Zagadka ludzkiego cierpienia

Zagadka ludzkiego cierpienia
(fot. shutterstock.com)
Joseph Loconte

Kogóż nie dotknęły rozterki i tragedie życia, duże lub małe?

Nawet dzieci wiedzą, co to znaczy rozpaczać, gdy zdechnie ukochane zwierzę lub odejdzie najlepszy przyjaciel. Rodzice zmagający się z demencją, mała dziewczynka cierpiąca na białaczkę, uraz głowy sprawiający, że nastolatek zapada w śpiączkę, samochód, który wskutek awarii hamulców stacza się w dół, zabijając kilkuletnie dziecko - listę podobnych tragicznych zdarzeń z naszego życia można by przedłużać w nieskończoność.

Przypomina mi się relacja o "idiotycznym wypadku", w którym zginęli pewien pastor i jego rodzina. Jechał on w sylwestra samochodem dwupasmową drogą w Cumberland w stanie Indiana. Obok niego siedziała żona, a z tyłu troje małych dzieci. Nagle, ni stąd, ni zowąd wywróciło się na samochód drzewo, zabijając wszystkich, oprócz najmłodszego dziecka. Jak stwierdza komunikat prasowy, "tej nocy nie było wiatru, deszczu ani śniegu; nie było żadnych okoliczności, które mogłyby przyczynić się do upadku dębu, który przewrócił się dokładnie na dach samochodu pastora. Jego pasażerowie prawdopodobnie nawet nie zdążyli go zobaczyć".

Jaką parafią, jeśli jej członkowie byliby rzeczywiście ludźmi wierzącymi, nie wstrząsnęłaby podobna tragedia?

Jedenastego marca 2011 roku światem wstrząsnęła wieść o katastrofie spowodowanej przez tsunami u wybrzeży Japonii, wywołane przez trzęsienie ziemi o sile 8,9 stopni w skali Richtera. Jak pisze Mark Avancena, któremu udało się przeżyć kataklizm, najpierw "zapanowała niezwykła cisza, jakby świat się zatrzymał. Potem zaczęło się trzęsienie ziemi". W powodzi zginęły tysiące ludzi; miliony zostały bez dachu nad głową i bez elektryczności. Jeszcze przez wiele tygodni mieszkańcy terenów dotkniętych katastrofą żyli w obawie przed awarią pobliskiej elektrowni atomowej uszkodzonej przez tsunami. Świat obiegły sceny, w których widać było ludzi rozpaczających po stracie swych najbliższych, domów i dobytku. Pewien reporter CNN tak podsumował relację: "cały naród japoński zjednoczył się w żałobie".

W chwili gdy piszę te słowa, setki tysięcy Somalijczyków cierpią wskutek klęski głodu, z którą zmagają się agencje pomocy międzynarodowej, próbując zaopatrzyć głodujących w żywność, wodę i lekarstwa. Tylko w ciągu trzech ostatnich miesięcy wskutek suszy i głodu zmarło ponad dwadzieścia dziewięć tysięcy dzieci poniżej pięciu lat. Niezliczone rodziny z obszarów dotkniętych klęską - w tym rodzina Kaltum Mohamed - próbowały przenieść dzieci do stolicy kraju, Mogadiszu, by mogły tam otrzymać niezbędną pomoc. W czasie tej podróży zmarło czworo z pięciorga dzieci Kaltum. Według jednej z relacji, "klęcząc przy grobie jednego z nich, rozgarniała pokrywającą go ziemię, na przemian płacząc i ocierając łzy. Została jej jedna córka, którą musi spróbować wyżywić".

Oczywiście, nie tylko natura zwraca się przeciwko nam; krzywdę skłonni są nam wyrządzać także inni ludzie. Rozpacz Equiano przypomina nam o tym, że nie było w historii instytucji bardziej nikczemnej niż handel niewolnikami, wynaleziony i realizowany przez ludzi - wykształconych, oświeconych, chodzących do kościoła Europejczyków. Niewolnictwo spowodowało morze nieszczęść ludzkich.

