Wszyscy doświadczają działania Ducha, tylko nie ja

(shutterstock.com)

Powiedz sobie teraz bardzo świadomie: "Mam w sobie Ducha Świętego, który uzdalnia mnie do wielkich rzeczy. Do tego, żebym wychodził ze swoich kompleksów i lęków, żebym wierzył w to, że moim Panem jest Jezus. On uzdalnia mnie też do tego, żebym odpuszczał winy innym ludziom".

Pamiętam, że około 1992 r. pojechaliśmy całą paczką chłopaków z Gliwic (mojego rodzinnego miasta) na rekolekcje powołaniowe. Byli na nich obecni charyzmatycy, którzy poprowadzili nam mocną modlitwę. Do dziś pamiętam miejsce, gdzie wtedy siedziałem -  pod ołtarzem. Kiedy moi koledzy się modlili, także językami, mocno doświadczali Ducha Świętego. A ja siedziałem sobie pod tym ołtarzem, patrzyłem na nich i czułem się dziwnie, bo…we mnie nic się nie działo.

Było we mnie bardzo silne pragnienie przeżycia czegoś, a tu nic. Gdy później o tym rozmawialiśmy, lider tej modlitwy stwierdził, że widocznie żyję w jakimś grzechu ciężkim, skoro Duch Święty nie mógł działać. Pamiętam, że zostawiło to we mnie taki nieprzyjemny ślad: jestem nie w porządku, w związku z tym Bóg nie może działać w moim życiu.

Piszę o tej historii dlatego, że wiem, iż wielu ludzi bardzo by chciało doświadczać niesamowitych rzeczy na modlitwie, a nie doświadczają. I często w to "niedoświadczanie" wchodzą ich lęki i kompleksy, które jeszcze bardziej ich pogrążają, bo człowiek wyobraża sobie wtedy, że jest kimś gorszym. A w to wchodzi zły duch, który utwierdza go w takim myśleniu: "Widzisz, jesteś gorszy. Ty nie masz takich spektakularnych doświadczeń". Ja na szczęście w historii swojego życia spotkałem św. Ignacego, który mi to wszystko ładnie wyjaśnił. Pokazał, że nawet w Piśmie świętym jest napisane, że Duch Święty wieje kędy chce i wcale nie musi działać u wszystkich tak samo.

Do każdego człowieka Duch Święty przychodzi indywidualnie, w sposób niepowtarzalny. Nie działa tylko i wyłącznie w sposób charyzmatyczny, ale również w sposób spokojny i "bezobjawowy".

Na przestrzeni dwudziestu paru lat od tamtego wydarzenia, po drodze nie raz doświadczyłem mocnej modlitwy charyzmatycznej. Ale dzisiaj nie ma już we mnie takiego ciśnienia, żeby doświadczać Pana Boga w ten właśnie sposób. Natomiast bliskie jest mi to, co pisze św. Paweł w 1. Liście do Koryntian (12, 3b) - że bez pomocy Ducha nie mogę powiedzieć, że Panem jest Jezus. Oczywiście każdy człowiek na świecie, jeśli tylko potrafi mówić, może powiedzieć to zdanie, nawet ludzie niewierzący. Chodzi o coś innego - to Duch uzdalnia mnie do tego, żebym wierzył, że Panem jest Jezus. I to wierzył w taki sposób, że naprawdę oddaję swoje życie Jezusowi. Co nie znaczy, że odtąd jestem człowiekiem bezgrzesznym, który zawsze staje na wysokości zadania. Ale wierzę w to, iż pomimo mojej grzeszności i tego, że czasem jestem kiepski - jestem dzieckiem Pana Boga i jestem przeniknięty Duchem Świętym.

Wszyscy mamy Ducha Świętego, bo Bóg nie może się zaprzeć samego siebie w swoich dzieciach. Ale tylko ci, którzy chcą Go przyjąć, czyli podejmują taką decyzję - mogą pod Jego wpływem robić wielkie rzeczy.

