Wpatrywać się w Jezusa [WYWIAD]

(fot. shutterstock.com)
Krzysztof Pałys OP / Malwina Kocot

"Być podobnym do Jezusa oznacza chcieć tego, czego chce Jezus, a nie chcieć tego, czego On nie chce. To także umiejętność patrzenia na świat Jego oczami, dostrzegając w każdym człowieku coś świętego i nietykalnego" - wyjaśnia o. Krzysztof Pałys OP w rozmowie z Malwiną Kocot.

Malwina Kocot: Dlaczego mówimy o naszym podobieństwie do Jezusa, pomimo naszej grzeszności i słabości?

Krzysztof Pałys OP: Nie słabość jest tutaj przeszkodą, ale nasza wolna wola. Co to byłby za Bóg wszechmocny, gdyby sobie z naszym grzechem nie mógł poradzić? W Starym Testamencie Bóg był kimś Najwyższym, Mocnym - kimś, kogo żaden Żyd nie ośmieliłby się przedstawić w jakikolwiek sposób.

DEON.PL POLECA

Jednak po przyjściu Jezusa otrzymujemy zachętę, aby zwracać się do Boga jak do kogoś najbliższego. W jakiej innej religii mogę mówić do Boga: "Ojcze", "Tato"?

A jak mamy Boga poznawać i naśladować?

Nie ma innego sposobu, niż poprzez wejście na drogę Ewangelii. Kiedy zaczyna się żyć Bożym Słowem, nagle pewne rzeczy jakby dzieją się same. Nasza niemoc i poczucie nieodpowiedniości nie jest tutaj żadną przeszkodą.

Bohaterowie Biblii bardzo często nie czuli się ani silni, ani odważni. Stawali się tacy dopiero w odpowiednim czasie i miejscu, nagle i niespodziewanie. Samsona nazywano silnym, a jednak on sam nie czuł nadnaturalnej siły, którą go Pan obdarzył.

Ale jeśli zachodziła taka potrzeba, Bóg dawał mu siłę do pokonania lwów i nieprzyjaciół. Bóg nie robi niczego na próżno. Nie daje nam charyzmatów, jeśli nie ma potrzeby ich zastosowania.

Dlaczego jedni potrafią rozpoznawać w drugim człowieku Jezusa, a inni nie? Czy jesteśmy w stanie kochać każdego człowieka?

Kochać to chcieć dla kogoś dobra. W Filokaliach, ogromnym zbiorze tekstów z zakresu ascetyki chrześcijańskiej, nieustannie powtarza się wątek dotyczący oczyszczenia serca.

Mnisi, dzieląc się swym doświadczeniem, mówią, że jeśli człowiek ma czyste serce - może nie tylko otrzymać Jezusowy pokój, ale i zobaczyć świat w taki sposób, w jaki widzi go Bóg. Pomaga w tym mądrze przeżywana asceza (która jest prawdziwą "dietą oczyszczającą"), modlitwa, Słowo Boże i łaska uświęcająca. Dzięki temu "duchowe zmysły" stają się wyostrzone.

Czy spotkał Ojciec ludzi naprawdę podobnych do Jezusa? Po czym można ich poznać?

Po tym, że kontakt z taką osobą wzbudza we mnie tęsknotę za czymś więcej, otwiera na duchową rzeczywistość.

Spotkałem w swoim życiu ludzi, którzy doświadczyli ogromnego cierpienia i zła, a jednak są przepełnieni jakimś niewytłumaczalnym pokojem i światłem. Jezusa często zdarza mi się odkrywać także w nieoczekiwanych miejscach.

Kilka lat temu jechałem z sześćdziesięcioma studentami autostopem do Rzymu, na spotkanie z Benedyktem XVI, w ramach zlotu Taizé. Wraz ze współbratem utknęliśmy na północy Włoch i siedemnaście godzin spędziliśmy na stacji benzynowej. Był przeraźliwy mróz, nie mieliśmy noclegu ani możliwości ogrzania się.

Po nieprzespanej nocy miałem wrażenie, że zaraz zemdleję - tak bardzo byłem zmęczony. Choć byliśmy w habitach, patrzono na nas z politowaniem, a czasem i z pogardą. Poczułem się jak bezdomny - zupełnie bezsilny.

Pomógł nam wówczas Giuseppe, mężczyzna wychowany w środowisku neapolitańskiej Camorry, oraz jego przyjaciel Ali, muzułmanin z Algierii. Takich przykładów, kiedy doświadczałem od ludzi bezinteresownej życzliwości - mógłbym przytoczyć dziesiątki. Tam, gdzie jest dobro, zawsze spotkamy Pana Boga.