Współczesne postacie zła tworzą własne, specyficzne rodzaje nieszczęść. Na przedmieściach Waszyngtonu, niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, doszło do nagłośnionego w mediach podwójnego morderstwa: najpierw dowiedzieliśmy się o śmierci Jane McQuain, która zmarła od ran zadanych nożem, i o gorączkowych poszukiwaniach jej zaginionego syna, ośmioletniego Williama. Co wieczór w telewizji pokazywano zdjęcie szczęśliwego, roześmianego chłopca w towarzystwie matki. Potem nadeszły nowe wieści i nadzieje okazały się płonne: odnaleziono ciało Williama; zakatowano go na śmierć kijem baseballowym. Obie te zbrodnie oskarżono niezrównoważonego psychicznie męża Jane McQuain, a cała ta ponura historia wywołała wzburzenie mieszkańców okolicznych osiedli.

W lecie 2009 roku w Iranie doszło do zamieszek w związku z wyborami; w Teheranie demonstrujący studenci starli się z rządowymi siłami bezpieczeństwa.

Dwudziestosześcioletnia artystka Neda Agha-Soltan została postrzelona w pierś przez Irańską Straż Rewolucyjną. Na pomoc pośpieszył jej lekarz; Nada wykrwawiła się jednak na śmierć w ciągu niecałych dwóch minut. Tę przerażającą, rozpaczliwą scenę udało się komuś sfilmować; obejrzały ją później miliony internautów. Śmierć kobiety, którą ogłoszono "głosem wolnego Iranu", stała się jednym z najbardziej medialnych zgonów w historii, pogrążając w żałobie miliony Irańczyków.

W świecie, który oplata globalna sieć komunikacji, podobne bolesne i tragiczne doświadczenia - gdziekolwiek by do nich dochodziło - wdzierają się w nasze życie. Każde z nich przypomina nam o zdumiewającej, przerażającej powszechności bólu i żałoby, przeżywanej tak samo w różnych społeczeństwach, wspólnotach językowych i religijnych świata.

Gdzie szukać mądrych odpowiedzi na pytania, które rodzi ta zagadka ludzkiego cierpienia?

Wielu ludzi szuka ich w wierze; wielu odwraca się od wiary. Trudno ich za to winić. Duchowni różnych religii często zdają się zajmować wobec rzeczywistości cierpienia dwie różne postawy. Na jego widok albo zupełnie milkną, albo z ogromną pewnością siebie tłumaczą sens cierpienia. Zamiast wsparcia, wskazówek czy choćby współczucia, oferują pobożne komunały, teologiczne abstrakcje i bezduszne ostrzeżenia przed sądem Bożym.

Nigdy nie zapomnimy żałoby, jaka zapanowała po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton z 11 września 2001 roku. A jednak w tamtych chwilach żałoby narodowej dwóch chrześcijańskich duchownych prawicowych, Jerry Falwell i Pat Robertson, ogłosiło sąd Boży nad zdeprawowanymi Stanami Zjednoczonymi: "Bóg podnosi zasłonę i pozwala wrogom Ameryki wyrządzić nam coś, na co prawdopodobnie zasłużyliśmy". Boską odpłatę dostrzegł w tym akcie terroru także lewicowy teolog Stanley Hauerwas; w jego opinii była to kara za politykę zagraniczną USA: "Cena, jaką Amerykanom przyjdzie zapłacić za arogancję, z jaką w tej chwili sobie poczynamy, będzie rzeczywiście straszna (...) i myślę, że sobie na to zasłużyliśmy".

Zatem nawet w chwili, gdy w strefie zero wydobywano spod gruzów zmasakrowane szczątki ofiar, samozwańczy prorocy pozwalali sobie na ogłaszanie sądu Boga nad narodem. Wielu Amerykanom wydało się to niewątpliwym nadużyciem wiary, wykorzystywaniem momentów ludzkiej tragedii do celów religijno-politycznych.

Problemem nie jest tu oczywiście polityka. Problem stanowi zadufanie w sobie i arogancja. Zamiast przeżywać żałobę ze swymi rodakami, przywódcy religijni często wznoszą się ponad nich, wiedząc lepiej, czemu służy doświadczane przez nich cierpienie.