Chciałbym dedykować ten artykuł wszystkim tym, którzy bardzo by chcieli przeżyć coś niesamowitego na modlitwie - zaśnięcie w Duchu Świętym, modlitwę językami, swobodę poodnoszenia rąk na modlitwie, cokolwiek. Proszę was, zostawcie to swoje "chciałbym przeżyć", a spróbujcie uwierzyć tylko w to, że On jest! I to wystarczy. Może przyjdzie taki czas, że Duch Święty uniesie twoje ręce na modlitwie, że zaczniesz ze swojego gardła wypowiadać słowa, których nie rozumiesz, że po prostu padniesz - ale to nie jest istotne. Istotne jest to, abyś uwierzył, że On jest, że jest Bogiem wiernym, że uzdalnia cię do tego, o czym mówi Ewangelia św. Jana: "Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20,22-23). On uzdalnia cię do tego, żebyś poszedł do swoich wrogów, odpuścił im winy i całe zło, jakiego wobec ciebie się dopuścili. Ważne jest to, żebyś ze swojego lęku wyszedł do ludzi, których się boisz, i swoim życiem, swoją twarzą i działaniem pokazał innym, że Bóg cię przemienił. To jest najważniejsze.

Nie daj sobie wmówić, że trzeba jeździć do jakiejś pustelni, że trzeba pojechać na Forum Charyzmatyczne, chodzić na spotkania Odnowy w Duchu Świętym, żeby doświadczyć Ducha Świętego. Nie trzeba, ponieważ On już w tobie jest.

To nie jest tak, że kiedy zawołasz: "Przyjdź, Duchu Święty!", to On nagle schodzi z drzewa lub wychodzi z szafy. Kiedy zawołasz: "Przyjdź, Duchu Święty!" - to znaczy, że w końcu chcesz sobie uświadomić, iż On jest w tobie, bo tak ci obiecał.

Na chrzcie świętym potwierdził, że jest w tobie, ponieważ jesteś człowiekiem, czyli dzieckiem Boga. Duch Święty jest w każdym z nas, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy. Nawet jeśli jesteśmy ludźmi niewierzącymi, to On w nas jest, ponieważ nas stworzył. To nie jest tak, że wyłącznie ci ochrzczeni i po bierzmowaniu nagle dostają jakąś dodatkową moc. Duch Święty w nas po prostu jest - a chrzest, bierzmowanie i inne sakramenty sprawiają, że w sposób świadomy wchodzimy w Jego obecność i możemy z Nim współpracować.

To jest podobne do sytuacji rodziców i dzieci. Rodzice kochają swoje dzieci bez względu na to, czy one odpowiadają na tę miłość. Jeśli dzieci odpowiadają (tu jest podobieństwo do przyjmowania sakramentów), to wtedy rodzicom łatwiej jest kochać dzieci, współpracować z nimi i razem robić dobre rzeczy. Ale to nie znaczy, że dopiero gdy dzieci powiedzą: "Kocham was, mamo i tato" - rodzice zaczynają je kochać. Ich miłość jest pierwsza, jest wyprzedzająca, ich miłość po prostu jest zawsze.

Z Zesłaniem Ducha Świętego nie jest tak, że w pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Chrystusa dostajemy Ducha Świętego, a potem On tak sobie w ciągu roku wygasa i pod koniec tego cyklu czujemy, że znowu potrzebujemy Jego mocy. A wtedy jedziemy gdziekolwiek, żeby doświadczyć jej na nowo. On przez cały rok jest w nas tak samo intensywnie obecny, bo jest Bogiem, który nigdy nie odchodzi. Ale my w dzień Zesłania Ducha Świętego przypominamy sobie, że było takie wydarzenie w historii Kościoła i od tego momentu Kościół zaczął wychodzić na zewnątrz, mógł odpuszczać grzechy i rozpoznawać działanie Pana Boga w sobie. To dzień, w którym przypominamy sobie, że mamy Ducha Świętego. Ale On jest w nas tak samo obecny zarówno w sobotę poprzedzającą Zesłanie Ducha Świętego, jak i w poniedziałek po Zesłaniu.

Nie bój się żyć Duchem, to znaczy pełnią swojego życia. Nie bój się żyć na wysokim poziomie duchowym, do którego Pan Bóg cię stworzył!

Jesteś tego godny bez względu na to, czy przeżywasz euforię na modlitwie, czy spokój. Jeśli nie przeżywasz nic spektakularnego, jesteś tak samo wartościowym chrześcijaninem i człowiekiem. I masz prawo do tego, żeby cieszyć się z bycia dzieckiem Pana Boga.

Powiedz sobie teraz bardzo świadomie: "Mam w sobie Ducha Świętego, który uzdalnia mnie do wielkich rzeczy. Do tego, żebym wychodził ze swoich kompleksów i lęków, żebym wierzył w to, że moim Panem jest Jezus. On uzdalnia mnie też do tego, żebym odpuszczał winy innym ludziom". Chrześcijaństwo jest proste, nie komplikujmy go sobie zbyt mocno.

