Zmartwychwstanie to wydarzenie miłości

(fot. Michał Lewandowski)
kard. Luis Antonio G. Tagle

Życie pierwszych chrześcijan ukazuje nam, jak wiara w zmartwychwstałego Pana może przemienić różniących się od siebie ludzi we wspólnotę.

Wspólnota chrześcijańska jest nie tylko owocem Zmartwychwstania. Jej posłannictwem jest przyjęcie i ukazanie światu nowego życia, które Zmartwychwstały oferuje ludzkości i całemu stworzeniu. Mamy nadzieję, że widząc nasze życie wspólnotowe, ludzie poznają, że przyczyną, dla której jesteśmy razem, jest sam Jezus.

Czy w wierze, którą próbujemy żyć na co dzień, rzeczywiście dostrzec można zmartwychwstałego Jezusa? Co sprawia, że wierzymy w Zmartwychwstałego i że się z Nim spotykamy? Jakie czynniki wpływają na naszą wiarę w Jezusa? Dwudziesty rozdział Ewangelii świętego Jana wymienia szereg czynników kształtujących wiarę w Jezusa Chrystusa, który zmartwychwstał. Wiele z tych czynników można wyrazić przy pomocy metafory widzenia i oglądania.

Kto widział Pana? W jaki sposób widziano Zmartwychwstałego? Czy ktoś z nas widział kiedyś Pana? W naszym języku potocznym słowa oznaczające widzenie, wiarę i rozumienie są ze sobą powiązane. Często, chcąc powiedzieć, że ktoś coś zrozumiał, mówimy: "Zobaczył wreszcie, że jest tak a tak". Mając na myśli rozumienie, mówimy metaforycznie o widzeniu. W Skrzypku na dachu Tewje, mleczarz, pyta swoją żonę Golde: "Czy mnie kochasz?", a ona odpowiada: "Po tylu latach gotowania, prania... ty mnie jeszcze pytasz? Czy nie widzisz?". Być może powinniśmy spytać siebie: "Czy zobaczyłem Pana? Czy ludzie widzą, że Pan rzeczywiście we mnie zmartwychwstał?".

DEON.PL POLECA

W Ewangelii według świętego Jana uczeń, którego Jezus kochał, zobaczył pusty grób i płótna, i uwierzył. Piotr zobaczył to samo, lecz Jan nie mówi nam, czy uwierzył. W relacji Jana Piotr, który miał odgrywać kluczową rolę we wspólnocie pierwszych chrześcijan, nie był pierwszym uczniem, który uwierzył w Zmartwychwstanie. Ewangelista znał kogoś, kogo nazywał "umiłowanym uczniem", kogoś, kto uwierzył jeszcze zanim ujrzał Zmartwychwstałego. "Widział", pojął, co się stało, nim Pan mu się objawił. W jaki jednak sposób uczeń ten doszedł do wiary? W Ewangelii świętego Jana umiłowany uczeń jest symbolem idealnego ucznia, kimś, kogo Jezus kochał i kto kochał Jezusa. Dlatego właśnie uczniem, który pierwszy uwierzył, był uczeń, "którego Jezus kochał". Jego wiara brała się nie z widoku zmartwychwstałego Pana, lecz z miłości. Kochając, uczeń ten nie potrzebował innych znaków. Miłość wyostrzyła mu wzrok. W przypadku umiłowanego ucznia z Ewangelii świętego Jana nie sposób powiedzieć, że miłość jest ślepa.

Ktoś, kto kocha, widzi to, czego inni nie widzą. Miłość otwiera w nas zmysł, który William Johnston nazwał okiem wewnętrznym lub trzecim okiem -oko serca, oko miłości. To trzecie oko widzi jedynie dzięki miłości. Tak jest z nami wszystkimi. Gdy miłość w nas żyje, widzimy więcej, niż ci, którzy nie kochają. Nim ich dzieci zdążą się na coś poskarżyć, rodzice już widzą, że coś jest nie tak. Niektóre kobiety nie potrzebują dowodów niewierności swych mężów, gdyż, doświadczone przez lata miłości, widzą, że w ich małżeństwie dzieje się coś niedobrego. Miłość zwiększa naszą wrażliwość i spostrzegawczość, pozwalając nam dostrzec to, co wykracza poza zwykłe znaki i prawdy.

