarte nieustannie. 24/7. Bóg nie spuszcza z nas oka.
Kiedyś w czasie modlitwy Bóg dał nam taki obraz, że cała przyroda, cała natura na zewnątrz kościoła oddaje Mu chwałę. Drzewa, wiatr, zwierzęta, szczyty Tatr.
Czytam Kantyk trzech młodzieńców - jeden z najpiękniejszych hymnów, który powstał na kartach Starego Testamentu. Trzej skazani przez Nabuchodonozora młodzieńcy wychwalają Boga w najbardziej absurdalnym miejscu, jakie możemy sobie wyobrazić. W piecu. Co mnie dotknęło? "Synowie ludzcy" są wymienieni na dwudziestym szóstym miejscu tej wyliczanki (i to licząc zbitki "rosy i szrony" czy "błyskawice i chmury" jako pojedyncze puzzle!). Tuż za... trzodami. Tak, drodzy państwo, wyprzedzają nas trzody.
Uwielbienie nie jest dyscypliną, której można się nauczyć, zostać profesjonalistą
"Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia" - śpiewa kapłan w czwartej prefacji zwykłej.
Uwielbienie jest stylem życia, nie emocją, która towarzyszy graniu i śpiewaniu w czasie spotkania wspólnoty. Zazwyczaj jako wzór (taką charyzmatyczną miarę z Sèvres pod Paryżem) podaje się przykład króla Dawida, który rozebrał się i tańczył przed Arką. To prawda. Raz tańczył. Ale to nie jest cała prawda o jego uwielbieniu. Ile razy leżał na posadzce i płakał? Ile razy krzyczał: "Z głębokości wołam do Ciebie"? I co? To nie było uwielbienie?
"Bóg nie chce uwielbienia. On chce czcicieli" - opowiada Maja Sowińska, która przez lata prowadziła uwielbienie w Głosie na Pustyni.
"Bardzo porusza mnie fragment z Jana (J 4, 23): Ojciec oczekuje czcicieli w Duchu i prawdzie. Siadam za pianinem, gram, śpiewam i nie jestem wtedy fachowcem. Uwielbienie nie jest dyscypliną, której można się nauczyć, zostać profesjonalistą. To nieprzewidywalna służba i miłość, codzienna "aktualizacja" z Duchem Świętym. To nieprzewidywalna służba i miłość, codzienna "aktualizacja" z Duchem Świętym. To wchodzenie w obłok. W tajemnicę. Uwielbienie nie jest transakcją: teraz oddajemy Bogu chwałę po to, by On zesłał nam jakieś łaski czy nagrody. To naturalna reakcja duszy i serca na świadomość tego, za jak wysoką cenę zostaliśmy nabyci. Często myślimy: "Co to znaczy oddać chwałę?". A chwała jest związana z nami! Bóg pokazał mi to, gdy czytałam słowa Ezechiela o rydwanie Bożym. Opisane tam istoty żywe, serafiny, miały koła, były prowadzone tak, jak je Duch prowadził, a chwała Pańska - uwaga! - spoczywała na nich i przemieszczała się wszędzie tam, gdzie one podążały. To znaczy, że gdy idę do Galerii Krakowskiej, chwała Pańska przemieszcza się wraz ze mną. Moje ciało jest świątynią Ducha Świętego. We mnie jest Święte Świętych. Królestwo jest w nas. Deszcz, wiatr, olej, ogień. To bardzo dynamiczne symbole. Duch Święty jest najbardziej dynamiczną osobą wszechświata. Da się Go złapać na gorącym uczynku? Duch Święty to czasownik, nie rzeczownik. To prawda, On jest nieustannie w ruchu. Nieustannie działa, jest kreatywny. Zawsze przychodzi tak, jak chce. On sprawił, że przeinterpretowałam werset, który znałam na pamięć: "(...) a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16, 18). Zawsze myślałam, że królestwo Boże jest w defensywie, a piekło w ataku. Tak zazwyczaj się mówi: ataki piekła nie są w stanie zniszczyć Kościoła. Wytrzymamy każdy napór z zewnątrz... A od kiedy atakuje się bramami? Przecież Jezus powiedział coś zupełnie odwrotnego! To niebo jest w natarciu, a bramy piekła go nie przemogą. To królestwo będzie w takiej ofensywie, że piekło nie wytrzyma tego ciśnienia, a jego bramy pękną".
Nie nadaję się
Pamiętam, jaki opór budziły we mnie słowa Augustyna Pelanowskiego, który przed laty rzucił: "Wiara to uwielbiona depresja". Jak bardzo się zżymałem, opierałem, wkurzałem, dorabiałem do tych słów uśmiechniętą teologię, jak bardzo chciałem to hasło zagłaskać, poklepać po ramieniu. Dziś widzę, że miał, kurde, rację.
Wiara to uwielbienie Boga w sytuacjach granicznych. To przejście doliną Baka (to hebrajskie słowo oznacza "łzy") i zamienianie jej w źródło (por. Ps 84, 6-7). Coraz trudniej mi to przychodzi... Bóg czyni potężne rzeczy (na przykład w dynamicznie rozwijającej się wspólnocie), a ja stoję z boku, przyglądam się temu wszystkiemu i jestem zdumiony, że On wciąż chce się mną posługiwać, że jeszcze ma cierpliwość, że nie zrezygnował.
Napisałem książkę Pan Bóg? Uwielbiam!, choć jestem mistrzem świata w narzekaniu. A może właśnie dlatego?
Głoszę na okrągło, że oddaję Mu chwałę, a potem, gdy zaczyna brać to na serio i nie traktuje tego zwrotu jako kolejnej pobożnej metafory, zaczynam cienko piszczeć.
Jestem liderem wspólnoty, choć się do tego nie nadaję. Ileż razy chciałem rzucić wszystko i zrezygnować z pisania. Nie potrafię być ojcem trojga dzieci (w tym dwojga nastolatków). A jednak zaufał mi. Wszystko jest łaską.
***
Fragment pochodzi z książki Marcina Jakimowicza - "Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki"
Skomentuj artykuł