Grzegorz Kramer SJ - jezuita, blogerpomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wszyscy doświadczają działania Ducha, tylko nie ja
Komentarze (9)
15 listopada 2016, 16:23
"Duch Święty jest w każdym z nas, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy. Nawet jeśli jesteśmy ludźmi niewierzącymi, to On w nas jest, ponieważ nas stworzył. To nie jest tak, że wyłącznie ci ochrzczeni i po bierzmowaniu nagle dostają jakąś dodatkową moc. Duch Święty w nas po prostu jest - a chrzest, bierzmowanie i inne sakramenty sprawiają, że w sposób świadomy wchodzimy w Jego obecność i możemy z Nim współpracować." Szum z Nieba...No i powiało Kramerowym modernizmem (brrr). Wedle niego ludziska noszą w sobie jakieś nieokreślone uczucie ,które wiarą nazywają, zaś chrześcijanie są co najwyżej w o tyle lepszej sytuacji,iż owo uczucie potrafią sobie zracjonalizować (sakramenty) i nazwać je Duchem Świętym.Tak więc wszystkie ludziska ochrzczone czy nie , wierzące czy nie, w grzechu ciężkim ,czy nie ani chybi do Nieba trafią bo są dziećmi Bożymi i basta. A jaka w tym rola Kramera?Ano taka aby ciemnych uświadamiać. P.S. Chyba się przeproszę z Odnowicielami od wodzireja bo przy Kramerze to tylko zabłąkane owieczki.
K
Katarzyna
15 listopada 2016, 14:58
Co otoczenie, wspólnota ma z modlitwy językami? Hm... kiedy modlę się w ten sposób wyłączam skupianie się na słowach, na treści modlitwy, po prostu tak jak małe dziecko gaworzy tak samo ja wielbię Boga bez słów, ot tak po prostu. Tak się dzieje, że często w takiej modlitwie przychodzą słowa z Pisma Świętego, obrazy, coś co dotyczy ludzi za których się modlę. Najczęściej te słowa są umocnieniem dla tych ludzi, ale bywa też tak, że są pomocą w rozwiązaniu jakiegoś problemu, Bożą wskazówką co robić. Po to przydaje się ten bełkot.
Agamemnon Agamemnon
15 listopada 2016, 23:26
Jeśli bełkot jest jedną z form wielbienia Boga, wówczas otoczenie i sam podmiot bełkotu poznaje nową formę uwielbienia i nią się posługuje. Niech zatem i tak będzie skoro przynosi dobre owoce. Ale czy jest to dar od Boga, którego chcemy bezwzględnie posiadać jako dowód na obecność Bożą? może dla jednych tak , dla innych nie. Osobiście preferuję nieustającą modlitwę bez słów, jako trwanie w obecności Bożej.
Agamemnon Agamemnon
14 listopada 2016, 23:29
Dla mnie darem Bożym jest np. mądrość, którą pozyskujemy poprzez: wypełnianie woli Pańskiej, ustawiczną pracę,  ustawiczną naukę. Niezbędna jest przy tym czystość serca jako  podstawowy warunek poznawania Prawdy,  jak też zbliżenia się do asymptoty prawdy materialnej.   Darami Bożymi są: cudownie piękna żona, dzieci, miłość do nich, praca, warunki materialne zapewniające rozwój  ekonomiczny oraz duchowy, zdrowie itp. Natomiast nie rozumiem darów w postaci bełkotu, czy jakiegoś omdlenia albo podnoszenia rąk. Co z tego  mają ludzie, którzy żyją w naszej przestrzeni życia?
Grzegorz Kramer SJ
14 listopada 2016, 22:51
Tutaj macie wersję vlogową tego tekstu: https://www.youtube.com/watch?v=DsAktWyRjtQ
Andrzej Ak
14 listopada 2016, 19:24