W życiu często spotykamy ludzi trudnych - skrzywdzili nas, nie potrafimy im wybaczyć i trudno nam uwierzyć, że jest w nich coś świętego. Jak sobie z tym poradzić? Przecież gdybym miała świadomość tego, że w tym człowieku jest Jezus, to nie miałabym ochoty go rozszarpać.

Przebaczyć, według Jezusa, to myśleć o tym, jak doznane zło wykorzystać w budowaniu dobra. Ewangelia podpowiada: jeśli potrafisz - ofiaruj swoje zranienie w intencji osoby, która cię zraniła. A wówczas zło przemieni się w dobro. To jest jednak życie nadprzyrodzone.

Zadana rana może być tym, co pomoże ci bardziej zjednoczyć się z Bogiem. Kto wie, może kiedyś On podeśle do ciebie ludzi z podobnym doświadczeniem i wówczas będziesz najlepszą osobą, aby kogoś takiego zrozumieć i wesprzeć?

Mam jednak świadomość, że przebaczenie to bardzo trudny temat. Zranienie ma bowiem tendencję do tego, aby umacniać nasze skupienie na sobie. A wtedy rozpamiętujemy i rozdrapujemy doznaną krzywdę, ewentualnie planujemy odwet. Problem w tym, że taka postawa przypomina picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi tej drugiej osobie. Nie przyniesie nam to ani pokoju, ani wolności.

Słyszałem kiedyś relację byłego więźnia nazistowskiego obozu koncentracyjnego. Po trzydziestu latach od wyzwolenia był w odwiedzinach u przyjaciela, który wraz z nim przebywał w Auschwitz:

- Nadal nie mogę przebaczyć nazistom i ciągle trawi mnie nienawiść do nich - wyznał przyjacielowi.
- W takim razie oni nadal mają nad tobą władzę i nadal jesteś ich więźniem - usłyszał w odpowiedzi.

A po czym poznam, że już przebaczyłam? Po braku urazy i nienawiści?

Przebaczenie to najpierw decyzja, uczucia są uzdrawiane w dalszej kolejności. Na początku modlitwa może polegać jedynie na tym, że szczerze i uczciwie mówię Bogu, że nie potrafię tego człowieka kochać takim, jaki jest. "Ale pomóż mi, Panie, bym nie chciał dla niego zła."Modlitwa skargi ma ogromną moc, tak modlili się psalmiści, prorocy - nierzadko przepełnieni goryczą. Choćby wówczas, gdy pytali Boga: "Dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom?".

Nienawiść zabija najpierw nas samych. Jeśli żyjemy nienawiścią do kogoś i wciąż rozdrapujemy wyrządzoną nam krzywdę, to gdy taki stan trwa zbyt długo - krzywdziciel dalej nas więzi. Stajemy się ludźmi zgorzkniałymi i nieszczęśliwymi.

Podobnie jeśli zbyt długo wpatrujemy się w zło - zaczyna zalewać nas ciemność. Prorok Amos dał nam kapitalną wskazówkę na szczęśliwe życie: "Szukaj dobra, a nie zła, a będziesz żył" (por. Am 5,14). Wpatrywanie się w ciemność sprawia, że staje się ona częścią nas samych. Kontakt ze światłem natomiast - przynosi życie. Jednak to od nas zależy, co chcemy w sobie pielęgnować.

Przebaczenie zawsze wymaga czasu?

Przeważnie tak, ale najpierw wymaga decyzji. Kilka lat temu miałem okazję podróżować autostopem po Bałkanach. Jechaliśmy ze współbratem przez rejony, w których widać jeszcze było ślady po wojnie. Wyczuwaliśmy napięcie.

Momentami musieliśmy ściszać głos, choćby wówczas, gdy rozmawialiśmy z kombatantami wojennymi, z osobami, które musiały strzelać do innych. Młody chłopak z Sarajewa pokazywał blizny na brzuchu po odłamkach granatu. Wielu straciło na wojnie najbliższych.

Kosowo, Bośnia, Serbia, Hercegowina - wiele pretensji do siebie nawzajem, wiele żalu i bólu, żaden z tych krajów nie może powiedzieć, że zyskał na wojnie. Wszyscy stracili. Ogromna ilość żalu i nienawiści do siebie nawzajem - każdy ma swoje racje, więc można tak w nieskończoność.

Przebaczenie nie jest dowodem słabości człowieka, lecz jego mocy. Tu przebaczający odnosi zwycięstwo, gdyż uzyskuje wolność od krzywdziciela. Przebaczyć to nie oznacza zapomnieć, ale przestać żyć nienawiścią, która zabija mnie samego. A z pomocą Chrystusa to wyzwolenie jest możliwe.


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wpatrywać się w Jezusa [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.