To, co święty Paweł pisał o miłości w Liście do Koryntian, sprawdza się w Ewangelii Jana: miłość "wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma" (1 Kor 13, 7). Gdy kochamy, wierzymy. Nie zawsze jest tak, że, by pokochać, musimy najpierw uwierzyć. Niekiedy jest odwrotnie - miłość pogłębia wiarę. Przykład umiłowanego ucznia dowodzi, że wiara w Chrystusa zmartwychwstałego jest odpowiedzią miłości w takim samym stopniu, w jakim jest ona konsekwencją spotkania ze Zmartwychwstałym. Kto zobaczy Zmartwychwstałego? Ten, kto miłuje Chrystusa. Wyznanie "Pan zmartwychwstał" jest nie tylko wypowiadaną przez nas formułą wiary, lecz także wyznaniem miłości. Jest okrzykiem miłującego - człowieka, który kocha Chrystusa.

Filozof Gabriel Marcel miał kiedyś powiedzieć: "Gdy wyznajesz komuś miłość, tak naprawdę mówisz mu: «Nie chcę, byś umarł»". Gdy kogoś kochamy, chcemy, by ukochana osoba żyła wiecznie, by została z nami na zawsze. Dlatego nawet wówczas, gdy umrze, miłość skłania nas do nadziei, że w rzeczywistości nie umarła. Śmierć może położyć kres życiu, lecz nie miłości, gdyż prawdziwa miłość jest silniejsza niż śmierć. W obliczu śmierci ukochanej osoby utwierdzamy się w przekonaniu, że ukochany nie umarł całkowicie. W naszym sercu będzie żyć zawsze. Nigdy nie umrze! Z perspektywy Ewangelii zmartwychwstanie jawi nam się jako wydarzenie miłości. Zadajmy sobie zatem pytanie: "Czy rzeczywiście widzę oczyma miłości Jezusa zmartwychwstałego? Czy spotykam zmartwychwstałego Chrystusa w swojej miłości? Okres Wielkanocy jest nie tylko czasem miłości; jest także czasem jej oczyszczenia, czasem, w którym uświadamiany sobie naszą niezdolność do miłości, naszą niewierność i nieporadność naszych odpowiedzi na jej wezwanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmartwychwstanie to wydarzenie miłości
Komentarze (10)
KM
Katarzyna Michalska
28 marca 2016, 01:14
I nie wie, co robić.
KM
Katarzyna Michalska
28 marca 2016, 01:12
Ktoś, kto kocha, widzi wszystko w tym, kogo kocha. Widzi młodość i widzi starość. Widzi radość i widzi smutek. Chce wszystkiego nawet wtedy, gdy nic nie jest możliwe. Kocha ponad wszystko nawet wtedy, gdy NIC nie jest możliwe. Ktoś, kto kocha aż za bardzo, kocha nawet wtedy gdy wie, że miłość, którą odkrył w sobie, odbiera mu wszystko, bo nie może być z kimś, kogo kocha.  Ktoś, kto kocha, kocha mimo to.  Ktoś kto kocha kocha nie czekając na nic. A jeśli dostanie to, co nie może należeć do niego, nie wie, co z tym zrobić.  Ktoś, kto kocha, czasem kocha bardziej  niż siebie, bardziej niż życie własne.
no_name (PiotreN)
28 marca 2016, 01:44
Byłem dość zaskoczony, kiedy przeczytałem kiedyś, iż nie masz dzieci. Ale jeszcze mocniej, kiedy napisałaś, że kochasz kogoś, kogo w zasadzie obecnie kochać nie powinnaś. O ile dobrze pamiętam to trudność tej miłości brała się z tego, iż jest on żonaty. Wybacz, ale trochę to dziwne jak dla mnie. Pewnie "kilku" nieżonatych dałoby sie jeszcze znaleźć. Lepiej więc w kwestii uczuć nie spieszyć się zbytnio i lokować je w tempie adagio. :-)
KM
Katarzyna Michalska
28 marca 2016, 04:23