Podczas pewnego niedzielnego nabożeństwa, w którym brałem udział na wzgórzu kapitolińskim, pastor powierzył głoszenie kazania młodemu, dwudziestopięcioletniemu duchownemu, radykalnemu "gniewnemu kalwiniście", który właśnie skończył seminarium. Tematem kazania był problem cierpienia, zaczerpnięty z biblijnej Księgi Hioba. Większość z nas przyznałaby zapewne, że największym cierpieniem, jakiego ten surowy kaznodzieja doświadczył w swym młodym życiu, była prawdopodobnie trauma związana z trądzikiem młodzieńczym. Mimo to z niezachwianą pewnością siebie wypowiadał się o tajemnicy cierpienia; jego tezy były klarowne, odznaczały się teologiczną precyzją i intelektualną ścisłością. Były też całkowicie oderwane od codziennych zmagań ludzi, którzy weszli w życie wcześniej niż on.

Nawet jeśli nasi religijni liderzy nie są pewni, jaki jest sens cierpienia w naszym życiu, często mówią o nim tak, jakby wszystko doskonale wiedzieli. Chcą ukształtować nas na swoje podobieństwo, doprowadzić do prawdziwej wiary. Jakby się obawiali, że głębokie przeżycie bólu i żalu może prowadzić jedynie do nieprzezwyciężalnego zwątpienia.

Nieco głębsze podejście do tego zagadnienia jest oznaką prawdziwej mądrości. Po śmierci swej żony, Joy, która zmarła na raka, pisarz chrześcijański Clive Staples Lewis prowadził dziennik, w którym na gorąco notował swe niepokorne emocje, opisując zmagania z problemami wiary. Pisze w nim: "Nie tylko przeżywam w smutku każdy dzień, który zdaje się nie mieć końca, lecz także rozmyślam o tym, że tak go przeżywam". Lewis pisze, że żal przypomina uczucie strachu: w obu przypadkach towarzyszy nam to samo ściskanie w żołądku, ten sam niepokój. "A smutek nadal przypomina strach. A może raczej uczucie niepewności. Lub oczekiwania, oczekiwania, że coś się wydarzy. Nadaje to życiu stałe piętno tymczasowości. Wydaje się, że nie warto nic zaczynać".

Wcześniej w tej samej książce czytamy o przeżywanym przez Lewisa poczuciu opuszczenia przez Boga; autor pisze, iż zdaje mu się, że puka do zamkniętych drzwi, zaryglowanych od wewnątrz. Im dłużej czeka na odpowiedź, tym bardziej dojmująca staje się cisza. Lewis wyjaśnia, że najbardziej obawiał się nie tego, że przestanie wierzyć w Boga, lecz tego, że zacznie Mu przypisywać coś, co nie jest prawdą.

Ci z nas, którzy doświadczyli wielkiej straty, wiedzą dokładnie, co Lewis ma na myśli. Codzienna troska, z jaką patrzę na zmagania mojej mamy z bólem choroby nowotworowej, coraz większy lęk przed przegraniem tej walki, poczucie bezsilności - wszystko to spada na mnie jak huragan. Duchowy ból i smutek atakuje, nie daje nam spokoju, nie słabnie nawet we śnie. Gdy nas dopada, nawet oddychanie wydaje się ciężką pracą. Rak mojej mamy nie zrobił ze mnie agnostyka. Wciąż wierzyłem, że Bóg istnieje; co dzień się do Niego modliłem. Bardzo trudno było mi jednak oprzeć się wrażeniu, że Bóg po prostu nie jest Tym, za kogo Go uważałem, że nie jest tak bliski i współczujący, jak wierzyłem dotąd.

Joseph Loconte - Poszukujący. Droga do wiary w dolinie zwątpienia

Jakże często nie spodziewamy się, że w dolinie rozpaczy Bóg zastąpi nam drogę... i wskaże kolejny krok.

Pogrążeni w żałobie i zwątpieniu dwaj uczniowie Jezusa wracają do Emaus. Nie przypuszczają, że droga ich ucieczki stanie się drogą poszukiwania dla każdego człowieka, którego zawiodły nadzieje. Ślady wędrowców do Emaus stają się naszymi śladami, a my poszukiwaczami wiary."Poszukujący" - historia zarówno dla wierzących, jak i dla uczciwych sceptyków. Chcę przeczytać tę książkę >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zagadka ludzkiego cierpienia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.