My jako ludzie z natury strasznie niecierpliwi chcemy od razu coś dostać, a najlepiej od razu i wszystko. A u Boga tak nie ma, bo jest wieczność poza czasem, a właściwie ponad naszym czasem. Dlatego musimy czasami czekać długie dziesięciolecia, a wielu umiera nie doczekawszy się żadnego Daru Bożego (być może za bardzo skupili swoją uwagę właśnie na darach, dali się ponieść własnym pragnieniom). W naszych sercach kryją się różne pragnienia, a Bóg pragnie byśmy Mu te nasze wszystkie pragnienia  stopniowo oddali (droga nocy ciemnej św Jana od Krzyża).  Jak ja pytałem się Pana Jezusa dlaczego tak jest (że jedni otrzymują jakieś Dary a inni nie), On ukazał mi drogę życia, która wybiega daleko poza nasze życie tu na Ziemi. Oznacza to, że dla Boga chyba nie jest istotne, czy my do jakiegoś daru dojrzejemy jeszcze za ziemskiego życia, czy może już po nim. Choć zaznaczyć trzeba, iż bardzo ważne jest kurczowe trzymanie się Jezusa przez całą drogę życia tu na Ziemi.   Tak więc problem braku darów Bożych nie nie leży w naszej gestii, bo nie możemy na żaden z nich zapracować. Być może brat (w Chrystusie Panu naszym) Grzegorz wybrał sobie drogę, która nie jest do końca zgodna z wolą Boga, albo droga którą wybrał nie wymaga jakiś nadzwyczajnych darów Bożych. Obie możliwości są prawdopodobne. A co do zniewolenia jakimś grzechem, to są grzechy, które ciągną się pokoleniowo. W takich grzechach my nie musimy mieć żadnego czynnego udziału, jednak mogą one leżeć w naszej cielesnej naturze, a tym samym możemy być do nich bardziej skłonni niż inni ludzie. Od takich "negatywnych" więzów może uwolnić nas Pan Jezus w trakcie Mszy z obrzędami uwolnienia (o których już kiedyś pisałem). Jednak i po takim uwolnieniu (jednym lub kilku) będzie konieczna nasza dalsza współpraca z Jezusem w celu przemiany naszego niedoskonałego serca.
Andrzej Ak
14 listopada 2016, 19:24
cz II Z perspektywy własnych doświadczeń, chyba najcenniejszym darem Bożym jest pokój serca. Jest to ogromne poczucie bliskości z Bogiem, które daje wewnętrzny pokój, bardzo trudny do opisania i zrozumienia dla innych. Jednak próbując przybliżyć ten Dar opisałbym go tak. Gdyby nagle się świat zaczął walić to ten pokój sprawiłby chyba, że nie uciekałbym gdzieś w odruchach samozachowawczych lecz oglądał to co mnie otacza (kataklizm tego świata) ze spokojem obserwatora wiedząc, że nic mi się złego nie stanie, bo Pan jest ze mną. I mam tu na myśli nie swoje ciało, lecz Ducha, duszę i serce. Dodam, iż są też wierzący, po Chrzcie w Duchu Świętym, którzy już jakiś Dar otrzymali, ale go nie czują, bo jeszcze do Niego nie dojrzeli. Ten Dar jest już w nich, lecz wciąż jakby w stanie hibernacji. Tak więc my ludzie potrzebujemy czasu, troszkę zapału do doskonalenia się w Bogu (modlitwie, dobrych uczynkach itd) i przy Bogu oraz dużo cierpliwości i ufności Panu. Każdy dar zobowiązuje niczym w przypowieści „o talentach”, więc ich nadmiar wcale nie byłby dla nas korzystniejszy, a być może ich brak; wręcz przeciwnie. Nie podążajmy za darami, lecz za Chrystusem Panu naszym, Jezusem, bo On jest naszą drogą, prawdą i życiem.
Agamemnon Agamemnon
14 listopada 2016, 13:28
Gdy później o tym rozmawialiśmy, lider tej modlitwy stwierdził, że widocznie żyję w jakimś grzechu ciężkim, skoro Duch Święty nie mógł działać. Ten lider poznał prawdę stąd ta jego wypowiedz. Jeden z moich uczniów, kiedyś powiedział, że odkrył prawdę wstępując do Świadków Jehowy,  powiedział: "To jest to." Próbowałem mu coś wyjaśnić, ale on słyszał tylko siebie. Osobiście boję się takich liderów i nie mam nawet ochoty z nimi rozmawiać, bo nie ma o czym. Proces dojrzewania przebiega w procesie ustawicznego kształcenia.
Agamemnon Agamemnon
15 listopada 2016, 13:41
Po głosowaniach na "nie" widzę jak wiele osób funkcjonuje w opozycji do nauki, a zadowala się plewami pochodzącymi od poznania potocznego  czyli podwórkowego. Góruje lenistwo.