Nie bardzo rozumiem sugestię lokowania uczuć w tempie adagio. Czy też w jakikmkolwiek innym tempie. Sądzisz, że uczucia można sobie lokować na zasadzie lokowania kapitału w banku? Nie bardzo. Gdyby tak było, szybko "wybrałabym" moje uczucia z "obiektu", w którym ulokowane zostały. Tymczasem jest to niemożliwe, bo albo się kogoś kocha, albo nie. Dodatkowo, nie przypominam sobie informowania Cię o moim statusie społecznym typu posiadania dzieci lub nie. Może więc zechcesz przypomnieć mi, skąd czerpiesz wiadomości o moim stanie posiadania dzieci?
KM
Katarzyna Michalska
28 marca 2016, 04:27
W czasie, gdy będziesz poszukiwać tej informacji na mój temat (kto wie...może aż tak się rozpisałam?) mogę jedynie napisać Ci, że dramat człowieka zaczyna się w momencie, gdy zakocha się na zabój i na zawsze i nie jest możliwa tego zmiana.  Otóż...czasem człowiek zakocha się tak głęboko, że nie da się tego zmienić. Nie widzisz gościa przez kilka lat, myślisz: przeszło. Jedno spojrzenie - i koniec, wiesz, że nie przeszło i nigdy nie przejdzie :D Do śmierci :)
KM
Katarzyna Michalska
28 marca 2016, 04:30
Co więcej: nie da się znaleźć innych żonatych lub nieżonatych na jego miejsce. Stąd stuprocentowa pewność, że nie gadaliśmy o nim :D Po prostu - to moja miłość na zawsze i już...Czasem tak jest i już.
no_name (PiotreN)
29 marca 2016, 00:22
Sądzisz, że uczucia można sobie lokować na zasadzie lokowania kapitału w banku? To nie tak jak piszesz, bo to nie tego typu lokata. Sądzę, że postępując w ten sposób krzywdzisz samą siebie. To Twoje uczucie to rodzaj miłości platonicznej, może i pięknej, czystej, ale jednak bez wzajemności i bez szans na przyszłość. Uważasz, że nie da się tego zmienić? Ja twierdzę inaczej. :-) "Leczenie" tu polega podobnie do leczenia alkoholowego kaca. Przepraszam za to porównanie, wiem, jest mocno niestosowne, ale dobrze oddaje klimat problemu. Zakochanie, bo o tym tu mowa, to stan przede wszystkim uczuciowo- emocjonalno- hormonalny (u kobiet sytuacja jeszcze trudniejsza do opanowania). Miłość to coś znacznie więcej, aniżeli zakochanie. Czasami własnie w imię dobrze pojętej miłości trzeba pozwolić komuś uwolnić się od siebie i to nie tylko na poziomie emocji. Info o tym, iż nie posiadasz dzieci dostarczyłaś sama tutaj pod jakimś artykułem o nich. Pisałaś tam, że powinno się w Polsce inwestować w dzieci i dodałaś, że sama ich nie posiadasz. Wybacz, ale nie będę doszkukiwał się tego wątku. Tajemnicza naprawdę dobrze Ci życzę i radzę.   :-) Nie ma sensu trwać choćby i mentalnie w uczuciu, które nie może wykraczać poza ramy platonicznego.
27 marca 2016, 13:14
Kto zobaczy Zmartwychwstałego? Ten, kto miłuje Chrystusa. Jakiś czas temu, przy jednym ze zdjęć w mojej galerii zdjęć zadałam sobie bardzo podobne pytanie: czy żeby poznać Zmartwychwstałego trzeba być samemu zmartwychwstałym? Skoro kobiety ujrzały Zmartwychwstałego Chrystusa, czy to oznacza, ze wcześniej same musiały zmartwychwstać? I oto właśnie uzyskałam odpowiedź, że tak, co wynika z powyższego tekstu: pojął co się stało, nim Pan mu się obajwił. (...) Jego wiara brała się nie z widoku zmartwychwstałego Pana, lecz z miłości. Kochając, uczeń ten nie potrzebował innych znaków. Miłość wyostrzyła mu wzrok. Umiłowany uczen jest symbolem idealnego ucznia, kimś, kogo Jezus kochał i kto kochał Jezusa.
27 marca 2016, 13:59
Ilu umiłowanych uczniów ma dzisiaj Jezus?:)
Andrzej Ak
27 marca 2016, 17:26
Napewno wielu i zarazem wciąż za mało. Za mało, jakby tak spojrzeć w szeregi samych wiernych.